Muzyczka xD

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział IV cz. 2

Violetta.

- Czekaj, jak to nie wiesz gdzie jest Diego? - usłyszałam głos nauczyciela tańca, gdy z Francescą rozmawiałyśmy przed drzwiami szkoły. - Miałaś go pilnować aż do wyjadu, ale widzę że i tak robi to co chce. Po kim on jest taki uparty? No tak, zapomniałem. Po mamusi. No i co teraz? Muszisz go znaleźć i zaraz potem wysłać do mnie. ... Co mnie obchodzi, że nie chce jechać? Nie potrafisz się nim zająć, ogarnąc go więc po prostu wraca do mnie. ... Mnie się pytasz, gdzie on jest? Pewnie do Alexa polazł. Znajdź go po prostu.
Może nie powinnam podsłuchiwać, jak Gregorio rozmawia. Jednak interesuje mnie, co ten kretyn znowu odwalił. Przesadza. Pewnie myśli, że nikogo nie interesuje co się z nim dzieje. Albo nie interesuje go, że ktoś się o niego martwi. Egoista. Nie powinnam o tym myśleć, powinno to raczej zainteresować Francesce. I zainteresowało, bo dziewczyna od razu zaczela do niego dzwonić. Naprawde myśli, że on odbierze?
- Wiedziałam że ten pajac coś kombimuje. - odezwała się Francesca. - Przestał odbierać telefon już jakoś w czwartek.
- Ja go nie poznaje, Francesca. To nie jest mój Diego... Coś mu się tam chyba stać musiało.
- Nikt go nie poznaje, Violetta. W stosunku do mnie zachowuje się normalnie. Ale tylko w stosunku do mnie. Boje się o niego, marnuje się.
- Podobno ma tutaj wrócić, słyszałaś? Jestem ciekawa, czy jak wróci będzie zachowywał się tak samo, czy jednak zgubi go brak przyjaciół.
- Ma tutaj przyjaciół, Violetta. Tylko o tym nie wie.

Diego.
- Dobrze się czujesz? Dziwnie się zachowujesz. - usłyszałem od Alexa, który akurat wchodził do pokoju - Nie ruszasz się stąd wcale. Może przynieść ci coś do jedzenia?
- Nie jestem głodny. - powiedziałem, wpatrując się w ścianę. Pierwsze raz od dawna mogłem posiedzieć i trochę pomyśleć.
- Wszystko w porządku? - usiadł obok mnie na łóżku.
- Tak... Tylko... Zastanawiam się, jak byłoby gdybym został w Buenos Aires. Pewnie byłaby przy mnie... Wspierałaby mnie cały czas. Okazywała swoją miłość. A teraz? Teraz by mnie nie chciała.
- Tęsknisz za nią?
- Bardzo. Nie myślałem, że tak bardzo będę za nią tęsknił. Przecież tyle czasu starałem się o niej nie myśleć.
- Wydaje mi się, że powinieneś wrócić. Przecież pojadę tam z tobą, nie będziesz sam. A jeśli kochała cię, to i teraz cie kocha.
- Nie chce wracać. Mam chyba za duże wymagania, ale nie chce wracać. Chce tylko... Chce, by Violetta była obok. 

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział IV cz. 1

Diego.

- No chodź, nie oglądaj się. Śpi przecież. - usłyszałem słowa Alexa, ciągnącego mnie w kierunku drzwi. Teraz już nie było miejsca na wątpliwości - po prostu idę. Może i jestem idiotą próbując coś takiego zrobić. Jestem pewien, że mnie znajdzie prędzej czy później.  Ale może w ten sposób pokarze mu że chce zostać w Madrycie? To tu jest moje miejsce na ziemii. Nie wyobrażam sobie tego, by mnie stąd teraz zabrał.
Szedłem cały czas za Alexem, ciągle jednak mając wrażenie że za chwile babcia mnie przyłapie. A może chciałem, by mnie przyłapała...? Bałem się w głębi serca tej ucieczki. Wiem, że mama nie byłaby zadowolona z mojego zachowania w ostatnim czasie. W chwili, gdy pomyślałem o mamie stanąłem w miejscu, tuż przed drzwiami.
- Co się stało, Diego? - usłyszałem pytanie Alexa. Nie odpowiedziałem jednak na jego słowa. W głowie cały czas miałem głos swojej mamy. Jak mówi mi, że mnie kocha. I bez względu na wszystko zawsze będzie przy mnie. Dlaczego więc w tym momencie chce ją zawieść? Wiem, że jest obok mnie. Pilnuje mnie cały czas. A i tak robie głupoty. Jestem idiotą. Takie nagłe oświecenie w mojej głowie.
- Idziesz, czy mam już sobie kupować bilet do Argentyny?
- Idę... Tak, idę. - znowu ruszyłem. Pomimo tego oświecenia, nie zamierzałem rezygnować z pobytu w Hiszpanii z własnej woli. Bądźmy szczerzy, takie coś nie zmieni całkowicie mojego charakterka.
- Nie zmuszaj się do ucieczki, jeśli nie chcesz. - odezwał się, jednak ja tym razem zignorowałem jego słowa. (W sumie, przydałby mu się taki przycisk jak "ignoruj"...). Byłem już w końcu poza domem, zrezygnować z ucieczki nie chciałem. Miałem zatrzymać się u Alexa, chociaż jest to bardzo niedopracowany plan. Helou, czy tylko ja wiem że sprawdzą najpierw u Alexa?

***
Dzisiaj krótko. Baaaardzo krótko. Następna część będzie dłuższa, obiecuje. Chciałam coś dziś wstawić, ale nie wyszło chyba z tego nic dobrego. Tylko zakichałam sobie tablet, ups... xD

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział III

Diego.

Spakowałem już prawie wszystkie moje rzeczy. Rzuciłem telefon na łóżko i zszedłem na dół, by cokolwiek zjeść. Od kilku dni nie rozmawiam z moją babcią. Nie powinienem się na nią złościć, jednak nie umiałem. Miała w końcu szansę, by porozmawiać z moim ojcem, zanim kupił mi bilet. Ale nie, stwierdziła że to moja sprawa i mam się tym zająć sam. Mnie nie słuchał. Już mnie to nawet nie obchodziło. W końcu nie zamierzałem wracać do Buenos Aires. Gdy tylko babcia zaśnie, wychodzę. Nie będzie wiedziała gdzie jestem, będę miał spokój. Nie sadzę, żeby zadziałało to na dłuższą metę, ale tata może w ten sposób zrozumie, że nie chce jechać. Na dole była moja babcia. Nie odezwałem się do niej. Podszedłem tylko do lodówki, zastanawiając się co zjeść. Cały czas mnie obserwowała, co było dla mnie naprawdę irytujące. Zrobiłem sobie w końcu jakąś kanapkę, po czym chciałem iść na górę. Zatrzymała mnie jednak.
- Nie wydaje ci się, że bez sensu jest mnie unikać? Jutro wyjeżdżasz, może pożegnasz się normalnie, w zgodzie?
- Nie chciałem wyjechać, wiesz o tym. Dlatego teraz nie chce mi się z tobą gadać.
Po tych słowach, po prostu wyminąłem ją i poszedłem do swojego pokoju.

Telefon dzwoni po raz kolejny. Francesca... Chce odebrać, ale nie mogę. Wole by nie wiedziała co kombinuje, a zapewne zaraz bym się wygadał. Nie potrafię niczego przed nią ukrywać. Mam nadzieje że nie będzie na mnie za to wszystko zła. Nie wymagam nawet, by mnie zrozumiała, bo wiem że źle robię. Tylko by nie była na mnie zła... Jeśli będzie, to po powrocie do Argentyny (a kiedyś na pewno będę musiał tam wrócić...) nie będę miał nikogo bliskiego. Zostanę sam. Uważam teraz, że pomysł z ucieczką jest bez żadnego konkretnego sensu. Co on mi da? Tydzień, może dwa, opóźnienia w wyjeździe z Hiszpanii. Dlaczego ten raz nie mogę sam zdecydować na czym mi zależy, czego chce? Nie mogę, bo po raz kolejny słyszę że jestem nieodpowiedzialny. Może i wiele razy zawiodłem swojego ojca, i nie tylko jego. Ale każdy w końcu może się zmienić. Nie no, o czym ja myślę. Najpierw o tej ucieczce, następnie że się zmienię. Chyba trochę mi odbiło. Już raz się zmieniłem, dlaczego więc mam się zmieniać po raz kolejny? Jestem jaki jestem, wszyscy powinni to zaakceptować. No i liczyć się z moim zdaniem. Nie chce wracać, mam z tym krajem złe wspomnienia. Dlaczego więc mam się tam męczyć, nie wiadomo ile czasu? Na pewno nie wyjadę stamtąd, dopóki nie skończę 18 lat. Nie puści mnie. Ale... Mam już 17, może ten rok nie będzie taki straszny? Będzie, jestem pewien że będzie. Co ja tam będę robił? Nic. No właśnie, nic. W Madrycie mam chociaż jakieś zajęcie, przyjaciół, szkołę. A tam tylko całymi dniami siedziałbym w domu i gapił się w sufit, bo chyba nie myśli że nagle zacznę chodzić do szkoły. To że próbuje oddzielić mnie od przyjaciół, nie sprawi że nagle zapomnę jak było tutaj.
Zszedłem na dół, poszukując swojej babci. Chciałem chociaż zachować pozory tej całej normalności i pójść, niby pożegnać się z moimi przyjaciółmi. Gdybym tego nie zrobił, pewnie zaczęła by podejrzewać że coś kombinuje. Zna mnie. Aż za dobrze. Znalazłem ją w kuchni, przygotowała obiad.
- Wychodzę. - powiedziałem tylko, żeby za bardzo się nie przejmowała i od razu nie dzwoniła do mojego ojca że znowu gdzieś mnie wcięło.
- Gdzie? Kiedy wrócisz?
- Wiesz dobrze gdzie. Postaram się wrócić jak najszybciej, jednak spodziewaj się że przyjdę dopiero wieczorem. - powiedziałem, nadal tonem bez emocji po czym wyszedłem z pomieszczenia, od razu kierując się do drzwi.
- Nie wracaj tylko aż tak późno, musisz się wyspać na jutro.
Nie odpowiedziałem, tylko po prostu wyszedłem. Od razu skierowałem się do parku, gdzie już na mnie czekali.
- Spóźniony. - usłyszałem od Alexa, gdy byłem już na miejscu.
- Musiałem się spakować. - mruknąłem tylko pod nosem, siadając obok niego.
- Jeszcze nie zrezygnowałeś z pomysłu z ucieczką? Bo wiesz, my jakby co nadal możemy lecieć z tobą do Argentyny. Żadnego z nas nic tutaj nie trzyma.
- Mówiłem już że jak tata dowie się że tam jesteście to mnie zamknie i z domu nie wypuści. Przecież chce mnie zabrać, żeby odizolować mnie od was. Nie rozumiecie?
- No to mu się nie uda. - zaśmiał się Alex. Wywróciłem oczami. - Diego, doskonale zdajesz sobie sprawę że nie zostawimy cię samego. Jeśli będziesz musiał wracać, lecimy z tobą. Może nie koniecznie tym samym samolotem, ale niedługo po tobie na pewno byśmy się tam pojawili.
- Zaczynam odczuwać że chcecie tam ze mną jechać, żeby mnie pilnować. - zaśmiałem się - Cóż, i tak nie jadę. Omówiliśmy to już, tak? Nie chce z nim mieszkać, widywać go codziennie.
- Powinieneś się cieszyć, że w ogóle masz ojca. - stwierdził nagle jeden z nich.
- Ale nie mam matki. I ojca też nie miałem, przez długi czas. Nie potrafiłbym mieszkać z człowiekiem praktycznie dla mnie obcym.
- Ta? A kto do niego uciekł, bo chciał lecieć do Mediolanu?
- Żałuje że wam o tym powiedziałem... To była inna sytuacja, zależało mi na tym wyjeździe, a on był wtedy jedyną nadzieją. I faktycznie, zabrał mnie do tego Mediolanu. I tak do tej pory tego wszystkiego żałuje. Gdybym nie wyjechał, może wszystko byłoby normalnie?
- Nie możesz być tego pewien, Diego. Nikt nie wie, co by się stało gdybyś po prostu z nią został. W dodatku, nie poznałbyś nas. Poszukaj trochę dobrych stron.


___
Jeszcze krótszy. Co jest ze mną nie tak? Ach, tak. Zapomniałam. Ostatnio po prostu mam jakoś tak mało czasu. Ciągłe poprawy i w ogóle, jak się nie uczę to nagle ząb mnie boli i nie wyrabiam. Część tego rozdziału pisałam w czwartek, na polskim, także... Musicie mi wybaczyć w ogóle moją długą nieobecność, zawieszenie bloga itd. Głupio mi było odchodzić po 2 rozdziałach, bez w ogóle żadnej informacji dla was... W sumie, i tak nikt nie zainteresował się co stało się z blogiem, może poza 1 osobą. Tyle w tym temacie. Mam nadzieje że kolejny post dam radę wstawić jeszcze przed świętami.


środa, 19 listopada 2014

Rozdział II

Diego.

