Muzyczka xD

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 56 - "Wycieczka"

*Dwa tygodnie później*

Diego.
Dzisiaj jedziemy na jakąś wycieczkę. Naprawdę nie rozumiem jaki sens jest w tym byśmy jechali na wycieczkę, tak czy inaczej będą zajęcia. Będziemy tam siedzieć całe dwa tygodnie. Większość tego czasu to nauka... Sam nie wiem jakim cudem udało mi się namówić Pablo bym był w jednym z domków z Violettą. Niestety, również z Ludmiłą i Federico. Chociaż przez te dwa tygodnie nie mogę mieszkać w innym domu niż Fede? Aktualnie stoimy i czekamy na nauczycieli, bo oczywiście jak zwykle się spóźniają. Dziwi mnie w ogóle to że German postanowił puścić swoją córkę na tą wycieczkę. Zapewne i mnie by nie puścił, gdyby nie to że miałem być tam z ojcem. Chociaż teraz mi się wydaje że lepiej byłoby gdyby mnie zatrzymał w domu. Nie musiałbym siedzieć tych dwóch tygodni na jakimś bezludziu. Oczywiście nauczyciele wymyślili sobie że tam gdzie jest najmniej ludi moglibyśmy wypocząć. Ale niby jak odpocząć, jak będą odbywały się zajęcia? Przynajmniej z tańca, bo o ile się nie mylę mój tata nie zgodził się na to byśmy dwa tygodnie tylko leniuchowali. Po chwili siedzieliśmy już w autokarze. Ja oczywiście obok Violetty. Chociaż tak naprawdę i tak ona rozmawiała cały czas z Francescą. Naprawdę nie rozumiem ile te dziewczyny mogą gadać. Nawijają całe dnie. W końcu założyłem słuchawki. Słuchałem muzyki. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Violetta. 
 - Jak on słodko śpi. - odezwałam się, gdy zauważyłam że Diego zasnął. Francesca wywróciła oczami.
- Teraz będziesz gadała mi tutaj o miłości? - zaśmiała się - Ty w każdej jego czynności widzisz coś słodkiego. Zasłodzisz się kiedyś. Lepiej go obudź, bo zaraz wszyscy będą się na niego gapili.
- Coś ty, nie będę go budziła. Niech się prześpi.
Po jakichś dwóch godzinach byliśmy już na miejscu. Wtedy musiałam już obudzić Diego. Na początku nie ogarniał co się dzieje, a potem wyleciał z autokary jak oparzony. Chyba miał już dość siedzenia w jednym miejscu. Nauczyciele mówili o czymś do nas przez chwilę (nie słuchałam, może potem Diego mi streści) a potem oddali nam kluczę od tych domków w których mieliśmy mieszkać. Oczywiście nie obyło się bez "bitwy o klucze" Diego i Federico. Gdy w końcu już ustalili że to mój chłopak bierze kluczę, mogliśmy udać się do domku.
- Rozumiem że Violetta śpi w pokoju z Ludmiłą, a ja z Diego? - spytał Federico, gdy już weszliśmy do domku.
- No chyba cie pojebało. - skomentował tylko mój chłopak - Nie mam zamiaru się z tobą męczyć. Jutro jeszcze będę musiał swoich ubrań w promieniu kilometra szukać.
Teraz będą się tak kłócić? Pięknie się zapowiada... Dogadywali się lepiej gdy jeszcze nie mieszkali razem.
- A ja z Ludmiłą mam wytrzymywać?
- Ja to słyszę. - odezwała się tym razem blondynka. Nie wytrzymam za chwilę.
- Dobra, sprawa rozstrzygnięta. Wiecie że tutaj są 3 pokoje, co nie? Ludmiła sama, Federico sam i ja z Diego. Dziękuje, koniec rozmowy. - powiedziałam i pociągnęłam Diego do pokoju. Zachowują się jak dzieci. Tak ma być całe dwa tygodnie? Ciekawe czy wytrzymam... Rozpakowałam się razem z Diego. Federico zawołał nas, mówiąc że za chwilę będzie kolacja. Już chciałam wstać, gdy Diego przyciągnął mnie do siebie za rękę.
- Odpuśćmy sobie dzisiaj kolacje. - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam jego uśmiech i przytuliłam się do niego.



***
Najgorszy koszmar w mojej karierze, czyż nie? Tak mi się nie chciało go pisać... Dopisku też nie, więc sobie już skończę XD Papa :D

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 55 - "Wspomnienia"

Diego.
Rozstałem się z Violettą tuż przed studio. Jakoś nie bardzo chciało mi się iść na zajęcia. Jestem ciekaw czy jak się spóźnię, znowu będzie mi kazał zostawać po zajęciach. Nie myślałem o tym jednak zbyt długo. Poszedłem pod szkołę do której chodzi moja siostra. Chciałem się z nią zobaczyć, bo raczej z lekcji nie zamierzam jej zabierać. Właśnie szła do szkoły. 
- Diego? Co tutaj robisz? - zapytała, podchodząc do mnie. 
- Tak się teraz witasz z bratem? - spytałem, zaczynając się śmiać - Radzicie sobie z Marco, czy mam wracać?
- Obawiam się że tata nie zgodzi się byś do nas wrócił. Jeśli nie będziemy sobie radzić, wrócimy. 
- Nie, no chyba mnie tu nie zostawicie?
- Ty też długo nie wytrzymasz. - stwierdziła. - Dobra, ja muszę iść na zajęcia. Tobie też polecam. 
Powiedziała i odbiegła do swoich koleżanek. Postanowiłem wrócić do studio, chociaż na zajęcia i tak byłem już spóźniony. Wszedłem spokojnie na zajęcia z tańca. Spojrzałem na swojego ojca, który chyba miał ochotę trochę powrzeszczeć na spóźnionego, ale odpuścił ze względu na to że byłem to ja. Kiedyś i tak straci do mnie cierpliwość. Jestem ciekaw kiedy. Dołączyłem do reszty grupy. Po zajęciach chciałem wyjść już razem z Violettą. 
- Diego, zaczekaj. - usłyszałem jednak zanim wyszedłem. Violetta opuściła sale. 
- Masz coś ważnego do powiedzenia? - zapytałem. - Wiesz, nie chciałbym się spóźnić na kolejne zajęcia.
- Stało się coś, że się spóźniłeś?
- Nie, nic się stało... A w sumie, nawet jeśli coś się stało, nie mam ochoty ci się tłumaczyć. W szkole jesteś tylko moim nauczycielem, nie ojcem. - powiedziałem i wyszedłem z sali. W innym wypadku na pewno bym się z nim pokłócił, a nie chciałem tego. Po prostu się nie wyspałem i robiłem wszystkim na złość, na przyszłość położę się spać wcześniej. I nie będę spał w środku dnia. Dogoniłem moją dziewczynę, która akurat szła gdzieś razem z Francescą.
- Gdzie się wybieracie beze mnie? - zapytałem , idąc obok Violetty.
- Jak najdalej. - odezwała się Fran - Czy naprawdę nigdy nie możemy porozmawiać tak by nie było cie obok?
- Niestety nie, nie lubię rozstawać się z moją dziewczyną. - wyszczerzyłem się i objąłem Violette, idąc wraz z nimi.
- Dobra, przyzwyczaiłam się...
Rozmawialiśmy chwilę we trójkę a potem poszliśmy na zajęcia. Nie chciało mi się za bardzo, ale cóż... Nie mam jakoś ochoty omijać zajęć. Po zajęciach wracałem już do domu razem z Violettą. Federico dzisiaj nie pojawił się w studio. Cały dzień siedział w domu z Olgą. Musiał chłopak wariować. Razem zjedliśmy obiad, a ja po chwili poszedłem na górę. Violetta poszła gdzieś z Francescą, bo nie mogły oczywiście przy mnie porozmawiać, a ja włączyłem laptopa. Zastanawiałem się przez dłuższy czas co robić. W końcu postanowiłem obejrzeć filmiki, takie gdzie byłem jeszcze dzieckiem. Najchętniej wróciłbym do tych czasów. Chociaż wtedy nie było przy mnie Violetty. Dziwnie jest teraz wyobrazić sobie że żyje bez niej. Wtedy bym nie wpadł na to że kiedyś będę przy takiej wspaniałej dziewczynie.
Włączyłem pierwszy filmik. Lubiłem wspominać, a byli tam wszyscy moi przyjaciele i ja... Za szybko ten czas leci.
(Znowu wstawiam linki, dla tych którym się nie pokazuje XD https://www.youtube.com/watch?v=OvTgia-_ors)

