Muzyczka xD

czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 47 - "A ja myślałem że..."

Violetta. 
Po chwili do mojego pokoju znowu wpadły Camila z Francescą. Chwile jeszcze rozmawialiśmy, gdy w
końcu odezwała się Francesca.
- Violetta, impreza się szykuje! - powiedziała i zaśmiała się. Dopiero po chwili ogarnęłam o co jej chodzi.
- A no tak, trzeba to wszystko przygotować.
- Ja o czymś nie wiem? - spytała lekko zdziwiona Camila.
- Za tydzień Marco i Diego mają urodziny. - wyjaśniła Francesca - Trzeba wymyślić jakieś naprawdę wspaniałe przyjęcie.
- Już widzę jak w tydzień wymyślicie coś co ucieszy oboje.
- Nie mają za dużych wymagań. Chociaż... I tak trzeba wymyślić coś wyjątkowego.
- Mi się nie chcę myśleć. - odezwała się Camila.
- Chyba tylko tobie. - powiedziałam. Razem z Francescą zaczęliśmy zastanawiać się nad tym co zrobić dla chłopaków na urodziny.

Diego. 
- Jeszcze pięć minut. - powiedziałem zakrywając głowę poduszką. Halo, jest weekend! Po co mam wstawać aż tak wcześnie? Przysięgam że więcej nie pojadę nigdzie z tatą. Przecież jest 7 rano, jeju...
- Żadne 5 minut, wstawaj. - powiedział od razu zabierając mi kołdrę. Za jakie grzechy ja tutaj jestem? Zrobiłem mu coś kiedyś? Niegrzeczny byłem jak byłem dzieckiem i teraz się odpłaca? Tylko tak to widzę.
- No dobra, dlaczego budzisz mnie o 7 rano. - spytałem próbując zabrać mu moją kołdrę. - Chce spać.
- Ile można spać? No tak, zapomniałem. Siedziałeś z telefonem do północy.
- No i...? Już wiesz dlaczego spóźniam się na twoje zajęcia. Zawsze tak mam. - zaśmiałam się i zabrałem mu kołdrę, chowając się pod nią od razu.
- Dominguez!
- To moje nazwisko.. Zaraz, dlaczego mam inne nazwisko niż ty? Tego nigdy nie zrozumiem. - wzruszyłem ramionami.
- Mścisz się na mnie czy co? - spytał tym razem śmiejąc się razem ze mną.
- No dobra, już wstaje. Chociaż... Jeszcze 5 minut?
- Diego...
- Dobra, dobra. - wywróciłem oczami. Wyszedł z pokoju, bym mógł się jakoś ogarnąć. Okazja by pójść spać dalej. Chociaż... Spojrzałem na telefon. Dziewczyny pewnie jeszcze spały, więc nie powinienem dzwonić do Violetty. Postanowiłem narazie sobie odpuścić, ale jednak wstałem. Przebrałem się i po chwili już wyszedłem z pokoju. Wszedłem do salonu, w którym siedział mój tata. Na początku mnie nie zauważył. Przeglądał jakieś zdjęcia. Usiadłem obok niego, dopiero w tym momencie mnie zauważył. Spojrzałem na zdjęcie. Byłem na nim ja i Marco, jeszcze jak mieliśmy po dwa lata. Spojrzałem na ojca. Wyraźnie nie był zadowolony z tego że Marco i Mora nie mają zamiaru spędzać z nim wcale czasu. Ale równocześnie cieszył się z tego że właśnie ja daje mu jakąś szansę.
- Tato... Przepraszam że o to spytam, ale... Mora też jest twoją córką? - gdy zadałem to pytanie, dopiero wtedy na mnie spojrzał. Chyba zdziwił się że akurat teraz przyszła mi ochota na szczerą rozmowę.
- Nie, Mora nie. I Marco też nie. - odezwał się. Marco nie? Zaraz... Ja tego naprawdę nie rozumiem. Przez całe swoje życie, byłem przekonany że ja i Marco urodziliśmy się tego samego dnia, więc prawdę mówiąc ojciec powinien być ten sam. Chyba że i moim ojcem nie jest... Chociaż nie wydaje mi się. Widząc że nic nie rozumiem, kontynuował - Dopiero jakieś dwa lata po wyjeździe dowiedziałem się że Mora nie jest moją córką, widzę że wy do tej pory nie wiecie że każde ma innego ojca.
- Ale jak to możliwe...? No dobra, Mora to jeszcze rozumiem. Ale Marco?
- Ale nie powiesz mu? - zapytał. Spojrzałem na niego. Miał taką minę, jakby zaraz chciał wyjawić mi jakąś największą tajemnicę. Kiwnąłem głową. Nie powiedziałbym mu niczego co by go zraniło. - Marco ma w ogóle innych rodziców. Jest adoptowany.
Teraz to na serio zawał. Na to to bym nie wpadł. I dlaczego Marco JESZCZE o tym nie wie? Nie wiem... Ale obiecałem że ja mu nie powiem.
- A Mora? - spytałem po dłuższej chwili milczenia.
- Ma innego ojca, tyle. Twoja matka mnie zdradziła. - powiedział, chowając od razu zdjęcia. Nigdy w życiu nie wpadłbym na to że tylko ja jestem jego synem. To było dość... dziwne?
- Ale nic im nie powiesz...?
- Nie powiem, na pewno.

Tydzień później. 

Sobota. Dzień który tak bardzo uwielbiam. Szczególnie gdy leże sobie w swoim łóżku, nikt mi nie przeszkadza i mogę sobie spać do 10. Tak... Życie jak w Madrycie. Dosłownie, jak jestem u mamy też nikt mi nie przeszkadza. Aż nagle te cisze zagłuszyła Mora.
- Mam ci zaśpiewać "Sto lat" żebyś wreszcie ruszył spasiony tyłek z łóżka?! Już chyba 10 razy wołałam cię na śniadanie! - zaczęła się na mnie wydzierać. Wspaniale zaczyna się ten dzień... Dobrze że potem będę już tylko z Violettą. Tak by mogło być cały dzień.
- Chwila... Już wstaje... A nie, nie wstaje. Błagam, daj mi chociaż raz szansę na wyspanie się. - powiedziałem chowając głowę pod poduszką. Mora wyszła z pokoju. Wygrałem. Tak zdawało mi się przez chwilę. Dość krótką chwilę, bo po krótkim czasie poczułem że jakiś idiota (czyt. moja pojebana siostra) olewa mnie wodą. Ale zimna! Spojrzałem na nią z wyrzutem, a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Wstajemy. - powiedziała tylko i wyszła z mojego pokoju. Chcąc nie chcąc wstałem. Nie zamierzałem zamarzać w łóżku, cały mokry. Poszedłem się przebrać, dopiero wtedy zszedłem na śniadanie. Marco już gdzieś wcięło.


***
Postanowiłam to wszystko trochę przyspieszyć, haha xD

środa, 26 lutego 2014

One Shot

Zanim coś napiszecie, przypomnę że One Shot to nie rozdział, haha xD I em... Nom... Em... Kiepski jest xd

***

~ " Wyrwij moje serce i zakop daleko. Tak abym nie był wstanie usłyszeć jak bije. Jak z każdym uderzeniem trucizna zwana ' nieodwzajemnioną miłością ' rozchodzi się po każdym jego wrażliwym kąciku. Jak przeszywa go niewyobrażany ból. Najgorszego w tym całym cierpieniu jest to, że nie ma nawet nadziei że kiedykolwiek się skończy, przeminie, zniknie. To jak niekończące się umieranie z pragnienia, śmiercią głodową .. "  ~

- Kazał ci to przekazać. - usłyszała z ust jego najlepszej przyjaciółki. Violetta spojrzała na Ludmiłe i niepewnie wyciągnęła rękę po granatowy notatnik. Dlaczego akurat to ona miała go dostać? Tego nie rozumiała... Niepewnie otworzyła zeszyt. Jej oczom ukazał się pierwszy wpis. Pamiętnik? Zaczęła od razu czytać, tylko pojedyncze wpisy :

8 listopada 2013 rok. 

Marzenia... To chyba właśnie to ściągnęło mnie do Argentyny. Nadal zastanawiam się dlaczego tak naprawdę zostawiłem za sobą wszystko co miałem, od dziecka. Mam teraz 19 lat, i wyobrażenie tego że potrafię poradzić sobie samemu w życiu. Chociaż już od dziecka byłem rozpieszczany przez rodziców. Nie - przecież ja sobie nie poradzę. Ale czy o tym myślałem w tym momencie? W tym momencie byłem nadal tylko rozpieszczonym dzieciakiem, myślącym o sobie. Czy jeden miesiąc potrafi zmienić życie człowieka? Przekonałem się że tak. Sam się już gubię w swoich uczuciach. Potrzebuje... miłości? Czegoś co wcześniej było mi zbędne. Właśnie dlatego to piszę. By samemu odnaleźć się w tym co czuje, czego pragnę. Może się wydawać dziwne że to chłopak prowadzi coś takiego jak pamiętnik. I to dorosły chłopak. Ale chyba tylko ten sposób daje mi nadzieje na lepsze jutro. Na to że dowiem się czego tak naprawdę chcę. Pół roku temu kupiłem bilet na samolot. Pożegnałem się z rodziną, z przyjaciółmi. Po co? Tylko po to by zając się w życiu tym co kocham - tańcem. Rodzice nie bardzo popierali mój wybór, twierdząc że to nie przyda mi się w życiu. Ale ja jak zwykle byłem uparty i nic nie było w stanie zatrzymać mnie w Hiszpanii. Teraz zastanawiam się czy ten wyjazd był dobrą decyzją. Co tak odmieniło mój punkt widzenia? Jedna, jedyna dziewczyna. Dziewczyna? No właśnie... Jeszcze kiedyś w ogóle nie zwracałem uwagi na słowo "miłość". Nie łamałem serc, nie byłem podrywaczem. Wręcz przeciwnie... Uciekałem przed miłością ile się da. Ale w końcu mnie dorwała. Już w ciągu kilku dni po przeprowadzce, nauczyłem się że coś co nazywają miłością, dorwie każdego. A kim jest ta dziewczyna? Niby nie jest wyjątkowa. Dla kogoś kto mija ją na ulicy, zapewne jest zwyczajna. Ale nie dla mnie. Wyjątkowa, jedyna... Dlaczego robię z tego problem? Dlatego że ma chłopaka. Z natury nie jestem jakimś debilem rozwalającym związki. Nie potrafię podejść i powiedzieć że jest dla mnie kimś ważnym. Znamy się pół roku, a ja nie potrafię podejść i powiedzieć głupiego "Cześć" bez jąkania się jak jakiś idiota. 

20 listopada 2013 rok. 

Za każdym razem gdy dzwonię do swoich rodziców, mam wielką ochotę powiedzieć im że do nich wracam. Tak, wracam i już nie zamierzam wyjeżdżać z kraju. Jednak przypominam sobie słowa ojca. Słowa że nigdy nie poradzę sobie sam. Muszę mu udowodnić że sobie poradzę. Jak narazie nie jest tragicznie. Źle, ale nie tragicznie. Każdego dnia znoszę ból coraz lepiej. Z resztą... I tak nikt mnie nie rozumie. Nikt, z wyjątkiem Ludmiły. Chociaż... Ona nie wie wszystkiego. Nikt nie wie co dzieje się w moim sercu, w mojej głowie. Nawet gdy sobie to wyobrażę, szybko to wszystko znika. Ginę w swojej własnej bajce. Chyba tylko mi się to zdarza. A ona? Nadal mnie nie widzi. Chociaż teraz już zwykłe "Cześć" przejdzie mi przez usta. Teraz już normalnie z nią rozmawiam. I każdego dnia zakochuje się od nowa - jeszcze bardziej. To wyniszcza mnie od środka. Sprawia że każdego dnia nie mogę zasnąć. Że myślę o jej pięknych oczach. O jej uśmiechu, który każdego dnia sprawia że sam od razu się uśmiecham, chociaż w środku cierpię. 

24 grudnia 2013 rok.