- Jesteś już spakowany? Bilet masz już zarezerwowany, na sobotę. Twoja babcia ma go odebrać jutro. - słuchałem nawijania ojca, gdy na chwile oddaliłem się od kolegów. Oczywiście, musi mnie teraz dręczyć telefonami. Dopiero kilka godzin minęło, a on już zarezerwował mi bilet i oczekuje, że się spakowałem. Jest dopiero piątek. Do szkoły znów nie poszedłem, bo nie byłem w stanie. Kolejne co może go denerwować.
- Samolot mam za tydzień, więc i spakuje się za tydzień. - mruknąłem tylko w odpowiedzi.
- Jesteś teraz w domu? - spytał podejrzliwie - Mówiłem twojej babci wczoraj, by nigdzie cie nie puszczała w ten weekend.
- Em... No tak, jestem w domu. A gdzie miałbym być? Głowa mnie boli, nie chce mi się nigdzie iść.
- Tak? To w takim razie, daj mi do telefonu twoją babcie. - no oczywiście, nie uwierzył mi. Trochę zaufania. No dobra, teraz go okłamałem. Ale mógłby mi chociaż trochę ufać.
- Dobra, niech ci będzie. Jestem z chłopakami...
- Mówiłem już, że nie jest to dla ciebie odpowiednie towarzystwo. Wracaj od razu do domu.
- Nie, nie rozkazuj mi. Nie robimy nic złego, tato...
- Wczoraj też nie robiliście nic złego? - spytał. Wywróciłem oczami, znów przypominając sobie o tym strasznym bólu głowy.
- Wczoraj byliśmy na imprezie, tak? Dzisiaj jestem z nimi tylko w parku... Naprawdę, nie robimy nic złego. A w sumie, po co ja ci to mówię. Doskonale wiesz, że i tak zrobię to co chce. - powiedziałem, i nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się i wróciłem do kolegów.
- Czego od ciebie znowu chce? - spytał jeden z nich, gdy usiadłem obok nich. Praktycznie zawsze siedzieliśmy tutaj, zamiast iść do szkoły. Nikt jakoś nie zwracał na nas uwagi. - Teraz będzie cie tak kontrolował? To ładnie musiałeś sobie nagrabić.
- Weź już nawet tego nie komentuj. Mam tydzień, pięknie, co nie? Muszę wszystko w szkole załatwić w poniedziałek... Potem mam spokój. Do soboty. Bo jak wrócę, spokoju raczej mieć nie będę.
- Chcesz wyjeżdżać? - tym razem usłyszałem pytanie innego z nich. Też nie byli zadowoleni z tego, że wyjeżdżam i ich tutaj zostawiam. Jednak to ja będę tam sam, nie oni tutaj.
- Nie chce, ale nie mam wyboru. - wzruszyłem ramionami - Co miałbym raczej zrobić? Zwiać z domu?
- Wiesz, ja bym cie chętnie przygarnął narazie... Wiesz, że mieszkam sam. - odezwał się Alex. Może i bym skorzystał z jego propozycji, jednak pogarszanie w tej chwili sytuacji nie wchodziło w grę.
- Em... Nie wydaje mi się, by to był najlepszy pomysł. W sumie, może i nie szukaliby mnie u ciebie, ale w końcu bym mnie znaleźli. Ktoś by się jednak tym przejął.
- Troche cie poprzebieramy i nikt cie nie pozna. - zaśmiał się Alex - Słuchaj, przecież nie pozwolimy cie zabrać, jeśli sam tego nie chcesz. Francesca już wie że wracasz?
- Nie, nie wie. Miałem jej powiedzieć wieczorem, bo będę z nią rozmawiał.
- To jej nie mów, bo nie wyjeżdżasz. Sam mówiłeś, że nie chcesz się podporządkowywać. - No cóż, w tym momencie miał racje. Ale nie chce nikogo wystraszyć. Jeśli chce uciekać, nie mogę mówić Francesce, przez co kolejna osoba niepotrzebnie by się martwiła. I zaraz powiedziałaby Violettcie, a to kolejna osoba która nie powinna się martwić. - To jak? Zgadzasz się czy tchórzysz?
- Dobra, niech wam będzie. Tylko... Zobaczymy ile to potrwa. - powiedziałem. Zerknąłem na zegarek. Chciałem szybciej wrócić do domu, by porozmawiać z Francesca, jednak odpuściłem sobie narazie...
- Super! To kiedy uciekasz?
- W piątek. Wtedy mnie nie znajdą przed sobotą, więc nie polecę.
- No i takie myślenie nam się podoba. A szkołę i tak załatw, bo chodził tam nie będziesz.
- A jeśli nie dam rady uciec to co? - spytałem. Szybko jednak doczekałem się odpowiedzi Alexa.
- Proste. Wtedy wyjadę z tobą. Nie zostawimy cie przecież samego.
- Dziękuje... Ale wydaje mi się, że nie jest to konieczne.
- Jak to nie jest to koniecznie? Diego, obiecaliśmy ci kiedyś że nigdy nie zostawimy cie całkiem samego. Jesteś dla nas jak młodszy brat. - jeden z nich posłał w moim kierunku delikatny uśmiech. No tak, ja tutaj byłem najmłodszy, chyba właśnie dlatego mają wrażenie że bez nich sobie nie poradzę. Jednak jeśli tata dowiedziałby się że przyjechali ze mną, nie byłby zadowolony. Chyba zamknąłby mnie w pokoju i wypuszczał raz do roku.
- No tak... Dobra, mam nadzieje że się ta ucieczka uda.
- Oj, uda się. Przecież ci pomożemy. Nam sie kiedyś cos nie udało?
- Nie raz. - roześmiałem się. Ale ta ucieczka musiała nam się udać. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.
- Dobra, ale w nas się nie wątpi Diego. - zaśmiał się Alex. - Więc idziemy sobie w poniedziałek do szkoły?
- Ja tylko się wypisać, na zajęcia nie idę. - odezwałem się. - No chyba jasne, że ja też nie pójdę.
- Dobra, ja zmykam już do domu. Cały czas głowa mnie boli, to już nie do zniesienia. I obiecałem Francesce że do niej zadzwonię. - powiedziałem i wstałem. Momentalnie ruszyłem do domu. Żałowałem tylko, że nie mogę powiedzieć Fran o tych planach ucieczki... Wyobrażam sobie co będzie się tam działo, gdy dowiedzą się że zniknąłem. Nie chciałem martwić Francescy... Ani Violetty. Mojej babci raczej też nie. O ojcu w tej sytuacji nie myślę, sam do tego doprowadził.
Od razu po powrocie zadzwoniłem do Fran. Nie wspominałem jej ani słowem o tym, że ojciec karze mi wracać do Argentyny. W naszej rozmowie pomarudziłem jej trochę, o tym że nie daje mi spokoju i cały czas chce mnie kontrolować. Zdarzyło mi się też wspomnieć o bólu głowy, ale dziewczyna stwierdziła że sam do tego doprowadziłem. No racja, to była moja wina. Ale udawajmy, że jednak nie moja. Mogłaby mi trochę współczuć.    
Dni mijają mi zdecydowanie zbyt szybko, co oznacza że nieubłaganie zbliża się czas, w którym będę musiał wyjechać. No... Może nie wyjechać, bo już jutro mam uciekać  z domu, tylko po to by nie jechać. Nie pakowałem się jeszcze, stwierdziłem że zrobię to jutro. Niech nie myślą, że nagle zachce mi się tam jechać. Tata powiedział jej po raz kolejny że ma mnie nigdzie nie puszczać, więc od niedzieli siedzę sobie sam w domu, nie licząc oczywiście tego wyjścia do szkoły w poniedziałek, razem z Alexem. Od tamtej pory z chłopakami rozmawiam tylko przez telefon, ewentualnie skaypa. Noe chce słuchać jak tata się na mnie wydziera, że znowu mnie ich nie słucham. Chce tylko świętego spokoju, za dużo wymagam? Obgadałem z babcią, że jutro mnie puści bym mógł pożegnać się normalnie z kolegami, jednak tata o tym nie wie. Nie miałem teraz nawet ochoty pytać go o zdanie. W ogóle nie miałem ochoty z nim gadać. Nie odbieram od niego wcale telefonu...
- Diego, idziesz na kolacje? - usłyszałem nagle głos mojej babci, właśnie wchodzącej do pokoju. Spojrzałem na nią i lekko się uśmiechnąłem.
- Nie chce, nie jestem głodny. - powiedziałem, odkładając jednak telefon na łóżko.
- Diego, kochanie... - usiadła obok mnie - Prawie nic nie jesz od kilku dni. Jakaś forma buntu...? W ten sposób nic nie wskórasz, twój ojciec jest tam samo uparty jak ty.
- Wiem, że w ten sposób nic nie zdziałam... Ale może się pochoruje i chociaż dłużej będę mógł zostać?
- Dobra, naprawdę mnie nie denerwuj. Wziąłeś w ogóle te tabletki, jak ci kazałam rano?
- Nie. - wzruszyłem ramionami. - Dobrze się czuje, więc po co mam je brać?
- Diego, rozmawiałeś już o tym z lekarzem prawda? To że teraz dobrze się czujesz, nie oznacza że jutro może nie być gorzej, dlatego że wale cie nic nie obchodzi.
- A was obchodzi jak się czuje?
- Diego...
- No co znowu? Nie mam ochoty na ten wyjazd, i ty bardzo dobrze o tym wiesz.
- Przepraszam cię, wiesz że to nie ja ustaliłam że wyjedziesz do ojca.
- Wiem, ale też się nie sprzeciwiłaś. Pozwalasz mnie od tak po prostu wpakować do samolotu. To nie jest dla mnie przyjemne, myślałem że chociaż tobie na mnie zależy.
- Doskonale wiesz że nie mogłam nic z tym zrobić. Dlaczego więc zarzucasz mi takie rzeczy?
- Bo ja naprawdę nie chce tam jechać. Wiesz, że wolałbym zostać tutaj. Z przyjaciółmi... W Buenos Aires nie mam nikogo. Wiesz, że będę tam samotny.
- Nieprawda, Diego. Mówiłeś mi tyle razy o Francesce, nie pamiętasz? Ta dziewczyna ma nadzieje że do niej wrócisz, z resztą z rozmów z twoim ojcem wynika, że nie tylko ona.
- Ale ja chce zostać tutaj, nie rozumiesz? Tutaj mam prawdziwych przyjaciół, nie tam!
- Tak ci się tylko wydaje, Diego. Wróć do logicznego myślenia. Myślisz że tak zachowują się prawdziwi przyjaciele? Przypomnij sobie, dzięki komu zacząłeś palić? Chodzić na te wszystkie imprezy, wracać pijany? No od kogo się tego nauczyłeś? Od tych "przyjaciół"?
- Żaden z nich do niczego mnie nie zmuszał, doskonale o tym wiesz. Więc nie powinniście mieć do nich pretensji, nie mówcie że to oni mają na mnie zły wpływ.
- A kto? Diego, wcześniej taki nie byłeś, i doskonale o tym wiesz. Odkąd zacząłeś zadawać się z tym Alexem i resztą jego przyjaciół, kompletnie ci odbiło.
- Mówiłem już, że oni nie mają z tym nic wspólnego! To że ja się do nich przyczepiłem, nie oznacza od razu że mają na mnie zły wpływ. Naprawdę są moimi przyjaciółmi. Pomagają mi częściej niż ty, i są przy mnie kiedy tylko tego potrzebujesz. Myślisz że dlaczego ostatnio jak źle się czułem, dowiedziałaś się od Alexa? Bo im powiem, a tobie nie. Nie chce rozmawiać ani z tobą, ani z ojcem. Ale wy i tak tego nigdy nie zrozumiecie. Jeśli karzecie mi wyjechać z Hiszpanii, możecie być pewni że się nie zmienię. Kontakt z nimi nadal będę miał, mogę zadzwonić jakby co... Jak będę potrzebował, to do mnie przyjadą. - powiedziałem, odwracając wzrok w stronę okna.
- Wierzysz w to w ogóle? Rozumiem, że nie chcesz się dołować jeszcze przed wyjazdem. Ale proszę cię, przejrzyj na oczy. No już, schodź teraz na kolacje.
Powiedziała po czym po prostu wyszła z mojego pokoju. Wcale nie zamierzałem się stąd ruszać. Oni mnie kompletnie nie rozumieli. Chyba już do tego powinienem się przyzwyczaić.



____
Dzisiaj chyba krócej niż ostatnio (?). Przepraszam was, naprawdę. Mam ostatnio na głowie mapy do nauczenia. Jutro zaliczam Europe, w poniedziałek Azję a za dwa tygodnie Amerykę Południową i muszę to wszystko sobie ogarnąć. Do tego... W sumie nieważne, ważne że nie mam humoru pisać. I ogółem, uważam to ostatnio za bez sensu. Ktoś to w ogóle czyta? To tyle z mojej strony, cześć.

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział I

Diego. 