(https://www.youtube.com/watch?v=_q5L-6WoP4s)





****
Nie ma to jak tyle pisać przez tydzień .___.
Brak weny, zrozumcie mnie :c

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 54 - "Dzień, który zapowiada się normalnie"

Violetta.
Po jakimś czasie wróciła już Olga, Fede nadal nie było. Albo mi się wydaje, albo zgubił się po drodze. Kto go tam wie... Na pewno się zgubił. Gosposia była w kuchni, zaczynając robić obiad. W końcu było już późno.
- A gdzie Diego? - spytała nagle, gdy weszłam do kuchni.
- Zapewne śpi. Wczoraj wieczorem już się źle czuł, od tej pory nie wychodzi z łóżka. - skłamałam, ale cóż.... - Oczywiście byłam u niego rano, jeszcze żyje.
- To idź go lepiej obudź, bo za chwilę będzie obiad.
No dobra, niechętnie ruszyłam do pokoju mojego chłopaka. Tak słodko spał, dziwnie mi było go budzić. Ale jednak trzeba. Usiadłam na łóżku i chwilę przyglądałam się śpiącemu chłopakowi. Pochyliłam się nad nim i delikatnie pocałowałam go w policzek.
- Diego... Wstajemy... - szepnęłam do jego ucha. Nie reagował. Szturchnęłam go tak że prawie że zleciał z łóżka. Zdążyłam złapać go za rękę, chcąc go ratować przed upadkiem, jednak zleciałam razem z nim. Leżeliśmy tak na ziemi, patrząc się na siebie chwilę. Po chwili zaczęliśmy się śmiać jak jacyś idioci. Do pokoju weszła Olga.
- Co tu się stało?! - spytała patrząc jak siedzimy na ziemi, śmiejąc się.
- Nic... Violetta zrzuciła mnie z łóżka. - odpowiedział Diego. Olga stwierdziła że należy opuścić pokój i nie dowiadywać się więcej informacji. Po chwili ja z Diego również zeszliśmy na dół. Mieliśmy już dość siedzenia i śmiania się z byle powodu. Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy pomagać Oldze. Szczerze to chyba nie za bardzo potrzebowała naszej pomocy, ale Diego się uparł, bo nie ma nic innego do roboty. Po jakimś czasie dopiero pojawił się Federico. Gadał coś o tym że razem z Andresem i dziewczynami prawie rozwalili Leonowi drzwi. Jestem ciekawa w jaki sposób. Z resztą... Nie słuchałam go dzisiaj i tak. Zaraz po zjedzeniu obiady, razem z Diego uciekłam na górę. Siedzieliśmy w moim pokoju i oglądaliśmy jakiś film na laptopie. Nie za bardzo nawet wiem jaki film, oboje nie zwracaliśmy na to uwagi. Spojrzałam na Diego. Widziałam po nim że najchętniej to by się jeszcze przespał, w końcu nie spał długo. Dziwnie mi będzie go teraz wysyłać do łóżka, a sam oczywiście nie pójdzie. Tylko jak potem wyjaśnić Oldze że Diego już śpi? Jak powiem że mój chłopak źle się czuje to chyba od razu zadzwoni po lekarza. Ale cóż, coś wymyśle.
- Diego, idź już spać. - powiedziałam. Zerknęłam na chłopaka, który od razu spojrzał na zegarek.
- Jest dopiero 15... Wiesz, chyba pójdę jednak do Mory.
- Widziałeś się z nią wczoraj. Boisz się że znowu coś tam zbroili?
- Są nieobliczalni. - zaśmiał się. W sumie ma racje, kto się spodziewał tego że Marco rozbiję szybę pięścią? Pozabijają się tam, ale cóż...
- Ale sobie poradzą. - stwierdziłam - A ty kochanie idziesz już do łóżka. Powiem Oldze że źle się czujesz czy coś. No już.
Jak powiedziałam, tak zrobił. Chyba nie chciał się kłócić. Z resztą, był zmęczony i to było po nim widać.

*Poniedziałek*

Diego. 
Jeszcze raz ktoś spróbuję obudzić mnie przed 7, to gorzko tego pożałuje. Właśnie gonie po domu Federico.
- Oddaj! - wrzeszczałem za nim. Muszę chyba zacząć zamykać się na noc w swoim pokoju. Goniliśmy się tak, dopóki z pokoju nie wyszła Violetta.
- Co wy wyprawiacie? - spytała.
- On mi w nocy ukradł WSZYSTKIE ubrania! - wrzasnąłem, wskazując palcem na Federico. On tylko uśmiechnął się zadowolony z "żartu".
- W takim razie rozumiem dlaczego paradujesz bez koszulki. - stwierdziła Violetta, sama zaczynając się śmiać. No bardzo śmieszne. Dobrze że mi nie zabrał rzeczy w których akurat spałem...
- Może któreś w końcu mi powie gdzie są moje ubrania?
- Ja tam nie wiem, idę spać dalej. - powiedziała Violetta i weszła do pokoju. Wszedłem za nią. Zatrzymałem się jednak w progu.
- Masz 15 minut na przyniesienie do mojego pokoju wszystkich rzeczy i poukładanie ich na półkach. Inaczej będzie z tobą źle. - powiedziałem, po czym wszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi. Przyznam, Federico jest moim przyjacielem no ale bez przesady. Nie będzie mi rzeczy kradł, co nie? Jeszcze jak śpię, bez sensu. Byliśmy już po chwili w pokoju Violetty. Od razu się do mnie przytuliła. Uwielbiam tak stać z nią w milczeniu. Doskonałe powitanie.
- Nie goń go tak więcej po domu, bo mi się pozabijacie. - powiedziała Violetta, śmiejąc się przy tym.
- To niech mi łaskawie odda ubrania. Idziemy na śniadanie? - zapytałem, widząc że Violetta jest już ubrana. Pójdziemy wcześniej do studio, nie mam zamiaru biegać w poszukiwaniu swoich ubrań. Po chwili już zjedliśmy to śniadanie. Gdy poszedłem do swojego pokoju nie było tam wszystkich moich ubrań, podrzucił mi tylko coś żebym miał w co się ubrać do szkoły. Chyba wie że nie mam zamiaru teraz tego szukać, sam musi wszystko znaleźć i grzecznie odnieść na swoje miejsce. Po chwili już z Violettą szedłem do studio.







 ***
Nie ma to jak jeden rozdział pisać tydzień, co nie? xD
Tak... Nagły brak weny, kto mi odda swoją? Mam pomysł na kolejny rozdział, ale nie wiem kiedy go napiszę. Mam na głowie teraz tylko te wszystkie szkoły (mam chyba z 20 różnych ulotek XDDD) i nie mam jak myśleć o pisaniu :c xD Chyba że ktoś chce za mnie pochodzić na drzwi otwarte XD No ale cóż... Kto by się spodziewał że już połowa marca, a ja nadal nie ogarniam co chce w życiu robić? xD Dobra, koniec. Bo będzie dłuższy dopisek niż rozdział XD
Na koniec jeszcze podzielę się z wami radością. Oto moja radość :

Papa xD
Dominguez'owa :D 

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 53 - "To na czym skończyliśmy?"

