Muzyczka xD

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział I

Diego. 

- Rozmawiałeś już z ojcem? - usłyszałem pytanie, gdy tylko postanowiłem ruszyć się z łóżka. Wczesna godzina to nie była... Jednak tak czy inaczej, nie chciało mi się rozmawiać teraz z nikim. Nie odpowiedziałem więc nawet na jej pytanie. Sama się chyba jednak domyśliła, że jeszcze nie dzwoniłem. - Prosiłam cię dzisiaj rano, byś do niego potem zadzwonił. Raz mógłbyś mnie posłuchać. To naprawdę takie trudne?
- Chcesz się mnie w ten sposób pozbyć? Co nie zrobię, od razu dzwonisz do mojego ojca. Sama z nim rozmawiaj, skoro tak bardzo chcesz by mnie zabrał.
- O czym ty mówisz?
- Gdy rozmawiałem z nim ostatnio, już mi obiecał że jak coś wykombinuje to zabiera mnie do Buenos Aires. Doskonale zdaje sobie sprawę, że już to z tobą omówił i bilet mam już kupiony. Mam iść się pakować?
- Nawet jeśli będzie chciał cie zabrać, jest to tylko i wyłącznie twoja wina, Diego.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, okey? Ale nie chce tam wracać, nawet jeśli będę musiał uciec z domu by tam nie jechać.
- Porozmawiaj może lepiej najpierw z ojcem...
- Nie chce z nim rozmawiać. Ty z nim porozmawiaj, i powiedź mu że nie wracam. Proszę cię...
- Diego...
- No co? Przecież mnie kochasz, no nie...?
- No tak, ale...
- Ale co? Dla mnie nie jesteś w stanie porozmawiać z moim ojcem?
- Przepraszam cię Diego, ale to musisz załatwić sam. Porozmawiaj z nim na spokojnie, obiecaj że się zmienisz, to może zgodzi się byś został w Madrycie.
- Myślisz że tym razem to zadziała? Babciu, doskonale zdajesz sobie sprawę z tego że obiecałem to mu już ostatnio...
- To czy zmienisz swoje zachowanie, zależy tylko i wyłącznie od ciebie, skarbie. A teraz idź, zadzwoń do niego. No szybciej, bo pewnie cały dzień czeka aż zadzwonisz.
Teatralnie wywróciłem oczami po czym ruszyłem do swojego pokoju. Zerknąłem na telefon leżący tam gdzie go rzuciłem, czyli na poduszce. Gdy tylko wziąłem go do ręki, zamiast zadzwonić do ojca zabrałem się za odpisywanie Francesce. Dopiero potem wybrałem numer swojego ojca. Rozmowa z nim mogła nie wyjść najlepiej... On raczej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli wrócę, nie zmienię się. Będę miał kontakt z moimi przyjaciółmi z Madrytu, w Buenos Aires tak czy inaczej mam teraz tylko Francesce. Nie chce krzywdzić Violetty. Skrzywdziłem ją już swoim wyjazdem. Chociaż było to już strasznie dawno, zdaje sobie sprawę że ona doskonale to pamięta. Po tamtym mnie nie pokocha. Bo pewnym już jest, że teraz nic do mnie nie czuje. No dobra, koniec rozmyślania na dziś. Usłyszałem w telefonie głos swojego ojca. Przez dłuższą chwilę jednak się nie odzywałem.
- Chciałeś ze mną gadać, podobno. - powiedziałem kiedy już zdążyłem się lekko ogarnąć.
- Dopiero się obudziłeś? - spytał - W sumie, nie dziwie ci się. Jak się wraca do domu w środku nocy, do tego...
- Dobra, przestań. Proszę cię. Czego chciałeś?
- Zdajesz sobie sprawę, że to też zaliczało się do tych twoich wybryków? Pamiętasz, co ci ostatnio mówiłem?
- Sklerozy nie mam, pamiętam. Ale... Przecież mogliście się spodziewać, że jak wyjdę na imprezę to trzeźwy nie wrócę.
- Miałeś być w domu o 22, a wróciłeś po 3. Już nie chodzi o to, że wróciłeś pijany. Chociaż wiele razy wspominaliśmy ci, że to jest dla ciebie niebezpieczne, ten szczegół ominę. Spóźniłeś się 5 godzin, Diego. I nie raczyłeś nawet odebrać telefonu, by uspokoić swoją babcie i powiedzieć że nic ci nie jest.
- Przepraszam...
- Nie uważasz, że za późno na przeprosiny? Ja rozumiem że jesteś młody i musisz się wyszaleć, ale nie przesadzaj, proszę cię. A teraz żeby nie było, że mówię a potem nie wyciągam z tego konsekwencji... Pakuj się.