- Rozmawiałeś już z ojcem? - usłyszałem pytanie, gdy tylko postanowiłem ruszyć się z łóżka. Wczesna godzina to nie była... Jednak tak czy inaczej, nie chciało mi się rozmawiać teraz z nikim. Nie odpowiedziałem więc nawet na jej pytanie. Sama się chyba jednak domyśliła, że jeszcze nie dzwoniłem. - Prosiłam cię dzisiaj rano, byś do niego potem zadzwonił. Raz mógłbyś mnie posłuchać. To naprawdę takie trudne?
- Chcesz się mnie w ten sposób pozbyć? Co nie zrobię, od razu dzwonisz do mojego ojca. Sama z nim rozmawiaj, skoro tak bardzo chcesz by mnie zabrał.
- O czym ty mówisz?
- Gdy rozmawiałem z nim ostatnio, już mi obiecał że jak coś wykombinuje to zabiera mnie do Buenos Aires. Doskonale zdaje sobie sprawę, że już to z tobą omówił i bilet mam już kupiony. Mam iść się pakować?
- Nawet jeśli będzie chciał cie zabrać, jest to tylko i wyłącznie twoja wina, Diego.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, okey? Ale nie chce tam wracać, nawet jeśli będę musiał uciec z domu by tam nie jechać.
- Porozmawiaj może lepiej najpierw z ojcem...
- Nie chce z nim rozmawiać. Ty z nim porozmawiaj, i powiedź mu że nie wracam. Proszę cię...
- Diego...
- No co? Przecież mnie kochasz, no nie...?
- No tak, ale...
- Ale co? Dla mnie nie jesteś w stanie porozmawiać z moim ojcem?
- Przepraszam cię Diego, ale to musisz załatwić sam. Porozmawiaj z nim na spokojnie, obiecaj że się zmienisz, to może zgodzi się byś został w Madrycie.
- Myślisz że tym razem to zadziała? Babciu, doskonale zdajesz sobie sprawę z tego że obiecałem to mu już ostatnio...
- To czy zmienisz swoje zachowanie, zależy tylko i wyłącznie od ciebie, skarbie. A teraz idź, zadzwoń do niego. No szybciej, bo pewnie cały dzień czeka aż zadzwonisz.
Teatralnie wywróciłem oczami po czym ruszyłem do swojego pokoju. Zerknąłem na telefon leżący tam gdzie go rzuciłem, czyli na poduszce. Gdy tylko wziąłem go do ręki, zamiast zadzwonić do ojca zabrałem się za odpisywanie Francesce. Dopiero potem wybrałem numer swojego ojca. Rozmowa z nim mogła nie wyjść najlepiej... On raczej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli wrócę, nie zmienię się. Będę miał kontakt z moimi przyjaciółmi z Madrytu, w Buenos Aires tak czy inaczej mam teraz tylko Francesce. Nie chce krzywdzić Violetty. Skrzywdziłem ją już swoim wyjazdem. Chociaż było to już strasznie dawno, zdaje sobie sprawę że ona doskonale to pamięta. Po tamtym mnie nie pokocha. Bo pewnym już jest, że teraz nic do mnie nie czuje. No dobra, koniec rozmyślania na dziś. Usłyszałem w telefonie głos swojego ojca. Przez dłuższą chwilę jednak się nie odzywałem.
- Chciałeś ze mną gadać, podobno. - powiedziałem kiedy już zdążyłem się lekko ogarnąć.
- Dopiero się obudziłeś? - spytał - W sumie, nie dziwie ci się. Jak się wraca do domu w środku nocy, do tego...
- Dobra, przestań. Proszę cię. Czego chciałeś?
- Zdajesz sobie sprawę, że to też zaliczało się do tych twoich wybryków? Pamiętasz, co ci ostatnio mówiłem?
- Sklerozy nie mam, pamiętam. Ale... Przecież mogliście się spodziewać, że jak wyjdę na imprezę to trzeźwy nie wrócę.
- Miałeś być w domu o 22, a wróciłeś po 3. Już nie chodzi o to, że wróciłeś pijany. Chociaż wiele razy wspominaliśmy ci, że to jest dla ciebie niebezpieczne, ten szczegół ominę. Spóźniłeś się 5 godzin, Diego. I nie raczyłeś nawet odebrać telefonu, by uspokoić swoją babcie i powiedzieć że nic ci nie jest.
- Przepraszam...
- Nie uważasz, że za późno na przeprosiny? Ja rozumiem że jesteś młody i musisz się wyszaleć, ale nie przesadzaj, proszę cię. A teraz żeby nie było, że mówię a potem nie wyciągam z tego konsekwencji... Pakuj się.
- Co?! Nie ma mowy, ja nigdzie nie jadę! - powiedziałem, wracając do tonu głosu, który był już tradycją przy rozmowie z tatą. Dzisiaj chyba pierwszy raz postanowiłem go przeprosić, a on mnie jeszcze w ten sposób denerwuje.
- Jedziesz, jedziesz. Do mnie. Za tydzień. Masz czas na pożegnanie z przyjaciółmi. I z babcią oczywiście.
- Nieeee... Ty sobie chyba ze mnie żartujesz. Powiedziałem już, że nie zamierzam NIGDZIE jechać. Ten jeden raz mnie zrozum, tato...
- Przepraszam cię Diego, ale ja już od dawna cie nie rozumiem. I raczej szybko nie zrozumiem. Proszę cię, spakuj się. I poinformuj swoją babcię, że jedziesz do mnie. Ja do niej dzwonić nie będę.
- Dlaczego mi to robisz? - spytałem.
- Co takiego?
- To samo co mama. Oddzielasz mnie od przyjaciół, osób które kocham. Nie rozumiesz, że w tym momencie mnie ranisz?
- Tutaj też masz przyjaciół, przypomnę ci kochanie.
- Tylko Francesce.
- Francesca jest dużo lepszym towarzystwem, niż ci twoi przyjaciele. Masz jeszcze coś do powiedzenia?
- Nie... Chyba zostało już tylko to, że cie nienawidzę. Szczerze nienawidzę. - powiedziałem po czym od razu się rozłączyłem. Spodziewałem się tego, a jednak miałem te malutką krople nadziei, że pozwoli mi tutaj zostać. To Madryt był moim prawdziwym rodzinnym miastem, nie Buenos Aires. Chciałem zostać w mojej ukochanej Hiszpanii. Jeśli chce mieć mnie pod kontrolą, proszę bardzo. Niech przyjeżdża i robi co tylko chce. Ale ja nie chce opuszczać mojej rodzinnej, wspaniałej Hiszpanii. A szczególnie nie chciałem jechać do miasta, które przywodzi złe wspomnienia.
Rzuciłem telefon na szafkę obok łóżka. Od razu schowałem twarz w miękkiej poduszce. Usłyszałem, że otwierają się drzwi. Nie patrzyłem w tamtym kierunku.
- Diego, skarbie, doskonale zdaje sobie sprawę z tego że to nie jest dla ciebie teraz łatwe. Twojemu ojcu przejdzie, gdy się opanujesz. - usłyszałem głos swojej babci.
- On mi karze się pakować, rozumiesz? - spytałem, bliski płaczu odrywając twarz od poduszki. - Zabiera mnie tobie, oddziela od przyjaciół. Ja tak nie chce. Chce tutaj zostać, być szczęśliwy. Przeszkadza wam że wracam późno? Że wracam pijamy? Zmienię się, tylko nie karzcie mi wyjeżdżać do Argentyny.
- Akurat na toja nie mam wpływu, kochanie. Obiecałam że się tobą zajmę, bo cie kocham, a i tak sobie nie daje z tobą rady. myślę więc, że twój ojciec lepiej cie wychowa.
- Nie chce z nim mieszkać. Chce do mamy... Tylko do mamy. - powiedziałem, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego że ona już do mnie nie wróci.nigdy nie powie na mnie "Dieguś", nie powie że mnie kocha, nie przytuli.
- Dla mnie jej śmierć też nie była łatwa, słońce. Ale musisz myśleć o przyszłości. Ona nie chciałaby,byś teraz tak się tym wszystkim przejmował.
- Gdyby ona tutaj była, nie miałbym się czym przejmować.
- Może i racja... Jednak źle ci się ze mną mieszkało? Pomimo tego, że często ci odbija, kocham cię. Pamiętaj, że jesteś moim jedynym wnukiem. - roześmiała się. - To kiedy masz do niego wyjeżdżać?
- Za tydzień... Pewnie jeszcze do ciebie zadzwoni i z tobą o tym pogada.
- Dobra, to ty się zacznij pakować...
- Już? Muszę teraz? Umówiłem się z chłopakami dzisiaj...
- Diego...
- No co? Prooooooooooooooooosze.
- Dobra, niech ci będzie. Ale tym razem masz wrócić na kolacje. Trzeźwy. I jeśli wyczuje od ciebie papierosy, to przez ten tydzień co ci tutaj został nigdzie nie wyjdziesz.
- Oj... No dobra. Chociaż spodziewam sie, że wyczujesz. - zaśmiałem się po czym wstałem. Babcia również opuściła mój pokój.
- Czekaj! - zawołała, zanim wyszedłem. Stanąłem w drzwiach, czekając aż powie co ma powiedzieć. Ona jednak rzuciła w moim kierunku tylko opakowanie tabletek, prawie nieruszonych. Obiecałe, ojcu, że będę to brał, jednak i tak to olałem. Skrzywiłem się lekko, chowając opakowanie do torby.
- Tylko masz je wziąć!
- Możesz być pewna, że wezmę. Dobra, cześć!
I wyszedłem. Musiałem teraz pogadać z Alexem, powiedzieć mu o tym że wyjeżdżam. Z resztą spotkam się potem. W sumie, teraz, przez ten tydzień nie będę chodził do szkoły, więc miałem czas jeszcze się z nimi spotykać. Do tego, należałoby poinformować Francesce, że wracam do Buenos Aires. Może ona by się ucieszyła, i jedna osoba byłaby szczęśliwa? Mam jeszcze jednak czas, by przekonać ojca bym mógł zostać w Madrycie. Cały tydzień, może zdąży zmienić zdanie. No chyba że już zarezerwował dla mnie bilet... Z resztą, chyba tylko babcia była w stanie wybaczyć mi moje zachowanie, on napewno nie. Nie chce udawać, że jestem inny niż jestem w rzeczywistości. Szedłem tak, rozmyślając. W końcu usiadłem na ławce w parku, czekając na Alexa. On musiał dowiedzieć się pierwsze, może jakoś jeszcze pomoże mi przekonać ojca.  Chociaż nie, tata jest uparty. Zerknąłem na telefon. Kolejny sms od Francescy. Lekko się uśmiechnąłem. Jedyna osoba z Buenos Aires, od której wiadomość mnie cieszy. Odpisałem jej jak najszybciej, w sms obiecując że zadzwonię do niej gdy tylko wrócę do domu. Nie czekałem długo na Alexa. Po chwili brunet usiadł obok mnie. Schowałem telefon, zaraz po tym jak odpisałem Francesce. Przywitałem się z Alexem.
- Co masz taką minę? - spytał, po dłuższej chwili. - Jakieś skutki wypicia za dużej ilości alkoholu? Głowa boli?
Zaśmiał się. Mi tam wcale do śmiechu nie było.
- To nie jest wcale mój najgorszy problem.
- Hmm... To jaki jest najgorszy? No nie mów, że znowu coś z tobą nie tak i znów bedziemy cie odwiedzać w szpitalu.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że moja babcia nie wypuściłaby mnie wtedy z domu? - spytałem. On tylko się zaśmiał. Mi tam nadal nie było do śmiechu.
- No ej, Diego, co ci jest?
- Rozmawiałem wczoraj z ojcem. Zabiera mnie do Argentyny. Za tydzień.
- Jak to? Dlaczego?
- Ty już doskonale wiesz, dlaczego. Nic już z tym nie zrobię. Miałem szansę chociaż trochę się ogarnąć, ale jej nie wykorzystałem. - wzruszyłem ramionami - W sumie, powiedźmy że na początku nie byłem zachwycony tym że muszę wracać. Ale jeśli tego chce, to okey. Jednak niech nie myśli, że za chwilę zamienię się w aniołka, tylko dlatego że jest ze mną.
- Bez nas sobie nie poradzisz, wiesz o tym? - usłyszałem. Cóż, nie dziwne że to mówił. Odkąd przyjechałem do Madrytu, dnia bez nich nie potrafiłem przeżyć. W końcu poczułem, że mam kogoś komu na mnie trochę zależy, kogoś kto każdego dnia podtrzymywał mnie na duchu. Nie rozumiem, dlaczego tata sądzi że mają oni na mnie zły wpływ. Wręcz przeciwnie, każdego dnia wzmacniają mój charakter. Nie wyobrażam sobie dni bez nich. Niby mam w Buenos Aires Francesce. Ale tylko Francesce. W sumie, powinienem cieszyć się że chociaż Francesce.
- Dlaczego myślisz, że bez was sobie nie poradzę? - postanowiłem zapytać.
- Zastanów się dobrze, Diego. Od przyjazdu jesteś z nami. I na tym początku nie raz ratowaliśmy ci skórę, szczególnie w szkole.
- Zmieniłem się, doskonale o tym wiesz. Do tego, wtedy jeszcze byłem w szoku po śmierci mojej matki.
-  Skoro tak uważasz...
- Proszę cię, nie kłóć się teraz ze mną. Nie przed moim wyjazdem. Mam tydzień, na pożegnanie się z wami. Nie chce kłótni. Wiesz, że doskonale sobie poradzę. Już wystarczająco mi pomogliście.
- Dobra, może trochę przesadziłem... Kiedy powiesz reszcie że wyjeżdżasz?
- Chciałem to zrobić później, ale zaraz muszę wracać do domu. Do tego obiecałem Francesce że do niej zadzwonię.
- Wymówek szukasz? - zaśmiał się - No już, idziemy do nich i im powiesz.
- No dobra, niech ci będzie. - cicho się zaśmiałem.

Violetta

Jeszcze raz usłyszę o Diego, a zapewniam że zabiorę Francesce telefon i wywalę go do morza. Niech myśli że za nim nie tęsknie, nie chciałabym z nim porozmawiać. Jednak nie mogę, bo on zaraz po powrocie do Madrytu zmienił numer telefonu i wspomniał Francesce, że nikomu ma go nie dawać. Dlaczego akurat do Fran tak cały czas piszę? Znowu coś do niej czuje? Cóż, dobrze wiedzieć że chociaż ona będzie szczęśliwa, o ile on kiedyś postanowi do nas wrócić. W końcu to Madryt jest jego rodzinnym miastem, nie Buenos Aires. To że ma tutaj ojca, nie oznacza jeszcze że musi tutaj być albo chociaż od czasu do czasu go odwiedzić.Dobra, czas chyba przestać myśleć o Diego. Naprawdę za nim tęsknie, jednak taki jaki był już nie wróci. Francesca już mówiła mi, co się z nim stało. Nie chce kogoś takiego. Ten wcześniejszy, uroczy Diegito zdecydowanie podobał mi się bardziej. On teraz wcale nie przejmuje się swoim zdrowiem, po prostu robi wszystko wbrew słowom ojca. Od Fran cały czas słyszę co wyprawia. Już nie liczę, ile razy wrócił do domu pijany. Na szczęście nie rusza narkotyków, a przynajmniej Francesca o tym nie wie. Marudzi jej, że tata twierdzi że wpadł w złe towarzystwo, ale jego ojciec przecież ma racje. On wcześniej taki nie był. I nie byłby, gdyby ich tam nie spotkał. Ale on i tak nadal uważa, że oni nie mają nic wspólnego z jego zmianą. Ciekawe, że jak coś złego z nim się dzieje, zawsze są z nim jego "przyjaciele". Nigdy nie odwalił niczego sam. Nie widzi, że w taki sposób krzywdzi sam siebie...
- Vilu, słuchasz mnie? - usłyszałam nagle pytanie Francescy. Spojrzałam na przyjaciółkę i pokręciłam głową.
- Przepraszam, zamyśliłam się...
- Mówiłam... A w sumie nieważne. Muszę iść już do domu, cześć!

czwartek, 13 listopada 2014

Prolog.

- Spóźniłeś się 4 godziny, Diego. Jest już po 1 w nocy. - odezwała się kobieta, uważnie przyglądając się chłopakowi, który właśnie przy drzwiach zdejmował kurtke.
- Serio 4 godziny? Sorki, nie mam zegarka. - powiedział, chwytając torbe, próbując ominąć kobiete i pójść do swojego pokoju.
- Gdzie byłeś? - spytała, zatrzymując go.
- Co cie to obchodzi? Nie jesteś moją matką. - odezwał się, po czym znów chciał ominąc kobiete.
- Chcesz wrócić do ojca? - tymi słowami go zatrzymała. Wszystko, tylko nie powrót do Buenos Aires. Nie teskni za niczym, co tam było. Nawet za ojcem, Violettą. Jedyną osobą z Buenos Aires, z którą z własnej woli się kontaktuje, pozostała Francesca.
- Co cie obchodzi gdzie byłem?
- Znowu polazłeś gdzieś z nimi? Zrozum, że się o ciebie martwie.
- To moja sprawa, z kim się zadaje, nie sądzisz? - mruknął pod nosem - Mogę iść już do pokoju? Rano muszę iść do szkoły.
- O ile tam trafisz. Słyszałam, że w ostatnim tygodniu cie tam nie było.
- To nie twoja sprawa.
- Racja, tłumaczyć będziesz się ojcu, prosił byś do niego zadzwonił.
Chlopak teatralnie wywrócił oczami po czym ruszył w kierunku swojego pokoju. Tata zapewne już czeka na jego telefon... Nie miał ochoty z nim rozmawiać, jednak wolał mieć to już za sobą. W Buenos Aires nie jest jeszcze aż tak późno...
- Diego? Dlaczego dzwonisz dopiero teraz? Powinieneś już chyba spać. - tymi słowami przywitał go ojciec.
- Ty chyba nie masz pojęcia, o której ja się kłade. Nieważne, czego chcesz?
- Co z toba? Zachowujesz się...
- Nie dokańczaj, okey? Może troche wydoroślałem?
- Raczej ogłupiałeś, Diego. Zwariowałeś, tyle. Chcesz wykończyć swoją babcie? Nie wiesz nawet, jak ona się o ciebie martwi.
- Nie karze jej się o mnie martwić.
- Jeszcze jeden wybryk i wracasz do mnie. A teraz kładź się spać. Jutro rano szkoła, a ty masz się w niej pokazać.
- Ta, ta. Dobranoc... Tato. - powiedział po czym rozłączył się. W koncu postanowił jednak położyc się spać.