Diego. 
Gdy otworzyłem te drzwi, moja dziewczyna na szczęście miała na sobie już koszulkę. Jej tata wparował od razu, ale ona tylko siedziała pod ścianą z gitarą. German spojrzał na mnie.
- Weź sobie zetrzyj te szminkę z twarzy, tylko to zdradza że się całowaliście. - stwierdził, po czym wyszedł. Razem z Violettą zaczęliśmy się śmiać. Wziąłem gitarę i zaniosłem ją do pokoju. Już po chwili zeszliśmy na kolacje. Federico powiedział że dzisiaj idzie na noc do Leona (impreza beze mnie? -.-' xD) a German wyjeżdża daaaleko i wraca jakoś w środę. Jestem dzisiaj w domu więc sam z Violettą. I Olgą... Ta, świetnie. Może bez Olgi jakoś by to przeszło. Właśnie gdy o tym pomyślałem, wszedł Ramallo proponując Oldze kino dzisiaj wieczorem. Ooo tak, to mi się podoba. W takim razie mamy dzisiaj wolną chatę. Po chwili zniknął już Federico a German ruszył na samolot. Ja usiadłem z Violettą przed telewizorem i oglądaliśmy jakiś film. Olga w tym czasie sprzątała w kuchni. Już późniejszym wieczorem Ramallo i Olga wyszli, zostawiając nas samych. Wreszcie samych. Akurat kończył się horror który oglądaliśmy. Spojrzałem na już zasypiającą Violette.
- Chyba już czas spać, kochanie. - stwierdziłem. Wyciągnęła do mnie ręce.
- Nie chce mi się chodzić, zaniesiesz mnie? - spytała, prosząc równocześnie. Natychmiast wziąłem ją na ręcę i ruszyliśmy razem do jej pokoju. Wtulała się w mój tors, jakby myślała że za chwile mnie straci. Położyłem ją delikatnie na łóżku.
- I tak musisz wstać, żeby pójść pod prysznic. - stwierdziłem. Zanim jednak zdążyłem odsunąć się o centymetr, poczułem jak mnie do siebie przyciąga, bym usiadł obok.
- Myślisz że od tak bez powodu prosiłabym cie byś mnie tutaj zaniósł? - spytała, od razu delikatnie muskając moje usta. Poczułem jakiś natychmiastowy przypływ energii, jak po wypiciu mocnej kawy. Inaczej zapewne od razu poszedłbym się położyć. Jednak poczułem że to ja powinienem być tym który to wszystko zacznie, skoro już tego chciała. Delikatnie położyłem ją na łóżku. Widziałem że pomyślała że nie chce, że rezygnuje. To rozczarowanie w jej oczach lekko mnie rozbawiło. Już po chwili pojawiłem się nad nią.
- To na czym skończyliśmy w zeszłym tygodniu? - zapytałem, unosząc brwi. Nie doczekałem się odpowiedzi. Już szybciej prezentacji, bo jej delikatne usta znowu znalazły się na moich. Oddawałem z miłością każdy jej pocałunek. W końcu postanowiłem posunąć się trochę dalej. Moje ręce pojawiały się tam gdzie jeszcze wcześniej ich nie było. Delikatnie się od niej odsunąłem, ale tylko by zdjąć z niej tą koszulkę, która po chwili wylądowała na ziemi. Ja sam po chwili zostałem pozbawiony górnej części garderoby.
- Tak strasznie cie kocham. - powiedziałem, delikatnie muskając ustami jej ucho. Każdy jej dotyk był dla mnie największą przyjemnością, więc czując jej ręce na swoim brzuchu uśmiechałem się bezsensownie. Delikatny dotyk w pobliżu guzika od moich spodni, sprawił że delikatnie zadrżałem. Po chwili rozpięła już moje spodnie. Byłem przed nią właśnie w tej chwili w samych bokserkach. W tej chwili już prawie że nie myślałem. Moja ukochana dziewczyna, w łóżku, w samej bieliźnie, ze mną. Tak, spełnienie marzeń. Delikatnie całowałem całą jej szyje, dekolt... Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy. Delikatnie musnąłem jej policzek. Wtedy na mnie spojrzała.
- Na pewno chcesz to zrobić akurat ze mną? - spytałem. Ona tylko kiwnęła głową, zdejmując od razu moje bokserki. Wziąłem się więc za zdejmowanie jej bielizny, nie chcąc być gorszy. Oboje byliśmy nadzy. Sięgnąłem do swoich spodni, w których miałem oczywiście prezerwatywy. Odkąd starała się to ze mną zrobić w pokoju swojej matki, stwierdziłem że lepiej mieć je przy sobie. Nie chciałem być ojcem, nie teraz. W dodatku chyba wylądowałbym od razu za drzwiami.

Violetta.
Po chwili chłopak położył się obok mnie. Delikatnie całował moją szyje, starając się mnie uspokoić. Chyba widział że jestem spięta. Po chwili jednak już drżałam pod samym dotykiem jego delikatnych ust. Znowu zawisnął nade mną, wpatrując się w moje oczy. Poczułam jego delikatny pocałunek. Już po chwili delikatnie rozłożył moje nogi, bo oczywiście zdenerwowana trzymałam je razem.
- Na pewno? - zapytał, patrząc w moje oczy. W jego oczach widziałam na pewno troskę, a to było dla mnie ważne. Kiwnęłam głową na tak. Zamknęłam oczy. Poczułam delikatny pocałunek na mojej szyi. Po chwili poczułam dość nieprzyjemne uczucie. Ostatni pocałunek złożony na mojej szyi, a potem ból nie do opisania, za chwile połączony z największą w życiu rozkoszą.


*Rano*

Obudziłam się około 11 w ramionach Dominguez'a. Chłopak jeszcze spał. Leżeliśmy na łóżku nadzy, wtuleni w siebie. Zmęczenie po nocy pełnej wrażeń dawało się we znaki. Usiadłam, przez przypadek budząc przy tym Diego. Chłopak zerknął na mnie, ziewając. Usiadł jednak na łóżku.
- Jej... Wydaje mi się że coś jest inaczej... - powiedział, a ja zaczęłam się z niego śmiać.  - Ale ja serio mówię... Jeszcze nigdy nie spało mi się tak dobrze, to twoja wina.
- No dobra, dobra. Wstawaj i się ubieraj.
- Nie chce mi się. - powiedział zakrywając się kołdrą. Pewnie bym ją teraz mu zabrała, ale powstrzymywał mnie fakt że pod tą kołdrą jest całkowicie nagi chłopak.
- Trzeba wstawać, potem się prześpisz. - powiedziałam i walnęłam do poduszką. Chłopak niechętnie wstał i od razu zaczął się ubierać.
- Dobra, to ja idę spać do siebie. - powiedział i delikatnie mnie pocałował. Gdy chciał odejść, złapałam go za nadgarstek.
- Tak dobrze nie ma, najpierw śniadanie, leki a dopiero potem możemy rozmawiać o tym że ty idziesz spać.
- Ale ja się dobrze czuje.
- Ty mi już nie wymyślaj, tylko biegnij na dół. Za chwilę do ciebie przyjdę.
Gdy to powiedziałam, on od razu poszedł. Ubrałam się szybko i poszłam na dół. Olgi jeszcze nie było, tak właśnie myślałam. Razem z Diego zrobiliśmy sobie śniadanie, a potem dopilnowałam by wziął te tabletkę, inaczej by jej wcale nie wziął. Potem od razu pobiegł na górę się położyć.



