Muzyczka xD

niedziela, 29 września 2013

ZNOWU -.-

Czytajcie, proszę bardzo. Nic nie robić, tylko udusić. Uwaga, cytuje tego anonima : "mój blog jest najlepszy czyli leonetta 10 a czemu najlepszy bo tam jest leonetta a nie to co ten blog" -.-
Zabić! -.- Od dzisiaj ten kto obrazi mi Diego będzie umierał wolno i boleśnie. Czaicie? -.-
A w ogóle... Istnieje taki blog jak leonetta 10? Tak się chwali i go nie ma, weź -.- Nie skomentuje w ogóle tego że taki blog NIE ISTNIEJE. A jeśli istnieje, poproszę szanownego anonima o podanie całkowitego linku. Dieletta na pożegnanie :

sobota, 28 września 2013

Rozdział 15 - "Urodziny Violetty"

Francesca.
- Leon, wszystko już gotowe? Diego zaraz przyprowadzi Violette... - spytałam patrząc na przyjaciela.
- Jak to zaraz?! Camila jeszcze nie wróciła  z tortem!
- Mamy opóźnienie! Boże mamy opóźnienie! - zaczął panikować Andres biegając między stolikami. Patrzyłam na niego jak na idiotę. No dobra, trzeba to wszystko ogarnąć i zadzwonić do Camili żeby wracała jak najszybciej. I opóźnić jakoś Diego. Zadzwoniłam do niego.
- Diego, jeszcze nie przychodźcie! - krzyknęłam do telefonu.
- No i co ja mam niby teraz zrobić?! Już wyszliśmy! - krzyknął do telefonu.
- Zabierz ją na lody czy coś. - powiedziałam i szybko się rozłączyłam po chwili na szczęście weszła już Camila.
- No i ile można na ciebie czekać?! - powiedział do niej Leon. Wywróciłam oczami.
- Ile można iść po tort?!
- No nie krzycz na mnie...
Nagle dostałam sms. Spojrzałam. Od Diego. Będzie za 5 minut!
- Kochani, mamy 5 minut!
- 5 minut?!Nie zdążymy ! - wrzasnął Andres wskakując pod stół.
- Niech ktoś coś z nim zrobi...
- Andres! - krzyknęła Camila - Do nogi!
Andres o dziwo natychmiast podbiegł do Camili, która walnęła go w łeb.
- No to co teraz?! - spytał Leon.
- Chowamy się! - zaśmiała się Natalia. Wszyscy znaleźliśmy jak najlepsze kryjówki.

Diego.
- No i gdzie ty mnie prowadzisz? - spytała po raz kolejny Violetta.
- No przecież ci mówię że idziemy do Resto!
- Dlaczego ci tak zależy?
- No bo tak, chodźmy do Resto!
- Jak chcesz sok to ci pójdę i kupie gdzie indziej...
- Violetta!
- No dobra, coś dzisiaj dziwny jesteś.
- Tak już mam! - zaśmiałem się. Weszliśmy do Resto.
- Coś tu pusto..
- Zaczekaj chwilę... - zaśmiałem się. Po chwili wyskoczyli. Po co oni się w ogóle chowali?! Usłyszałem ich krzyk "Niespodzianka!!" a Violetta walnęła mnie w ramie za to że nic jej nie powiedziałem. Francesca zaczęła śpiewać "Sto lat" a wszyscy się dołączyliśmy. Oczywiście kiedy skończyliśmy śpiewać Violetta podbiegła do Fran i ją przytuliła. Urocze... ;D Potem do Leona. Ykhem, a ja to co? Pies? W końcu do mnie też podeszła. Powinienem się obrazić że jestem trzeci w kolejności ale ja chociaż dostałem buziaka xD

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 14 - "Nie podoba mi się!"

"Spacerując, wspominam wiele chwil, które jednym gestem odebrano mi" 

Elena.
Mam dość tych ostatnich sytuacji. Wszędzie gdzie nie pójdę widzę tą szczęśliwą parkę. Nie miałabym z tym najmniejszego problemu, gdyby te szczęśliwe osoby to nie jakaś dziewczyna z chłopakiem którego kocham. Ten cały wyjazd do Argentyny, na który tak go namawiałam. Cały ten czas czuję się taka samotna. Nikogo tu nie mam, omijając moich dziadków. Diego tak po prostu mnie zostawił... Czuje się jak skończona idiotka, bo w końcu się w nim zakochałam. A teraz on chodzi wpatrzony w tą swoją Violette, nie zwracając uwagi na cały świat. Normalna dziewczyna olałaby taką sytuację? Nie sądzę, ale tak pewnie myślą wszyscy. Z tego wszystkiego zaczęłam pisać nową piosenkę. Sama nie wiem dlaczego, jednak gdy cierpię pisanie idzie mi dużo łatwiej. Siedziałam w studio. Tak, właśnie. W studio. W domu udawałam szczęśliwą nastolatkę, bo wolałabym żeby pewnego razu gdy zadzwonią rodzice nie usłyszeć tego głupiego "a nie mówiłem" od swojego ojca, a babcia na pewno zaraz by im wszystko wygadała. Nie zastanawiałam się czy ktoś jest w sali. Szczerze mówiąc nie bardzo mnie to interesowało. Po chwili zaczęłam śpiewać piosenkę, którą napisałam niedawno. Niedawno... Znaczy poprzedniego wieczoru. Gdy siedziałam na huśtawce w ogrodzie i znowu o nim myślałam, chociaż nie powinnam.