- Diego, wstawaj w końcu! - już chyba 5 pobódka dzisiaj. Chłopak  w końcu postanowił ruszyć się z łóżka, miał w końcu iść do tej szkoły. Odkąd nie chodzi do studio, wszystko go nudzi. Nie jest w stanie wytrzymać tych 45 minut, słuchając czegoś, co wcale go nie obchodzi. Nie chciał jednak jeszcze bardziej narażać się swojemu ojcu. Prawie codziennie dzwonił do niego, mówiac że jeśli nie przestanie mu odbijać, zabierze go do Buenos Aires. Ale pierwszy raz powiedział, że zrobi to gdy znowu coś mu odbije. Czyżby ostatnie ostrzeżenie?
Diego w końcu ruszył się z łóżka i od razu poszedł w kierunku łazienki. Nie chciał od rana, po raz kolejny kłócić się ze swoją babcią, u której mieszkał, jednak w ostatnim czasie zdarzało mu się to chyba zdecydowanie zbyt często. Wolał dzisiejszego poranka jej troche pounikać, postanowił więc że nie zje dzisiaj śniadania. Od razu po wyjściu z łazienki chłopak ruszył w kierunku swojego pokoju, skąd zabrał torbe i od razu ruszył do szkoły.
- Co ty dzisiaj tak grzecznie na zajęcia idziesz? - usłyszal pytanie Alexa, ktory chyba zauważył że jego kolega kieruje się w kierunku szkoły.
- Weź przestań, mam przechlapane. Tata grozi, że jak coś odwale, wracam do Argentyny. - mruknął, poprawiając torbę.
- Na twoim miejscu, cieszyłbym się. Tam rozpoczniesz wszystko od nowa.
- Tutaj też zacząłem od nowa. I jeśli mam być szczery, nie chce nic zmieniać. Lubie swoje życie takie jakie jest. Nie chce się nikomu podporządkowywać.
- A wcześniej co było?
- Wcześniej... Wcześniej byla mama. - odpowiedział, po czym przyspieszył. Wcale nie śpieszyło mu się do szkoły, jednak chciał uniknąć rozmowy z nim o tym. Alex, jako jedyny woedział jakie było jego życie wcześniej, wydawało mu się że jemu może zaufać, w tym przypadku się nie mylił. Chłopak widząc że ta rozmowa nie podoba się Diego, po prostu zamilkł i razem z nim ruszył do szkoły, chociaż wcale nie planował się tam dzisiaj pojawić. Nie chciał go zostawiać raczej samego na tych nudnych lekcjach. Wszyscy jego znajomi, zresztą chyba tak jak on, pozapominali już jajk wygląda budynek szkoły i jak tam w ogóle dojść. Hiszpan od razu ruszył w kierunku swojej szafki, do której wrzucił książki. Wyciągnął tylko matematyke, bo taka była ich pierwsza lekcja. I tak nie zamierzał z tej książki korzystać, jednak jeśli książka jest chociaż jedna na lawce, nauczycielka się nie przyczepi. Chłopak oparł się o zielone szafki, uprzednio zamykając swoją.
- Może powiesz że źle się czujesz czy coś? - spytał Alex, widząc dość niezadowoloną mine swojego kolegi, głównie z powodu tej pierwszej lekcji.
- To nie przejdzie. - mruknął, ruszając w strone sali.
- Jesteś blady, Diego. Do tego, wszyscy nauczyciele doskonale zdają sobie sprawe z twojej choroby.
- Jeśli zdecyduje się to wykorzystywać tyle razy, moja babcia w końcu zwariuje. - stwierdził. - Chodź na lekcje, nie kombinuj.
- Ale wieczorem i tak idziemy na impreze?
- No raczej, nie inaczej. - oboje się zaśmiali.

- A teraz...
- Teraz to ja wychodzę. Przesiedziałem cały dzień w szkole, prosze cię, odpuść mi teraz.
- Niech ci będzie. O której wrócisz. - spytała starsza kobieta, sprzątając po obiedzie.
- Jak wróce to będę. No to pa babciu. - powiedział, od razu ubierając skórzaną kurtke.
- Masz być najpóźniej o 22! Przypominam, że masz dopiero 17 lat.
- Ta, ta. Jasne. Cześć.
Tak czy inaczej, nie miał wcale zamiaru wracać tak wcześnie i ojciec go w tym przypadku nie obchodził. Chciał spędzić czas z przyjaciółmi.

- Słuchaj, jest już po 3 w nocy a jego nadal nie ma. Ja nie wiem, co mam z nim zrobić. - mówiła koboeta do słuchawki, ojciec chłopaka również tylko czekał aż laskawie raczy on wrócić do domu, lecz na rozmowe z nim i tak liczył dopiero jutrp, przez telefon oczywiście. W pewnym momencie drzwi się otworzyly i brunet, dość chwiejnym krokiem wszedł do salonu. Nie pierwszy raz zdarzyło mu się wypić, chociaż za każdym razem jego babcia a potem ojciec, tłumaczą mu że to może być dla niego naprawde niebezpieczne, ze względu na chorobe.
- Dobra, wrócił... Pogadasz z nim raczej jutro.


- Francesca, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytała Camila, wpatrując się w przyjaciólke. Przyzwyczaiła się do tego, że Violetta od wyjazdu Diego jest praktycznie zawsze nieobecna. Ona rozumiała, że chciał zapomnieć co bylo w Buenos Aires, nie chciał wracac. Jednak z Francescą w końcu chciał się nadal kontaktować. Bał się, że gdy uslyszy glos Violetty to peknie, zatęskni?
- Przepraszam cię, pisze do Diego. - odpowiedziała Włoszka. - Debil znowu wczoraj zaszalał i dzisiaj cierpi.
- Sam tego chciał. Ale ogółem... Coś mu chyba odbilo, gdy wyjechał.

***
Dziwne, i chyba za długie jak na prolog, ale nie mam sily tegp już poprawiać. XD

niedziela, 9 listopada 2014

Epilog.

Wreszcie się wzięłam za ten epilog. Wiem, obiecałam wam go wcześniej (może nie wszyscy wiedzieliście że miał być już ze dwa dni temu, w wieczorem/w nocy...) jednak ostatnio mam zdecydowanie za dużo na głowie. Jeszcze raz ktoś da mi kartkę, ołówek i kredki, po czym karzę rysować, to przysięgam że otworzę okno i wyskoczę. (szczególnie jak będę miała siedzieć w ławce z najbardziej wkurwiającą osobą w klasie - Patrykiem.). Dobra, koniec użalania się nad sobą. Miłego czytania.


***

Diego. 

- Złą wiadomość? Jaką? - spytałem, myśląc że już nic nie zepsuje mi tego dnia. Spędziłem czas ze swoją matką, w końcu. Poczułem że kocham ją jeszcze bardziej niż przed tym wypadkiem.  Nie mogę teraz powiedzieć że mam tylko ją, bo mam jeszcze ojca, Violette no i przyjaciół. Jednak ona zawsze będzie w moim życiu najważniejsza. Nie potrafiłbym bez niej żyć, tak bardzo ją kocham. Może i nie jest to normalne u nastolatka, jednak ja zawsze będę w stanie przyznać się że kocham swoją mamę. Nie potrafiłbym jej po prostu nie kochać.
Tata stał przez dłuższy czas, tylko się we mnie wpatrując. Violetta, domyślając się że coś naprawdę może być nie tak, chwyciła od razu moją dłoń, pokazując tym samym że jest przy mnie. W końcu tata zdecydował się powiedzieć mi o co chodzi.
- Twojej matce... Pogorszyło się. - ledwo udało mu się to wypowiedzieć. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wolałby jakbym nic nie wiedział.
- Co?! Przecież... Niemożliwe. Idę do niej. - powiedziałem, i nie czekając aż którekolwiek z nich się odezwie, chwyciłem pierwszą lepszą bluzę leżącą na krześle, i zakładając ją od razu pobiegłem w stronę szpitala. Nie mogła umrzeć. Nie teraz. Nie chciałem jej tracić, kiedy była mi najbardziej potrzebna. Wbiegłem do szpitala, i nie czekając na nic od razu pobiegłem do niej. W sali nie było nikogo poza nią, wydawało mi się że śpi. Przez chwile jeszcze miałem nadzieje że ojciec zmyśla, że jednak nic jej nie jest. Nie, oczywiście głupia rzeczywistość zdołała mnie po raz kolejny zawieść. Usiadłem na krześle obok łóżka swojej matki, z postanowieniem że będę tu siedział aż się obudzi. Chciałem jej powiedzieć że ją strasznie kocham, przytulić. I nie obchodziło mnie to, że teraz sam powinienem iść spać, szczególnie że ostatniej nocy nie przespałem praktycznie wcale.
Siedziałem przy niej calą noc. Gdy rano obudziła się wreszcie, posłałem w jej kierunku delikatny uśmiech. Wyglądała gorzej niż wczoraj. Nie miała nawet siły by usiąść i przywitać się ze mną, pomimo tego widziałem że ucieszyło ją to że przyszedłem.
- Dieguś... - odezwała się słabym głosem - Co ty tutaj robisz tak wcześnie? Mogłeś przecież przyjść troche później, jak już sobie odpoczniesz.
- Nie, nie mogłem przyjść później. Chciałem już teraz być z tobą.
- O, a co ci się nagle stało? - spytała, tak że ledwo ją usłyszałem. Nie miałem siły patrzeć na nią, leżącą na tym szpitalnym łóżku. Jeszcze chwila i się rozpłacze. Tak, już możecie wyobrażać sobie łzy Hernandeza.
- Po prostu... - odezwałem się, ledwo opanowując moją chęć rozpłakania się - Uświadomiłem sobie, jak strasznie cie kocham. Przepraszam... Za wszystko. Wszystkie moje wybryki, fochy. Za każdy moment, w którym cierpiałaś z mojej winy. Jesteś najlepszą mamą, jaką mógłbym sobie wymarzyć.
Powiedziałem, już nie dając rady powstrzymać łez. Mama patrzyła na mnie, nie mówiąc ani słowa. Po dłuższej chwili z jej ust usłyszałem :
- Bądź szczęśliwy, kochanie. Nie ważne czy będę w twoim życiu czy nie. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. W twoim sercu. Kocham cię, synku.
Zdąrzyła powiedzieć te słowa, po czym zamkneła oczy. Zasneła. Na wieki.
Nie mogłem w to uwierzyć. Przymknąłem powieki, spod których poleciał ogromny  strumień łez. Lekarz wbiegł do sali, po chwili jedna z pielęgniarek kazała mi wyjść na korytarz. Ja jednak cały czas siedziałem w miejscu, ściskając rękę najważniejszej osoby w moim życiu. Już martwej. Widziałem śmierć własnej matki, najważniejszej dla mnie osoby.

- Diego, już lepiej? - usłyszałem głos szatynki, która już od jakieś godziny stara się w jakikolwiek sposób ze mną skontaktować. Ja jednak nic. Siedziałem, wpatrzony przed siebie, w ściane. Cudem udało im się wyciągnąć mnie z tego szpitala, odwieźć do domu.
Poczułem jak dziewczyna wciska w moje zaciśniętę pięści naszyjnik. Spojrzałem na niego po czym uniosłem w jej kierunku wzrok, tym samym jej dziękując. Był to naszyjnik mojej matki, zapewne dała go ojcu, by on dał go mnie. On natomiast wolał mnie teraz nie drażnić, trzymać się z daleka, więc poprosił Violette by mi to przekazała. Poczułem po chwili, jak dziewczyna ociera kolejną łze, która spływa po moim policzku.
- Nie chce zostać w Buenos Aires. - oznajmiłem, tonem bez emocji - Chce jak najszybciej stąd wyjechać.

środa, 5 listopada 2014

Rozdział XXX

Diego.

- Diego, wstawaj! Za godzine zaczynają się zajęcia w studio. - usłyszałem głos swojego ojca. Może nie bardzo miałem ochote iść dzisiaj do szkoły, jednak chyba wolałem to niż całodniowe leżenie w łóżku. Znudziło mi się już leniuchowanie. Usiadłem na łóżku, chwile ogarniając gdzie jestem. Zresztą, jak co rano. Chyba jednak wolałbym budzić się w swoim pokoju. Ten niby był mój, ale nie czułem się w nim tak samo jak w moim prawdziwym pokoju.
Lekko ziewnąłem, postanawiając w końcu ruszyć swój tyłek z tego łóżka. Zszedłem na dół, gdzie już czekało na mnie śniadanie przygotowane przez ojca. Podczas drogi do kuchni, spojrzałem w lustro. Wyglądałem okropnie, przyznajmy. Przez martwienie się o mame, nie przespałem praktycznie 3/4 minionej nocy. Ogarniałem jednak na tyle, bym mógł iść na zajęcia i nie przysnąc gdzieś podczas lekcji z Angie czy Beto, bo raczej w to że zasnąłbym na zajęciach z moim ojcem. Niemożliwe, byłbym chyva pierwszy.
Usiadłem do stołu, bezmyślnie wpatrując się w talerz. Ojciec na szczęście poszedł już się troche ogarnąć, nie widział jak wpatruje się talerz, jakbym zobaczył w nim odpowiedź na jakąś zagadkę która od wieków nurtuje ludzi.
- Idziesz do studio, czy do matki? - spytał mój ojciec, wchodząc do pomieszczenia, w którym ja znęcałem się nad jedzeniem.
- I tak nie porozmawiam z mamą. Jest nieprzytomna. - powiedziałem, głosem który nie krył w sobie żadnych emocji.
- Wybudziła się. Dzisiaj, z samego rana.
Po jego słowach zerwałem się z krzesła, od razu pędząc do szpitala szybciej niż pędolini. Gdy byłem już na miejscu, niczym piorun wtargnąłem do sali, w której była moja matka.
-Mama... - odezwałem się, głosem jak malutkie dziecko. Coś mi odbija z rana, zdecydowanie - Nic ci nie jest?
- Nie, Kochanie. Wszystko w porządku, jak widzisz. - powiedziała. Dokladnie jednak widziałem jej wymuszony uśmiech. Do tego... Powiedziała do mnie "Kochanie". Zwykle mówiła po prostu, Diego. Ewentualnie Diegusiu. Matkp, jak ja nienawidzę tego zdrobnienia.
Usiadłem po chwili na krańcu jej łożka.
-Napewno wszystko okey? - spytałem, dla pewności.
- Chyba ja powinnam zapytać o to samo, Skarbie. Spałeś w ogóle? Takto jest, jak oddaje cie pod opieke ojcu. Pamiętam gdy byłeś młodszy i przyjeżdzałeś do ojca na wakacje, a potem odsypiałeś ten czas.
- A ja tego nie pamiętam...
- Wielu rzeczy nie pamiętasz. Poopowiadam ci troche, jeśli jednak mam teraz czas.
Spędziłem więc cza do popołudnia u mamy. Potem wróciłem do domy, przyszła do mnie Violetta. Tradycja o tej porze. Siedzieliśmy razem do wieczora. W pewnym jednak momemcie wszedł ojciec.
-Diego, mam dla ciebie naprawde złą wiadomość...



***
Nie ma to jak nocna wena. Spójrzmy na godzime dodania. Potem jebnijmy się w łeb, budzik mam ustawiony na magiczną godzine - 5:30 rano. Jeszcze słońce śpi, a ja już wstać muszę... Dobra,idę spać xD

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział XXIX

Diego. 

