Muzyczka xD

sobota, 28 marca 2015

Rozdział XII

Diego. 

- Jesteś w domu? - zdziwiłem się, gdy wszedłem do domu po zajęciach i zobaczyłem swojego ojca.
- Tak, jak widzisz jestem. Po pierwsze, chciałem sprawdzić czy od razu wrócisz. A po drugie, chciałem się dowiedzieć jak poszła rozmowa z Violettą. Porozmawiasz ze mną chociaż ten raz szczerze, czy znowu udasz że nikogo nie potrzebujesz i nadal będziesz mnie zbywał?
- Z Violettą? Gorzej, niż myślałem że pójdzie. - powiedziałem i niechętnie usiadłem na kanapie, obok swojego ojca - Ona nie chce mnie znać, tato. Mogę wrócić do babci? Proszę... Wiesz, że kocham Hiszpanię.
- Diego... - zaczął, dziwnym tonem. Już wiedziałem, że się nie zgodzi... - Porozmawiaj o tym z twoją babcią. Jeśli przyjmie cię z powrotem, a ty obiecasz że będziesz grzeczny, nie będziesz wracał o nocach i oczywiście nie będziesz palił, droga wolna. Możesz jechać. Nie chce być dla ciebie wrogiem.
- Obiecuje. I dziękuje. - powiedziałem, i szybko go przytuliłem, po czym wstałem z kanapy. - To... Mogę telefon? Chce jak najszybciej do niej zadzwonić.
- Weź mój... Tylko nie rozmawiaj za długo. - powiedział i  podał mi swój telefon. Od razu go wziąłem, biegnąc do pokoju. Dawno nie rozmawiałem z babcią... Dlatego, że nie dał mi telefonu. Byłem pewien, że babcia zgodzi się znowu mnie przygarnąć, więc już niedługo będę znowu w Madrycie. Szybko odebrała telefon, myśląc oczywiście po że to mój tata. Po przywitaniu i powiedzeniu, jak bardzo się za sobą tęskni, powiedziałem w końcu zacząć temat.
- Aaaa... Jakby tata zgodził się, bym wrócił, to przyjęłabyś mnie z powrotem?
- Diego, oczywiście że tak. Czasami ci odbija, ale przecież cie kocham.
- To świetnie, bo się zgodził. Kiedy mogę przyjechać? - spytałem. Zaraz w odpowiedzi usłyszałem ucieszony głos mojej babci.
- Jak najszybciej. Strasznie tu pusto bez ciebie.
- To... Jeszcze pogadam z tatą, a potem zadzwonię do ciebie, kiedy dokładnie wracam. Kocham cię, pa. - powiedziałem po czym rozłączyłem się. Po chwili oddałem już ojcu telefon.
- I co? - zapytał, biorąc ode mnie urządzenie i chowając je do kieszeni spodni.
- I wracam. Kiedy mogę?
- Założę się, że chcesz jak najszybciej. W takim razie jeszcze dzisiaj postaram się zarezerwować ci bilet na samolot. Będzie mi cie tutaj brakować, wiesz? Nie chce jednak, byś był tutaj nieszczęśliwy. Będąc w Madrycie poczujesz się lepiej. Jednak nie chce słyszeć o żadnych twoich wybrykach, dotarło?
- Dotarło. - powiedziałem, z szerokim uśmiechem. - Zostajesz już dzisiaj w domu...?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Bo... Mieszkam u ciebie od paru dni, a jeszcze nie spędziliśmy w ogóle czasu razem... Więc może dzisiaj? I tak nie mam nic do roboty, bo dałeś mi szlaban...
- Okey, i tak nigdzie się już dzisiaj nie wybierałem. To co byś chciał takiego robić?
- Najlepiej tylko porozmawiać. Brakuje mi tych szczerych rozmów z jednym z rodziców...