Samotne święta, samotne życie. Nagła zmiana wszystkiego dała mi czas do przemyślenia. Do stwierdzenia że nie, że jednak nie mogę wrócić do Hiszpanii. Tutaj mam wszystko. Tutaj muszę spędzić resztę swojego życia. Nie potrafię wrócić do rodzinnego miasta, całkowicie odmieniony. Cierpienie którego nigdy nie odrzucę, wyniszcza mnie nadal. Od środka, zostawiając ślady na mojej psychice. Z pozoru normalny chłopak, chcący spełniać marzenia. Dlaczego większość znajomych uważa że nie mam uczyć? Bo doskonale ukrywam to co dzieje się w moim życiu, w moim sercu. Bezuczuciowy Diego chodzący po świecie, udający że wszystko jest w świecie. Pieprzony optymista. Słyszałem kiedyś że ten co uśmiecha się cały czas za dnia, najczęściej płaczę po nocach. Jeszcze niedawno nie zgodziłbym się z tym stwierdzeniem. Dzisiaj uważam że ktoś kto to powiedział czuł się tak samo jak ja. 

30 stycznia 2014 roku. 

"Ty się zakochałeś!" - No co ty nie powiesz, Ludmiła? Bawi mnie trochę to że przyjaciółka która rozmawia ze mną dopiero po kilku miesiącach zauważa że coś jest ze mną nie tak. Gratulacje dla tej pani. W sumie... Chyba naprawdę skutecznie to wszystko ukrywam, skoro nawet ona się nie domyśliła. 

***

Dziewczyna przestała czytać przed ostatnim wpisem. Nie miała siły czytać wszystkiego co napisał chłopak. Ale wiedziała, czuła, że ten ostatni wpis wyjaśni jej wszystko. Usiadła na łóżku w swoim pokoju. Już i tak płakała. Wiedziała że chłopak pisał to o niej. Każde słowo, ból jaki czuł w sercu Diego, spowodowała właśnie ona. I tego nie zauważyła. Nie wiedziała jakim cudem nie zauważyła.

***

1 marca 2014 roku. 

Em... Sam teraz nie wiem co tutaj napisać. Zwykle gdy siadałem z długopisem od razu wpadał mi do głowy potok słów, które musiałem tutaj zapisać. Ale teraz co? List pożegnalny? Tak, nie radzę sobie. Nie radzę sobie z życiem. Ale po co to robię? Po co to wszytko? Chyba tylko po to, by pokazać wszystkim że ktoś kto w kółko się uśmiecha, niekoniecznie musi to samo mieć w środku. Zapewne wielu zdziwi to że mnie "już nie ma", jak to sobie wyobrażałem wiele razy. Zapewne wielu z nich zacznie się zastanawiać o co chodzi. Ale... Będzie wiedziała tylko Ludmiła. I Violetta. Tak, ona zdecydowanie. Już napisałem list pożegnalny do Ludmiły... Violetta... Violetta pewnie to przeczyta. Więc dwa ostatnie słowa : Kocham cię.

***
Violetta przyglądała się ostatniej zapisanej kartce z zeszytu. Widniały na niej zaschnięte krople krwi i mokre plamy zostawione przez łzy dziewczyny. To wszystko jej wina. Przechodziło jej przez głowę tylko to. Tak myślała.... że to jej wina.

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 46 - "Weekend bez Diego"

Diego. 
W końcu jest weekend, co oznacza trochę wolnego i czas na spotkania z przyjaciółmi. Chociaż normalnie to oznaczał, bo ten weekend będzie trochę inny. A trochę, oznacza zupełnie inny.
- Diego, jesteś pewny że chcesz spędzić cały ten weekend z tatą? - spytała Mora. Oczywiście ona też miała tam jechać z nami. Jednak ona i Marco jakoś mniej entuzjastycznie przyjęli propozycje. A potem i tak się od tego wymigali, więc czeka mnie weekend tylko z ojcem. Zabrałbym ze sobą Violettę, ale jakoś wolałbym by ten weekend spędziła z przyjaciółkami, tak jak planowały od samego początku.
- Tak, jestem pewny. - odpowiedziałem wreszcie na jej pytanie - Będzie fajnie. Też mogłabyś pojechać.
- Ja mu nadal nie ufam. Ale skoro ty jesteś aż tak naiwny, to proszę bardzo.
Kiedy to powiedziała od razu na nią spojrzałem. Nie rozumiałem już teraz jej wielkiej niechęci do naszego ojca. Okey, może nie był wcześniej jakimś kandydatem na ojca roku. Ale próbuję to chociaż naprawić. Nie umiałem mu powiedzieć że nie mam zamiaru spędzić z nim tego czasu tylko dlatego że się boje że znowu zniknie, tak jak boi się tego Marco i Mora.
- Czyli według ciebie chęć spędzenia czasu z ojcem, którego pomimo wszystko kocham, jest naiwnością? - zapytałem.
- Naiwnością jest to że go kochasz. - stwierdziła i wyszła z mojego pokoju. Jeszcze nigdy nie byłem aż tak daleko z moim rodzeństwem. Zwykle mogliśmy powiedzieć sobie wszystko, byliśmy dla siebie wsparciem. Byliśmy raczej jak grupa przyjaciół, nie rodzeństwo. Ale teraz... Mora cały czas ma o coś do mnie pretensje, a Marco się z nią zgadza. Całe dnie spędzamy osobno. Żadne z nich nie ma pojęcia co się dzieje teraz w mojej głowie. A dom zamienia się tak jakby na dwa obozy. Dwa, bo Marco i Mora współpracują przeciwko mnie.

Tata już następnego dnia z samego rana po mnie przyjechał. Ciekawiło mnie gdzie dokładnie spędzimy ten weekend. Wiem tylko że w domku nad jeziorem. Mora nadal odradzała mi tego wyjazdu, ale przecież to tylko weekend z ojcem. Nic nie może się stać, jeżeli jeden jedyny raz spędzę z nim więcej czasu. Zanim wyszedłem z domu, podrzuciła mi jeszcze lekarstwa. Nie mam pojęcia po co mi to, ale nie zamierzałem się kłócić. W końcu to moja siostra, co nie? Już i tak za często się kłócimy. Po chwili już byłem w samochodzie razem ze swoim ojcem.

Violetta. 
Taty nie będzie cały weekend, nareszcie! Chciałam zaprosić Diego, ale oczywiście nie może. Ja go rozumiem, w końcu powiedział mi że jedzie gdzieś z ojcem. Cieszę się że spędza z nim czas. Ale wracając do rzeczy, weekend spędzę z przyjaciółkami. Chociaż wieczorami i tak pewnie będę siedziała z komputerem i rozmawiała z Diego. Jakoś te kilka dni bez niego mi się nie bardzo podobają, od zawsze widujemy się codziennie. Co by było gdyby wyjechał na dłużej? Chyba bym zwariowała. Weekend będę sama w domu, pierwszy raz tata zgodził się bym z nim nie jechała. Ale chyba tylko dlatego że Diego nie będzie w mieście. Lepiej być pewnym. Po chwili już przyszły dziewczyny.
- Nie ma Diego? - zdziwiła się Fran. Chyba na serio myślały że zaproszę też jego. Jakbym on miał przyjść, to już tylko on.
- Nie ma, pojechał gdzieś z tatą. - odpowiedziałam. Razem z dziewczynami poszłyśmy do mojego pokoju. Do wieczora rozmawiałyśmy i się wygłupiałyśmy. Wieczorem zauważyłam że Diego chcę się ze mną połączyć. Tak jak myślałam, wieczorami będzie chciał ze mną rozmawiać. Od razu chciałam wygnać dziewczyny z pokoju i z nim pogadać, jednak Francesca wymyśliła żeby zrobić mu żart. Nie wiadomo dlaczego od razu się na to zgodziłam. Usiadłam przed komputerem i po chwili już z nim mogłam rozmawiać.
- Cześć kochanie. - powiedział od razu - No i jak tam spotkanie z przyjaciółkami?
- A wiesz, całkiem fajnie. Ale tęskniłam za tobą. - odezwała się Camila, a ja od razu zaczęłam zasłaniać usta jakąś chustką. - Ciekawiej by było z tobą.
Po tych słowach on się tylko uśmiechnął.
- Violetta, ale ty wiesz że ja dobrze znam twój głos? - spytał i po chwili zaczął się śmiać. - Powiedź Camili że już może przestać udawać ciebie.
- Za szybko to odkryłeś. - stwierdziłam ze śmiechem. Dziewczyny wyszły z pokoju, nie chcąc nam przeszkadzać w rozmowie.
- Widzisz, jeden dzień bez ciebie a ja już się zgadzam na te ich dziwne pomysły. - powiedziałam i się uśmiechnęłam - A jak tam u ciebie z tatą?
- Dobrze... Cały dzień spędziliśmy razem. Jutro będzie to samo, będziemy wracać dopiero w poniedziałek rano, od razu do studio.
- Mora nadal się upiera że to zły pomysł?
- Tak... Według niej źle robię wybaczając mu. Naprawdę tego nie rozumiem. Wydawało mi się że ojciec nie tylko dla mnie jest ważny, ale moje rodzeństwo po prostu olewa jego dobre chęci.
- Jeśli w ogóle ma dobre chęci.
- Stoisz po stronie mojej siostry? - zdziwił się - Violetta, ja wiem co robię. Zaraz pewnie stwierdzisz że go znasz i że jest fałszywy. Ale ja po prostu chcę odzyskać ojca, nie utrudniajcie mi tego wszyscy.
- Nikt ci tego nie utrudnia. Wszyscy chcemy dla ciebie jak najlepiej Diego.
- Właśnie widzę... Słuchaj, kochanie... Mora nie ma zbyt dużego wpływu na moje zdanie, ale ty masz. Jeśli masz jakieś wątpliwości, powiedź mi o nich, to będę ostrożny i nie będę sobie obiecywał zbyt wiele.
- Dobra... Już nie ważne. Baw się dobrze ze swoim ojcem, zobaczymy się w poniedziałek?
- Tak, w poniedziałek. Pa, kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam po czym wysłałam mu buziaka i zamknęłam laptopa. No cóż... Czasami muszę się pilnować, a nie mowie co mi ślina na język przyniesie. Ma być szczęśliwy. W końcu ma ojca...



***
Nie pytajcie dlaczego jest dzisiaj xD stuknięta Pati się cieszy i dzieli się radością (tu w postaci rozdziału) z innymi, haha :D

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 45 - "Kocham cię"

Diego.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się nad słowami swojego ojca. Faktycznie... Odkąd tylko dowiedziałem się o tym że jest naszym ojcem, stara się zbliżyć tylko do mnie. Jakby wiedząc że Mora wcale go nie pamięta, a Marco nie zapamiętał za dobrze. To ja miałem kiedyś najlepszy kontakt z ojcem. Potrafiłem całymi dniami się z nim wygłupiać. Kochałem go i brałem z niego przykład. Dlatego też ja najbardziej przeżywałem rozstanie z ojcem. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co powiedzieć. Może i mnie zostawił, jednak teraz widziałem jedno. Nadal mu na mnie zależy, pomimo tego co się stało. Pomimo czasu który upłynął odkąd przestałem traktować tą osobę jak ojca. Gdy oglądałem zdjęcia, ta osoba która była moim ojcem, nigdy nie została nazwana "tatą" nawet w moich myślach. Był to po prostu ktoś. Nie rozumiałem teraz tego wszystkiego... Jeśli byłem dla niego ważny, mógłby od czasu do czasu do mnie przyjechać, zadzwonić... Nawet kiedyś zabrać mnie do siebie. Wolał jednak udawać że nie istnieje. Jestem ciekaw czy gdybym tu nie przyjechał, kiedykolwiek by się ujawnił.
- Diego... - zaczął znowu mój tata, jednak szybko mu przerwałem.
- Tato, ja muszę to wszystko przemyśleć. Po prostu... Cały życie żyłem nie mając ojca, myśląc że mnie nienawidzi. Muszę wbić sobie do głowy to że teraz jesteś obok.
- Dobra, powinienem już iśc. Porozmawiamy kiedy indziej. - powiedział i wstał - Pamiętaj że cie kocham.
Kiedy to powiedział, zastanowiłem się chwilę czy cokolwiek mu odpowiedzieć. Po chwili jednak się odezwałem.
- Ja ciebie też kocham tato. - odezwałem się. Uśmiechnął się i wyszedł z mojego pokoju. Trochę mi teraz ulżyło. Nie myślał już że go nienawidzę. Wiedział że coś dla mnie znaczy. Chwilę po wyjściu taty do pokoju weszła mama. Usiadła na krańcu łóżka.
- Chyba jednak wyjadę wcześniej. - wyznała. Spojrzałem na nią od razu.
- Dlaczego? - spytałem trochę zaskoczony. Czyżby już miała mnie dość?
- Widzę że twój ojciec dobrze się tobą zajmie jakby coś się stało. - wyjaśniła - Nie potrzebujesz mnie już aż tak bardzo, tutaj masz ojca.
- Mamo, ciebie zawsze będę potrzebował... - powiedziałem - Ale czasami jesteś ciutkę nadopiekuńcza. Nic mi nie będzie jak pójdę do szkoły.
- Jak wyjadę możesz sobie chodzić. Wyjadę już jutro rano, i tak muszę wrócić do pracy. Pamiętaj że tobie ufam najbardziej, nie zrób nic głupiego.
-  A dlaczego to mi ufasz najbardziej?
- Bo jesteś najstarszy i jeszcze nie rozwaliłeś okna pięścią.
- Nie mam zamiaru tego robić. - zacząłem się śmiać.
- Dobra, a teraz wyjdę a ty nie próbuj stąd uciekać. Jeszcze dzisiaj tu zostajesz. - powiedziała grożąc mi palcem o czym wyszła z mojego pokoju.
Leżałem na łóżku. Pierwszy raz od jakiegoś czasu nabrałem chęci by tak poleżeć i pomyśleć.