***
A, zapomniałam! Miałam go dedykować Aleksandrze Dominguez i Wiktorii Dominguez xD Bez niech to ja bym chyba wczoraj w depresje wpadła .__. XDD

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 52 - "Będziemy razem aż do śmierci, albo i dłużej, jeśli istnieje coś po śmierci"

Violetta.
Resztę poranka spędziłam z Diego, na rozpakowywaniu jego rzeczy. Co chwilę przychodziła Olga, pytając czy czegoś nie potrzebujemy. Chyba cieszy się że ma w domu jeszcze jedną osobę. Federico twierdzi za to że jeszcze chwila i ten dom przejmą nastolatki. Już to sobie wyobrażam. Wydawał mi się że Diego nie jest za bardzo zadowolony że mieszka ze mną, ale to pewnie z powodu mojego ojca. Jeszcze się z nim nie widział, bo wyszedł zanim pojechałam po Diego razem z Ramallo, i wróci dopiero wieczorem. Mamy więc czas by trochę się powygłupiać, bo zapewne jak wróci tata nie będzie zbyt miłej atmosfery, na pewno. Lubi Diego, to po nim widzę. Inaczej nigdy nie zgodziłby się by tu z nami zamieszkał. Z nim to jest więcej problemu niż na przykład z Federico, bo trzeba go pilnować z tymi lekami. Nie bierze jak dobrze się czuje a potem znowu wylądujemy wszyscy razem w szpitalu, podziękuje za takie coś. W południe Olga przygotowała obiad. Ja, Diego i Federico od razu zeszliśmy do jadalni. Mieliśmy jeść bez mojego ojca, więc minęło to w normalnej atmosferze. Wyobrażam sobie co będzie gdy mój ojciec wróci. Diego na pewno ma przechlapane, ja to wiem. Dziwie się dlaczego tata zrezygnował z mojej kary. Lubi Diego chociaż odrobinkę. Gdyby nie to, na pewno nie zgodziłby się by chłopak mieszkał z nami, jeszcze w pokoju obok mojego. Wyobrażam już sobie jakie odwala numery, żeby zatrzymać Diego w nocy w jego łóżku. Byle tylko go do niego nie przywiązywał. Chociaż... Ciekawie byłoby rano wejść do pokoju mojego chłopaka i zobaczyć go przywiązanego do łóżka. Na pewno nie wyrobiłabym ze śmiechu, jemu raczej tak fajnie by nie było. Federico zaraz po obiedzie poszedł do swojego pokoju. Ja siedziałam razem z Diego w dawnym pokoju mojej mamy. Wcześniej go tu nie przyprowadzałam. Ale to jest chyba jedyne miejsce gdzie nie zajrzy mój tata, więc mamy trochę czasu dla siebie. Siedzieliśmy na ziemi, oglądając jakieś rzeczy mojej mamy. Postanowiłam mu wszystko pokazać, bo w końcu to mój chłopak. Potem Diego poszedł po gitarę (którą oczywiście musiał ze sobą zabrać, bo by bez niej nie przeżył. Cud że fortepianu nie zaciągnął). Po chwili już siedzieliśmy  nadal na tej ziemi, razem śpiewając "Yo soy asi". Naprawdę lubię spędzać czas w jego towarzystwie. To wyjątkowy chłopak i każdy dobrze o tym wie. Po chwili zajrzał do nas mój tata. Zerknęliśmy na drzwi równocześnie. Tata jed
nak wyszedł z pokoju, widząc że nie robimy nic złego.

Diego. 
Coś mi się wydaje, że teraz oboje będziemy obserwowani. Jej tata aż tak się boi że coś odwalimy? Nie... No chyba nie jest jeszcze aż tak źle. Jak narazie to tylko siedzimy i śpiewamy.
- Idź zamknij te drzwi. - powiedziałem i roześmiałem się, a Violetta natychmiast wstała. Zamknęła te drzwi tak że nie dało by rady otworzyć ich z zewnątrz. I bardzo dobrze. Trochę prywatności, nie będzie nam tu właził co 10 minut. Odłożyłem gitarę na bok.
- Żeby tylko nie wyważył tych drzwi. - powiedziałem. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Usiadłem obok niej i przytuliłem ją delikatnie. Siedzieliśmy tak dłuższy czas, milcząc. Uwielbiam jej towarzystwo i mógłbym tak z nią milczeć całe dnie. Pocałowałem ją. Uwielbiam ten jej uśmiech, który pojawił się na jej ustach zaraz po pocałunku. Ten uśmiech oznacza dla mnie że jest szczęśliwa. Szczęśliwa ze mną, a to jest dla mnie najważniejsze. Ta dziewczyna jest dla mnie całym światem. I tak zostanie już na zawsze. Dziwnie się czuje wiedząc że z naszym pechem ta historia zakończy się zbyt szybko. Mam jednak nadzieje że zakończeniem naszego związku będzie śmierć, i to moja. Rozstania sam bym nie przeżył. Bez niej każdego dnia czuje ogromną pustkę w sercu. Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi że zostawię Elene (dawno jej nie widziałem, gdzie ją wcieło?) dla dopiero co poznanej dziewczyny, nigdy bym nie uwierzył. Kiedyś to przy niej czułem coś podobnego co przy Violettcie. Tylko uczucie do Violetty jest o wiele silniejsze. Takie które nigdy się nie zakończy. Będziemy razem aż do śmierci, albo i dłużej, jeśli istnieje coś po śmierci. Chociaż... Może jednak dopiszę nam wreszcie szczęście, i razem dożyjemy starości? Wierzyc mi się w to nie chce, ale jednak nadzieja jest. Po chwili usiadła mi na kolanach. Siedzieliśmy tak przytuleni dłuższą chwilę. Delikatnie mnie pocałowała. Uśmiechnąłem się delikatnie.Naprawdę nie mam pojęcia co bym bez niej zrobił. Spojrzałem w jej oczy i po raz kolejny złączyłem jej słodkie usta z moimi. Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, aż poczułem jej zimne palce pod swoją koszulką. Spojrzałem na nią, odrywając się na chwilę.
- Tutaj? - spytałem unosząc brwi. Rozejrzałem się dookoła. Siedzieliśmy właśnie na ziemi pod ścianą, niedaleko tego pomieszczenia był pokój Fede a jej ojciec może czatować przed drzwiami. 
- A gdzie indziej? Musimy to kiedyś dokończyć. - stwierdziła. Widzę że nie tylko ja chcę dokończyć ten wieczór, ale może nie dzisiaj... Z każdą chwilą mam wrażenie że zaraz ktoś tu wejdzie. Jak jej ojciec się zdenerwuje, może wyważyć drzwi. Znowu mnie pocałowała. W tym momencie zniknęły wszystkie moje wątpliwości, chociaż wolałbym by ten 1 raz był w dość innej sytuacji, a nie na ziemi w pokoju. Po jakiś 5 minutach usłyszeliśmy jednak pukanie do drzwi. 
- Dominguez, otwieraj te drzwi! - było słychać wrzask ojca mojej dziewczyny. Niechętnie odsunąłem ją od siebie, teraz na pewno byłby w stanie wyważyć drzwi. Wstałem od razu zakładając na siebie koszulkę i zapinając spodnie, które dziewczyna już próbowała zdjąć. 
- Nie dzisiaj. - powiedziałem do jej ucha, i pobiegłem otworzyć drzwi. 




***
Muahaha, wredna Patrycja :D 
Nie doczekacie się za szybko pierwszego razu Dieletty ^^ 
Pisałabym dalej, ale za godzinę muszę być w kościele -.- xd
Wredny ksiądz wykreśli mnie z listy, jak się nie pojawię. Pretensje do niego XD 
Do następnego. 
Dominguez'owa. 

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 51 - "To o której mam ten samolot?"

~ " To jeden z przywilejów młodości. Gdy masz siedemnaście lat, śmierć wydaje ci się gwiazdą odległą o tyle lat świetlnych, że nawet przez potężny teleskop ledwie ją widać. Potem starzejesz się i odkrywasz, że to nie gwiazda tylko wielki jak nieszczęście asteroid, który leci prosto na ciebie i jeszcze trochę, a przyładuje ci w ciemię." ~

Francesca.
No i siedzę w szpitalu. Marco, Mora, Gregorio, Violetta i ja. Jak jakaś pielgrzymka normalnie. Wszyscy czekamy na informacje co z Diego, chociaż lekarz powiedział że najprawdopodobniej wypuści go jeszcze dzisiaj. Nie spał praktycznie wcale, baran jeden i teraz ma za swoje. Założę się że jak tylko wyjdzie z tego szpitala, Violetta wyśle go do łóżka. Ewentualnie jeszcze będzie go pilnowała, jak to Violetta. Lekarz zawołał Gregorio. To znaczy że zapewne zaraz wszyscy już będziemy wracali do domu. Tak jak myślałam, po chwili Diego wyszedł razem ze swoim ojcem. Violetta nie chciała go chyba opierniczac na oczach całego szpitala, więc sobie odpuściła. Jak narazie.