Idąc sama w szarej mgle w głowie stos myśli nazbierałam je
Spacerując, wspominam wiele chwil
Które jednym gestem odebrano mi   
Drogę tą, bardzo dobrze znam
To moje miejsce by porzucić żal
Słowo ''nie'', nagle zmienia sens
Odwracam się od przeszłości nie ma mnie

Jedna chwila jedno słowo
Stale ten sam dźwięk
Mam przed sobą drogę podczas której
Muszę wyznaczyć cel

Jedna szansa jedno miejsce

Jeden mały błąd
Wbrew pozorom nieustannie, myślę jak uciec stąd
Droga która ciągnie się przez cały czas
Ukazuje poświęcenie
Które czeka nas
Te same trasy, lecz ciągle inny plan
Idę by dotrzeć tam znajdę nowy start

Ten stan w którym nadal trwam
Zmienia podejście, zmienia cały plan
Ścieżka, która wciąż przede mną jest
Ile jeszcze, muszę przejść ?
Brudny świat czasem pełen barw
Pełen uczucia, które nadal trwa
Czuję jak serce podpowiada mi
Że kieruję się w inną stronę niż miałam iść

Jedna chwila, jedno słowo
Stale ten sam dźwięk
Mam przed sobą drogę podczas której 
Muszę wyznaczyć cel

Jedna szansa jedno miejsce
Jeden mały błąd
Wbrew pozorom nieustannie, myślę jak uciec
stąd
Droga która ciągnie się przez cały czas
Ukazuje poświęcenie
Które czeka nas
Te same trasy, lecz ciągle inny plan
Idę by dotrzeć tam znajdę nowy start* 

Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się że ktoś mnie obserwuję... Spojrzałam na drzwi, jednak tam już nikogo nie było. Przyszło mi do głowy że lepiej byłoby już po prostu wrócić do domu, jeśli ktoś jeszcze jest w studio. Ta cała szkoła ostatnio mnie przerażała... Nie pasowałam do tego towarzystwa? Może powinnam wrócić do Hiszpanii? To byłby chyba najlepszy pomysł. W końcu porwałam swoją kurtkę i torebkę i pognałam w stronę wyjścia ze szkoły, byle tylko nie spotkać żadnego z uczniów.

Diego.
Przygotowywaliśmy z Leonem i Francescą tą niespodziankę dla Violetty. W końcu jutro już jest sobota. Wysłali mnie do studio po jakieś płyty z piosenkami. Nie byłem za bardzo skory na taki spacerek po mieście którego praktycznie nie znam. Nawet w takim małym dystansie taki debil jak ja by się zgubił (xD). Doszedłem jednak bezpiecznie do studio. Ruszyłem w stronę sali w której podobno miały być te płyty. Po drodze jednak usłyszałem głos Eleny. Elena... Co ona robi o tej porze w studio? Nie zamierzałem teraz wchodzić do sali i wszczynać śledztwa. Stanąłem przy drzwiach sali i słuchałem piosenki. Po chwili jednak gdy skończyła śpiewać zwiałem z przed drzwi z prędkością światła i pognałem do tej sali po te płyty. W końcu musiałem im je zanieść.
*Następnego dnia*
Dzisiaj już nie miałem im pomagać w przygotowaniach, tylko zając czymś Violette cały dzień żeby nie przylazła do resto. Poważne zadanie. (xD) No dobra, więc siedzę u niej z samego rana i uparcie twierdze że nadal nie ma odpowiedniego ubrania. Ona mnie chyba zaraz za to zabije. Ale czego się nie robi dla dobra ogółu.
- Może być to? - spytała po raz kolejny, wychodząc w tym :
Przyznam że sam nie wiedziałem że ona ma takie ubrania w szafie... (xd).
- Nie podoba mi się! - powiedziałem a ona już miała strzelić mnie w łeb, gdy weszła Olga.
- Co tu się dzieje? - spytała patrząc na to jak Violetta zatrzymała rękę nad moją głową a ja przestraszony bronie się rękoma.
- On się robi wkurzający!
- Też cie kocham. A teraz leć się przebrać!
Po chwili wróciła
do pokoju w tym :