Francesca.
Po zajęciach od razu w trójkę ruszyłyśmy do Diego.
- Więc mówisz że przyszedł do niego Gregorio? - spytała Camila, gdy byliśmy w drodze do domu przyjaciela.
- Tak, nie wiem tylko czego chciał. Nie chciałam im przeszkadzać w tej rozmowie. - odpowiedziała jej Violetta. Po chwili już u niego byliśmy. Chłopak leżał na łóżku, tak że na początku pomyślałyśmy że śpi. Nigdy jeszcze nie był aż tak spokojny, chyba pogodził się z tym że jakiś czas sobie poleży.
- Cześć Dieguś. - powiedziała Violetta siadając obok niego. Dopiero w tym momencie się ocknął. - O czym tak myślisz?
Gdy zadała to pytanie, Diego zastanowił się chwilę nad odpowiedzą, co by oznaczało że nie wie czy nam to powiedzieć, albo zastanawia się jakie palnąć kłamstwo.
- O tobie. - odpowiedział wreszcie, szczerząc się. Kłamstwo, wiedziałam.
- Urocze. A o czym tak naprawdę? - spytałam i razem z Camilą zaczęliśmy się śmiać.
- O tacie. - powiedział. - Wiecie... Był tutaj i jakoś tak dziwnie jest teraz.
- A co ci mówił? - spytała Camila.
- No właśnie, mów. Jesteśmy strasznie ciekawe. - powiedziała Violetta.
- Nie będę wam opowiadał wszystkiego.
- Ale coś powiesz? - zaśmiała się Camila.
- No dobra... Mówił że kiedyś byłem jego oczkiem w głowie, że nie chciał wcale mnie zostawiać... No i że mnie kocha.
- Jak w jakieś telenoweli. - stwierdziłam - A ty co? Znowu powiedziałeś mu że go nienawidzisz?
- Nie... Oczywiście że nie. Powiedziałem że też go kocham...
- A, nie wierzę! Diego odzyskał ojca. - ucieszyła się Camila, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.


***
Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chcę xD Tak na serio, mam napisany jeszcze 46 i piszę 47. Ale mam takiego lenia i chyba nigdy go nie dokończę. Mam tyle pomysłów, o których wie tylko Alex xD Ale nie umiem ich wykorzystać xD

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 44 - "Znowu mogę nazwać go ojcem?"

***
Macie szczęście że rozdział napisałam wcześniej, inaczej dzisiaj by go nie było xd Miałam dość zabiegany tydzień. Dowiedziałam się we wtorek że muszę na poniedziałek podpisać 66 zdjęć, więc razem z Julią wzięłyśmy się za to od razu. Ale chyba nadmiar nauki (od rana, aż do wieczora przy zdjęciach) sprawił że następnego dnia ledwo ogarniałam co się dzieje i zaraz po szkole wylądowałam w łóżku xD Wczoraj też było ze mną nie bardzo, więc już nie dochodziłam do komputera. Jestem dzisiaj, ale zapewne nic bym  nie napisała :3 Mam nadzieje że rozumiecie dlaczego rozdział jest późno, bo planowałam dodać go we wtorek xD
Jeszcze jedno :3 Rozdział niżej dedykuje mojej drugiej mamusi Alex :D (nie pytajcie, haha xd) 

***



Violetta. 
- Tato, idę do szkoły! - powiedziałem idąc do drzwi.
- Nie przyszedł dziś po ciebie Diego? - mój tata trochę się zdziwił - Pokłóciliście się?
- Nie... Po prostu... em... Diego jest chory i nie może wstać z łóżka. - odpowiedziałam. Przez "chory" mój tata zapewne pomyślał o przeziębieniu, więc nie musiałam nic mu tłumaczyć. Od razu wyszłam z domu i skierowałam się do studio. Przed studio stały już dziewczyny.
- Nie ma dziś Diego? - spytały równocześnie.
- Mówił że postara się przyjść, ale jest pilnowany przez troje upartych ludzi, więc chyba raczej nie przyjdzie. - zaśmiałam się.
- Diego też jest uparty. - stwierdziła Francesca;
- Ale nie ma argumentów. No bo niby po co ma wyjść? Niech siedzi w domu i odpoczywa. Możemy do niego wpaść po zajęciach, bo podobno się nudzi.
- Dobry pomysł. Ja się zgadzam. - powiedziała Camila. Po chwili już w trójkę ruszyliśmy na zajęcia. Diego wpadł na nie spóźniony. Gregorio, z którym akurat mieliśmy zajęcia spojrzał na niego.
- Co ty tu robisz? - spytał od razu. Widać i on wiedział że nie powinno go tu być. - Kto będzie tak miły i odprowadzi uciekiniera do domu?
Kiedy Gregorio zadał to pytanie, od razu zgłosiłam się na ochotnika.
- Tłumacz jak zwiałeś.
- Przez okno. - wyszczerzył się dumny z siebie.
- A chcesz tam wrócić przez okno, czy drzwiami?
- Wole chyba jednak drzwiami.
- Dobry wybór. - zaśmiałam się idąc wraz z chłopakiem do jego domu. Po chwili już tam byliśmy. Jego mama już stała przy drzwiach, gotowa by go ochrzanić. Najwidoczniej Gregorio już zadzwonił.
- Nie wiem co ty masz na celu, ale dopóki tu będę zostajesz w łóżku. - powiedziała od razu wskazując na drzwi. - Violetta, zostań z nim chwilę. Bo znowu ucieknie z nudów.
W sumie jakoś nie spieszyło mi się na zajęcia, więc postanowiłam  z nim zostać. Weszliśmy razem do pokoju.
- Już widzę piękny tydzień. Będzie tu do soboty. - zaczął się śmiać, kładąc się do łóżka.
- Jak będziesz uciekać to jeszcze dłużej. - usłyszeliśmy za drzwiami głos jego mamy. Zaśmiałam się.
- Ja się nie zgadzam! - położył się od razu na łóżku, zasłaniając twarz poduszką. - Zwariuję, do saboty jeszcze tak długo. A w studio nie mam co się pokazywać bo jak zobaczy mnie tata to i tak odeśle do domu.
- Nie marudź że jest tak nudno. Jest Marco, Mora, no i twoja mama.
- Marco i Mora są w szkolę, a potem razem idą na jakąś imprezę. A ja będę tutaj cały czas siedział, bo mnie nie puści za żadne skarby świata.
- Na imprezę w środku tygodnia? - zdziwiłam się.
- Ktoś ma urodziny, nie pytałem dokładnie.
- A w sumie nieważne. Nie graj już tylko w tą siatkówkę ze ścianą.
- A mogę potańczyć?
- Diego!
- No co? - spytał i wstał. Włączył muzykę. - No chodź, tylko chwilę.
Wywróciłam oczami i wstałam. Już po chwili zaczęliśmy razem tańczyć. Do momentu w którym do pokoju weszła jego mama. W tym momencie tylko przewróciliśmy się na łóżko, śmiejąc się jak głupi. Tak, ten taniec to był bardziej wygłupianie się. Ale to chyba norma gdy tańczy się samemu w domu.
- Widzę że na serio nie można cie zatrzymać w łóżku. - powiedziała matka Diego i zaczęła się śmiać - Tata do ciebie przyszedł.
Diego natychmiast spoważniał i usiadł na łóżku.
- Tata? - spytał zdziwiony - Czego chcę?
- Porozmawiać z tobą. Wpuścić go tutaj? - spytała. Było widać że wolała spytać czy chłopak ma ochotę na rozmowę ze swoim ojcem.
- Dobra, wpuść. - jego mama wyszła.
- Diego, ja już pójdę. Na zajęcia. Wpadnę potem z dziewczynami. Pa. - powiedziałam. Pocałowałam go w policzek i wyszłam z pokoju. Nie chciałam teraz przeszkadzać mu w rozmowie z ojcem.

Diego.
Zastanawiałem się przez dłuższą chwilę czego naprawdę chcę ode mnie mój ojciec. Siedziałem na tym łózko, czekając aż wejdzie do pokoju. Po chwili jednak wszedł. Spojrzałem na niego.
- Cześć tato. - odezwałem się tylko, patrząc na niego. Po chwili już siedział obok mnie.
- Cześć. Możemy raz normalnie porozmawiać? Bez żadnych kłótni? - spytał. Kiwnąłem głową.
- Tak. - odpowiedziałem. Chociaż już samo to że powiedziałem do niego "tato" powinno być dla niego znakiem że powoli przyzwyczajam się do myśli że znowu mam ojca.

- Nadal mnie nienawidzisz? - spytał prosto z mostu. Musiałem się chwilę zastanowić zanim mu odpowiedziałem. Był moim ojcem, kiedyś najbliższą mi osobą
- Nie... Wtedy mówiłem to w nerwach. Nie powinieneś brać tego do siebie. - odezwałem się po dłuższej chwili.
- Diego, to nie jest tak jak ty myślisz. - kiedy powiedział te słowa, spojrzałem na niego pytająco - Naprawdę nie chciałem cie zostawiać. Byłeś moim oczkiem w głowie, odkąd dowiedziałem się o twojej chorobie. Po prostu... Dostałem tutaj dobrą ofertę pracy, nie chciałem dokładnie mówić tego żadnemu z was. Z twoją matką i tak mi się nie układało, chciałem tylko dla ciebie jak najlepiej. Wysyłałem pieniądze na twoje lekarstwa, miałem kontakt z twoją mamą więc wiedziałem co się dzieje. Kiedy dowiadywałem się że znowu jesteś w szpitalu, lub cierpisz z mojego powodu miałem ochotę od razu wskoczyć do samolotu i pojechać do ciebie. Ale wiedziałem że jeśli już mnie zobaczysz, a ja wyjadę będziesz cierpiał jeszcze bardziej. Wiem, byłem wredny tutaj dla wszystkich, dla uczniów, nauczycieli... Ale tylko dlatego że tak bardzo za tobą tęskniłem i miałem ochotę do ciebie pojechać.
Kiedy to mówił, patrzyłem na niego. Nie umiałem tak po prostu wyobrazić sobie że ktokolwiek jest dla niego ważny.