- Co?! Nie ma mowy, ja nigdzie nie jadę! - powiedziałem, wracając do tonu głosu, który był już tradycją przy rozmowie z tatą. Dzisiaj chyba pierwszy raz postanowiłem go przeprosić, a on mnie jeszcze w ten sposób denerwuje.
- Jedziesz, jedziesz. Do mnie. Za tydzień. Masz czas na pożegnanie z przyjaciółmi. I z babcią oczywiście.
- Nieeee... Ty sobie chyba ze mnie żartujesz. Powiedziałem już, że nie zamierzam NIGDZIE jechać. Ten jeden raz mnie zrozum, tato...
- Przepraszam cię Diego, ale ja już od dawna cie nie rozumiem. I raczej szybko nie zrozumiem. Proszę cię, spakuj się. I poinformuj swoją babcię, że jedziesz do mnie. Ja do niej dzwonić nie będę.
- Dlaczego mi to robisz? - spytałem.
- Co takiego?
- To samo co mama. Oddzielasz mnie od przyjaciół, osób które kocham. Nie rozumiesz, że w tym momencie mnie ranisz?
- Tutaj też masz przyjaciół, przypomnę ci kochanie.
- Tylko Francesce.
- Francesca jest dużo lepszym towarzystwem, niż ci twoi przyjaciele. Masz jeszcze coś do powiedzenia?
- Nie... Chyba zostało już tylko to, że cie nienawidzę. Szczerze nienawidzę. - powiedziałem po czym od razu się rozłączyłem. Spodziewałem się tego, a jednak miałem te malutką krople nadziei, że pozwoli mi tutaj zostać. To Madryt był moim prawdziwym rodzinnym miastem, nie Buenos Aires. Chciałem zostać w mojej ukochanej Hiszpanii. Jeśli chce mieć mnie pod kontrolą, proszę bardzo. Niech przyjeżdża i robi co tylko chce. Ale ja nie chce opuszczać mojej rodzinnej, wspaniałej Hiszpanii. A szczególnie nie chciałem jechać do miasta, które przywodzi złe wspomnienia.
Rzuciłem telefon na szafkę obok łóżka. Od razu schowałem twarz w miękkiej poduszce. Usłyszałem, że otwierają się drzwi. Nie patrzyłem w tamtym kierunku.
- Diego, skarbie, doskonale zdaje sobie sprawę z tego że to nie jest dla ciebie teraz łatwe. Twojemu ojcu przejdzie, gdy się opanujesz. - usłyszałem głos swojej babci.
- On mi karze się pakować, rozumiesz? - spytałem, bliski płaczu odrywając twarz od poduszki. - Zabiera mnie tobie, oddziela od przyjaciół. Ja tak nie chce. Chce tutaj zostać, być szczęśliwy. Przeszkadza wam że wracam późno? Że wracam pijamy? Zmienię się, tylko nie karzcie mi wyjeżdżać do Argentyny.
- Akurat na toja nie mam wpływu, kochanie. Obiecałam że się tobą zajmę, bo cie kocham, a i tak sobie nie daje z tobą rady. myślę więc, że twój ojciec lepiej cie wychowa.
- Nie chce z nim mieszkać. Chce do mamy... Tylko do mamy. - powiedziałem, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego że ona już do mnie nie wróci.nigdy nie powie na mnie "Dieguś", nie powie że mnie kocha, nie przytuli.
- Dla mnie jej śmierć też nie była łatwa, słońce. Ale musisz myśleć o przyszłości. Ona nie chciałaby,byś teraz tak się tym wszystkim przejmował.
- Gdyby ona tutaj była, nie miałbym się czym przejmować.
- Może i racja... Jednak źle ci się ze mną mieszkało? Pomimo tego, że często ci odbija, kocham cię. Pamiętaj, że jesteś moim jedynym wnukiem. - roześmiała się. - To kiedy masz do niego wyjeżdżać?
- Za tydzień... Pewnie jeszcze do ciebie zadzwoni i z tobą o tym pogada.
- Dobra, to ty się zacznij pakować...
- Już? Muszę teraz? Umówiłem się z chłopakami dzisiaj...
- Diego...
- No co? Prooooooooooooooooosze.
- Dobra, niech ci będzie. Ale tym razem masz wrócić na kolacje. Trzeźwy. I jeśli wyczuje od ciebie papierosy, to przez ten tydzień co ci tutaj został nigdzie nie wyjdziesz.
- Oj... No dobra. Chociaż spodziewam sie, że wyczujesz. - zaśmiałem się po czym wstałem. Babcia również opuściła mój pokój.
- Czekaj! - zawołała, zanim wyszedłem. Stanąłem w drzwiach, czekając aż powie co ma powiedzieć. Ona jednak rzuciła w moim kierunku tylko opakowanie tabletek, prawie nieruszonych. Obiecałe, ojcu, że będę to brał, jednak i tak to olałem. Skrzywiłem się lekko, chowając opakowanie do torby.