piątek, 20 marca 2015

Rozdział XI

Diego. 
- Nie śpisz jeszcze? - usłyszałem swojego ojca, akurat wchodzącego do domu. 
- Jak widzisz, nie śpię. Możemy pogadać...? 
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? Idź lepiej już do łóżko, bo rano masz zajęcia.
- Chce tylko porozmawiać. Potem grzecznie pójdę do łóżka.
- Dobra, w takim razie mów. - powiedział, siadając obok mnie na kanapie - Ale nie ma mowy o oddani telefonu czy laptopa.
- Nie... Mam tylko taką prośbę... Pozwoliłbyś mi w weekend wyjść, czy mam siedzieć cały dzień w domu? Proszę, pozwól mi wyjść z domu. Potrzebuje kontaktu ze światem.
- Chcesz się spotkać z Alexem, prawda? - zapytał - Wiesz, że nigdy się na to nie zgodzę.
- Nie, nie z Alexem. Z Violettą... O ile się zgodzi. Muszę naprawić te znajomość, skoro zabraniasz mi spotykać się z moimi przyjaciółmi.
- Okey... Jeśli chodzi o Violette, to się zgadzam. A teraz biegnij już spać, bo znowu będziesz mi marudzić rano, że niewyspany jesteś.
- Już idę. - wywróciłem oczami i wstałem - I dziękuje. Tym razem na pewno cie nie okłamie, spokojnie.
Ostatnie zdanie wypowiedziałem, bo już wiedziałem że pewnie myśli, że znowu chce się spotkać z Alexem. Zbyt często mi nie ufa... A ja może zbyt często kłamie? Nie chce, by myślał że może mną rządzić. Ale teraz nawet mi się wydaje, że przesadzam. Czasami powinienem poczuć, że jednak jesteśmy rodziną. Trochę uszanować jego zdanie, nawet jeśli myślę inaczej,,, Nie mogę tyle się z nim kłócić.  Ale on czasami też mógłby uszanować moje zdanie.

Następnego dnia z samego rana wstałem sam. Tym razem tata nie musiał wyciągać mnie z łóżka. Jak najszybciej chciałem porozmawiać z Violettą, nie mogłem już wytrzymać leżenia w tym łóżku. Od razu po ogarnięciu się, zacząłem przygotowywać śniadanie. Postanowiłem ten raz trochę podlizać się ojcu i sam coś zrobić. Zjadłem, i zostawiłem dla niego, po czym szybko opuściłem dom mojego ojca. Wiedziałem że Violetta zapewne już idzie w kierunku studio. Chciałem z nią porozmawiać zanim jeszcze zaczną się zajęcia. I udało mi się. Akurat gdy byłem przed jej domem, ona wychodziła.
- Co tutaj robisz? - zapytała, nawet się ze mną nie witając.
- Przyszedłem po ciebie. Chce pogadać. - powiedziałem, od razu podchodząc do dziewczyny.
- Diego, nie. Nie ma mowy. Nie będziemy rozmawiać, spotykać się, nie będziemy się przyjaźnić. Mam nadzieje, że wreszcie rozumiesz.
- Myślałem... Że wczoraj wszystko już sobie powiedzieliśmy. Wiem, że mnie kochasz. Przypomnij sobie, jak zachowywałaś się wczoraj.
- Diego, proszę cię, nie wmawiaj mi tego. - powiedziała, od razu chcąc mnie wyminąć.
- Możesz okłamywać siebie, ale nie okłamuj mnie. - powiedziałem, zatrzymując ją.
- To ty okłamujesz nas wszystkich, Diego. Chcesz taki być? Chcesz wszystkich ranić? Czy po prostu zwracasz na siebie uwagę, bo zauważyłeś że nikt cie tak nie kochał jak twoja matka, przed której miłością uciekałeś?
- O czym ty mówisz?
- Wiem, jaki jesteś. I wiem, że gdzieś tam w tobie siedzi ten Diego, którego kocham. Kiedy już się wydostanie na zewnątrz, to do mnie zadzwoń. - powiedziała, znowu chcąc odejść.
- Nie chcesz zaakceptować mnie takim, jakim jestem?
- To nie jesteś ty... - powiedziała po czym po prostu poszła.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział X