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 43 - "Głupi ma zawsze szczęście"

Tak przed rozdziałem... Dobrze myślicie... 43... xD Czyli... Tamten rozdział to głupi żarcik :D Chciałam zobaczyć jak zareagujecie na śmierć Diego. Dobrze że ja jeszcze żyje :D Miał być za jakieś 20 minut, ale postanowiłam tego nie poprawiać, bo popsuje xD




Marco. 
- No i gdzie on jest? - pytała Mora. Za bardzo panikowała, dopiero 17 a mama podobno będzie w Argentynie około 17:30.  - Ja pojadę po mamę na lotnisko, a ty tu czekaj na tego nieodpowiedzialnego kretyna. 
Gdy to powiedziała, wyszła. Ja zostałem i czekałem aż wróci Diego. Tak, racja. Wspominała mu że ma dzisiaj pojawić się wcześniej w domu, ale może coś mu wypadło? Nie warto tak się na niego denerwować, skoro obiecał że przyjdzie to przyjdzie. Około 17:30 już zacząłem się denerwować. Dostałem sms-a od Mory że już jadą, a Diego nadal nie ma w domu. Wbiegł dopiero o 17:40. 
- Miałeś być jakąś godzinę temu. - powiedziałem. Nie chciało mi się go teraz ochrzaniać, więc szybko wysłałem go do łóżka. Jakimś cudem zdążył się przebrać i wskoczyć do łóżka przed przyjściem mamy i Mory. 
- Diego jest w domu? - spytała od razu gdy już się z nami przywitała, a ja w jakiś sposób przytargałem jej walizkę. 
- Tak, jest w swoim pokoju. - potwierdziłem, co wywołało wielką ulgę u Mory. 
- Świetnie, zaraz do niego pójdę. - powiedziała mama. Oczywiście najpierw poszła się rozpakować. 
- Kiedy wrócił? - spytała Mora. 
- Jakoś 5 minut przed waszym przyjazdem. 
- Ma tym razem pajac szczęście. - odezwała się. - Ja i tak mu nie odpuszczę, ale ochrzanie go za to później. 

Diego. 
Mama już chyba jest... Uff. Głupi ma zawsze szczęście. 5 minut przed mamą, i jeszcze zdążyłem zrobić tak by wyglądało na to że cały dzień siedzę w łóżku. Ma się ten talent. Po jakimś czasie do mojego pokoju ktoś wszedł. Myślałem że to mama, ale była to Mora. Wleciałem pod kołdrę z prędkością światła. 
- Diego jest poza zasięgiem, prosimy przyjść później. - odezwałem się jakimś zmienionym głosem. 
- Wyłaź spod tej kołdry. - powiedziała zaczynając się śmiać - Dlaczego się spóźniłeś?
Wywróciłem oczami i wyszedłem spod kołdry. 
- Odprowadzałem Violette i jakoś się nam przedłużyło. 
- O godzinę. 
- Nie moja wina. Nie mam zegarka. 
- Kupie ci na urodziny, tylko się więcej nie spóźniaj. 
- Postaram się. 
- Zaraz do ciebie przyjdzie mama, więc nie wstawaj teraz z łóżka Nie próbuj uciekać bo ktoś zadzwoni. - roześmiała się i wyszła z mojego pokoju. Zapowiada się kilka "wspaniałych" dni w pokoju. Już to widzę... Ja jestem ruchliwy, nie wytrzymam w tym łóżku. Siedzę tu chyba tylko 10 minut a już mam dość. Boje się że za pół godziny zacznę grac w tenisa ze ścianą. Chociaż... To nie taki zły pomysł. Ale może w siatkówkę, bo piłka jest niedaleko łóżka. Od razu wziąłem piłkę i usiadłem na końcu łóżka, odbijając o ścianę. Po chwili usłyszałem że ktoś idzie. 
- Diego, co ty robisz?! - spytała moja mama. Widzę że tylko mnie bawi ta zabawa z piłką. 
- Gram sobie w siatkówkę, nudzi mi się. - odpowiedziałem od razu. 
- Oddaj tę piłkę bo rozwalisz ścianę. 
- Nie, nie oddam. Jest moja. - powiedziałem i od razu położyłem ją obok łóżka - Ewentualnie na chwilę mogę przestać rzucać. 
- A z mamą to kto się przywita, co? - spytała. 
- Marco i Mora? - spytałem, po chwili zaczynając się śmiać. Wstałem jednak i od razu przywitałeś się ze swoją mamą. 
- Widzisz, tak się stęskniłam że wyjechałeś a ja już po dwóch dniach u ciebie jestem. 
- I karzesz mi się nudzić w łóżku. 
- Diego, to dla twojego dobra. 
- Bla, bla, bla. 
- Diego... 
- Bla, bla, bla. 
- Irytujący się robisz. 
- Zawsze byłem. - zaśmiałem się. 
- Chyba masz to po ojcu. 
- Tu się z tobą zgodzę... Ale tata robi się nawet całkiem spoko. Jeszcze kilka dni i się przyzwyczaję. 
- To bardzo dobrze, w końcu on też ma prawo kontaktować się z wami.
Po jakimś czasie mama już wyszła z mojego pokoju, a ja znowu zacząłem bawić się piłką do siatkówki. Może chociaż mama puści mnie jutro do szkoły. Po chwili do pokoju weszła Violetta.
- Cześć. - odezwała się zabierając mi piłkę - Tylko tym hałasujesz - I dobrze, będą mnie mieli dość.
- Zwariowałeś. - stwierdziła i usiadła obok mnie - Teraz tu jestem, możemy porobić coś innego. Na przykład... Hm... Pograć w jakąś grę planszową.
- Nie, tylko nie to! Za jakie grzechy?! - zacząłem się śmiać - A nie mogę wstać?
- Diego, twoja mama ci nie pozwala, nie ja. - pokazała mi język, a ja udałem wielkiego focha. Ja się tak nie bawię, no...
- Ale mi się nie chcę  tu siedzieć, no. Mora i Marco nie muszą.
- Bo Mora i Marco czują się świetnie i nie muszą narazie odpoczywać.
- Ja tak samo.
- Tobie się tylko tak wydaje kochanie.
Wieczorem Violetta niestety musiała już iść. Zabawa piłka nie była odpowiednia o tej porze więc wziąłem słuchawki i włączyłem sobie byle jaką muzykę, byle coś robić. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Rano na szczęście obudziłem się około godziny 7, więc miałem szansę na wymknięcie się do studio. Wstałem i ogarnąłem się najciszej i najszybciej jak mogłem. Po chwili już zgarnąłem torbę i ruszyłem do drzwi. W momencie gdy wyciągnąłem rękę do klamki, usłyszałem głos swojej matki :
- Gdzie się wybierasz? - spytała. No dobra, głupi nie zawsze ma szczęście. Odwróciłem się w jej stronę.
- Idę do szkoły. - powiedziałem. No bo co miałem powiedzieć.
- Poprawka kochanie, idziesz do łóżka. - powiedziała i od razu wskazała ręką schody. Pokręciłem głową.
- Wiesz że jestem uparty?
- A ty wiesz że masz to po mnie? Do łóżka.
- Mamo...
- Żadnych "mamo". W tej chwili idziesz się położyć. - no i jeden dzień mam z głowy, świetnie. Posłusznie wróciłem do łóżka, chociaż nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Zastanawiałem się w jaki sposób jeszcze można wymknąć się do szkoły.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 43 - "To już jest koniec"

Miał być One Shot walentynkowy... Właśnie. Miał XD Ale wredna Pati nienawidzi walentynek i przerwała w połowie pisania. Myślałam że się zasłodzę na śmierć O.o Będzie więc smutny rozdział :D Jeśli nie chcesz płakać, wyjdź xD Nie planowałam tego rozdziału teraz, dzisiaj pewnie byłby ten co napisałam (teraźniejsza misja - pousuwać te rozdziały których nie dodam, a są już napisane xd) Na osłodę dam wam małego Sweetiego* użalającego się nad swoją niedolą xd

Ale przejdźmy do rozdziału. Jeśli chcesz mnie zabić, ustaw się w kolejce. :D

*Sweetie - Jedno z przezwisk do imienia Diego. Tutaj akurat pasuje idealnie, chociaż mi się podoba też Taufik xD 



Rozdział 44 - "To już jest koniec" 

Violetta. 
Obudziły mnie promienie słoneczne wdzierające się przez fioletowe firanki. Niechętnie wstałem z łóżka. Spojrzałam na zegarek.
8:00
No dobra, czas się ruszyć. O 9:30 zaczynam zajęcia w studio. Wstałam i szybko wykonałam wszystkie poranne czynności. Potem zeszłam na dół. Miałam jeszcze lekcje matematyki z Angie, dlatego musiałam wstać wcześniej. Po chwili ruszyłam już na zajęcia, oczywiście z Diego który po mnie przyszedł.  Dziwiło mnie że matka wypuściła go z domu, ale o nic nie pytałam. Widziałam że nie ma za dobrego humoru, nie chciałam mu go jeszcze psuć. Po chwili byliśmy już na zajęciach z Pablo. Po tych zajęciach, jak zwykle poszliśmy z przyjaciółmi coś zjeść do baru niedaleko. Diego przez cały czas był jakiś taki nieobecny, jakby naprawdę czymś się martwił. Nie usłyszałam dzisiaj od niego nawet tego głupiego "Cześć". Naprawdę zachowywał się dziwnie. Wręcz podejrzanie...  Normalnie przychodził, przywitał się ze mną całusem w policzek (którego dzisiaj również nie było) po czym łapał mnie za rękę i pędził z entuzjazmem do szkoły. Dzisiaj rano wyglądało to inaczej. Był obok nas, ale tak jakby go nie było. Był we własnym świecie. Jak będziemy już wracać do studio, to go zgarnę i wyciągnę od niego co się dzieje. Na szczęście nasi przyjaciele odeszli wcześniej, wiec już podczas drogi powrotnej mogłam pytać go o co chodzi.
- Diego... Jakoś dziwnie się zachowujesz dzisiaj. - powiedziałam. Jednak on mnie nie słuchał. Pomachałam mu ręką przed oczami. Dopiero w tym momencie na mnie spojrzał.
- Stało się coś? - zapytał przyglądając mi się.
- Nie... Nic się nie stało. - odpowiedziałam - To ciebie powinnam o to chyba zapytać, Diego.
- Naprawdę wszystko jest okey. - powiedział, po czym posłał mi delikatny uśmiech. Ja dobrze widziałam że ten uśmiech jest sztuczny. Nie rozumiałam tylko dlaczego on chce mnie okłamać.
- Ale wiesz że ja widzę że coś jest nie tak? - spytałam. On tylko kiwnął głową. Gdy jednak pytałam go dalej, on już nie odpowiadał. Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło... Po chwili już byliśmy na zajęciach z Jackie i Gregorio. Prosiłam go by dzisiaj sobie odpuścił te zajęcia, ale mówiłam jak do ściany. Dzisiaj nie dotarło do niego żadne moje słowo. Byłam pewna że nawet mnie nie słyszał. Po zajęciach uparł się że zostaję, dlatego że opuścił wczorajsze zajęcia. Ja nie wiem co mu odbija, ale postanowiłam że zostanę z nim. Wracaliśmy do domu około 17. Diego oczywiście znowu ze mną nie rozmawiał. Był dzisiaj nieobecny. Odprowadził mnie do domu a potem ruszył do siebie, praktycznie nic nie mówiąc. Westchnęłam wchodząc do domu, a potem do swojego pokoju.
Rano obudziłam się około 8. Wstałam od razu wykonując wszystkie poranne czynności. Dzisiaj się nie spieszyłam, bo nie miałam zajęć z Angie. Usiadłam przed telewizorem, z miską płatków. Oglądałam co popadnie. Przypadło akurat na wiadomości. Nie było to oczywiście nic ciekawego. W pewnym momencie wspomnieli o jakimś chłopaku, który popełnił samobójstwo. To mnie trochę ciekawiło, więc spojrzałam na telewizor. Mówili w nim o jakimś chłopaku, 18nasto letnim. Czyli w moim wieku. Nie wiem dlaczego, ale od razu nabrałam dziwnych podejrzeń. Przyglądałam się ekranowi z zainteresowaniem. Po chwili na ekranie zobaczyłam coś, czego bym się nie spodziewała. Przecież to dom Diego! Dziwne że to myślę, ale w tym momencie miałam nadzieje że to Marco sobie coś zrobił. Chwyciłam za telefon. Zadzwoniłam. Odebrała Mora.
- Gdzie jest Diego?! - spytałam.
- Jego... Już nie ma.