- Tylko masz je wziąć!
- Możesz być pewna, że wezmę. Dobra, cześć!
I wyszedłem. Musiałem teraz pogadać z Alexem, powiedzieć mu o tym że wyjeżdżam. Z resztą spotkam się potem. W sumie, teraz, przez ten tydzień nie będę chodził do szkoły, więc miałem czas jeszcze się z nimi spotykać. Do tego, należałoby poinformować Francesce, że wracam do Buenos Aires. Może ona by się ucieszyła, i jedna osoba byłaby szczęśliwa? Mam jeszcze jednak czas, by przekonać ojca bym mógł zostać w Madrycie. Cały tydzień, może zdąży zmienić zdanie. No chyba że już zarezerwował dla mnie bilet... Z resztą, chyba tylko babcia była w stanie wybaczyć mi moje zachowanie, on napewno nie. Nie chce udawać, że jestem inny niż jestem w rzeczywistości. Szedłem tak, rozmyślając. W końcu usiadłem na ławce w parku, czekając na Alexa. On musiał dowiedzieć się pierwsze, może jakoś jeszcze pomoże mi przekonać ojca.  Chociaż nie, tata jest uparty. Zerknąłem na telefon. Kolejny sms od Francescy. Lekko się uśmiechnąłem. Jedyna osoba z Buenos Aires, od której wiadomość mnie cieszy. Odpisałem jej jak najszybciej, w sms obiecując że zadzwonię do niej gdy tylko wrócę do domu. Nie czekałem długo na Alexa. Po chwili brunet usiadł obok mnie. Schowałem telefon, zaraz po tym jak odpisałem Francesce. Przywitałem się z Alexem.
- Co masz taką minę? - spytał, po dłuższej chwili. - Jakieś skutki wypicia za dużej ilości alkoholu? Głowa boli?
Zaśmiał się. Mi tam wcale do śmiechu nie było.
- To nie jest wcale mój najgorszy problem.
- Hmm... To jaki jest najgorszy? No nie mów, że znowu coś z tobą nie tak i znów bedziemy cie odwiedzać w szpitalu.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że moja babcia nie wypuściłaby mnie wtedy z domu? - spytałem. On tylko się zaśmiał. Mi tam nadal nie było do śmiechu.
- No ej, Diego, co ci jest?
- Rozmawiałem wczoraj z ojcem. Zabiera mnie do Argentyny. Za tydzień.
- Jak to? Dlaczego?
- Ty już doskonale wiesz, dlaczego. Nic już z tym nie zrobię. Miałem szansę chociaż trochę się ogarnąć, ale jej nie wykorzystałem. - wzruszyłem ramionami - W sumie, powiedźmy że na początku nie byłem zachwycony tym że muszę wracać. Ale jeśli tego chce, to okey. Jednak niech nie myśli, że za chwilę zamienię się w aniołka, tylko dlatego że jest ze mną.
- Bez nas sobie nie poradzisz, wiesz o tym? - usłyszałem. Cóż, nie dziwne że to mówił. Odkąd przyjechałem do Madrytu, dnia bez nich nie potrafiłem przeżyć. W końcu poczułem, że mam kogoś komu na mnie trochę zależy, kogoś kto każdego dnia podtrzymywał mnie na duchu. Nie rozumiem, dlaczego tata sądzi że mają oni na mnie zły wpływ. Wręcz przeciwnie, każdego dnia wzmacniają mój charakter. Nie wyobrażam sobie dni bez nich. Niby mam w Buenos Aires Francesce. Ale tylko Francesce. W sumie, powinienem cieszyć się że chociaż Francesce.
- Dlaczego myślisz, że bez was sobie nie poradzę? - postanowiłem zapytać.
- Zastanów się dobrze, Diego. Od przyjazdu jesteś z nami. I na tym początku nie raz ratowaliśmy ci skórę, szczególnie w szkole.
- Zmieniłem się, doskonale o tym wiesz. Do tego, wtedy jeszcze byłem w szoku po śmierci mojej matki.
-  Skoro tak uważasz...
- Proszę cię, nie kłóć się teraz ze mną. Nie przed moim wyjazdem. Mam tydzień, na pożegnanie się z wami. Nie chce kłótni. Wiesz, że doskonale sobie poradzę. Już wystarczająco mi pomogliście.
- Dobra, może trochę przesadziłem... Kiedy powiesz reszcie że wyjeżdżasz?
- Chciałem to zrobić później, ale zaraz muszę wracać do domu. Do tego obiecałem Francesce że do niej zadzwonię.
- Wymówek szukasz? - zaśmiał się - No już, idziemy do nich i im powiesz.
- No dobra, niech ci będzie. - cicho się zaśmiałem.