- Jeszcze raz wyjdziesz gdzieś bez mojej zgody, a założę ci kraty w oknach. I w sumie w drzwiach też, bo nawet jak je zamknę to wyjdziesz.
- Nie jestem dzieckiem, mogę sobie chodzić gdzie chce. - powiedziałem, siadając na łóżku w swoim pokoju. Zaraz obok mnie usiadła Violetta, tata nadal stał w drzwiach dokładnie mnie obserwując.
- Pamiętasz jeszcze że lekarz kazał ci odpoczywać, chociaż przez jakiś czas?
- Przecież czuje się dobrze, a poszedłem tylko do szpitala, do mamy.
- Dobra, nie chce mi się już nawet z tobą rozmawiać. - powiedział po czym po prostu odszedł od tych drzwi. Przynajmniej nie zaczął się kłócić i na mnie nie wrzeszczał. Mama często to robiła, nie ważne co zrobiłem. Ją rozumiem. Traciła do mnie cierpliwość, w ostatnim czasie mi odbijało.
- Idziesz jutro do studio? Naprawdę w końcu musimy ogarnąć ten nasz występ. - odezwała się Violetta, przerywając moje rozmyślenia.
- Może i nawet bym poszedł, o ile będę mógł. Jednak co do tego występu, nie wydaje mi się on dobrym pomysłem. Najprawdopodobniej i tak wyjadę, gdy tylko mama wyzdrowieje. Do tego występu nie doczekam w Buenos Aires.
No co? Przecież mogę się łudzić, że jutro się obudzi i wszystko będzie dobrze. Jedyne czego potrzebowałem w tym momencie, to to by zaraz była obok mnie i mnie przytuliła. Pierwszy raz od tak dawna chciałem by była przy mnie. Ciągle miałem nadzieje że to tylko zły sen, dzięki któremu zrozumiem że to ona jest najważniejszą osobą w moim życiu i to ją kocham najbardziej. Nie wiem co bym zrobił, gdybym teraz ją stracił. Nie, o czym ja myślę. Nie mogę jej stracić. Bez niej sobie nie poradzę. Całe życie była przy mnie. Nie może odejść, zostawić mnie. Szczególnie nie w tym momencie, gdy myśli że jej nienawidzę. Powinienem teraz przy niej być i siedzieć aż się wybudzi, aż będę pewien że nic jej nie jest. Ale nie mogę. Muszę siedzieć w domu, czekając aż stanie się coś, przez co ojciec nagle zachce mnie tam puścić.
- O czym tak myślisz? - spytała po chwili Violetta. Spojrzałem od razu na dziewczynę, chwilę zastanawiając się co jej odpowiedzieć.
- O mamie... Byłem idiotą. Naprawdę idiotą, myślałem tylko o sobie.
- O czym ty mówisz w ogóle?
- Gdybym nie chciał lecieć do Mediolanu, w ogóle byśmy się nie pokłócili. Nie chciałaby mnie zabrać do Madrytu. Przecież wszyscy doskonale wiedzą że chce mnie zabrać do tego Madrytu, bo chce mnie odizolować od ojca. I w sumie ma racje. Po co mi ojciec? Przez tyle lat miałem tylko ją, potrafiliśmy sobie poradzić. A teraz nagle mi odbija.



***
Dzisiaj krótko ponieważ... No właśnie, ponieważ co? xD No więc tak... zabieram się do niespodzianki dla was (tak, tak. Będzie 3 sezon. Znowu powiązany z poprzednikami, możecie zacząć się bać). Nie wiem co mi tak smętnie wyszło... Pisałam przy piosenkach Enrique (chyba nie muszę pisać nazwiska, żebyście wiedzieli kto  to? XD) i to nie takich smętnych a i tak mi takie smutasy wychodzą. Powinnam się chyba zacząć leczyć... Dobra, koniec tej wypowiedzi XD

sobota, 25 października 2014

XXVIII

Diego.

Następnego dnia na szczęście mogłem już wrócić do domu. Nadal jednak nie wiem co z moją mamą. Najchętniej bym do niej poszedł, jednak tata twierdzi że powinienem teraz leżeć w łóżku. Jestem u niego w domu, specjalnie bym nigdzie nie szedł przysyła do mnie Violettę. Naprawdę zaczynam bać się że coś się jej stało. Dlaczego on mi nic nie chce powiedzieć? Dobrze wie że tak czy inaczej w końcu do niej pójdę. Nie widziałem jej od momentu tego wypadku. Zaczynam żałować swoich wcześniejszych słów. Wydawało mi się że jej nienawidzę, ale tak nie jest. Jest bardzo ważną osobą w moim życiu, przecież to moja mama. Martwiła się o mnie, chroniła mnie przed tym światem jak tylko mogła. Według niej dla mojego dobra. Starała się, a w zamian otrzymała tylko moje ciągłe obrażanie. Muszę z nią porozmawiać, teraz. Violetta nie ma, więc spokojnie mogę iść. Tata też jeszcze jest w studio. Nikt się nawet nie zorientuje. A ja czuje się dobrze, więc nic mi nie będzie jak wstanę i pójdę do tego szpitala. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Już po jakiś 10 minutach byłem w drodze do szpitala. Nie była ona długa, na szczęście. Nie miałem czasu aż tyle myśleć, tata nie miał czasu się zorientować że mnie nie ma, bo cóż...zwykle o tej porze wraca ze studio. Powinien jednak ogarnąć, że bardzo zależy mi na tym by porozmawiać z mamą. Gdyby już wyszła z tego szpitala, chyba by mi powiedział. Nie ukrywałby przede mną tego, że jest cała i zdrowa. Ten wypadek tak czy inaczej tylko opóźni nasz wyjazd. Zżyje się bardziej z Violettą, nie będę potrafił jej tutaj zostawić. I jakie są tego dobre strony? Już bym chyba wolał w tym momencie siedzieć w Madrycie, złościć się na nią i znowu się do niej nie odzywać. Do tego nie mogę być pewny że nic jej nie jest, skoro tata nic a nic nie chce mi powiedzieć. Widzi chyba że przez to denerwuje się tylko bardziej niż powinienem. Już miałem wchodzić do szpitala, gdy nagle usłyszałem głos Violetty. Wołała mnie.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała, gdy za chwilę pojawiła się obok mnie. Wspaniałe powitanie, spodziewałem się że chociaż mnie przytuli.
- Do mamy. Mam chyba prawo się z nią zobaczyć, tak? - spytałem, chcąc iść dalej, jednak Violetta zdecydowała się mnie zatrzymać.
- Nie chciałbyś jej teraz zobaczyć. - stwierdziła, próbując ciągnąc mnie w drugą stronę.
- Dlaczego tak sądzisz? Właśnie że bym chciał ją zobaczyć, i tak czy inaczej tam pójdę. - powiedziałem, wyrywając swoją rękę z uścisku dziewczyny. Argentynka od razu poszła za mną. Mnie to raczej zastanawia co ona tutaj robi. Przecież nie wiedzieli gdzie idę, co nie?  Nie wiedzieli, że w ogóle gdzieś idę. Taki tam szczegół.
- Zaczekaj na mnie tutaj. - powiedziałem, wiedząc że sobie nie pójdzie beze mnie, a do sali mojej matki tak czy inaczej by jej nie wpuścili. Nie chcieli wpuścić nawet mojego ojca, lekarz stwierdził że wpuści tylko osoby z rodziny. I teraz jego słowa się potwierdziły, bo mi wskazał sale w której leżała moja mama bez problemu. Wspomniał jednak najpierw, żeby jej za bardzo nie przeszkadzać. Byłem pewien, że akurat ja jej przeszkadzać nie będę. Może mój ojciec tak, ale na pewno nie ja. Dopiero po tym jak chwilę posiedzę ze swoją matką, miałem iść do lekarza dowiedzieć się dokładnie co jej jest. Tata mi nie powie, o ile w ogóle wie.

Violetta.

Nie powinnam się godzić by tam wszedł, ale co? Miałam po prostu powiedzieć mu że nie może? To jest jego matka, ma racje. Już dawno powinien do niej pójść, chociaż nie ma szansy z nią teraz porozmawiać. Wrócił do mnie dopiero po pół godziny. W ogóle nie chciał ze mną rozmawiać, po prostu podszedł, chwycił moją dłoń i ruszył w stronę wyjścia.
- Stało się coś? - spytałam, po dłuższej chwili milczenia. W tym momencie to milczenie było irytujące.
- Nie... - odpowiedział krótko. Jednak to nie były jego ostatnie słowa - Co by miało się stać? Jest świetnie. Moja mama jest w szpitalu, nie wiadomo czy z tego wyjdzie, tata nic nie chce mi powiedzieć i trzyma mnie w domu cały czas. Co miałoby być źle?
Wyczuwam sarkazm w tej wypowiedzi. Zatrzymałam go i od razu mocno przytuliłam.
- Obiecuje ci, że będzie dobrze. Zobaczysz. - powiedziałam, dopiero po dłuższej chwili odsuwając się od chłopaka.
- Dziękuje. - usłyszałam po dłuższej chwili. Chłopak znowu chwycił moją dłoń i ruszył w kierunku domu. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił... Nie wiem co bez ciebie zrobię, gdy jednak wyjadę.
- Nie myśl o tym teraz. Najważniejsze że teraz mogę być przy tobie.
 - Nie wyobrażam sobie co by się stało, gdyby taka sytuacja była w Madrycie. - wyznał po chwili. - Tutaj jest mi naprawdę dobrze, bo mam was. Ciebie, Francesce, tatę...
- Ciągle wymieniasz Francesce, a ona podobno jest na ciebie zła. Kiedy ostatnio z nią rozmawiałeś?
- Przed tym, jak miałem wyjechać. Nie była to miła rozmowa, jednak nadal mi zależy na Francesce.
- Bardziej niż na mnie?
- Nie, oczywiście że nie. Ty jesteś wyjątkowa. Ona... raczej jak siostra. Mogę z nią normalnie porozmawiać, jestem zły na siebie że ją zraniłem.
- Pogadaj z nią.
- Nie chce. To bez sensu, Violetta. Skrzywdziłem ją, dając jej nadzieje. Mogłem od razu powiedzieć jej całą prawdę... Jednak bardzo się bałem, że ją stracę. No i straciłem.
- Nie myśl teraz o Francesce.  Pomyśl raczej o twoim ojcu, który dostał lekkiego szału, gdy zauważył że nie ma cie w domu. Czuje że w najbliższym czasie nie zostawi cie samego w domu.

niedziela, 19 października 2014

Rozdział XXVII

Violetta.

Następnego dnia przyszłam z samego rana do studio. Naprawde nie wyobrażam sobie tego dnia. Bez Diego będzie napewno pusto, smutno. Jednak nie mogę teraz w kółko o nim myśleć. Chciałabym wyjaśnic sobie z nim wczorajszy pocałunek, ale nie mam na to szansy. Wyjechał i tyle. Takie jest życie, nie wszystko idzie zawsze po naszej myśli. Z tego co mówił tata, już niedługo powinni tutaj wrócić. W końcu całkiem tej pracy tutaj nie zostawiła. Nie wydaje mi się możliwe, by zostawiła go tam samego. Chociaż, jeśli tam ma rodzine, wszystko jest możliwe. Zaraz po wejściu do sali tanecznej, gdzie miałam pierwsze zajęcia, zauważyłam Francesce, siedzącą samą w koncie. Dziwne, zajęcia już powinny się rozpocząc a nie było nikogo z wyjątkiem Fran. Nawet Gregorio nie było. Zajęcia były odwołane?
- Co się stało, gdzie wszyscy? - zadałam pytanie Włoszce.
- Pojechali do szpitala. - powiedziała tylko krótko, nawet na mnie nie patrząc.
- Do szpitala? Po co?
- Do Diego.
- Jak to do Diego?! - byłam pewna że chłopak wyjechał, a ona teraz mu mówi że jest w szpitalu? O co tutaj chodzi? Dlaczego zawsze dowiaduje się ostatnia?
- Normalnie, do Diego. Wypadekb wczoraj mieli...
- A ty dlaczego nie idziesz? - dziwne, w końcu wydawało mi się że zależy jej na chłopaku...
- Pokłóciliśmy się wczoraj... I tak nie chciałby mnie widzieć.
- Dobra... Nie idziesz, to nie. Ja idę. Cześć. - powiedziałam, po czym odeszłam. Muszę się tam pojawić jak najszybciej...

Francesca.

Ten moment, w którym zdałam sobie sprawe że prawie straciłam go na zawsze był naprawdę dołujący. Mówiłam że nie chce go znać, a tak czy inaczej jest on całym moim światem. Może i nie ze względu na to że go kocham. Jest on ważny, najważniejszy. Ale dlaczego? Bo czuje, że nie mogłabym mieć lepszego przyjaciela niż on. To on powinien być osobą, która zawsze mnie pocieszy, przytuli, a nie ofiaruje te udawaną miłość by mnie nie zranić. Jeśli coś poważnego mu się stało, nigdy nie daruje sobie tego że się z nim pokłóciłam. Powinnam się z nim pożegnać gdy odjeżdzał, jak z najlepszym przyjacielem, którym powinien dla mnie być od samego początku. Teraz pewnie i tak nie chciałby ze mną rozmawiać. Wszystko zepsułam. Wydaje mi się że jednak powinnam odwiedzić go w szpitalu... Chociaż postać ma korytarzu i dowiedzieć się co mu jest.

Violetta.

Gdy pojawiłam się w szpitalu, już na korytarzu zauważyłam Camile rozmawiającą z Maxim. Od razu do nich podeszłam.
- Wszystko z nim w porzątku? - spytałam. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi na moje pytanie. - Dobra, jak chcecie. Nie gadajcie ze mną.
Powiedziałam lekko zła, po czym od razu zaczełam szukać reszty.

Diego.

- Nic mi nie jest, przestań już okey? Dowiedź się lepiej co z mamą... - odezwałem się, siadając na łóżki. Tata siedział obok mnie już chyba z jakieś pół godziny, pytając czy napewno wszystko w porządku. Dobrze się czuje, więc chyba powinien dać mi spokój, co nie? Chyba że o czymś nie wiem...
- Nie powiedzą mi o twojej matce, bo nie jestem nikim z rodziny. - powtórzył swój stały tekst, chyba nie rozumiejąc że jak zaraz stąd nie wyjdzie i nie dowie się czegokolwiek, to ja to zrobie i nie ważne ile razy mnie już prosił bym znów się położył.
- Dobra, jak tam chcesz... - powiedziałem, wstając. Może nie był to najlepszy pomysł, bo gdy tylko ruszyłem się z łóżka, zakręciło mi się w głowie.
- Dobra, jak chcesz. Spróbuje, ale masz tu grzecznie leżeć. - powiedział po czym wyszedł. Spodziewałem się że szybko to on nie wróci... Jednak już po krótkim czasie otworzyły się drzwi. Spojrzałem na nie, myśląc że to mój tata. Jednak nie. Violetta... Posłałem jejdelikatny uśmiech. Dziewczyna od razu podeszła do łóżka.
- Cześć. - powiedziała tylko, po czym od razu się do mnie przytuliła, wywołując u mnie tym drobmym gestem lekki ból. Zaraz jedbak przytuliłem ją do siebie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że nic ci nie jest... - usłyszałem nagle jej cudowny głos, a chwile później się odemnie odsuneła.


**
Zdaje sobie sprawę że ten rozdział jest ogółem byle jaki, nudny itp. itd.
Nie mam po prostu siły. Padłam ofiarą Magdy, która przyszła chora do szkoły. No więc ja teraz chodzę i zarażam, bo nie chce mi się potem nadrabiać tych okazałych zaległości... Jeśli staramy się żyć, normalnie, rozdział musi być xd
Nie żeby coś... Ale na ten sezon planowałam piękną, okrągłą liczbe rozdziałów - XXX. Wiecie co to oznacza? Jeszcze trzy rozdziały i epilog. Ostrzegałam o końcu, czy jeszcze nie? :D

sobota, 11 października 2014

Rozdział XXVI

Diego. 