***
Mówiłam, ja zła i ja niedobra. Ale któż się tego nie spodziewał? xD No... Zapewne nikt nie spodziewał się samobójstwa Diego. I takiego zakończenia, muahahaha XD Szczególnie że do końca jest jeszcze 27 rozdziałów XDDD

Strasznie krótkie, wiem :D 

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 42 - "Przecież on symulował"

Diego.
- No i jak zajęcia z Jackie? - spytała Francesca.
- Lepiej nie pytaj. - powiedziałem i zacząłem się śmiać - Śniło mi się to w nocy. Największy koszmar mojego życia.
- Ale gdybyś widziała minę Jackie jak stracił przytomność. Bezcenne. - stwierdziła Violetta.
- Cicho, nie mów jej tego. Bo zaraz rozgada. - wywróciłem oczami.
- Oj tam, oj tam.
- Diego! - usłyszałem krzycz Gregorio. Wydziera się na całą salę zamiast podejść i poprosi o rozmowę.
- Sorry na chwilkę, nie obgadywać mnie. - zaśmiałem się i od razu poszedłem do mojego ojca. - Wołałeś mnie?
Po chwili zorientowałem się że za mną jest Violetta. Cały dzień chcę za mną łazić? Fajnie...
- Tak, chodź. - powiedział i od razu ruszył do pokoju nauczycielskiego. No cóż, ruszyłem za nim. A za mną jeszcze Violetta. Cóż, jeśli chodzi o sprawę z Jackie to ona wie więcej niż ja ogarnąłem. Zapowiada się całkiem ciekawa rozmowa...
- A teraz już ktoś mi wyjaśni co się wczoraj wydarzyło? - zapytał Pablo, jednak wszyscy milczeli - Rozumiem, Diego został po lekcjach. Ale dlaczego?
- No nic nie umiał. - wyjaśniła od razu Jackie.
- Nieprawda! Moim zdaniem był dobry, a ty trzymałaś go tylko dlatego że go nie lubi.
- Naprawdę nie rozumiem. Chodzi tylko o to że go tyle trzymała? - spytał Pablo, tym razem patrząc na mnie.
- Gdyby chodziło tylko o to, nie byłoby sprawy. - powiedział Gregorio. - Diego, mogę powiedzieć?
Chociaż raz zapytał mnie o zdanie, są postępy. Nie wiem tylko czy dobrym pomysłem jest mówić tutaj przy wszystkich o tym co się stało...
- Dobra, mów. - powiedziałem. Pablo i tak by nam nie dał spokoju gdyby się niczego nie dowiedział. Mój ojciec od razu wszystkim wyjaśnił co się stało, oczywiście pomagała mu Violetta bo wiedziała chyba więcej niż on.
- Mówiłem ci że on nie może cały dzień tańczyć, to zbyt duży wysiłek fizyczny. - zakończył Gregorio.
- Jakoś wszyscy mogą, tylko nie twój syn.
- A jest tutaj drobny problem Jackie. Mój syn nie jest taki jak wszyscy. A przede wszystkim wytrzymuje mniej niż przeciętny człowiek.
- Przecież on wczoraj symulował. - stwierdziła Jackie - A teraz nas wszystkim wmawiacie jakieś bzdury.
- Takiego czegoś to ja akurat bym nie za symulował. - odezwałem się wreszcie.
- Dobra, zostawicie mnie samego z Gregorio i Diego? - spytał Pablo. Wszyscy nagle opuścili pokój nauczycielski.
- O co tutaj chodzi? - zapytał. Wiedziałem tylko że jak dowie się dokładnie wszystkiego nie będzie zadowolony. Nie powinienem tego ukrywać przed nauczycielami. Ale po co miałem wszystkim od razu to mówić?
- Tato... Ja już muszę iść na zajęcia. - powiedziałem i wstałem. Pablo nawet nie próbował mnie zatrzymać, widział że na rozmowie z tylko z Gregorio zyska więcej informacji. Opuściłem szybko pokój nauczycielski i poszedłem do Violetty. Poszliśmy na zajęcia do Jackie, chociaż nie bardzo podobała mi się ta opcja. Już wolałem siedzieć w tym pokoju nauczycielskim z Pablo i tatą. Gdy jednak mieliśmy zabrać się do tańca, usłyszałem od Jackie.
- Diego, siadaj. Już i tak dużo nauczyłeś się wczoraj.
No właśnie... Specjalne traktowanie którego nie chciałem. Bardzo dziękuje. Od razu poszedłem usiąść, trochę zły.

Camila. 
Na serio coś tu jest nie tak. Violetta, Diego i Francesca coś przed nami ukrywają, ale w życiu nie powiedzą mi co. Ale i tak się dowiem. Zdziwiło mnie to że Jackie kazała Diego usiąść, w końcu wczoraj siedział po zajęciach i było widać że go nie lubi. A dzisiaj nagle taka dobroduszna? Ja się już wszystkiego dowiem, choćbym miała ich wszystkich śledzić. Nie rozumiem tylko jednego. Podobno jestem ich przyjaciółką, a oni nie chcą mi powiedzieć prawdy. To trochę boli. Trochę bardzo... Rozumiem, tajemnica Diego. Ale w sumie z Diego też wszyscy się przyjaźnimy. Po zajęciach wszyscy razem poszliśmy coś zjeść do pobliskiej knajpki. Usiedliśmy przy jednym stoliku.
- Idziemy dzisiaj po zajęciach do kina? - spytał Leon. Diego od razu pokręcił głową.
- Ja nie mogę, mama przyjeżdża.
- Przecież byłeś u niej w weekend, już się stęskniła? - zdziwiłam się.
- Nie... Nie o to chodzi. Wiecie... A w sumie nieważne. Muszę być przed 17 w domu, od razu w łóżku. Nie pytajcie... Gregorio wczoraj do niej dzwonił, praktycznie wcale nie powinno mnie tutaj być.
Spojrzałam na niego.
- A co się stało że aż tak się martwi?
- Wczoraj na zajęciach z tańca źle się poczułem, dlatego Jackie kazała mi dzisiaj usiąść. - tłumaczył się, ale widziałam że nie mówi nam wszystkiego.
- Dlatego że źle się poczułeś twoja mama przyleci z samej Hiszpanii? - tym razem zdziwił się Leon. - Moja by tylko powiedziała że mam się położyć. Twoja mama chyba za bardzo się martwi i traktuje cie jak dziecko.
- Nie... To nie tak, że traktuje mnie jak dziecko. Po prostu... Od dawna mam malutki problem ze zdrowiem, jak coś się dzieje woli być obok mnie.
- Malutki problem? - zdziwiłam się. Wiedziałam że coś jest nie tak, jeszcze chwila i wszystko z niego wyciągniemy. - A od kiedy dokładnie?
- Miałem chyba jakieś 3 lata jak to wszystko się zaczęło... Ale co to za przesłuchanie? - zdziwił się
- Żadne przesłuchanie, po prostu martwimy się o naszego przyjaciela. - odezwał się Maxi - Trochę dziwne że te problemy tyle czasu się trzymają.

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 41 - "A ty gdzie się wybierasz?"

Diego.
Leżałem w łóżku zastanawiając się nad tym co dokładnie dziś się wydarzyło. Wyobrażałem sobie jaki będzie chaos w studio gdy Pablo dowie się że nie wie czegoś na temat dość... Kiepskiego stanu zdrowia jednego z uczniów. Tata oczywiście chociaż spróbuje mnie obronić, ale czuje że mu to nie wyjdzie. Taki właśnie jest tata. Ktoś nagle zadzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Mama? Przecież u niej jest środek nocy! Bez wahania odebrałem telefon.
- Mama? Dlaczego dzwonisz do mnie o tej porze?
- Obudziłam cie? - zdziwiła się - Jeśli tak to przepraszam.
- Nie, nie obudziłaś... Nie spałem jeszcze. Po co dzwonisz?
- Rozmawiałam z Gregorio i wiem co się stało. - powiedziała od razu - Powinieneś do mnie zadzwonić i chociaż mnie o tym poinformować. Jeśli choroba znowu powraca, powinieneś chyba powrócić do Madrytu.
- Mamo... To naprawdę nie jest konieczne. Poczułem się słabo, to norma po całym dniu tańca. - zapewniłem - Nic mi się nie stanie. A jeśli coś będzie nie tak, tata się mną spokojnie zajmie.
- Nie wmawiaj sobie że tym razem cie nie zostawi. - przestrzegła mnie - To może się dla ciebie skończyć ogromnym rozczarowaniem.
Może i tym razem mama miała racje? Nie wmawiałem sobie że będzie obok cały czas, wiedziałem że dopóki będę w studio on jednak nie zniknie.
- Dobra mamo, idź już spać.
Mama od razu się rozłączyła. Odłożyłem telefon i zamknąłem oczy. Leżałem tak do momentu w którym usłyszałem że otwierają się drzwi.
- Przyszłaś... - uśmiechnąłem się patrząc na dziewczynę stojącą w drzwiach. Już po chwili znalazła się obok mnie.
- Nie mogłam nie przyjść, skoro już tu jestem. Idź już spać, widzę że jesteś zmęczony. - uśmiechnęła się do mnie.
- Okey... Ale najpierw chce buziaka na dobranoc. - uśmiechnąłem się szeroko. Ona pochyliła się nade mną i tylko delikatnie musnęła moje wargi. Przewróciłem oczami i sam sobie wziąłem tego buziaka na dobranoc. Przyciągnąłem ją tak że leżała obok mnie i dopiero wtedy pocałowałem czule jej usta. Nie miałem ochoty wcale się od niej odsuwać, więc całowaliśmy się tak dłuższą chwile. Nasze pocałunki były z każdą chwilą coraz bardziej śmiałe. Uznałem że na tym się skończyć nie może, ale czy ona tego chce? Delikatnie podwinąłem jej bluzkę, czekając na jakąś reakcje. Dziewczyna momentalnie oprzytomniała i lekko mnie odepchnęła.
- Diego, nie dzisiaj... - powiedziała od razu. Było mi trochę głupio... Jednak chciałem przeżyć ten pierwszy raz z osobą którą kocham - Teraz musisz odpocząć. No już, śpij.
Poczułem jej delikatne usta na swoim czole i mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Dlaczego nie chcesz? - spytałem jednak w końcu.
- Diego, jeszcze trochę za wcześnie, nie uważasz? Albo... Mam propozycje. Wiesz, ja mam już 18 lat... Zrobimy to kiedy ty je skończysz.
Kiedy to powiedziała od razu zacząłem wyliczać sobie kiedy ile zostało. W końcu wyszło mi że dwa tygodnie. To wcale nie tak długo, a dla niej byłem w stanie zaczekać nawet wieczność.
- Dobrze. - wywróciłem teatralnie oczami i pocałowałem ją po czym położyłem się i przytuliłem ją do siebie. Już po chwili oboje spaliśmy. Obudziłem się z samego rana. Nie miałem serca budzić Violetty, więc powoli wstałem z łóżka tak by nie wywołać najmniejszego hałasu i podreptałem do kuchni. Od razu zrobiłem śniadanie dla mnie i Violetty, Marco i Mora wstają duuużo później ode mnie. Postanowiłem że zjemy śniadanie w pokoju, więc od razu je tam zaniosłem. Gdy wszedłem, Violetta już nie spała. Usiadłem obok niej. 
- Nie idziesz dziś do studio. - powiedziała od razu. Naprawdę myślała że będę opuszczał zajęcia? Przecież nic się nie stało, naprawdę nie rozumiem. 
- Nie będę opuszczał zajęć. 
- Ale wyobraź sobie jaka teraz będzie afera i... 
- Myślisz że Jackie komuś to powie? 
- Wydaje mi się że szybciej Gregorio. - stwierdziła Violetta. W sumie chyba miała rację, mój ojciec zrobi awanturę u Pablo. 
- Nie interesuje mnie to... Chce być na zajęciach. - uparłem się. 
- No dobra, niech ci już będzie. 
Po chwili już zjedliśmy to śniadanie. Gdy mieliśmy wychodzić do szkoły przed nami nagle pojawiła się Mora. 
- A pan gdzie się wybiera? - spytała patrząc na mnie - Nigdzie dziś nie pójdziesz. Masz leżeć, tak prosiła mama. 
- A nie możesz przymknąć na to oka...? - spytałem patrząc na nią prosząco. Wiedziałem że i tak pójdę, nawet jeśli zamknie mnie w pokoju na klucz. Ma się swoje sztuczki. - Wyobraź sobie że nas nie widziałaś. 
- Diego... Ale wiesz że mama dzisiaj już do nas leci? - spytała - Masz być w domu przed 17, bo będzie u nas o 17:30 i od razu jak wrócisz kładziesz się do łóżka. Wtedy może będę cie kryła. Jasne?
- Jak słońce. Pa Mora. - powiedziałem i razem z Violettą wyszedłem z domu. Zastanawiałem się po co mama fatyguje się aż tutaj, do Argentyny.
- Powinieneś jednak dzisiaj zostać w domu. - powiedziała Violetta. 
- Nie, nie powinienem. Tak mi się przynajmniej wydaje, wrócę szybko do domu. Co najwyżej jutro mnie nie puści, chyba że się wymknę. 
- Czasami mnie przerażasz. - stwierdziła. Oboje zaczęliśmy się śmiać. 