Violetta

Jeszcze raz usłyszę o Diego, a zapewniam że zabiorę Francesce telefon i wywalę go do morza. Niech myśli że za nim nie tęsknie, nie chciałabym z nim porozmawiać. Jednak nie mogę, bo on zaraz po powrocie do Madrytu zmienił numer telefonu i wspomniał Francesce, że nikomu ma go nie dawać. Dlaczego akurat do Fran tak cały czas piszę? Znowu coś do niej czuje? Cóż, dobrze wiedzieć że chociaż ona będzie szczęśliwa, o ile on kiedyś postanowi do nas wrócić. W końcu to Madryt jest jego rodzinnym miastem, nie Buenos Aires. To że ma tutaj ojca, nie oznacza jeszcze że musi tutaj być albo chociaż od czasu do czasu go odwiedzić.Dobra, czas chyba przestać myśleć o Diego. Naprawdę za nim tęsknie, jednak taki jaki był już nie wróci. Francesca już mówiła mi, co się z nim stało. Nie chce kogoś takiego. Ten wcześniejszy, uroczy Diegito zdecydowanie podobał mi się bardziej. On teraz wcale nie przejmuje się swoim zdrowiem, po prostu robi wszystko wbrew słowom ojca. Od Fran cały czas słyszę co wyprawia. Już nie liczę, ile razy wrócił do domu pijany. Na szczęście nie rusza narkotyków, a przynajmniej Francesca o tym nie wie. Marudzi jej, że tata twierdzi że wpadł w złe towarzystwo, ale jego ojciec przecież ma racje. On wcześniej taki nie był. I nie byłby, gdyby ich tam nie spotkał. Ale on i tak nadal uważa, że oni nie mają nic wspólnego z jego zmianą. Ciekawe, że jak coś złego z nim się dzieje, zawsze są z nim jego "przyjaciele". Nigdy nie odwalił niczego sam. Nie widzi, że w taki sposób krzywdzi sam siebie...
- Vilu, słuchasz mnie? - usłyszałam nagle pytanie Francescy. Spojrzałam na przyjaciółkę i pokręciłam głową.
- Przepraszam, zamyśliłam się...
- Mówiłam... A w sumie nieważne. Muszę iść już do domu, cześć!

3 komentarze:

  1. Taki długi rozdział? o.O To nie w twoim stylu xd
    A tak na poważnie to widzę, że wena ci dopisuje. Cieszę się z tego, ponieważ rozdzaił ten jak i prolog są cudowne. Nie wiem dlaczego, ale podoba mi się ten Diego. Jest taki inny, ale ma charakter. Może nie jest aniołkiem, ale gdyby się całe życie było grzecznym, to miałoby się strasznie nudne życie. Skoro jego przyjaciel uważa, że sobie sam nie poradzi to niech jedzie z nim. Czemu nie? Mi by to pasowało, jakaś akcja, a poza tym też go lubię. Tak wiem jestem jedyna.
    Nie przedłużam, tylko czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już wierzę, że wziąłt e tabletki, już wierzę. Mimo wszystko uwielbiam tego Diego, ten serialowy jest trochę... Mdły. Niby to złe, a jednak lata za tym Marco i w ogóle... Nie, foch. Ale czemu o ma wracać, to by było oryginalne gdyby chociaż raz nie zszedł się z tą Violettą w BA. Ale Gregorio ma rację, w pewnym sensie, ale Alex ie jest zły i... =(

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby wena Ci dopisywała, ze taki długi prolog, a teraz rozdział ?
    Ale to dobrze, że tak jest, bo uwielbiam czytać twoje dzieła ♥
    Diego wraca, tak ♥
    A może Alex zabierze się z nim ?
    Biedna Violetta, tęskni za nim, ale się nie przyzna ;c
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Chat~!~