Diego.
- Violu, przecież tu jestem. Cały czas ten sam. - powiedziałem, na co ona pokiwała głową.
- Nie, Diego zmieniłeś się i to na gorsze. Jesteś zupełnie kimś innym. - spojrzałem na nią, w jej oczach był smutek, wyraźny smutek.
- Nieprawda. Violu, ja... - nie zdążyłem dokończyć, bo w tej chwili do sali wszedł mój ojciec.
- Diego, zajęcia trwają już od 10 minut, a ty tu sobie rozmawiasz z Violettą? Na zajęcia i to już. - rozkazał, na co ja w
estchnąłem i poszedłem na te jego zajęcia. Po chwili do sali weszła też Violetta, i wtedy byli już wszyscy, a ojciec wreszcie zaczął lekcję. Nie mogłem się w ogóle skoncentrować i myliłem wszystkie kroki. W głowie cały czas miałem słowa Violetty. Może naprawdę się zmieniłem? Ale na gorsze? Nie...to niemożliwe. Wewnątrz mnie jest cały czas ten sam Diego, co przed wyjazdem do Madrytu...tylko trzeba go na nowo odkryć, a to może zrobić jedynie Violetta. Po dwóch jakże cudnych godzinach, lekcja się skończyła i wszyscy powoli opuszczali sale.
- Violetta, zaczekaj. - powiedziałem podchodząc do dziewczyny.
- Przepraszam Diego, ale się śpieszę. - powiedziała i mnie wyminęła, jednak ja nie dałem za wygraną. Chwyciłem jej rękę i przyciągnąłem ją do siebie, po chwili splatając ze sobą nasze palce. Spojrzałem jej prosto w oczy, ale ona spuściła wzrok na podłogę.
- Naprawde aż tak się zmieniłem? - zapytałem, z uwagą przyglądając się dziewczynie i lekko głaszcząc kciukiem jej dłoń. Skinęła twierdząco głową.
- Nie jesteś tym samym Diego, nie tym którego kocham. Zmieniłeś się. - powiedziała, patrząc w podłogę.
- Violetta, może masz rację...zmieniłem się, ale kocham cię nadal tak samo mocno. - spojrzała na mnie i pokiwała głową.
- Nie wiesz co mówisz...
- A właśnie, że wiem. - powiedziałem, chwytając jej drugą łapkę i przykładając ją do mojego serca. - Czujesz jak bije?
- Czuję, ale to chyba normalne, że serce bije. - stwierdziła, patrząc na swoją dłoń.
- No tak, ale ono wali jak szalone, czujesz? - spytałem, a ona twierdząco skinęła głową. - No właśnie...moje serce zawsze tak wariuje, gdy jesteś blisko. Ono bije tylko dla ciebie, wiesz? - na twarzy Violetty pojawił się delikatny uśmiech. Spojrzała na mnie i błądziła wzrokiem po mojej twarzy, po chwili jej wzrok zatrzymał się na moich oczach.
- Naprawdę? - spytała niepewnie.
- Naprawdę. - odpowiedziałem - Kocham cię. Violetta, strasznie cię kocham.
Już miałem ją pocałować, gdy ten moment przerwał nam oczywiście mój ojciec. Niechętnie odsunąłem się od dziewczyny, za chwile  wykonując polecenie swojego ojca, czyli idąc na zajęcia. Jeśli tak mają wyglądać najbliższe miesiące, to ja podziękuje. Nie potrzebuje go. Wcale go nie potrzebuje... Więc po co mam u niego mieszkać? Mam udawać, że jest moim kochanym tatusiem? To się robi naprawdę śmieszne... Jednak protestowanie w tej chwili na nic się nie zda. Wymyślił sobie szlaban... Jestem tutaj dopiero parę dni, a już tyle razy zdążył mnie zdenerwować. Tak jakby tylko to było jego celem. Po wszystkich zajęciach znowu miałem wrócić do domu, a on oczywiście powiedział że przyjdzie później. Całe dnie mam siedzieć samemu w domu? I tylko dlatego mnie tu ściągnął? Myśli, że w ten sposób da radę mnie wychować? Śmieszne. Naprawdę. Jestem ciekaw, co zrobi gdy kiedyś się od niego wyprowadzę i na stałe zerwę kontakt. Czy ja kiedykolwiek potrzebowałem ojca? Do tego, tylko teraz zachowuje się jak ojciec. Wcześniej go przy mnie nie było. Nigdy. Mama opowiadała mi tyle, po tym jak straciłem pamięć... Nie było go nigdy. Nie było go, gdy leżałem w szpitalu, gdy szedłem do szkoły, gdy pierwszy raz występowałem na scenie. Osoba która była przy mnie w tych momentach, nie żyje. Dlaczego więc miałbym słuchać kogokolwiek? Z mojego założenia wychodzi, że w tym momencie jestem sierotą. Nie mogę nazwać ojcem osoby, którą znam trochę ponad rok...
Siedząc znowu sam w pustym domu, bezmyślnie wpatrując się w telewizor, nabrałem jeszcze większej ochoty, by jak najszybciej wyjechać do Hiszpanii. Tam miałem z kim porozmawiać po powrocie ze szkoły. Miałem komu się wyżalić, czułem że jest przy mnie osoba, której na mnie zależy. Najpierw mama, potem babcia. Tutaj... Chyba jeszcze nigdy nie czułem się aż tak bardzo samotny. Wymaga że się zmienię. Ale nie próbuje mi w tym pomóc. Zostawiając mnie samego w domu na pół dnia, i zabraniając wyjść, tylko pogłębia moją nienawiść do niego. O ile w ogóle jest to jeszcze możliwe...