Angie. 
Z samego rana weszłam do pokoju nauczycielskiego. Na szczęście nikogo jeszcze nie było, więc w spokoju mogłam usiąść i wypić kawę. Dopóki mojego spokoju nie przerwał Gregorio razem z Jackie. 
-  Powtarzam ci po raz setny, to nie moja wina! - wrzasnęła Jackie. 
- Wcale! A kto go trzymał do samego wieczora?! - gdy Gregorio to powiedział, trochę się przestraszyłam że zrobili coś któremuś z uczniów, więc musiałam zapytać. Jednak gdy chciałam coś powiedzieć, zjawił się Pablo i sam wyręczył mnie pytaniem. 
- Kogo trzymałaś do wieczora Jackie? O co tutaj chodzi? - nauczycielka tańca tylko spojrzała na Pablo. Chyba nie miała zamiaru się tłumaczyć. 
- Diego. - odpowiedział za Jackie Gregorio. 
- Przecież mówiłem ci wczoraj że masz go wypuścić wcześniej. Robisz mi to na złość? A teraz mówcie co mu zrobiliście. - kiedy to powiedział, już żadne się nie odzywało. Po Jackie było widać że nie chcę się pogrążać, ale chyba Gregorio nie brał w tym udziału?
- Diego już jest w studio? - zapytał tym razem mnie.
- Nie mam pojęcia, wydaje mi się że już przyszli... 
- To idź go poszukaj. - powiedział od razu. Jednak zamiast mnie, poszedł Gregorio. Nawet chyba lepiej, on mu chociaż wyjaśni o co chodzi. 
- Powiesz mi w końcu co się stało? -  spytał Pablo. 
- Nic. On tylko symulował i nagle wszyscy się przejmują. - stwierdziła Jackie. Naprawdę dziwi mnie to jaki ma stosunek do ucznia. Wydawało mi się że ona wie co robi i każdego ucznia traktuje tak samo, ale po niej widać że Diego... Diego jest dla niej tak jakby nie uczniem. W końcu syn Gregorio, więc po co traktować go normalnie? 


***
Będzie afera, wredna ja xD 
Te rozdziały są coraz głupsze, albo mi się wydaje :D
Po przeczytaniu po raz chyba 10, stwierdzam że są coraz głupsze xD

sobota, 8 lutego 2014

Nowy blog :D

Zapewne zastanawiacie się jak ja to wszystko ogarnę. Zatem tu zmierzamy do końca, więc nie widzę problemu xD
Do tego tutaj mam już trochę rozdziałów, chcecie dzisiaj kolejny?
Ale wracając do nowego bloga, oto on :
http://diego-y-ludmila.blogspot.com/
Będę go prowadzić z ... Narazie wam nie zdradzę, o! Niech będzie narazie "gal anonim z aska" xD
Wiem, szablon i nagłówek nie jest czymś idealnym, ale muszę trochę postów dodać żeby jakiś przyzwoity zamówić, bo nasz anonim też się nie zna na grafice. xd
Pewnie zastanawia was też para. Dlaczego akurat Diego i Ludmiła? A tak jakoś nam przyszło i wydaje nam się że pasują do wymyślonych przez nas postaci :D
Mam nadzieje że ktoś tam wpadnie ^^

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 40 - "Wszystko w porządku?

 Diego. 
- Na pewno sobie poradzisz? - spytała Violetta gdy znowu zjawiliśmy się w sali tanecznej. Nie byłem pewien czy znam odpowiedź na jej pytanie. Szczególnie przypominając sobie moją chęć zasymulowania zwichniętej podczas przerwy kostki. Podobno całkiem nieźle kuleje "na niby". Odpuściłem jednak sobie. Wiedziałem że mój tata jest cały czas w pobliżu, siedział w pokoju nauczycielskim. Jakby co, on wie jak zareagować a znając życie jak coś mi się stanie Violetta zacznie panikować i do niego pobiegnie.
- Tak, dam rade. - stwierdziłem po dłuższej chwili namysłu. Dziewczyna chyba zdążyła zauważyć że się zastanawiałem, jednak nie drążyła tematu. Do sali weszła Jackie. 
- Gotowy? - spytała od razu. Pokiwałem głową, znowu zabierając się do tańca. Jeden, dwa, trzy, cztery. Jeden, dwa, trzy, cztery. Będzie mi się to śniło w nocy chyba. Po chwili w drzwiach pojawił się tata.
- Odpuścisz mu już może? - zaproponował - Widzę że znęcasz się nad nim tylko dlatego że jest ze mną spokrewniony. 
- Nie znęcam się nad nim, chce go tylko czegoś nauczyć - stwierdziła Jackie. 
- Dobrze ci radze, daj mu już spokój. - powiedział po raz kolejny mój tata. Ja tylko podszedłem do Violetty, nie chcąc wdawać się w kłótnie. Po raz kolejny dzisiejszego dnia mój ojciec nieudolnie starał się mnie bronić.
- Masz już dość? - spytała Violetta. 
- Zdecydowanie... - powiedziałem spuszczając wzrok. Moja dziewczyna podała mi wodę, na szczęście pomyślała o tym by wziąć jej ze sobą dość dużo - Dziękuje.
Uśmiechnąłem się do niej. Zerknąłem na swojego ojca i Jackie, którzy nadal się kłócili praktycznie nie zwracając na mnie uwagi. 
- Albo mi się wydaje albo jesteś blady... - odezwała się Violetta, gdy akurat piłem wodę. 
- Panikujesz słonko. - powiedziałem po czym złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. - Spokojnie, może już mam spokój z tą chorobą? Od dwóch lat nie trafiłem do szpitala. 
- W końcu musi nadejść ten dzień, za bardzo wierzysz w swoje możliwości. 
- Nie kracz mi tu teraz. - wywróciłem oczami. 
Spojrzałem jeszcze raz na Gregorio i Jackie. Usiadłem obok Violetty, i zacząłem oglądać "przedstawienie". 
- Bronisz go tylko dlatego że to twój syn. - stwierdziła po raz kolejny tego dnia Jackie. Gregorio spojrzał na mnie. 
- Nie ma mowy, nie zostanie tu dłużej. Boje się o niego, rozumiesz? Tylko spójrz. - powiedział i wskazał na mnie. Dziwne... Widziałem się w lustrze a nie widziałem w sobie nic takiego. 
- Po prostu jest lekko zmęczony. Posiedzi chwile i znowu będzie mógł tańczyć. Wyjdź i nie przeszkadzaj mi w zajęciach. 
Gregorio nadal stał, patrząc raz na mnie, raz na Jackie. Zerknął na Violette. 
- Violetta, gdyby coś się działo wiesz gdzie mnie szukać. - powiedział od razy i poszedł do pokoju nauczycielskiego. Rozumiałem dlaczego chce by Violetta do niego poszła, Jackie by tego nie zrobiła a ja... Niekoniecznie byłbym w stanie. Wstałem i znowu się zaczęło. Jeden, dwa, trzy, cztery. Teraz już byłem pewien że będzie mi się to śniło w nocy. Violetta bacznie obserwowała każdy mój ruch. Z każdą sekundą nabierałem coraz większej ochoty by po prostu się przewrócić i udać że boli mnie ta kostka. Może wtedy ewentualnie dostałbym pozwolenie na pójście do domu. Jackie wyszła na chwilę zadzwonić. Stałem w tym czasie przed lustrem, z zamkniętymi oczami. Myślałem jak by tu wybrnąć z dalszych ćwiczeń. To nie miało sensu, Jackie mnie tu trzyma i trzymać będzie, dopóki nie stracę resztki sił. Chciała udowodnić Gregorio że mogę dużo, co tak naprawdę jest dla mnie przysługą. Nagle do sali weszła Mora.
- Diego, co ty tutaj jeszcze robisz? Szukamy cie z Marco pół dnia. - powiedziała. Odwróciłem się w jej stronę. Obok mnie stała już Violetta. - Wiesz że nie powinieneś się tak męczyć,
- To nie jest mój wybór, Mora. Idź do Marco, uspokój go. Jeśli będę miał nie wrócić na noc to zadzwonię. - powiedziałem. Jej to oczywiście nie uspokoiło. - Mała, obiecuje że wrócę do domu cały. A teraz biegnij.  
Uśmiechnąłem się. Mora od razu podeszła do mnie. Szybko mnie przytuliła po czym pobiegła do Marco. 
- Masz wspaniałe rodzeństwo. Też chciałabym mieć starszego brata. - powiedziała Violetta. 
- Jestem od niej starszy tylko o rok.
- Ale jest między wami taka wspaniała więź. - powiedziała - Powinieneś stąd zwiać. 
Kiedy to powiedziała, zacząłem zastanawiać się czy mówi poważnie. Po wyrazie jej twarzy mógłbym stwierdzić że mówi serio. 
- No weź przestań, jeszcze poprosi Pablo by mnie ze studio wywalił. 
- Zaczynam się zastanawiać czy tak nie byłoby dla ciebie lepiej. 
- Idę po tatę, bo chyba źle się czujesz. - powiedziałem i przyłożyłem do jej czoła dłoń w celu sprawdzenia czy przypadkiem nie ma gorączki. 
- Diego... - wywróciła oczami. 
- Dobra, usiąść już księżniczko. - powiedziałem i odesłałem ją na miejsce. Po chwili wróciła Jackie i znów zaczął się mój koszmar, czyli : Jeden, dwa, trzy, cztery. Vilu i Fran chyba miały racje, nie powinienem przychodzić na dzisiejsze lekcje.


- Diego, wszystko w porządku? - usłyszałem jak przez mgłę pytanie Jackie. Usłyszałem kroki Violetty. Najwyraźniej biegła po tatę. Siedziałem na ziemi, pod ścianą. Tyle wiedziałem. W pewnym momencie już urwał mi się film. 

Violetta.