Nie! Teraz już padłem. Chyba na serio nie ma się w co ubrać, bo wyszła w dżinsach! Jeszcze dresów brakuje.
- NIE! - krzyknąłem gdy tylko weszła do pokoju. Gdy wyszła dostałem sms od Fran, że mogę już przychodzić z Violettą. Musiałem więc zaakceptować kolejny strój. Nie przewidziałem jednak że przyjdzie w tym :


- MATKO BOSKA! VIOLETTA! ODBIŁO C?! - wrzasnąłem w jej stronę - W tej chwili się przebrać bo zaraz musimy iść!
Kiedy jednak "to coś" zdjęło głowę, okazało się że to nie Violetta, tylko Federico. Że wtf?! O.o
- A ty nie idziesz na przyjęcie?
- Idę.
- W stroju kurczaka?!
- A czemu nie? - spytał i odszedł a ja stałem jeszcze oniemiały przez chwilę. Po chwili Violetta przyszła  w tym :
- No dobra, idziemy. Bo się spóźnimy. - powiedziałem już nie komentując jej stroju, który tym razem mi się jednak podobał.
- No i to z twojej winy! Ale gdzie się spóźnimy?













________________
* - Ola - Spacer. Postanowiłam sobie "pożyczyć" moją ulubioną piosenkę, której słucham w kółko, w kółko i w kółko XDD

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 13 - "Gdzie jest Federico? / Przyjęcie urodzinowe dla Violetty"

Diego. 
Kiedy do sali weszła Violetta, na mojej twarzy automatycznie pojawił się ogromny uśmiech. Cieszyłem się że znowu ją widzę, ponieważ strasznie się stęskniłem. Pomimo tego że widziałem ją wczorajszego wieczora, moje serce już tęskniło za bliskością tej drugiej osoby. Gdy Violetta sama posłała mi ten swój uśmiech poczułem to dziwne ciepło w sercu. Pojawiało się gdy Violetta była obok mnie, uśmiechała sie do mnie bądź po prostu robiła to co zwykle dziewczyna robi z chłopakiem, czyli całowanie, przytulanie itp.
To ciepło w sercu kojarzyło mi się z pewnym uczuciem. A mianowicie uczuciem miłości. Słyszałem kiedyś że jeśli kocha się prawdziwie, wie dlaczego sie kocha. Ale czy istnieje jakikolwiek powód że uczuciem darzę Violette, a nie na przykład Elene? Nie istnieje powód do miłości. Tego uczucia nie da się racjonalnie wyjaśnić i nie ma ono nic wspólnego z logiką. Po prostu kochasz ten wyjątkowy charakter. Wyjątkowe oczy, usta, włosy... Wyjątkowy uśmiech i ten jej uroczy śmiech, który również zaliczam do wyjątkowych. Moim zdaniem miłość nie ma nic wspólnego z tych ich całą ideą. Miłość po prostu jest, bez definicji. Człowiek który potrafi wyjaśnić dlaczego kocha, tak naprawdę kocha prawdziwie? A może prawdziwie kocha chłopak który pomimo tego że dziewczyna nie jest idealna, jest w nią wpatrzony w jak najpiękniejszy obrazek? Ja właśnie tak wpatrzony jestem z Violette. Widzę wszystko, co jest w niej dobre. Jej inteligencję, głos który onieśmiela wszystkich i jej urodę, której nie da się przeoczyć. Widzę jednak też jej wady, których nie będę tu teraz wymieniał, bo po co? Ale czy to co czuje do Violetty to prawdziwa miłość? Czy mając niespełna 18 lat można zakochać się na całe życie? Najważniejsze pytanie : Czy ja dorosłem do prawdziwej miłości? W głębi duszy tak naprawdę jestem tym kim jestem. Jak widać, Bóg każdemu daje szanse do miłości.
Wracając na ziemie, Vilu podeszła do mnie i musnęła swoimi delikatnymi ustami mój policzek. Starłem z niego resztki szminki dziewczyny, bo wyglądałem z nią odrobinę dziwacznie. Z każdą sekundą czułem że zaraz znowu odpłynę w marzeniach o niej, chociaż była tak blisko mnie.
- Co grałeś? - spytała sprowadzając mnie na ziemie. W tym momencie zorientowałem się że przestałem grać gdy tylko weszła do sali.
- Yo soy asi. - odpowiedziałem na pytanie dziewczyny. Pokazała mi tylko że mam grać. Gdy wykonałem polecenie dziewczyny, ona zaczęła śpiewać. Wsłuchałem się w jej głos jak zahipnotyzowany. Ten anielski głos, który tak bardzo kochałem. Nagle do sali wparowała Ludmiła. Razem z dźwiękiem mojej gitary ucichł głos dziewczyny.
- Vilu, gdzie jest Federico? - spytała farbowana blondyna. Przyznam że zdziwiło mnie to pytanie. Dlaczego ona pyta akurat o Federa?
- Jest chory, więc został w domu. - odpowiedziała Violetta. Ludmiła wyraźnie się zmartwiła.
- Chory? A może go odwiedzę? Mogę? Proszę... - słowo "proszę" u Ludmi brzmiały trochę dziwnie. Violetta spojrzała na mnie zdezorientowana a potem znowu przeniosła wzrok na Ludmiłe.
- Oczywiście, jeśli chcesz... - powiedziała niepewnie Violetta
- Świetnie. Wpadnę po zajęciach. - powiedziała i wybiegła z sali.
- A jej co? - spytała moja dziewczyna.
- A żebym ja to wiedział...
Po chwili oboje zaczęliśmy się śmiać.