Diego. 
Od razu gdy wróciłem do domu tata i Violetta wysłali mnie do łóżka. Chcąc nie chcąc poszedłem się położyć. Tym razem dość szybko zasnąłem. Obudziłem się kilka godzin później. Spojrzałem na Violette. Chyba tylko ona była w okolicy. Rozejrzałem się, ale faktycznie nikogo nie zauważyłem.
- Twój tata poszedł zadzwonić do twojej matki. - wyjaśniła Violetta. Tak się spodziewałem że też tu jest.
- Po co? Żeby mnie na wieki w domu zamknęła?
- Diego...
- Cicho. Przecież nic mi nie jest. Jestem już nawet  w domu.
- Nie o to mi teraz chodzi, Diego. Tak się zastanawiam dlaczego ty praktycznie wcale nie śpisz.
- Em... Nie mogłem ostatnio zasnąć - wyjaśniłem od razu. Tak, właśnie myślałem że po prostu byłem zmęczony i tyle. Cóż, niedługo będę już w Madrycie gdzie nie będę się jak narazie uczył, ani pracował, to trochę sobie po odpoczywam. Spojrzałem na Violette. - Patrzysz na mnie jakby nie wiadomo co się stało. Zrobiłem ci coś?
- Nie... Powinieneś się spakować. Nie, czekaj, leż. Ja cie spakuje. - powiedziała i od razu wstała. Walizka stała już na wierzchu, więc dziewczyna od razu do niej podeszła. Chciałem wstać i jej jednak pomóc, w końcu to moje rzeczy. Do pokoju jednak wszedł mój ojciec. Widząc że chcę wstać, od razu powiedział że nie mogę i tyle. Wywróciłem oczami, obserwując jak tata i moja dziewczyna pakują moje rzeczy. Wyglądało to tak jakby naprawdę chcieli się mnie pozbyć. Świetnie...
- To o której mam ten samolot jutro? - spytałem, siadając na łóżku. Nie mam zamiaru tak wieczność leżeć.
- Wcale go nie masz. - odezwał się mój ojciec - Zostajesz tutaj.
- Fajnie że ktoś podejmuje decyzje za mnie. - stwierdziłem - to po co mnie niby pakujecie?
- Nie chcesz zamieszkać u mnie, to zamieszkasz u Violetty. Jest to już umówiona z jej ojcem, o ile w nocy będziesz się trzymał swojego łóżka.
Że niby ja? U Violetty? Jej tata to przygarnia nastolatków, przecież Fede już tam mieszka.
- Chyba jednak ciupeńke cie lubi. - stwierdziła Violetta i zaśmiała się.
- Albo chce mnie zabić w nocy. - stwierdziłem. Tata spojrzał na mnie, jakby coś chciał powiedzieć, lecz po chwili się zaśmiał.
- Nie marudź, bo jeszcze masz szansę zamieszkać ze mną.
- Okey, okey... Już nie marudzę. - zaśmiałem się. - To kiedy ta przeprowadzka? I w ogóle jaki ona ma cel?
- Ojciec Violetty chociaż dopilnuje byś normalnie brał leki i spał w nocy. A broić tam chyba nie będziesz, bo w każdej chwili mogę cie zgarnąć do siebie. Jutro już się przeprowadzasz.
- Ta... bla, bla, bla... - wywróciłem oczami - Mogę już wstać i się spakować? Albo chociaż pójść do Mory...
- Dobra, idź. - powiedział. Od razu ruszyłem do pokoju swojej siostry. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy. Potem mój ojciec i Violetta wyszli. Moja dziewczyna powiedziała że przyjedzie po mnie jutro rano z Ramallo. Już widzę to mieszkania z kimś kto mnie nienawidzi i najchętniej by mnie zamordował przy pierwszej lepszej okazji. Marco znowu gdzieś wywiało. To może nawet lepiej? Teraz znowu dobrze dogaduje się z siostrą. Siedzieliśmy na schodach, popijając gorącą czekoladę. Nie wiem dlaczego, ale schody zawsze były naszym ulubionym miejscem do rozmów.
- Dziwnie będzie bez ciebie. - stwierdziła moja siostra. Kiwnąłem głową. Prawda, mi też nie będzie łatwo. Na każdym kroku będę musiał uważać co robię, bo inaczej przechlapie sobie na resztę życia.
- W końcu oboje się przyzwyczaimy. W końcu już jakiś czas byliśmy osobno. - stwierdziłem - A i tak będę do was wpadać, sprawdzić czy Marco czegoś nie rozwalił. Będę w końcu mieszkał niedaleko.
- Chociaż raz w tygodniu masz się tutaj pojawić. - powiedziała Mora, a ja się zaśmiałem.
- Może jeszcze jakiś określony dzień?
- Kiedy chcesz, ale żebym w domu była.
- Okey, okey... - uśmiechnąłem się. Siedzieliśmy tak w milczeniu, do momentu w którym odezwała się Mora :
- Nie boisz się tego jak to będzie wyglądało?
Gdy usłyszałem jej pytanie, zastanowiłem się nad odpowiedzą.
- Nie... Będę mieszkał w jednym domu z moją dziewczyną, z Federico utrzymuje dość dobre stosunki. I Olga mnie lubi. Ale kogo ona nie lubi? Gorzej będzie z jej ojcem... Boje się że na noc będzie mi stawiał jakąś komodę przed drzwiami. - powiedziałem i zacząłem się śmiać.
- Dziwne że w ogóle przyjmuje cie do swojego domu, po czymś takim.
- I tu się z tobą zgodzę... Ale cóż, nie pozwolą mi raczej bym mieszkał sam. Może jeszcze jakoś udałoby się ich ubłagać, gdyby nie to że dzisiaj wylądowałem w szpitalu. I pewnie wyląduje tam jeszcze nie raz.
- Dobra, mała. Do łóżka. - powiedziałem. Mora natychmiast wstała.
- Tylko ty też idź się połóż. - powiedziała i poszła do swojego pokoju. Ja po chwili zrobiłem to samo.

- Jeszcze jedna walizka i możemy jechać. - powiedziałem, od razu pakując swoją walizkę do bagażnika. Spojrzałem na Morę stojącą w drzwiach i przyglądającą nam się. Od razu do niej poszedłem.
- Pilnuj Marco. - powiedziałem. Ona kiwnęła głową. Usłyszeliśmy "Ej!" ze środka. Tak, to oczywiście Marco.
- To widzimy się później. - powiedziałem i od razu przytuliłem swoją siostrę.