- Gregorio! - wbiegłam do pokoju nauczycielskiego. Od razu spojrzał na mnie, widać że już się denerwował. - Diego chyba zemdlał.
Kiedy to powiedziałam, Gregorio natychmiast pobiegł do sali tanecznej, a ja za nim. Gdy tam już byliśmy, Jackie na wszystkie sposoby starała się ocucić Diego. 
- Mówiłem! - powiedział od razu Gregorio. Od razu odsunął Jackie i kucnął przed Diego. 
- Nie dusił się wcześniej...? - spytał, tym razem on próbując ocucić Diego. 
- No... Wydaje mi się że coś się działo. - zdenerwowała się Jackie - Może dzwonić na pogotowie? 
- Nie. - odezwał się Gregorio. Szczerze zdziwiło mnie to że prawie wcale się nie denerwował - Violetta, podasz mi jego plecak? 
Od razu poszłam po plecak Diego i podałam go Gregorio. Po chwili jakimś cudem ocucił swojego syna. 
- Brałeś pewnie dzisiaj leki? - zapytał. Chłopak pokręcił tylko głową. 
- Nie biorę ich jeśli się źle nie czuje, nie mam po co... 
- Ale masz je w plecaku? - zapytał Gregorio. 
- Chyba je tam wkładałem... Wydaje mi się. 
Gregorio od razu zaczął przeszukiwać jego plecak. Jackie tylko stała z boku. Nic nie rozumiała. 
- Dobra, nie ma ich. - stwierdził w końcu. - Odwiozę cie do domu, tam weźmiesz te leki. Violetta, ciebie też odwiozę, w końcu jest już późno. 
Powiedział. Od razu pomógł Diego wstać z tej ziemi a ja wzięłam jego plecak. 
- Czekajcie. - powiedziała od razu Jackie - O co tutaj chodzi? 
- Nie będę nic wyjaśniał, nie tobie. - powiedział Gregorio. Razem z nim ruszyliśmy do samochodu. 
- Mówiłem że powinieneś wrócić do domu normalnie. - marudził Gregorio, gdy nas odwoził. - Violetta, zostałabyś dzisiaj u niego na noc? Przypilnujesz go przynajmniej, od razu ma wziąć te leki i się położyć.  
- Tato, nic mi nie jest. - powiedział. Siedział właśnie na tylnym siedzeniu, denerwując się na każde słowo swojego ojca. 
- Ty lepiej od razu zadzwoń do swojej matki i jej wszystko powiedź, zanim zadzwoni tam Marco. Bo chyba mu powiesz? 
- Nie, nie powiem mu. - odezwał się. Spojrzałam na Diego. Naprawdę myślał że to nic takiego? Wszyscy się o niego martwili... A on nic. 
- Diego, ja jednak zostanę dziś w nocy u ciebie. - odezwałam się. Diego tylko kiwnął głową, to mu chyba nie przeszkadzało. 

Mora. 

Jestem bardzo ciekawa kiedy on wróci do domu. Siedzę cały czas w kuchni, patrząc przez okno. Po pewnym czasie zatrzymał się przed naszym domem samochód, z którego wysiadł Diego i Violetta. Już ja się zaraz dowiem z kim to przyjechali i dlaczego tak długo zostali w studio. Dalej obserwowałam samochód, ale nie widziałam za bardzo kto to. Po chwili Diego i Violetta weszli do domu. Oboje ruszyli od razu do kuchni. 
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? - zapytał Diego. Widziałam że stara się w jakiś sposób pozbyć mnie z kuchni, ale ja nie zamierzałam wyjść. 
- Coś się stało? - spytałam, stając przed szafką do której od razu podchodził.
- Nie. Odsuń się, chce tylko zrobić sobie herbatę. - powiedział starając się mnie odsunąć. Dobra, nie będę zagradzała mu drogi. Violetta gdzieś wyszła, by powiedzieć ojcu że zostaje dzisiaj na noc u którejś z koleżanek, bo by została u Diego nigdy by się nie zgodził. Spojrzałam na Diego który zaczął robić dla siebie i Violetty herbatę, a potem zaczął przeszukiwać szafki. Sama wiedziałam czego on tam szuka, nawet nie wie gdzie to położył. 
- Tutaj są. - od razu podałam mu leki, które leżały na stole w kuchni. Miał je ze sobą zabrać, zawsze miał je przy sobie. Najwyraźniej zapomniał. 
- Em... Dzięki. - powiedział od razu biorąc opakowanie.
- Po co ci one teraz? - spytałam. Jakieś przesłuchanie mu teraz zrobię.
- Nieważne.
- Diego! Powiedź mi całą prawdę. - powiedziałam. W tym momencie do kuchni weszła Violetta.
- Nie chce ci nic powiedzieć? - spytała podchodząc do niego. - Rób te herbatę, bierz leki i do łóżka. 
- Zachowujesz się już jak moja mama. - stwierdził.
- Ktoś musi ci ją zastąpić. 
Diego posłusznie zrobił tą herbatę i wziął leki. Ze swoim kubkiem poszedł do pokoju, a Violetta została jeszcze ze mną. 
- Powiesz mi co się stało? - spytałam. Wiedziałam że Violetta mi wszystko powie, a potem od razu pójdzie do Diego. 
- Zemdlał na zajęciach. Zdecydowanie za długo go tam trzymała... - powiedziała. Ja wiedziałam że coś m się stanie, jednak mnie praktycznie wcale nie słuchał kiedy przyszłam. 
- Kto was przywiózł? - spytałam. Skoro Diego mi nie odpowiada, zadam kilka pytań Violettcie.
- Wasz ojciec. Cały czas był w pokoju nauczycielskim, nie chciał wyjść przed wyjściem Diego. 
Kiedy to powiedziała zdziwiłam się trochę. Tata martwił się o Diego...? Nie, w to nie mogłam uwierzyć. Ale jednak ich odwiózł, to w końcu musiało coś znaczyć. 



***
Pogratulujcie mi, pisałam to w nocy xD
Pewnie dlatego jest dziwnie i w ogóle. A kiedy w nocy? Dokładnie ze środy na czwartek (nie mogłam spać xd) XD 

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 39 - "Wszyscy już wiedzą?"

Diego.  
Albo mi się wydaje, albo te zajęcia się strasznie przeciągają. Powoli mam już dość. W końcu jednak Gregorio stwierdził że nie powinni już dłużej nas męczyć. Jackie jednak uparła się że ja i kilka osób źle tańczę i postanowiła nas zatrzymać. Mieliśmy jakieś 5 minut przerwy a do mnie podeszła Violetta. 
- Diego, nie zgadzam się byś tu dłużej siedział. Chodź już do domu. 
- Nie mogę, powiedziała że mam zostać to zostaje. 
- Nie wydaje mi się by był to dobry pomysł. - usłyszałem tym razem głos Gregorio - Kiedyś już po pół godziny tańca coś się z tobą działo, powinieneś iść już do domu. 
- Ty się nie wtrącaj. Jestem starszy, wytrzymuje dłużej. - upierałem się przy swoim - Do tego Jackie mnie nie wypuści. 
- Jak porozmawiam z Pablo to... 
- Tato, proszę. Nic mi się nie stanie jak dłużej tutaj zostanę. Nauczcie się tylko bardziej tych kroków i tyle. Do tego nie mam pojęcia co to obchodzi ciebie. 
- Zrozum w końcu że pomimo tego że was zostawiłem, ciągle cie kocham. Twoje rodzeństwo także, dlatego chce dla was najlepiej. 
- Jakoś nie zauważyłem. - stwierdziłem. 
- Nie kłóćcie się znowu! - odezwała się Violetta - Nie tak powinny wyglądać relacje pomiędzy ojcem i synem. Zrozumcie wreszcie że wszyscy na nas patrzą. Rozumiem, ty go nienawidzisz, ale Diego, on cie kocha. Ja też cie kocham i chce byś w tej chwili wrócił do domu.  
- Yhym... I co powiecie niby Pablo w takim razie? 
- Na przykład że źle się czujesz. - zaproponował mój ojciec. 
- To by było kłamstwo. - stwierdziłem. 
- Może jeszcze się źle nie czujesz, ale za chwilę możesz źle się czuć. - stwierdziła Violetta. 
- Stoisz po jego stronie? - spytałem patrząc na swoją dziewczynę. 
- Tak, tym razem ma racje. 
- Dobra, ja i tak pójdę. - powiedział tata i od razu poszedł. 
- Nie róbcie ze mnie jakiegoś kaleki. Nie powinnaś już iść do domu? - spytałem - Twój tata się zdenerwuje. 
- Zaczekam na ciebie przed studio, tylko się streszczaj. - powiedziała i pocałowała  mnie w policzek po czym uciekła z sali. Czy ona naprawdę nie rozumie że ja nie mam zamiaru wychodzić z tej lekcji wcześniej niż Jackie mi na to pozwoli? Po chwili wrócił tata, jednak nic narazie nie mówił, bo akurat tańczyliśmy. Tańczyliśmy wszyscy po kolei, więc na szczęście miałem szansę trochę jeszcze odpocząć. `
Zaraz po tym jak zatańczyłem pierwszy raz do sali wszedł Pablo. 
- Diego, możesz już iść. - powiedział od razu. Więc jednak tata coś załatwił... 
- Niby dlaczego akurat jego zwalniasz? Tańczył dzisiaj najgorzej. - stwierdziła Jackie, co mnie trochę uraziło. 
- Może nie mówiłabyś tego uczniowi? - zaczął mnie bronic ojciec - Diego tańczył dzisiaj świetnie i ma prawo wyjść, jeśli wypuszcza go Pablo. 
Pablo postanowił się chyba nie wtrącać, bo wyszedł. 
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? Chce wszystkich nauczyć tak samo i jeśli ktoś potrzebuje więcej lekcji, zostaje dłużej. A Diego akurat zostanie tu do wieczora i nie interesuje mnie to że ty tego nie chcesz. 
- To jest akurat mój syn i ja wiem ile on wytrzyma a ile nie. Nie powinien tutaj siedzieć cały dzień, chyba że chcesz być odpowiedzialna za późniejsze konsekwencje. - bronił mnie nadal ojciec. Naprawdę chciał bym wyszedł. 
- Jakie konsekwencje? Taniec jeszcze nikomu nie zaszkodził. - stwierdziła Jackie - Stajesz w jego obronie tylko dlatego że to twój syn. Nie chce mu się tańczyć to go zwalniasz i tyle. Nie wiesz o nim więcej niż my, bo praktycznie go nie znasz. 
Znowu... Jackie przesadza, tak mi się przynajmniej wydaje. 
- Uczyłem go tańczyć gdy był jeszcze dzieckiem i dobrze wiem do czego jest zdolny, więc nie mów mi teraz  że był najgorszy i do tego że go wcale nie znam. 
- Bo nie znasz. - odezwałem się tym razem ja. 
- Widzisz, nawet twój syn nie jest po twojej stronie. 
- Diego, nie odzywaj się. - rozkazał  natychmiast mój ojciec. Wszyscy jakoś od razu się cofnęliśmy, mój ojciec kłócący się z Jackie to już chyba norma na tych zajęciach.  
- Słuchaj Gregorio, jeśli ja uważam że ma tyle siły żeby siedzieć tu ze mną do wieczora, to ma. 
- A wiesz jaki jest jego stan zdrowia, czy oceniasz po wyglądzie? - spytał. 
- Tato! - powiedziałem patrząc na niego. Nie chciałem żeby cokolwiek przy nich wygadał... 
- Cicho Diego. - uciszył mnie znowu. 
- Moim zdaniem wygląda na zdrowego, to mi wystarczy. 
- To że wygląda na zdrowego nie oznacza że jest zdrowy. - powiedział. Wszyscy nagle zaczęli coś tam szeptać miedzy sobą. 

Violetta. 
No i gdzie jest ten Diego? Po jakiś 20 minutach, gdy nadal się nie pojawiał postanowiłam tam pójść. Usłyszałam tylko jak Gregorio kłóci się z Jackie. 
- Jest  chory? No jasne, już to widzę. - zaczęła się śmiać Jackie - Spójrz jak wygląda! Nie wmówisz mi że jest chory. Patrzyłam tylko na minę Diego. Nie był chyba za bardzo zadowolony z przebiegu tej rozmowy. Od razu weszłam do sali i stanęłam obok niego. Nawet nie zauważyli że tu jestem. 
- Byłem jego opiekunem jakoś do 3 roku życia, chyba wiem o nim dużo więcej niż ty. 
- Tato, dość! - krzyknął Diego. 
- Aż jestem ciekawa co nasz Diego tutaj ukrywa. - odezwała sie Jackie. Chyba po zdenerwowaniu Diego domyśliła się że Gregorio mówi prawdę. 
- Nic... Zostanę do wieczora, proszę bardzo. Jestem całkowicie zdrowy, tata stara się mnie jakoś zwolnic ale mu nie wychodzi. - zaczął wymyślać od razu Diego. 
- Diego, nie ma mowy. Idziesz do domu. - powiedziałam od razu i pociągnęłam go w kierunku drzwi. 
- Violetta, słonko... Kocham cie ale zadzwonię potem. Idź już. - powiedział i od razu wyrwał swoją rękę z mojego uścisku. Nie rozumiałam dlaczego aż tak mu zależy na tym by nikt nic nie wiedział. Może nie chciał jakiegoś specjalnego traktowania, które tata teraz mu załatwił? Postanowiłam się więcej nie kłócić. Wyszłam z sali, ale czekałam na niego na zewnątrz. 