***
Tak, tak - znowu pisała Klaudia :D I to jej możecie dziękować za ten piękny moment Dieletty, a mnie zabić za zepsucie go w nieodpowiednim momencie (muahahahaha :D) 

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział IX cz. 2

Diego.
Rano tata zawiózł mnie do studia, mówił że dziś już się nie wykręcę. Chcąc, czy nie chcąc musiałem iść na zajęcia, tym bardziej że dzisiaj dwie godziny zajęć spędzę z moim jakże kochanym tatusiem. Pierwszą lekcję miałem z Beto, więc ruszyłem do sali, nie było tam jeszcze nikogo z wyjątkiem Violetty i Francesci. Podszedłem do dziewczyn, żeby się przywitać, jednak Violetta rzuciła na mnie tylko spojrzenie i wyminęła mnie, po chwili wychodząc z sali. Spojrzałem na Francesce, która wzruszyła ramionami.
- W końcu zrozumie, że ci na niej zależy... - poklepała mnie po ramieniu, z lekkim uśmiechem.
- Mhm... - wymamrotałem i sam też wyszedłem z tej sali. Zauważyłem Viole idącą korytarzem, zapewne przede mną uciekała.
- Violetta, czekaj! - krzyknąłem do dziewczyny, jednak ta nie zwróciła na mnie uwagi i szła dalej przed siebie. Podbiegłem do niej i złapałem jej nadgarstek, tym samym odwracając ją w moją stronę. - No poczekaj, chce tylko porozmawiać.  
- Nie mamy o czym. - Szepnęła, patrząc w podłogę, tak jakby bała się spojrzeć mi w oczy.
- A właśnie, że mamy. Dlaczego taka jesteś?
- Jaka? Jaka jestem? - Zapytała, lekko marszcząc brwi.
- Taka obojętna wobec mnie. Czemu mnie unikasz?
- Nie unikam cie, po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać, rozumiesz? - powiedziała, próbując wyrwać nadgarstek z mojego uścisku.
- Violetta, oszukujesz samą siebie. - Szepnąłem, lekko kręcąc głową.
- Nie rozumiem... - zmarszczyła brwi i uniosła na mnie wzrok.
- Oboje dobrze wiemy, że tęskniłaś za mną bardziej niż inni. I nie udawaj, że tak nie jest.
- Nieprawda, wcale za tobą nie tęskniłam. Możesz mnie puścić? - zapytała, próbując wyrwać swój nadgarstek z mojego uścisku.
- Wróciłem, i mamy szansę to wszystko naprawić. Dlaczego nie chcesz?
- Bo nie jesteś tą osobą, którą tak bardzo kocham. Przepraszam Diego, naprawdę muszę już iść. - powiedziała, po czym po prostu odeszła, zaraz po tym jak zrezygnowany puściłem jej nadgarstek. Przeklęte miasto. Po długiej chwili gapienia się w miejsce, gdy z oczu zniknęła mi Violetta, ruszyłem do sali. Wczoraj chyba wystarczająco nagrabiłem sobie u ojca. Może wymyśli sobie pomysł, żeby jeszcze bardziej mnie ukarać. O ile się da, bo tak naprawdę zabrał mi już wszystko, co tylko mógł, a z domu tak czy inaczej mnie nie wypuszcza.

Po pierwszej lekcji, zobaczyłem Violette. Siedziała sama w sali. Widziałem, że jest smutna. Nie mogłem tego tak zostawić, na pewno.
- Coś się stało...? - spytałem, przyglądając się dziewczynie. - Nie lubię, gdy jesteś smutna.
Dziewczyna tylko na mnie spojrzała. Nie odpowiedziała. Znowu nie chciała ze mną rozmawiać?
- Przepraszam. - udało mi się wykrztusić po dłuższym czasie. Pierwszy raz, od bardzo dawna, postanowiłem kogoś szczerze przeprosić - Nie chce, byś myślała, że nie kontaktowałem się z tobą, bo cie nie kocham. Nie kontaktowałem się, bo nie chciałem, byś jeszcze bardziej za mną tęskniła, a i ja o tęsknocie chciałem zapomnieć.
- Nie chodzi tu tylko o to, że się nie kontaktowałeś. - odezwała się - Diego, którego znałam, nie myślał tylko o sobie.  Był bardziej odpowiedzialny. Nie sprawiał problemów osobom, które go kochają, i chcą dla niego jak najlepiej.
Powiedź mi, gdzie jest ten Diego? Gdzie jest Diego, którego kocham?

***
Rozdział pisany nie całkiem przeze mnie. Jedną połowę pisałam ja, jedną Klaudia  po moim długim marudzeniu, żeby mi napisała :D Która co pisała to już możecie sobie zgadywać, haha xd

Obserwatorzy

Chat~!~