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 50 - "Żegnaj Diego"

Diego. 
Godzina 3 nad ranem. Z zewnątrz słychać jak krople deszczu obijają się o szybę. Nadal nie mogę zasnąć. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, że tyle nocy nie spałem, a nadal nie mam najmniejszej ochoty iść spać. Dobija mnie to że w sobotę już stąd wyjadę. Ostatnie kilka dni zajęć w studio, a potem wracam do swojej matki. Teraz widzę że robiąc na złość mojemu ojcu, ranie nie tylko jego, siebie... Ale też moich przyjaciół i Violette. Osoby których nigdy nie chciałbym stracić. Mama była zdziwiona moją decyzją. Zapewne myśli że zmienię jeszcze zdanie. Że zgodzę się od tak po prostu zamieszkać ze swoim ojcem. "Straciłeś właśnie syna" - doskonale pamiętam te jego minę, gdy wypowiadałem te słowa. W tym momencie i mną samym kierowały różne odczucia. Kocham mojego ojca, kocham Violette, kocham moje rodzeństwo, chociaż nie jesteśmy tak spokrewnieni jak myślałem, i kocham moich przyjaciół. Teraz ich wszystkich będę musiał opuścić, ze względu na swój głupi kaprys. Zamknąłem oczy, chcąc chociaż na kilka godzin zniknąć w mojej własnej krainie marzeń. Na marne. Najwidoczniej nie należał mi się sen. Jakimś cudem leniwie wstałem z łóżka i ruszyłem do kuchni, w celu wypicia chociaż ciepłego mleka. Może to one na mnie podziała, i wreszcie zasnę? W domu panowała straszna cisza, więc myślałem że każdy z domowników już śpi. Myliłem się. W kuchni siedziała Mora.
- Dlaczego nie jesteś w łóżko? - zapytałem otwierając lodówkę i wyciągając z niej karton mleka. Zerknąłem na swoją siostrę. Nic mi nie odpowiadała, ale tak naprawdę po jej wyrazie twarzy można było zauważyć że coś ją trapi. Odstawiłem karton na blat i podszedłem do mojej siostry.
- Ej, mała... Co jest? - zapytałem. Dość często do swojej siostry używałem określenia "mała". Tak już używaliśmy i tak zostało. Ona tylko spojrzała na mnie. Jeszcze nigdy nie widziałem jak moja siostrzyczka płacze. No... Dobra, może nieprawda. Widziałem, gdy była jeszcze dzieckiem. Wtedy musiałem dość często ją pocieszać.
- Nie wyjeżdżaj... - odezwała się po dość dłuższej chwili. Po chwili zostałem obdarowany chyba jednym z najmocniejszych uścisków od mojej siostry. Tak, to ja byłem powodem jej łez, chociaż tak nie powinno być.
- Chodź... Odprowadzę cie do pokoju, powinnaś się wyspać.

Violetta. 
Tata jakimś cudem zgodził się, bym w piątek poszła do studio. Ale tylko w piątek i dopiero po rozmowie z Gregorio, co jest dla mnie dość dziwne. Tak jakby coś planowali, aby rozdzielić mnie z Diego. Albo już coś wykombinowali, i teraz tylko idę się z nim pożegnać... Chociaż wiem że i tak nigdy się nie rozstaniemy. To prawdziwa miłość, polegająca na wzajemnym zaufaniu, szacunku i fali namiętności. Nie wiedziałam że taka miłość możliwa jest między dwojgiem nastolatków. A jednak... Dzisiaj jest już czwartek. Teraz zapewne mają zajęcia w studio, może przerwę. Zauważyłam że dzwoni do mnie Diego. Od razu odebrałam, to była nasza jedyna forma komunikacji.
- Witaj księżniczko. - zaczął rozmowę, oczywiście stałym ... tekstem. Tak bardzo lubiłam jak się do mnie zwracał "księżniczko", chociaż czasami było to dziwne. - Nie mów mi że dalej się smucisz, bo mam ochotę tam do ciebie iść, chociażby twój stwórca mniał mnie rozszarpać na miliony kawałków.
Gdy to powiedział, poczułam się jakoś lepiej. Wiedziałam że zrobi dla mnie wszystko i na niego mogę liczyć.
- Diego, przestań...
- Czekaj chwilę. - odezwał się. Po chwili dostałam zdjęcie. Diego z nosem klauna? Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Pajac... Ale słodki pajac. - skomentowałam. Chłopak się tylko roześmiał. Dobrze że chociaż jemu można poprawić humor.
- Idę jutro do studia. - gdy to powiedziałam, nawet przez słuchawkę telefonu mogłam wyczuć że posmutniał. Co się stało? Tego to chyba nikt nie wie. Chociaż.... Może tylko przede mną ukrywa dość ważne fakty? Postanowiliśmy że pogadamy jutro, bo Diego miał właśnie iść na lekcje tańca z Jackie. Odłożyłam telefon i sięgnęłam po pamiętnik. Zastanawiałam się chwilę jak zacząć swój wpis. Było to dla mnie może i troche trudne, ale też wyrzucało ze mnie wszystko czego nie potrzebowałam...​ Tak jak smutek, który teraz całkowicie mnie ogarniał.

"Nie myślałam że kiedykolwiek stwierdzę że jest mi smutno, bo zobaczę się z Diego. Może zobaczę się z nim ostatni raz? Tata znowu zapewne będzie mnie trzymać w domu jak w klatce. To było dla mnie trudne, ale nie aż tak jak myśl że ukochanego chłopaka już niedługo nie będzie w moim życiu. To on sprawiał że znikały wszystkie moje problemy. To w jego ramionach zawsze czułam się bezpiecznie. Gdybym teraz mogła cofnąć czas, wszystko na pewno bym naprawiła. Nie umiem stwierdzić że na zawsze zapomnę o Dominguezie... Po prostu nie potrafię, bo jest moim całym światem. Mój świat ma 180 cm. wzrostu i brązowe oczy w których można utonąć..."

Diego. 
Piątek... Ostatni dzień zajęć w studio. Wszedłem do szkoły, tuż przed moimi zajęciami. Ruszyłem do sali, w której teraz powinienem mieć zajęcia. Jednak tak nikt nie szykował się do dzisiejszej lekcji. Wszyscy stali, patrząc tylko na mnie, jakbym nie wiadomo co zrobił. Nagle wszyscy się na mnie rzucili z uściskami. No tak... Ale pożegnanie dopiero po zajęciach. Mimo tego i tak się troche wzruszyłem. Każdy z nich jest dla mnie ważną cząstką życia. Nagle do sali weszła Violetta. Wszyscy spojrzeliśmy na nią od razu. Zerknęła na jedną kartkę którą trzymała Camila. Było na niej napisane "Żegnaj Diego". Spojrzała na mnie pytająco, ze łzami w oczach. Wybiegłem z sali od razu kierując się do innej. Spodziewałem się że gdy przyjdzie do szkoły, zorientuje się że wyjeżdżam. To było trudne dla mnie i dla niej. Przyznam się szczerze, gdy ta siedziałem po moich policzkach poleciało kilka łez.
 Traciłem teraz to wszystko przez jeden króciutki moment przyjemności z moim skarbem. Nie, nie było to normalne. Ale nie spodziewajmy się zakończenia takiego jak w kopciuszku. Wstałem i chciałem wrócić do sali, gdy nagle poczułem jak małe i zapłakane "coś" na mnie wpada. Od razu mocno ją przytuliłem. Nie lubię gdy moja ukochana dziewczyna płacze.


- Nie... Nie zostawiaj mnie. - prosiła, wręcz mnie miażdżąc. Ale nie zwracałem na to zbytnio uwagi. Byliśmy chociaż chwile sami. Nie poszliśmy na pierwsze zajęcia, tylko wyszliśmy przed studio. Znowu padał deszcz, jakby dopasowywał się do mojego humoru. Nie zwróciliśmy jednak na to uwagi. Violetta poszła na chwilę zadzwonić do ojca. Ja usiadłem na schodach, starając się pohamować chęć rozpłakania się. Słyszałem kiedyś że jak się wypłaczesz, jest lepiej. Ale nie chce płakać na środku ulicy. Mimowolnie jednak po moich policzkach zaczęły lecieć pojedyncze, smutne łzy, które za chwile zamieniły się w potok łez.