Diego. 
- Jeśli już nawet Violetta się tutaj wtrąciła, to musisz coś ukrywać. - odezwała się Jackie - Dlatego jednak zostajesz tu do wieczora, zobaczymy czy wytrzymasz. 
- Na twoim miejscu bym nie ryzykował. - odezwał się znowu mój ojciec - Chcesz ponosić odpowiedzialność? Jeśli coś mu się stanie na twoich zajęciach, będziesz miała problemy. 
- Gregorio, nie wymyślaj już. I lepiej idź. - powiedziała nauczycielka. Mój ojciec wyszedł, chyba nie chciał być światkiem tej całej masakry. Zaraz po tym jak wyszedł, do sali weszła Violetta. 
- Posiedzę tu i poczekam na Diego. - oznajmiła od razu. Jackie jakoś jej nie wyrzucała. Po jakieś godzinie wypuściła już wszystkich z wyjątkiem mnie. 
- No widzisz, godzinę wytrzymałeś. - odezwała się. Spojrzałem na zegar. Była dopiero 16, zapowiadał się długi dzień. 
- Możesz go już w takim razie wypuścić. - zaproponowała Violetta, jednak Jackie się nie zgodziła. 
- Nadal nic nie umie. - tłumaczyła. Po kolejnej godzinie zrobiła mi przerwę i poszła gdzieś.
- Świetnie, tata pogrążył mnie jeszcze bardziej. - stwierdziłem siadając obok Violetty. 
- Chciał ci pomóc. - powiedziała Violetta. - Masz 20 minut przerwy, tak? Chodź, zrobimy sobie szybki piknik. 
Gdy to powiedziała, pociągnęła mnie za rękę. Od razu ruszyłem za nią. Jedzenie mieliśmy już przygotowane, najwyraźniej dzwoniła do Olgi żeby coś przygotowała na szybko. Usiedliśmy w parku na jakimś kocu. 
- Wytrzymasz do tego wieczora? - spytała Violetta  
- Nie mam pojęcia... Mam nadzieje że tak. 
Przez chwilę zajmowaliśmy się tylko jedzeniem. Po chwili jednak zaczęliśmy się wygłupiać. Wstała i spojrzała na mnie. 
- Berek! - krzyknęła i zaczęła uciekać. Momentalnie wstałem i pobiegłem za nią, śmiejąc się przy tym. W końcu ją złapałem i oboje wylądowaliśmy na trawie. Zaczęliśmy się głośno śmiać, zwracając na siebie uwagę wszystkich.  
- Dobra, ja już muszę chyba iść na zajęcia... - powiedziałem patrząc na zegarek. 
- Nie, nie idziesz. Nie pozwalam. - pokazała mi język. 
- Muszę. 
Powiedziałem. Wstałem i razem z nią poszedłem pozbierać resztki naszego pikniku a potem wróciliśmy do studio. 


***
Wredna Jackie, hahahaha xD
Mam nadzieje że rozdział się podoba ^.^
Dla tych którzy już się boją - 1 seria (tak, dobrze myślicie. Znalazłam sposób na zrobienie 2 serii, nie eliminując pomysłu xD) ma 70 rozdziałów, czyli Diego raczej jest jeszcze wśród żywych XD (zważając że 40, 41 i 42 mam już napisany xD. Biorę się za 43 ^.^) 

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 38 - "... i którego teraz nienawidzi."

Diego. 
- Diego, możesz zostać chwilę? - usłyszałem od swojego ojca. Wiedziałem że zapyta, jednak i tak nie miałem ochoty na rozmowę z nim.
- A jeśli nie mogę? - zapytałem. Wszyscy od razu na mnie spojrzeli. No co to ma być w ogóle?
- Powiem to inaczej : Diego, zostajesz dzisiaj po lekcji. - powiedział Gregorio. Nie zważając na moje protesty zaczął prowadzić lekcje dalej. Kiedy skończyła się lekcja wszyscy od razu wyszli, oczywiście tylko ja zostałem. Nawet gdyby zachciało mi się stąd gdzieś zwiać, i tak by mnie znalazł.
- Wiec czego chcesz? - spytałem podchodząc do swojej torby i wyjmując z niej butelkę wody. - Mów szybko, zaraz mam zajęcia z Pablo.
- Dlaczego pojechałeś do matki? - spytał Gregorio. Zdziwiło mnie lekko to pytanie.
- To chyba normalne że chcę odwiedzić osobę która była przy mnie całe życie i mnie kocha, prawda? - spytałem.
- Diego...
- Co znowu? Myślisz że ja nic nie pamiętam?! Myślisz że od tak, normalnie wybaczę ci co mi zrobiłeś i nagle zacznę do ciebie mówić "tatusiu"? I może jeszcze mam z tobą zamieszkać i udawać grzecznego synka?!
- Dobrze wiesz że nie o to mi chodzi, nie denerwuj się. - powiedział starając się mnie jakoś uspokoić. Byłem na niego zły, przez ten cały weekend wszystko mi się przypomniało. Pomimo tego że przy całej szkole mu wybaczyłem, nie potrafiłem teraz wykrztusić z siebie że go kocham i że jest moim ojcem. Kiedyś... Kiedyś go kochałem i mogłem nazwać ojcem.  Niech wszyscy sobie myślą że żyjemy w zgodzie, proszę bardzo. Mogę w czasie lekcji powiedzieć do niego "tato" bez wydzierania się na niego. Ale kiedy jesteśmy sami, nie mam zamiaru udawać że nie mam mu za złe.
- Straciłem przez ciebie całe dzieciństwo... Najlepiej będzie jak wrócę do mamy. - Powiedziałem, od razu kierując się do drzwi. Zatrzymał mnie jednak
- Diego, nie wygłupiaj się. Kocham cię...
- Serio? A ja cie nienawidzę. - powiedziałem dość głośno. W tym momencie zorientowałem się że wszyscy stoją przed drzwiami. Które akurat były otwarte, wszystko słyszeli. Pięknie, teraz ja wyjdę na tego złego.
Wszyscy od razu sobie poszli, chyba wiedząc że nie jest to raczej moment w którym powinno się podsłuchiwać.
- Mówisz do ojca że go nienawidzisz? - spytał Gregorio, widocznie zdziwiony moją reakcja.
- Do ojca który zostawił mnie w najgorszej chwili mojego życia. Do ojca którego kiedyś kochałem, z którego jako małe dziecko chciałem naśladować. Co zostało z mojego dawnego ojca? Nic. Mogę już iść?
- Myślisz że chciałem cie zostawić? - spytał.
- A co, zrobiłeś to przez przypadek? - spytałem, nie mogąc opanować śmiechu. - Przez przypadek spakowałeś wszystkie swoje rzeczy, nie pożegnałeś się ani ze mną, ani z moim rodzeństwem, nawet z mamą. To wszystko to przecież przypadek!
- Diego, to nie tak...
- To niby jak? - spytałem nie dając mu skończyć - Muszę iść już na zajęcia.
Chciałem go wyminąć, ale nie dał mi przejść.
- Spóźnię się na lekcje. - powiedziałem tylko, próbując go  odsunąć.
- Nie interesuje mnie to.
- Bo ciebie nie interesuje żaden moment z mojego życia.
- Jak to nie? Interesuje! - powiedział od razu.
- Tak? - spytałem. Od razu zacząłem grzebać w swoim plecaku, szukając czegoś. Po chwili wyciągnąłem zdjęcie które w sobotę dostałem od przyjaciół i pokazałem mu.
- Jeden z nich to ja. A teraz powiedź który. - byłem ciekaw, czy wie chociaż jak wtedy wyglądałem czy po prostu olewał sytuacje i zapomniał o tym że ma dzieci.
- Em... Ten po środku? - spytał. On w ogóle jest do mnie podobny?
- Nie zgadłeś. Jestem drugi od lewej. Jeszcze jakieś pytania? - schowałem zdjęcie do plecaka i wyszedłem z sali. Czekała na mnie już Violetta. 
- Myślałam że się tam pozabijacie. - stwierdziła. Złapałem ją za rękę i ruszyłem na zajęcia z Pablo. 
- Mało brakowało. - powiedziałem. - Jeszcze raz powie że jest moim ojcem i interesuje go moje życie to nie wiem co zrobię. Nie wie nawet jak wyglądałem gdy byłem młodszy i śmie się nazywać moim ojcem?
- Diego, spokojnie... 
- Ja jestem spokojny, całkowicie spokojny. 
- Wiesz... Mamy dzisiaj jeszcze jedne zajęcia z tańca, tym razem z twoim ojcem i Jackie. Może sobie je jednak odpuścisz? - spytała. 
- Nie Violetta, nie będę opuszczał zajęć. - powiedziałem. Ona wiedziała że jestem uparty, więc nie kontynuowała już tematu. Po zajęciach z Pablo ruszyliśmy razem z przyjaciółmi coś zjeść.  
Gdy Leon wraz z Maxim poszli kupić dziewczynom jakieś soki, Francesca nagle zaczęła temat, nie zważając na to że obok jest również Camila i Andres którzy nic nie wiedzą.
- No to jak się czujesz Diego? - spytała - Przeżyłeś jakoś zajęcia z tatą? Powinienem sobie odpuścić kolejne. - stwierdziła Fran. Ja tylko spojrzałem na nią morderczym wzrokiem. 
- Już wiecie dlaczego nic wam nie chciałem powiedzie. - powiedziałem i pokazałem jej język. - Nie będę opuszczał zajęć bo wy tak chcecie. 
- Zaraz... - wtrąciła się Camila - Czy ja czegoś nie wiem?
- No chyba tak. - zaśmiał się Leon, akurat podchodzący do stolika - Ale pociesze cie, ja też chyba coś ominąłem. Trójkącik coś ukrywa?  
- Trójkącik? - zdziwiłem się - Weź się lepiej lecz. 
-  Tobie by się to przydało. - stwierdziła Francesca. 
- Weź już lepiej nic nie mów. Nie umiesz utrzymywać nic w tajemnicy? - spojrzałem na nią, reszta oczywiście od razu się zainteresowała. 
- Nie przed moimi przyjaciółmi.
- Co to za tajemnica? - zainteresował się w końcu Leon - Oj powiedźcie nam, świat od tego nie wybuchnie. 
- Po co ja se zgadzałem na to żeby Marco ci wszystko powiedział? - spytałem patrząc na Fran.  Ona jest wspaniałą przyjaciółką, ale czasami... irytującą? 
- No wiesz, to musi być bardzo interesująca tajemnica skoro żadne z was nie chce nam jej wyjawić, omijając oczywiście Francesce. - odezwała się Camila. - Ja i tak się dowiem. 
- Dobra, ja już mam dość tego tematu. Spadam na zajęcia. - powiedziałem i wstałem od razu. 
- Zjedź coś chociaż... - powiedziała od razu Violetta. 
- Mówiłam żebyś nie szedł na te zajęcia. - powiedziała od razu Fran. 
- Nic mi się nie stanie jak czegoś nie zjem, no i jak raz zatańczę. - powiedziałem. 
- Tego nie wiemy. - stwierdziła Francesca. Ona naprawdę robi się bardzo interesująca. 
- Ale ja wiem. Wiem jak się czuje i wiem że przetrzymam jeszcze te zajęcia. Idziecie ze mną? - spytałem patrząc na Fran i Violette. Wolałem żeby narazie nic nie wygadały. Dziewczyny od razu wstały i ruszyliśmy na zajęcia. 
- Dlaczego im nie powiesz? - spytała Violetta, gdy byliśmy już w sali tanecznej. 
- Z tego samego powodu, dlaczego nie chciałem powiedzieć tobie. Jak nikt nie wie jest dużo lepiej, nie uważasz?
- Może i masz trochę racji... 
- Tylko ogarnij Fran żeby nic nie wygadała. - powiedziałem. Po chwili już zaczęły się zajęcia. 




***
Jak się domyślacie, tytuł tego rozdziału jest dokończeniem tytułu tamtego xd Fajnie, nie? XD 
Większość tego rozdziału napisałam wczoraj, ale po co dodać skoro można dziś? xD 
13 komentarzy - next ;3 

Obserwatorzy

Chat~!~