Mama odebrała mnie z lotniska, chociaż mówiłem jej że tata mnie odwiezie. Czyżby bała się że po prostu nie wróce do domu? Wiem, że tata najchętniej teraz gdzieś by mnie zabrał. Tak czy inaczej, wiedział że to nic nie pomoże, i tak wyjade. Nie mówiłem już nikomu o wyjeździe. Nie lubie pożegnań. Spojrzałem na Violette, posyłając jej delikatny uśmiech po czym pożegnałem się z ojcem. Potem wróciłem z mamą do domu. Milczałem całą droge. W ten sposób nie zrozumie że robi mi krzywdę ciągłym izolowaniem mnie od ojca i ogółem wszystkiego co według jej mi zagraża, jednak nie chciałem się z nią kłócić. Zdecydowanie wolałem milczeć. Gdy byliśmy już w domu, usłyszałem nagle jej słowa. 
- Spakuj reszte swoich rzeczy, o 21 mamy samolot. - odezwała się, nie zwracając kompletnie na mnie uwagi. Więc tak się bawimy, tak? Dobrze, jak chce. Od razu ruszyłem do swojego pokoju i zamknąłem się w nim, wcześniej trzaskając drzwiami. Włączyłem głośno muzyke, by jakby co nie słyszeć że mnie woła po czym od razu zacząłem pakować wszystkie swoje rzeczy. Nie chciałem się już jej sprzeciwstawiać. Niech robi co chce. Oddala się odemnie i dobrze o tym wie. Ale okey, niech udaje że wszystko jest dobrze. Podczas mojego pakowania (a raczej chaotycznego wrzucania do walizki co popadnie...) poczułem nagke wibracje telefonu, który miałem w kieszeni. Wyciągnąłem urządzenie. Francesca... Jeszcze tego brakowało. Ściszyłem muzyke, by odebrać. 
- Cześć Diego - zaczeła - Jesteś na mnie zły? Przepraszam, powinnam być przy tobie gdy dowiedziałam się że wyjeżdzasz. 
- Nie jestem na ciebie zły, Francesca... - odezwałem się, siadając na łóżku. - Rozumiem... Ja pewnie zachowałbym się podobnie. 
- To... Kiedy wyjeżdzasz? 
Słyszałem dokładnie smutek w jej głosie. Była dla mnie ważna, nie potrafiłbym z własnej woli jej tu zostawić. Jednak wybór nie należy w tym przypadku do mnie. 
- Dzisiaj. O 21 mamy samolot, na lotnisko zapewne będziemy jechali koło 19. 
W tym momemcie zapadło milczenie. 
- Mogłeś mi powiedzieć. - odezwała się po dłuższej chwili. 
- Nie chciałem psuć ci humoru, byłaś w końcu taka szczęśliwa w Mediolanie. 
- Ale ty nie. Mogłeś mi powiedzieć. Jesteśmy parą, Diego. Pamiętasz jeszcze?
- Nie trudno byłoby zapomnieć... 
- Sugerujesz coś?
- Spędzałaś czas tylko z Leonem, a teraz nagle masz do mnie pretensje że ci nie mówie nic? 
- Przesadzasz. Chciałam być przy tobie. 
- Nie rozśmieszaj mnie. 
- Wiesz co? Może zerwij ze mną od razu. Zrób ze mnie potwora. 
- Nie chciałem tego robić przez telefon, chyba jednak muszę, bo nie mam już czasu by tam do ciebie pójść i powiedzieć to patrząc ci prosto w oczy. 
- Nie kochasz mnie już?
- Kocham. Jednak bardziej jak siostre, nie jak kogoś z kim mam spędzić reszte życia. 
- Okłamywałeś mnie. 
- Nieprawda. To ty wyobrażałaś sobie nie wiadomo co. Jednak wiem że ty zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. To nie mnie kochasz, Francesca. Pomyśl o tym. 
- Nie chce cie znać. Nie jestem do zabawy, wiesz? Nie jesteś mi do szczęścia potrzebny.   
Po tych słowach dziewczyna rozłączyła się. Nie chciałem jej ranić. Jednak czy miałem w tej sytuacji wybór? 

Mama kazała mi już nieść walizki do samochodu. Gdy wyszedłem... Zdziwiłem się troche. Federico, Leon, Camila, Maxi, Andres... Brakuje... Violetty. Gdzie Violetta? Fran się tutaj nie spodziewałem, ale miałem nadzieje że Violetta jednak przyjdzie. Pożegnałem się ze wszystkimi, dopiero po chwili orientując się że zapewne od Francescy wiedzą że wyjeżdam. Gdy już miałem wsiadać do samochodu, zobaczyłem biegnącą w moją strone Violette. Posłałem jej szczery uśmiech. Od razu gdy do mnie podbiegła, przytuliłem ją do siebie. 
- Będę za tobą strasznie tęsknić. - mówiła, nadal przytulona do mnie. Zdałem sobie sprawe z tego, że dziewczyna płacze. Odsunąłem się i starłem łzy z jej policzków.
- Ej, Vilu... Nie płacz. Ja też będę tęsknił. Ale płakać nie warto. - odezwałem się i pocałowałem delikatnie jej czoło, znów ją do siebie przytulając. Gdy byli w Mediolanie, zrozumiał że tak naprawdę tylko na niej mu zależało. Nie była taka, jaką pamiętał. Jednak była tylko jego. Wiedział że to ona powinna od początku być kimś, kogo darzy uczuciem. 
- Tak bardzo ci dziękuje... - powiedziałem, odsuwając się od niej.
- Za co? - zdziwiła się.
- Za wszystko. Że byłaś przy mnie, gdy cie potrzebowałem, że znosiłaś moje humory. Naprawde jesteś cudowną dziewczyną. A teraz nie płacz. Uśmiechnij się. Chce po raz ostatni zobaczyć ten twój cudowny uśmiech. 
Dziewczyna od razu się uśmiechneła.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Potem może nie być okazji. - odpowiedziałem na jej pytanie. 
- Będziemy rozmawiali jeszcze nie raz, Diego. Nie raz mnie zobaczysz. 
- Nieprawda. Po tym co zrobie, nie będziesz chciała mnie więcej widzieć. 
Powiedziałem po czym zbliżyłem się do dziewczyny. Nie dając jej dojść do słowa, pocałowałem ją. Po pocałunku od razu odszedłem, wsiadając do samochodu. Spojrzałem w szybe. Nie chciałem rozmawiać teraz z mamą. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Nagle zaczął padać deszcz. Tak jakby pogoda dopasowywała się do mojego humoru, ostatni raz spojrzałem na dziewczyne, odchodzącą w kierunku domu. Westchnąłem mimowolnie. Tak bardzo ją kocham... Ale nie mogę z nią być. Nie mogę, wyjeżdzam. Poczułem na sobie wzrok mojej matki. 
- Patrz na droge, nie na mnie. Zabić nas chcesz? - mruknąłem tylko pod nosem, nie odwracając wzroku od szyby. Jechaliśmy dalej, w milczeniu. Co jakiś czas czułem na sobie jej wzrok. Na dworze nadal padało, praktycznie nie było widać drogi. W pewnym momencie usłyszałem dziwny odgłos. Ktoś gwałtownie hamuje. Chwile później widzę samochud jadący w naszym kierunki, z ogromną prędkością. Potem tylko ciemność... 




***
Zabijemy se Diegusia, sialalalala xD serio, to nie był to mój pomysł :D pomysł na cały rozdział dostałam mailem (w komentarzu niech się pochwali kto to xd). Ja pozmieniałam tylko niektóre elementy xD

sobota, 4 października 2014

Rozdział XXV

Diego.

Dni w Mediolanie mijają zdecydowanie zbyt szybko. Przestałem myśleć o tym powrocie do Hiszpanii, muszę w końcu ogarnąć się i żyć chwilą. O tym że wyjeżdzam, wie tylko Violetta. Nawet Fran nic nie mówie, chociaż czuje że powinienem. Nie chce jej ranić. Pomimo tego że ostatnio parą jesteśmy tylko z pozoru, czuje że jednak zainteresuje ją to że niedługo mnie nie będzie z nimi, w studio. Tata domyślał się że coś jest ze mną nie tak. Tylko czekać aż domyśli się co...
Siedziałem w pokoju hotelowym. Wszyscy dziś siedzieliśmy na miejscu, pogoda była straszna. Ja miałem ochote wyjść i się przejść po mieście, jednak nie bardzo mogłem. Wczoraj wieczorem dość kiepsko się czułem i obiecałem ojcu że cały dzisiejszy dzień zostane w pokoju, oczywiście poza wychodzeniem by coś zjeść. Dzwonił już do mamy, która od razu chciała mnie zabrać. Chyba właśnie z tego powodu postanowiłem mu obiecać że odpowiedzialnie zostane w pokoju. Dopiero jakieś pół godziny temu skończyły się zajęcia w studio, więc siedziałem sam. I chyba nawet lepiej że byłem sam. Ostatnio tylko z Violettą moge szczerze porozmawiać, w końcu tylko ona wiedziała że już za tydzień, gdy wrócimy, będę musiał się z nimi pożegnać. Usłyszałem że otwierają się drzwi od pokoju. Od razu spojrzałem w tamtą strone. Wrócił Leon, więc mojego świętego spokoju dosyć. Chyba czas poudawać że śpie, żeby nie ściągnął mi tutaj Francescy. Albo po prostu... Po prostu pójde się przejść, i tak mam wszystko gdzieś. Od razu wstałem z łóżka po czym założyłem na siebie kurtke.
- Gdzie idziesz? - spytał Tomas, wchodząc do pokoju.
- Nie powinno cie to chyba obchodzić. Na spacer. - powiedziałem po czym opuściłem pokój. Miałem tylko nadzieje że nie spotkam tu gdzieś w pobliżu swojego ojca. Odechciało mi się siedzenia w domu. Założyłem słuchawki po czym póściłem muzyke. Po chwili wyszedłem już z hotelu i ruszyłem przed siebie, zakładając kaptur na głowe.

*Tydzień później*

Powrót do Buenos Aores wydawał mi się wydarzeniem odległym, jednak za szybko ten tydzień minał. Ojcu o powrocie do Madrytu jeszcze nie powiedziałem... Należałoby w końcu z nim porozmawiać. Gdy byliśmy już w samolocie, usiadłem obok niego, razem z Francescą. Jej w końcu też powinienem powiedzieć.
- Od jutra powinieneś znów zacząć ćwiczyć piosenke z Violettą. Za dużo prób już straciliście. - odezwał się po chwili milczenia mój ocoec. Kiwnąłem głową, chociaż wiedziałem że żadnych prób nie będzie.
- Tato... - zacząłem. W końcu musiałem rozpocząć ten temat. - Rozmawiałeś ostatnio z moją mamą?
- Ostatnio tydzień temu. A co?
- No bo... A nie mówiła ci że myśli o powrocie do Hiszpanii?
- Nie... A wydaje ci się że o tym myśli?
- Żeby tylko myślała... Ona ma już kupione bilety.
- Co?! Powiedziałaby mi, napewno.
- A mi się wydaje że nie. Wylatujemy jutro. - powiedziałem. Spojrzałem na Francesce, która przysłuchiwała się baszej rozmowie. W pewnym momencie poprostu wstała. Usiadła obok Leona. Chciałem z nią normalnie porozmawiać... Jednak ona w tym momemcie tylko pocieszała się Leonem. Odwróciłem wzrok. Nie chciałem rozmawiać już z ojcem, założyłem słuchawki i zamknąłem oczy.


***
Ups, przepraszam... Tak długo mnie nie było. Rzecz w tym że nie mam komputera z dostępem do internetu. (Laptop stał się ozdobą, nawet gry w nim nie wchodzą.) Piszę więc wszysctko na tablecie, co utrudnia sprawe. Jeśli chodzi o pytania w zakładce zapytaj bohatera, odpowiem wam na nie później, z telefonu z anonima, lub nie odpisze wcale. Na tablecie akurat tego zrobić się nie da.

wtorek, 23 września 2014

Rozdział XXIV

Diego. 
Dzisiejszy dzień w szkole na szczęście minął dość szybko, więc jakoś najgorszy nie był. Potem mieliśmy wolny czas. Tak jakoś wyszło, że nie dali mi siedzieć w hotelu. Violetta i Francesca wymyśliły sobie spacer, i oczywiście musiały ciągnąć ze sobą mnie i Leona. Kolejne zaskoczenie. Czemu nie Tomasa? Bo polazł gdzieś sam, oczywiście. Gdyby był Violetta nie zaproponowała by spaceru Francesce, Albo po prostu obie nie chcą bym siedział w hotelu. A ja właśnie najchętniej to bym zrobił. Nie mam najmniejszej ochoty na te debilne spacery. Nawet na te w Mediolanie, chociaż tak bardzo zależało mi na wyjeździe tutaj. Musiałem jednak udawać że wszystko jest w porządku, by Francesca nie zorientowała się że coś jest nie tak. Violetta w końcu już wie, a Leon chyba się zdążył zorientować. Ze względu na to że nie miałem humoru, Francesca zaczęła wydurniać się z Leonem. Jakoś mnie nie ruszało gdy patrzyłem na te dwójkę razem. I tak niedługo wyjadę i Francesca o mnie zapomni. Violetta chyba zauważyła że humor znów mi się popsuł, bo od razu przysunęła się do mnie podając mi do ręki aparat.
- No, uśmiech Dieguś. - zaśmiała się po czum pocałowała mój policzek. O dziwo, jakoś Fran to nie zainteresowało. Tak jakby ona już o mnie zapomniała. Po prostu rozmawiała sobie z Leonem. Halo, ja tu jestem. A w sumie... Już mnie to nie interesuje. Jedyne czego chce w tym momencie, to wrócić do hotelu. I chyba Violetta to zauważyła, bo już po chwili stwierdziła że odechciało jej się spaceru. Francesca chciała jeszcze iść, więc poszła z Leonem. Ja z Violettą na szczęście miałem szansę wrócić już do pokoju hotelowego.
- No rozchmurz się, bo pomyśle że nie chodzi tylko o ten wyjazd. - odezwała się Violetta, gdy byliśmy w drodze powrotnej do hotelu.
- A o co innego może chodzić? - spytałem, patrząc przed siebie.
- Nie wiem... Ale jakoś smutny jesteś ostatnio.
- Dziwisz się?
- Oboje dobrze wiemy że nie chodzi tylko o ten wyjazd. Może i jakoś bym zniosła twoje humorki, gdyby nie to że ostatnio zaniedbujesz Francesce, a ona widzi że nie zwracasz na nią uwagi. Wiesz że ją to rani?
- Chcesz ze mną rozmawiać o Francesce? Kiedy indziej, okey?
- Zaczyna mnie naprawdę śmieszyć twoja postawa. Zanim cie poznałam też byłeś taki irytujący?
- Nie wiem. No właśnie, nie wiem. I tutaj mamy kolejny powód, dlaczego teraz nie muszę z tobą o tym rozmawiać.
- Dobra... Przepraszam. Ale zrozum, nie możesz jej tak traktować. I powinieneś powiedzieć jej o wyjeździe.
- Nie ma mowy. Powiem jej, ale dopiero jak będziemy wracać. Nie chce jej psuć pobytu w Mediolanie. A co do tego że niby ją "olewam", jak widzisz lepiej bawi się z Leonem niż ze mną.





***
Krótkie jak nie wiem co i... bez sensu? xD Ale naprawdę nie mam ostatnio czasu pisać ;-; A w ogóle to pomyśle niedługo że mnie wywalili ze szkoły, bo we frekwencji w dzienniku elektronicznym mam same "?" (what? xD). Ach, ta moja wyobraźnia. Nie przedłużam. Aaaa... Dodam do tego przypomnienie, że istnieje jeszcze zakładka "Zapytaj bohatera". Tak jakby ktoś nie zauważył... xD

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział XXIII

Diego.