Szybko ukryłem twarz w dłoniach. Dopiero po chwili wróciła Violetta. Poczułem jak mnie przytula. Tak... Chyba tego mi brakowało i brakować będzie już na zawsze,
- Tak strasznie cie kocham... - zdążyłem tylko wypowiedzieć te słowa, a już poczułem delikatny pocałunek na swoich wargach. Nie, nie był ostatni. Ale był jednym z ostatnich. Już ostatnie moje zajęcia w studio. Nie wiem czy powinienem teraz tak po prostu zachowywać się normalnie. Nie myślałem że to aż tak trudne, a trudne było... Ostatnie zajęcia miałem akurat z Jackie i moim ojcem. Tata zerkał na mnie z politowaniem. Tak... Został teraz już ze mnie tylko wrak człowieka, nie jego syn. Teraz w każdym swoim ruchy potrafiłem wyrazić emocje, które towarzyszyły mi wyjechaniu z kraju. Na szczęście zasoby łez już zniknęły. Dobrze że wcześniej się ich pozbyłem. Czułem na sobie wzrok wszystkich. Obserwowali mnie, widząc że już możemy się nie spotkać. Nagle zobaczyłem tak jakby "mroczki" przed oczami. Dziwne... Przestałem natychmiast tańczyć, zaczęło mi się kręcić w głowie. Upadłem. Więcej nie pamiętam, do czasu przebudzenia na krótką chwilę. Stała nade mną Violetta, i ojciec który próbował mnie jakoś ocucić. Krótki odgłos nadjeżdżającej
karetki. Potem znowu urwał mi się film.


***
Jak pewnie zauważyliście, rozdział bogaty jest w gify dla których straciłam dużo czasu i nerwów xD docenicie? :D Wiec... Nie wiem jeszcze czy zostaje z wami. Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Jeśli odchodzę, następna notka będzie epilogiem, jeśli nie - rozdziałem.
Rozdział dedykuje Alex <3 Bez której bym chyba tego tego nie wstawiła :D Pisałam to w nocy. (dosłownie, to nad ranem. Około 5:15 wysłałam ostatnią wiadomość na gg Alex z tym właśnie rozdziałem). Tak już jest, kiedy człowiek nie może spać.
No i oczywiście Patrycji. Bez niej rozdział raczej byłby ciutke miej smutny :D No i nie byłoby zdjęcia, bo ja za chiny nie mogłam znaleźć czegoś co przypominałoby chociaż rodzeństwo xD
Następna notka będzie pewnie w weekend. Niby jutro nie mam zajęć (z powodu "próby generalnej" egzaminu), jednak jak pewnie nie wiecie w czwartek piszę próbny z matmy, wypadałoby sobie powtórzyć, szczególnie ze względu na to że dziś dostałam wyniki ostatniego i mam 12 na 30 punktów (co nie jest złe, jak na poziom mojej klasy, ale jednak xd) a w piątek piszę część podstawową z angielskiego. No i tutaj jest problem, na pewno muszę sobie powtórzyć :D
To papa.
Dominguez'owa. <3

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 49 - "Straciłeś właśnie syna"

Diego.
- Narazie nie wiem. - usłyszałem głos swojego ojca, po dłuższej chwili - Najpierw porozmawiam o tym z twoją mamą. Ojciec Violetty zapewne też nie jest zbyt szczęśliwy w tym momencie, z nim też będę musiał pogadać. Wydaje mi się że złym pomysłem jest zabieranie Violetty ze studio, co zapewne chce zrobić.
Nic mu na to nie odpowiedziałem. Musiał oczywiście wygadać wszystko mojej mamie. Nie rozumiem dlaczego to nie może zostać między nami. Nie wydaje mi się za to że mama za takie coś od razu zechce ściągnąć mnie do Hiszpanii. W końcu podobno zależy jej na tym by ja, Marco i Mora byli szczęśliwi, mając własne życie. Mam 18 lat, więc tak naprawdę nie powinni mnie kontrolować. Przynajmniej nie aż tak.
- Znowu mnie nienawidzisz? - zapytał w końcu, gdy byliśmy już pod moim domem. Zastanawiałem się chwilę, zanim coś powiedziałem. Co prawda byłem na niego zły, ale nie chciałem powiedzieć czegoś, czego będę potem żałował.
- Nie... Jesteś moim ojcem i cie kocham, pomimo wszystko. - odpowiedziałem, po czym wysiadłem z samochodu, od razu kierując się do domu. Była tam tylko Mora, zapewne Marco jest jeszcze z Francescą. Jakimś cudem przewinąłem się niezauważony do mojego pokoju.

Violetta.

Gdy Diego wyszedł, od razu usiadłam na tym łóżku, patrząc na zdenerwowanego ojca. Chyba lepiej że Diego wyszedł... Nie wiadomo co by było, gdyby mój tata stanął w tych drzwiach sam. Na pewno nie puściłby Diego od tak.
- Od dzisiaj masz zakaz spotykania się z tym chłopakiem. - powiedział, od razu chcąc wyjść z pokoju.
- Ale ja go kocham! - powiedziałam, co spowodowało że mój ojciec zatrzymał się w drzwiach. Spojrzał na mnie. Widziałam że nie chce teraz łamać mi serca, znowu zamykając mnie w domu jak w klatce. Ale według niego, musi to zrobić.
- Nie ma mowy Violetta. Zapomnij o nim i o studio. A teraz idź spać, już późno. - powiedział i od razu wyszedł z mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, od raz biorąc do ręki telefon. I co teraz? Zadzwonić do Diego, czy raczej do Francescy? Postanowiłam że zadzwonię do Fran, w końcu Diego zapewne jeszcze jest w samochodzie z Gregorio. Francesca odebrała dość szybko. Pewnie dlatego że dzwoniłam późno, nigdy mi się to nie zdarzało.
- Stało się coś? - spytała od razu, jakby czytając mi w myślach.
- Powiedźmy... Tata jest zły, dostałam zakaz na spotykanie się z Diego i chodzenie do studio. Można już mówić że coś się stało?
- Co zrobiliście, że aż tak się wkurzył?
- Nie ważne... Po prostu muszę z kimś porozmawiać, a Diego zapewne jeszcze wraca do domu.

Diego.

*Poniedziałek*

Rano już szedłem do studio. Tym razem nie zaspałem. Nie mogłem zasnąć. Wczoraj wcale nie miałem kontaktu z Violettą. Boje się że to może oznaczać coś złego, ale... I tak do niej nie pójdę, żeby nie narazic się na to że jej ojciec mnie zamorduje. Gdy tylko wszedłem do studio, podbiegła do mnie Francesca.
- A ty mi powiesz co narozrabialiście?
- Francesca, proszę cie, nie teraz. - powiedziałem. Nawet jeśli chciałbym jej wyjaśnić, nie mógłbym bo po chwili przylazł mój tata. Fran poszła.
- Rozmawiałem z twoją mamą.
- Bezcenna informacja. - powiedziałem chcąc go wyminąć, ale mnie nie puścił.
- No i masz wybór. Albo wracasz do Hiszpanii, albo zamieszkasz ze mną. - powiedział od razu. Spojrzałem na niego. Naprawdę myślał że teraz zamieszkam z nim? Mam swój dom, a on się upiera że mam mieszkać z nim.
- Jak chcesz. Straciłeś właśnie syna. Wracam do Hiszpanii. - powiedziałem i od razu go minąłem, idąc na zajęcia.



***
No cóż... Dzisiejszy rozdział jest już chyba tylko po to by was poinformować że najprawdopodobniej zakończę historie wcześniej. Moje rozdziały stały się monotonne i po prostu w końcu zauważyłam że nie potrafię pisać. Powinnam zając się czymś innym, chociaż tak naprawdę w niczym nie jestem dobra. Dobra, ale nie chcąc robić łzawych historii, myślę że to przed ostatni rozdział + epilog. Potem chyba będziemy musieli się pożegnać. Koniec będzie chyba inny niż planowała, chociaż... Nieważne. Wspominałam już dzisiaj Alex że myślę o usunięciu jednego z blogów, z powodu tego że w kwietniu i tak nic nie będzie (mam naprawdę dużo na głowie w tym miesiącu). Brak czasu, brak talentu, brak weny, brak jakichkolwiek pomysłów. Uważacie że mogło by być gorzej? Nie wydaje mi się.


sobota, 1 marca 2014

Rozdział 48 - "Czy ta szafa się śmieje?"