Dobrze że ten wyjazd do Mediolanu trwa dość długi czas. Mam czas pożegnać cię ze wszystkimi, przygotować ich na mój powrót do Madrytu. Mama wymyśliła sobie że będąc tam wszystko sobie przypomnę. Ale... Ale ja nie chce. Sen który pamiętam jest dla mnie zdecydowanie lepszy. Do tego nawet idiota się domyśli że moja matka boi się że mnie straci przez ojca. Nie oszukujmy się, ten wyjazd jeszcze bardziej odsunie mnie od matki. Ktoś tu w ogóle myśli inaczej? Gdy byliśmy już w hotelu, siedziałem sam w pokoju. Miałem mieć pokój z Leonem i Tomasem, a oni jednak nie bardzo mnie lubią, poszli do dziewczyn. Zapewne poszedłbym z nimi, jednak naprawdę nie miałem na to ochoty. Wolałem poleżeć sobie w łóżku, pomyśleć. Czeka mnie naprawdę trudny czas. Musze coś wymyślać, by zostać w Buenos Aires. Tu już nawet nie chodzi o Francesce. Nie oszukujmy się, ona jest dla mnie tylko jak przyjaciółka. Jednak nie chce jej ranić. Tu bardziej chodzi o ojca. Poza nim nie mam nikogo kto by słuchał jak bardzo nienawidzę własnej matki. Chociaż ją kochałem. Kochałem i do tej pory bardzo kocham. To ona jednak przez tyle czasu się mną zajmowała, robiła wszystko bym był szczęśliwy. Miała tylko mnie, a ja miałem tylko ją. Może dlatego nie bardzo pasuje jej że w moim życiu pojawia się ojciec? Wyobrażam sobie jak bardzo musiało ją zaboleć, jak przekazał jej wtedy że narazie zamieszkam z nim, że jadę do Mediolanu. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Wie że bardzo ją kocham, w to nie zwątpi. Nawet gdy powiem jej prosto w oczy że jej nienawidzę.
Postanowiłem już dzisiaj dłużej nie myśleć. Położyłem się i szybko zasnąłem.
Następnego dnia obudził mnie Leon, mówiąc że za pół godziny śniadanie. On już był gotowy, Tomas jeszcze spał. Ogarnąłem się szybko. Tomasa chyba nie zamierzał budzić. Cóż, najwyżej po śniadaniu go obudzi jakiś nauczyciel. Ja jakoś nie mam ochoty na nic. Naprawdę, na nic.Najchętniej cały dzisiejszy dzień zostałbym w hotelu, ale to chyba nie jest możliwe. Nauczyciele nie pozwoliliby mi zostać. Przynajmniej nie samemu, a jak już kogoś mieliby ze mną zostawić to pewnie Francesce. A ja po prostu chce posiedzieć sam i trochę pomyśleć. W sumie, dlaczego ja w ogóle wracam do Buenos Aires, zaraz po tej wycieczce do Mediolanu? Mogłaby po mnie przyjechać tutaj, bliżej by chyba było. Dobra, chyba jednak nie powinienem myśleć o powrocie do Madrytu. Dzisiaj mamy zajęcia. Halo, to w końcu miało byś coś w typie wymiany. Nie możemy bez zajęć zostać. To bardziej przekonuje mnie do tego że dzisiaj powinienem zostać w hotelu. Nie mam ochoty na nic, a dzisiaj mamy aż trzy godziny tańca. Nie, to nie dla mnie. Nie chce mi się, ale muszę. To chyba już się u mnie stanie normą... Już po półgodziny wszyscy (łącznie z Tomasem, ktoś go obudził) siedzieliśmy "rozsypani" po wielu stolikach, próbując w spokoju zjeść śniadanie. Akurat dzisiaj usiadłem sam, nie chciałem mieć za bardzo towarzystwa. Jednak szybko dosiadł się do mnie mój ojciec. Jego towarzystwo mogłem znieść, więc gdy tylko usiadł posłałem mu blady uśmiech po czym wróciłem wzrokiem do śniadania, którego i tak nie bardzo miałem ochotę jeść. Zerknąłem na Francesce, która właśnie rozmawiała o czymś z Violettą. Może to że wyjadę jakoś załatwi sprawę z Fran? Jest cudowną dziewczyną, ale nie dla mnie. Nie wiedzieć czemu, ciągle myślę o Violettcie. Chce wrócić do tego snu. Chociaż wiem że to niemożliwe. Tutaj Violetta ma chłopaka. Niby ma chłopaka, bo wydaje mi się że coś ostatnio jej unika. Ale to pewnie tylko moja głupia wyobraźnia, nadzieje sobie robię. Ona mnie przecież nie lubi. Do tego wciąż jestem chłopakiem jej przyjaciółki. Dodajmy jeszcze do tego fakt że niedługo wracam do Madrytu. I powstała nam mieszanka wybuchowa. Ja tak tak teraz myślę, to chyba nawet dobrze że wyjadę. Wszystko co związane ze mną zniknie. Francesca zakocha się w kimś innym, Tomas przestanie unikać Violetty. Nie oszukujmy się, nie rozmawia z nią odkąd ja zacząłem mieć z nią próby do tego występu, którego i tak nie będzie, bo miał być tydzień po naszym powrocie. Tata raczej się nie przejmie że po raz kolejny traci syna, bo przecież wcześniej mnie stracił z własnej winy. Nie jestem tutaj chyba najpotrzebniejszą osobą. Nawet tata nie wie że wyjeżdżam. Wie Violetta, ale jemu po prostu nie potrafię powiedzieć. Nie potrafię, nie chce. W końcu i tak będę musiał mu powiedzieć o kolejnym pomyśle mojej matki. Ale to nie dzisiaj. A może po prostu dowie się po powrocie? Już obiecał jej że jak wrócimy z Mediolanu na pewno wrócę do niej.
- Diego, dobrze się czujesz? - z tego całego rozmyślania "obudził" mnie mój ojciec. Kiwnąłem tylko głową.
- Jest świetnie. Nie wyspałem się, tyle. - odpowiedziałem, odsuwając od siebie talerz z prawie nietkniętym jedzeniem. Nie byłem głodny. Tak naprawdę teraz miałem ochotę tylko wrócić do pokoju i rzucić się na łóżko, nigdy nie wstawać.
- Wiesz że ja widzę że coś jest nie tak? Wiesz... Może zostań dzisiaj w hotelu. Porozmawiam z twoją matką, jakby co to zabierze cię wcześniej...
- Nie! Nie ma mowy. Nie wybieram się nigdzie wcześniej.
- Diego...
- No co? Już się chcesz mnie pozbyć?
- Pozbyć? Diego, spokojnie. Przecież jak wyjedziesz stąd wcześniej zobaczymy się potem w Buenos Aires.
- Dobra, dasz mi już spokój? Proszę bardzo, dzwoń do mojej mamy. Mi to pasuje. Chociaż jej trochę na mnie zależy. - powiedziałem po czym wstałem i od razu poszedłem pokoju.  Po chwili przyszła do mnie Violetta.
- Poszli już na zajęcia... - powiedziała, siadając obok mnie na łóżku.
- I przyszłaś mnie o tym poinformować? Mój ojciec do mojej matki też zadzwonił? Świetnie. Raz mam zły humor, a on mi go psuje jeszcze bardziej.
- Oj, przestań. Nigdzie nie dzwonił. Powiedział że jeśli chcesz możesz dzisiaj zostać w hotelu.
- Wole iść na zajęcia. - powiedziałem. Jeszcze 10 minut temu chciałem zostać, jednak teraz coś mnie ciągnęło bym jednak poszedł.
- Dobra, za chwile pójdziemy... Tylko... Powiedź mi, twój tata wie że wracasz do Madrytu zaraz po powrocie do Buenos Aires?
- Nie wie i nie powiem mu tego. Myślisz że coś by z tym zrobił? Nie. Tylko by się ze mną pożegnał, powiedział że na pewno jeszcze kiedyś się zobaczymy... Nienawidzę pożegnań.
- Więc po prostu chcesz zniknąć?
- Domyślą się że zabrała mnie mama.
- Pomyśl o tym jak się poczują, gdy wyjedziesz bez pożegnania.
- Naprawdę nie lubię pożegnań. W dodatku, do tego momentu zostało mi jeszcze dużo czasu.
Powiedziałem. Wstałem i chwyciłem torbę.
- Idziemy na zajęcia?











***
Ja i te moje rozdziały... Zacznę od przeprosin, że tak długo rozdziału nie było. Miałam cokolwiek napisać wczoraj, jednak skończyłam ślęcząc nad fonetyką na angielski. Kartkówkę miałam. Myślicie że jak pomyliłam się w jednym słowie, tylko jedną literką (wzorkiem? nie ogarniam, co to jest) to będzie tak miła i wystawi mi chociaż 5-? Jak nie, to idę skoczyć z mostu. Nie chce znowu nadrabiać angielskiego ;-; (szkoda że Patryk dopiero po lekcji raczył mi wspomnieć że nasze identyfikatory są całkiem spoko na ściągi ...................). No dobra, nie użalam się już nad tym angielskim (dlaczego tylko z tego przedmiotu mam sprawdziany? o_O) i się z wami żegnam. Do następnego! :D

sobota, 13 września 2014

Wejdź, przeczytaj.

Jak zwykle jestem spóźniona z czytaniem poczty na onecie, ale nie pozostane jednak obojętna na niektóre wiadomości. Może już o tym słyszeliście, o ile wiem Nikoletta dostała podobną wiadomość i również postanowiła napisać. No więc teraz będzie cytat, bo nie wiem co pisać :

'' Mały Antoś Ratajczyk (18 mies.) z Puław ma nietypowego guza mózgu. Chłopiec walczy o życie i pilnie potrzebne są pieniądze na jego zagraniczne leczenie"

Już w tym momencie powinno to trafić do waszych serduszek. Przecież to malutkie dziecko...

"Rodzice maluszka, Anna i Łukasz, cały czas szukają sposobu, by pokonać okropną chorobe, która trawi organizm ich ukochanego dziecka. Antoś ma nietypową odmiane guza raptoidalnego. - oznacza to że ma różne rodzaje guza w jednym. Choroba ujawniła się w grudniu, ale do Marca trwało jej diagnozowanie. Lekarze nie zrobili niektórych badań i podejrzewali inne schorzenie - mówi mama chłopca.
Dziecko bardzo cierpiało - Antoś wymiotował, wyrywał sobie włosy z głowy z bólu, nie spał w nocy - opowiada pani Anna. W końcu lekarze odkryli, co dolega malcowi. Już następnego dnia natychmiast zrobilu mu operacje. Okazało się że guz był bardzo duży, miał wielkość 9cm/7cm/5cm.

Stan chłopca nadal jest bardzo zły. Dlatego rodzice szukają pomocy u zagranicznych lekarzy. - Chcemy jak najszybciej pojechać na leczenie do Czech, Bostonu albo Niemiec. Potrzebujemy pieniędzy zarówno na leczenie, jak i na sam transport, który jest bardzo drogi. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc. - mówi mama chłopca"

Cały artykuł możecie zobaczyć, wpisując w google chociażby Antoś Ratajczyk. Dałabym link, ale jestem na tablecie i nie wchodzi mi jak wklejam. (Testuje i jest nieprawidłowy). Artukuł znajduje się na fakt.pl , jest w nim również numer konta na które można wpłacać pieniądze. Zdaje sobie sprawe, że to nie zależy raczej od was, lecz do waszych rodziców. Jednak chociaż zdecydujcie się zapoznać ich z tą sytuacją, pogadać. Może zdecydują się pomóc.

środa, 10 września 2014

Rozdział XXII

Violetta.

Siedzimy w samolocie. Wszyscy oprócz Tomasa. Angie postanowiła że chociaż 5 minut jeszcze na niego poczeka. Dzwonił do mnie, miał od razu przyjechać na lotnisko. Zresztą, ostatnio i tak go wcieło. Po kilku minutach Hiszpan przyszedł już z nauczycielką śpiewu. Usiadł obok Marco. Pewnie siedziałby obok mnie, gdyby nie to że to miejsce zajmowała Camila. Francesca siedziała z Diego. Gapili się w telefon chłopaka, cały czas o czymś rozmawiając. Ja z przyjaciółką siedziałam w milczeniu. Było za wcześnieb na rozmowy. Kto wymyślił odlot samolotu o 7 rano? No kto? Wszyscy przysypiają, oprócz Francesci, Diego i Gregorio, który co chwile zerkał na swojego syna. Pilnował syna w samolocie, ciekawe. Stąd chyba nie ucieknie. Chyba że ma gdzieś spakowany spadochron. Ciekawe byłoby, gdyby spróbował wyskoczyć z samolotu. O czym ja myśle, chyba muszę się przespać. Odwala mi. Tak z lekka... Zerknełam na Diego i Francesce. Słuchali razem w słuchawkach czegoś z telefonu chłopaka. W sumie, gdy teraz o tym myśle... Chciałabym być na miejscu Fran. Diego nie jest wcale taki zły. Ma coś w sobie... Chociaż nadal nie bardzo podoba mi się to że tata kazał mi spędzać z nim czas. Teraz ma Francesce, więc nie muszę z nim tyle siedzieć, ale jednak wcześniej tak... Dobra, serio się prześpie, bo juz mi chyba z lekka odwala. Za chwile mieliśmy odlatywać. Nie widziałam sensu w tym by zasypiać przed odlotem, siedziałam więc tylko, zerkając czasem na Diego, słuchającego muzyki z Francescą, lub Tomasa, rozmawiającego o czymś z Marco.

Francesca.

Po jakiś dwóch godzinach lotu wszyscy nasi przyjaciele ze studio już spali. Wcale się im nie dziwie. Ja akurat się wyspałam, bo poszłam spać wcześniej, Diego jakoś nie ma ochoty spać. Za to Gregorio jeszcze nie spał i co chwile się na nas gapił. Miałam wrażenie że naprawde coś nie tak jest z Diego. Niby zachowuje się normalnie, przynajmniej teraz przy mnie. Jednak wydaje mi się że jednak coś jest nie tak. Jeszcze przed studio strasznie cieszył się że jedzie do Mediolanu. Naprawde chciał tam z nami lecieć. No i leci. Był szczęśliwy, do momentu w którym porozmawiał ze swoją matką. Odszedł na chwile na bok, jeszcze na lotnisku. No i wtedy jego uśmiech jakoś przygasł. Pewnie wyciągnełabym od niego o co chodzi... Ale nie chciałam teraz jeszcze bardziej psuć mu humoru.

Diego.
*Następnego dnia, Mediolan*
Od samego rana mieliśmy już pojawić się na dole. W planach znalazło się naprawde szybki śniadanie, a potem mieliśmy obejrzeć miasto. Nie miałem humoru na łażenie bez celu, chociaż naprawde chciałem tutaj pojechać. Francesca ruszyła tuż za nauczycielami. Nie szedłem dzisiaj obok niej, co zapewne ona tłumaczyła sobie niewyspaniem. Szedłem gdzieś z tyłu. Niedaleko była Violetta. Dziewczyna po jakimś czasie zauważyła że coś jest chyba nie tak, podeszła do mnie.
- Coś się stało? - zapytała. Może czasami denerwuje mnie jak ktoś się wtrąca w nie swoje sprawy, jednak tym razem tak czy inaczej musiałem z kimś pogadać.
- Wiesz... Jak wrócimy z Mediolanu, wracam do swojej matki... - zacząłem. Przerwała mi.
- To cie tak martwi? Zobaczysz że jeśli chodzi o studio, nie zabroni ci chodzenia tam. A napewno nie zakarze spotykania z nami.
- Violetta, słichaj. Rozmawiałem z mamą, na lotnisku. Powiedziała, że wracamy do Madrytu. Nie mogę zostać z ojcem, bo tak naprawde mama ma obowiązek się mną zajmować, do momentu aż skończe te 18 lat.
- Zaraz...? Wyjeżdzasz? Mówiłeś Francesce?
- Nie... Chce, żeby ten pobyt w Mediolanie minął jej cudownie, bez niepotrzebnych zmartwień.


***

Bu! A któż to? Niemożliwe! xD
Wróciłam do was, moi kochani, by przypomieć wam o istnieniu cudownej parki, którą mam nadzieje jeszcze kochacie xd (i przy okazji ponarzekać na wredote tego świata i nieumiejętność prowadzenia pojazdu kierowców autobusów).
Dobra... Kończe to, papa xd

środa, 20 sierpnia 2014

Wracamy do tematu bloga o Diecesce...

No więc znalazło się kilka osób, które chciałyby go czytać. Tak więc oto powstał
Todo Es Posible.
Prolog się pojawi, gdy pod przywitaniem będzie kilka komentarzy. :D

czwartek, 14 sierpnia 2014

Post, który nie jest rozdziałem.

Pierwsza informacja - ten blog zostaje zawieszony. Przepraszam was, nie mam ostatnio na niego kompletnie weny. Do tego brak internetu w laptopie... Spokojnie, kiedyś wrócę. (jak odzyskam internet, na tablecie niewiele zrobie, a żeby coś tam napisać, potrzebuje weny jednak XD) A teraz uwaga... Tak sobie siedzę, ze słuchawkami, tabletem, telefonem... Poduszka z Violetty pod głową (moje cudo, którego przez tydzień szukałam po tych pierniczonych biedronkach XDDD) i sobie myśle... Hmm, może by tak włączyć yt. I tak podłączam sobie wcześniej wspomniane słuchawki do urządzenia, które ostatnio mnie wkurza, ale bez niego bym nie mogła nic zrobić, włączam yt. Oglądam kawałek odcinka 3 sezonu Violetty... To był chyba 10 odcinek. I coś mnie nagle na Diecesce naszło. xD No tak, siedzę od godziny i oglądam filmiki z nimi. Coś czuje, że Parotta jednak pożyje, bo się moja Diecesca szykuje *-* ale wracając do tematu, serio coś mnie naszło na Diecesce. Aż tak, że nabrałam ochoty wziąć to ustrojstwo (czyt. tablet) do łapek i stworzyć nowego bloga. Ta, mówiłam że odchodzę we wrześniu. Ale halo. Jak mam odejść, jak jest Diecesca? xD No i tutaj stawiam pytanie : Kto by chciał o nich poczytać? :D

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział XXI

Diego. 
Reszte zajęć już przesiedziałem grzecznie w szkole, z nadzieją że moja mama nie postanowi zerknąć czy już wróciłem na zajęcia. Mówiłem - do domu nie wróce. Cieszyłem się że tata zaproponował mi bym u niego zamieszkał. Nie musiałem wracać na noc do domu, co oczywiście wiązałoby się z natychmiastowym zakazem chodzenia na zajęcia w studio i spotykania się z którymkolwiek z uczniów, w tym Francescą. No... Może wręcz kazałaby mi spotykać się z Violettą. No ale halo, moją dziewczyną jest Francesca, nie Violetta.
Kiedy rozmawiałem z ojcem, wyszło na to że prawdopodobnie jednak pojade do Mediolanu. Sam Pablo powiedział że wystarczy zgoda jednego z rodziców, a moim ojcem jednak jest Gregorio. Jedziemy już w poniedziałek, a dzisiaj jest piątek. Do tego poniedziałku raczej zostane u ojca. O ile mnie wytrzyma przez ten weekend, jednak potrafie być nieznośny. Siedziałem w jednej sali razem z Francescą, gdy wbiegła Violetta.
- Diego, twoja mama przed chwilą weszła do studio. Chyba cie szuka.
- Co? Jakby co, to nikt mnie nie widział. - powiedziałem po czym wstałem. Teraz pytanie - kierunek sala taneczna, czy raczej pokój nauczycielski? Postanowiłem biec do pokoju nauczycielskiego. Mój tata teraz nie miał zajęc, więc powinien tam być. Wbiegłem do pomieszczenia. Był tam mój ojciec i Pablo. Na szczęście.
- Chowajcie mnie! - powiedziałem i schowałem się za Gregorio.
- Odbiło ci? - spytał mój ojciec, patrząc na mnie.
- Mama przyszła.
- Do studio? Po co? - zdziwił się Pablo.
- No chyba jasne że po mnie. - stwierdziłem - Tutaj chyba nie przyjdzie...?
- Nie wiadomo, może przyjdzie. W studio się nie schowasz. - stwierdził Gregorio. - No dobra, nie wyjdziesz już tak czy inaczej ze studio, bo cie zauważy. Spokojnie, przecież cie nie oddam. W końcu też jestem twoim rodzicem, tak? Mam prawo się tobą zajmować, jeśli ona źle robi. - powiedział. On był spokojny, zabawne. Ale w sumie... Nie mam pojęcia jak niby chciała zabrać mnie ze studio? Siłą? Tak przy wszystkich? Napewno nie. Nie jestem dzieckiem, wiem co jest dlaa mnie dobre. Studio to miejsce, które było w moim śnie i istnieje w rzeczywistości. Tutaj mogę rozwijać swoją pasje, spełniać marzenia. Dlaczego więc nie chce bym się tutaj uczył? Woli jak uczę się w domu i myśle, że tak musi być? Wiedziałem że znając mojego pecha zaraz tutaj przyjdzie, więc usiadłem jak najdalej od drzwi, obok mojego ojca. Pozostaje nadzieja że jakby co to serio nie pozwoli jej zabrać mnie do domu.

Violetta. 

Ruszyłam do jego mamy. Francesca stwierdziła że lepiej będzie jak nikt z nas z nią nie porozmawia, jednak... Coś to da? Pójdzie sobie? Zabawne, będzie go cały czas szukać, aż znajdzie. Namierza go na telefon czy jak? Kto ją tam wie, to całkiem możliwe. Trzeba ją jakoś przegonić. Potem Diego będzie u Gregorio, a ona nie wie gdzie on mieszka.
- Dzień dobry pani Hernandez, co pani tutaj robi? - spytałam, gdy podeszłam do matki Diego.
- Szukam swojego syna. Nie widziałaś go przypadkiem?
- Nie, nie wrócił do studio. Nie było go na zajęciach. Pewnie się domyślił że pani tutaj po niego przyjdzie, więc nie przyszedł.
- Dobrze wie że będzie musiał ze mną rozmawiać wieczorem, to po co się ukrywa? Dobra, idę do Pablo.
Przeszła obok mnie. I wtedy dopiero się zorientowałam, że w pokoju nauczycielskim siedzi Diego. Ups... Teraz już jej nie powstrzymam. Biedny Dieguś. Cóż, próbowałam.

Diego. 

Siedziałem tak w tym pokoju nauczycielskim. Nie odważyłbym się stąd wyjść, dopuki ktoś nie powie mi, że ona już stąd wyszła. Otworzyły się drzwi od pokoju nauczycielskiego. Zamarłem.
- Pablo, jak zobaczysz mojego syna... - i w tym momemcie jej wzrok wpadł na mnie - Ooo znalazła się zguba. Wracamy do domu, już.
Chciałem się odezwać, ale Gregorio mnie powstrzymał.
- On nigdzie nie idzie. - powiedział. - To jest też mój syn. Zostaje ze mną.
Spojrzałem na mine mojej mamy. Westchnąłem pod nosem. Spuściłem wzrok. Ja się nie wtrącam... Naprawde, czuje że ją tylko zdenerwuje.
- Porywasz mi syna? Mam z tym iść na policje?
- Policje? To jest też mój syn. Później wpadne po jego rzeczy. No i paszport oczywiście, bo w poniedziałek lecimy do Mediolanu.
- Mówiłam że nie wyrażam zgody na jego wyjazd.
- Ale teraz jest pod moją opieką. Ja jadę, więc zabieram go ze sobą. Spakuj już lepiej jego rzeczy. Nie zapomnij o paszporcie i jego tabletkach. A teraz już idź, żegnam.
Moja mama chyba sobie odpuściła.spojrzała na mnie. Była zła? A może zawiedziona? Wychowywała mnie przez 17 lat, a ja teraz tak poprostu ją zostawiam, odchodzę do ojca. Ale wróce do niej, prawda? Wróce, kiedy zmądrzeje i zrozumie że robiąc to co robi, poprostu mnie krzywdzi. Wyszła z pomieszczenia.
- No, Diego... Idziemy na zajęcia. - powiedział Pablo. Wstalem od razu. Ojciec powiedział że spotkamy się po zajęciach. Pojedziemy najpierw do mnie, po moje rzeczy. Już widzę jak nie wypuszcza mnie z samochodu i sam tam idzie. Ruszyłem za Pablo na zajęcia.

*Poniedziałek*

5 rano przed studio. Najlepsza godzina, jaką mogli walnąc. Zasypiam na stojąco. Violetta z Francescą gadały o jakiś bzdurach. Jak tak będę ich słuchać, to normalnie zasne. Mój tata rozmawia z Angie i Pablo. Pablo niby zostaje a miejscu, ale jedzie z nami na lotnisko. Mama dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem. Rozmawiałem z nią normalnie, jednak cały czas chce bym nie jechał. Za późno - jade.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział XX

Francesca. 

Kiedy zauważyłam że Diego wybiega od Pablo, zaczełam zastanawiać się co takiego się tam stało. Violetta teraz cieszyła się, bo jedzie do Mediolanu. On za to wybiega wściekły i nie chce z nikim rozmawiać. Postanowiłam troche podsłuchać rozmowe matki mojego chłopaka , dyrektora studio i nauczyciela tańca (który podobno jest ojcem Diego, ale kto tam wie...). Stanełam przy drzwiach. Na szczęście wszystko było doskonale słychać. Akurat matka Diego się wydzierała, nawet gdybym stała dalej, usłyszałabym.
- Powiedziałeś mu?! - ten wrzask mógłby ogłuszyć każdego. Współczuje, Gregorio. - Dobra, dosyć tego. Mój syn więcej nie przyjdzie do tej szkoły. Odkąd rozpoczął tutaj nauke, są z nim same problemy. Zabieram go do domu.
Szybko odbiegłam od drzwi, pewna że za chwileb zostaną otwarte. Nie myliłam się. Z pomieszczenia wyszła matka Diego.
- Francesca, widziałaś Diego? - zapytała. Pokręciłam głową. Zresztą, nawet gdybym wiedziała gdzie pobiegł, nie powiedziałabym jej. Muszę mu najpierw powiedzieć, że postanowiła zakazać mu chodzenia do studio. Zapewne z powodu jego ojca.
Matka chłopaka postanowiła go nie szukać.
- Jak go zobaczysz, powiedź mu żeby wrócił do domu. - powiedziała, po czym poszła. Podeszła do mnie Violetta.
- I co? Diego jedzie? - spytała, bo widzała że chwile rozmawiałam z mamą Diego.
- Nie... Dobrze będzie, jak jednak pozwoli mu chodzić do studio.
- Co? O czy ty mówisz Francesca?
- Powiedziała po prostu że jej syn już tu więcej nie przyjdzie. Chyba chodzi o Gregorio...
- Diego już wie że nie może chodzić do studio?
- Nie. Dlatego muszę go znaleźć.
Violetta postanowiła pójść ze mną. Wybiegał ze studio, więc chyba trudno będzie go znaleźć.


Diego. 
Moja mama... Kompletnie już nie rozumiem, czego ona chce. Według jej wersji - mojego szczęścia. Ale chyba coś jej z tym nie wychodzi, z tego co widzę. Moge udawać że mam to wszystko gdzieś, zamknąc się w pokoju i zaczekać aż skończe te magiczne 18 lat. Jednak chyba za dużo by mnie omineło. No cóż, wycieczke do Mediolanu mam już głowy. Nie zgodzi się, nawet jeśli błagałbym ją na kolanach.
Nie miałem ochoty na powrót na zajęcia. Szedłem przed siebie, nie myśląc nawet gdzie idę. Miałem chwile spokoju. Mama mnie nie dręczyła, nie było w pobliżu cały czas Violetty ani Fran. Mogłem spokojnie posiedzieć, pomyśleć. Usiadłem nad jeziorem. Założyłem słuchawki i włączyłem muzyke. Moja mama do mnie dzwoniła. Nie odebrałem. Dzwoniła uparcie cały czas, wiedząc że tak czy inaczej nie odbiore. W końcu zdenerwowałem się, wyłączyłem telefon. Zostałem bez muzyki, ale chociaż miałem spokój. Wróce do domu, ale dopiero wieczorem. Cały dzień spokoju. Jak wróce to i tak z nią nie pogadam. Może poczuje że straciła syna i da mi święty spokój. Ile ja mam lat? Bo traktuje mnie jakbym miał jakieś 5, góra 7. Poczułem nagle jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się. Francesca. Uśmiechnąłem się. Za nią stała Violetta. Usiadły obok mnie.
- Mama już do ciebie dzwoniła? - spytała Francesca.
- Tak. Ale nie odbierałem. Nie mam ochoty z nią rozmawiać.
- Czyli jeszcze nie wiesz, że zabroni ci chodzić do studio? - zapytała.
- Słucham?! - wrzasnąłem. Przesadziła! - Nie. Ja będę chodzić do studio, chodźbym musiał uciekać przez okno.
Wstałem z miejsca.
- Ej, ej! Gdzie idziesz? - spytała Violetta.
- Do tatu, czyli do studio. - powiedziałem i od razu ruszyłem w kierunku szkoły. Violetta i Francesca za mną.
Po jakiś 10 minutach byłem na miejscu. Ruszyłem w kierunku sali tanecznej. Akurat kończył zajęcia z jedną z grup. Kiedy uczniowie wyszli, wszedłem do sali. Nauczyciel uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.
- A podobno do studio chodzić nie możesz. Twoja mama nie wie że tu jesteś?
Pokręciłem głową.
- Nie. Chodzi właśnie o ten zakaz... Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego ona mi nie pozwala. Znowu mam się w domu uczyć? Musisz coś zrobić, mnie nie słucha.
- Mnie tymbardziej, Diego. Jej nie wytłumaczysz, że ty tego chcesz.
- W takim razie nie wracam do domu. Nigdy.
- Diego, co ty niby odwalasz? I gdzie pójdziesz?
- Nie wiem. Może Fran mnie przygarnie... Nawet jeśli nie, nie wróce tam. - powiedziałem, chcąc wyjść  z sali.
- Zaczekaj! Możesz narazie zatrzymać się u mnie...


***
Za ewentualne błędy przepraszam - pisze na tablecie, nie mam dostępu do kompa. :D

Obserwatorzy

Chat~!~