Violetta. 
Za jakieś pół godziny przyjdzie do mnie Diego. Przynajmniej tak się umówiliśmy. Wydaje mi się że on naprawdę myśli że spędzimy ten dzień sami. Ale nie. Z Francescą ustaliłyśmy że impreza będzie w barze karaoke. Jestem pewna że tam chłopakom się spodoba. W końcu całe ich życie to muzyka. No... Przynajmniej Diego. Chociaż Marco podobno też gra na gitarze. Ale jeszcze nigdy nie słyszałam by śpiewał. Trzeba będzie coś z tym chyba zrobić. Kiedy Diego przyszedł, od razu go tam zaciągnęłam. Wszyscy już byli, łącznie z Francescą i Marco. Gdy juz tam doszliśmy, wszyscy nasi przyjaciele rzucili się na Diego z wrzaskiem "Sto lat". Diego o mało się nie wywrócił. Zaśmiałam się patrząc na nich.
- A to co ma być? Chcecie mnie zabić? - spytał Diego, zaczynając się śmiać. Dopiero wtedy wszyscy się od niego odsunęli. Marco jak widać dostał już życzenia, bo teraz rzucił się na Diego razem z resztą. Nie ma to jak gnieść mi chłopaka. Potem dali im jakieś prezenty. Dziewczyny oczywiście musiały wymyślec coś głupiego jak koszulka z głupim napisem. Marco i Diego dostali identyczne, już widzę jak w takich chodzą. Więcej nie daje Cami pieniędzy żeby kupiła prezent Marco, mowy nie ma. Postanowiłam że ja swój prezent dam Diego później, już w domu. Bo oczywiście po barze karaoke wszyscy idziemy do mnie do domu. Chłopaki oczywiście musieli wystąpić
na scenie, jak by to było gdyby nie wystąpili.
Potem poszliśmy do mojego domu. Taty na szczęście dzisiaj nie było. 
- Mam propozycje! Bawimy się w chowanego! - wrzasnęła od razu Camila. Wszyscy spojrzeli na nią, po chwili zaczynając się śmiać. Ale okey - bawimy się w chowanego. Ja razem z Leonem miałam szukać. Oczywiście wszystkich znaleźliśmy szybko. Cami i Fran siedziały w moim pokoju. Nie było jeszcze tylko Diego. Przeszukaliśmy już cały dom, z wyjątkiem oczywiście mojego pokoju. 
- Pewnie pod łóżkiem siedzi. - stwierdził Leon. Fran i Camila stały pod ścianą, śmiejąc się nie wiadomo nawet z czego. Ale okey, sprawdziłam pod łóżkiem. Zaraz... Czy ta szafa się śmieje?

Diego. 
Kiedy dziewczyny zarządziły zabawę w chowanego, niemal natychmiast pobiegłem schować się do szafy. Moja ulubiona kryjówka. Oczywiście zauważyły mnie Camila i Fran, ale obiecały że będą cicho. Rozmawialiśmy tak sobie, ja oczywiście cały czas siedziałem w szafie. Uwielbiam tą kryjówkę. Z resztą, jakim cudem jeszcze mnie nie znaleźli? Tego to ja chyba nigdy nie zrozumiem.  Usłyszałem że do pokoju wchodzi Leon i Violetta, więc siedziałem cicho w tej szafie. Nie mogłem jednak powstrzymać śmiechu, gdy Leon zaproponował by sprawdzić pod łóżkiem. Zmieściłbym się tam w ogóle? Violetta oczywiście usłyszała mój śmiech i od razu ruszyła do tej szafy. Odsłoniła mnie, bo oczywiście zakrywałem się ciuchami.
Po jej minie widziałem że jest lekko zła na Camile i Fran że jej nie powiedziały gdzie jestem. Szukali mnie chyba z pół godziny. Violetta wyciągnęła mnie z szafy. Zacząłem się śmiać, a Leon chyba też nie był zadowolony na z tego że nie wpadł na tą kryjówkę. Po jakieś godzinie wszyscy już sobie poszli. Zostałem już tylko z Violettą. Siedzieliśmy na łóżku w jej pokoju. Mówiła że ma dla mnie prezent, ale dostanę go później. 
- Nie musiałaś mi przecież nic kupować, ważne jest to że jesteś przy mnie. 
- Dobra, dobra. Ale i tak już kupiłam. - zaśmiała się. 
- Kiedy wraca twój tata? - zapytałem. 
- Hm... Nie wiem... Podobno jutro rano. - powiedziała, zastanawiając się. Olgi i Ramallo też nie było w domu. Było już dość późno, więc praktycznie powinienem wychodzić. Ale nagle coś mi się przypomniało. 
- Pamiętasz co mówiłaś? - spytałem i złapałem ją za rękę. Było to już chyba z dwa tygodnie temu, więc rozumiałbym jeśli tego nie pamięta. Ja jej przypomnę.
- Em... Nie wiem dokładnie o jakie zdanie ci chodzi.
- No... O to że ... no wiesz... że to zrobimy, jak będę miał 18 lat. 
Gdy to powiedziałem, Violetta spojrzała na mnie. Tak jakby zastanawiała się nad moimi słowami. Nie odpowiedziała mi już na to nic, najwyraźniej przypominając sobie sytuację, gdy to powiedziała. 
- Nie będę cie zmuszał, jeśli nie chcesz. - dodałem szybko, nie chcąc by pomyślała że musi to ze mną zrobić w najbliższym czasie. Spojrzała tylko na mnie. Nie odpowiedziała nic. Od razu tylko usiadła na kolanach.
- Ale ja chcę. - powiedziała i od razu pocałowała mnie. Zrobiła to delikatnie. Dopiero ja zacząłem namiętne pocałunki. Objąłem ją i jeździłem dłońmi po jej plecach. Położyliśmy się razem na łóżku, nadal całując. Oczywiście ja byłem nad Violettą, co musiało przezabawnie wyglądać. Nagle usłyszeliśmy że otwierają się drzwi do pokoju. Gdy spojrzeliśmy w ich stronę, zobaczyliśmy... ojca Violetty i mojego tatę. Trochę mnie zamurowało, ale chyba nie bardziej niż ich. 
- Co tu się dzieje?! - wrzasnął ojciec Violetty. Wyskoczyłem z łóżka jak oparzony. 
- Diego, chodź już. - powiedział od razu mój ojciec. Stwierdziłem że tym razem go posłucham, ratując sobie życie. Niemal przebiegłem obok ojca mojej dziewczyny, który chyba miał ochotę mnie zamordować. Od razu grzecznie poszedłem z tatą do samochodu. Tata oczywiście od razu miał mnie zawieść do domu.
- Co to miało być, Diego?! - wrzasnął na mnie, gdy byliśmy już w samochodzie. Wywróciłem oczami. Wiedziałem że przechlapane będę miał u ojca Violetty, ale kazania u mojego ojca się nie spodziewałem - Nie mam ochoty w najbliższym czasie zostać dziadkiem. Masz dopiero 18 lat i się uczysz. Co ty w ogóle sobie myślałeś?
- Nie jestem już dzieckiem... - mruknąłem tylko pod nosem, wgapiając się w okno. 
- Jesteś jeszcze dzieckiem. I moim zdaniem nie powinieneś jeszcze mieszkać sam, robisz co chcesz.  
- I co? Wyślesz mnie do Hiszpanii? Czy po prostu karzesz grzecznie przeprowadzić się do ciebie?! 


***
Koniec, tam, tam, tam, tam xd
Tak jak obiecałam, rozdział dedykuje o tej osobie z aska http://ask.fm/adminkalena xD
To dzięki niej pisałam ten rozdział dłużej, ale jest chociaż śmiesznie. Diego w szafie nie byłoby gdyby nie ona xD 

Obserwatorzy

Chat~!~