Camila.
Przyszłam do studio z samego rana. Miałam nadzieje że nie ma w nim jeszcze Francesci, bo truje mi o tym Leonie przez cały czas. Jej chyba naprawdę niczego nie można powiedzieć. Stanęłam przy szafce i schowałam do niej odtwarzacz MP4, z piosenką którą miałam zaśpiewać z Violettą i Fran na zajęciach u Pablo. Potem ruszyłam przed studio. Widząc jak Francesca rozmawia z Leonem zmartwiłam się trochę. Bałam się że powie mu to co wczoraj jej zdradziłam. Wróciłam się szybko do studio. Weszłam do sali w której był Diego i Vilu. Akurat oboje śmiali się jak opętani. Przynajmniej się nie całowali, bo tego to bym chyba nie zniosła.
- A wam co...? - spytałam zdziwiona, jednak od żadnego z nich nie uzyskałam odpowiedzi. Wywróciłam teatralnie oczami i ruszyłam gdzieś indziej. Jak najdalej od tych pozakochiwanych kretynów śmiejących się z nie wiadomo czego. A może i śmiali się z niczego?

Leon.
- Okey, musisz jeszcze o tym pogadać z Diego, raczej nam pomoże. - powiedziała do mnie Francesca. Razem z nią miałem zorganizować w Resto przyjęcie urodzinowe dla Violetty i chcieliśmy jeszcze wciągnąć w to Diego. W tym momencie zobaczyłem Cami. Jakoś dziwnie się na nas gapiła, a potem uciekła do studio. Dziwne... Ale nie będę teraz zagłębiał się w szczegóły dziwnego zachowania przyjaciółki, ponieważ musiałem teraz iść rozmawiać z Diego na temat tego przyjęcia dla Violi. Poszedłem do sali, w której Diego oczywiście musiał siedzieć z Violettą.
- Diego, możemy pogadać? - spytałem. Zerknąłem na Violette - W cztery oczy.
Violetta oburzyła się trochę że czegoś co chce powiedzieć komuś kogo nie znam długo nie powiem jej. Ale cóż, chodzi o przyjecie niespodziankę dla niej... Diego odłożył gitarę i ruszył w kierunku drzwi do sali. Odeszliśmy kawałek od drzwi, wiedząc że Violetta może podsłuchiwać.
- To o czym chcesz ze mną gadać? - spytał Diego.
- O urodzinach Violetty. Ma niedługo i razem z Francescą przygotowujemy przyjęcie w Resto. Francesca kazała mi zapytać cię czy chciałbyś nam pomóc. Tak naprawdę teraz ty i Francesca jesteście najbliżej Vilu, więc ja jestem zbędny.
- Wcale nie jesteś zbędny, bo jesteś jej przyjacielem... Ale zaraz, kiedy ona ma urodziny? - spytał Diego. No tak, nie znają się długo a Violetta chyba nie chwaliła się urodzinami.
- W sobotę.
- W sobotę? Okey... No to jak mam wam pomóc?
- Pogadaj potem z Francescą, ona ci wszystko powie. Okey, to ja idę na zajęcia. - powiedziałem po czym odszedłem.

Violetta.
Jestem strasznie ciekawa o czym rozmawiają chłopaki. Co takiego ukrywają przede mną? Do sali wrócił Diego.
- O czym rozmawiałeś z Leonem? - zapytałam od razu, a chłopak wyraźnie się zakłopotał. Nie chce mi nic powiedzieć, strasznie mnie to denerwuję. Mój chłopak coś sobie ukrywa z moim byłym chłopakiem, przecież to jest całkiem normalne, po co się martwić? -.-'
- O niczym istotnym. Idę na zajęcia. - powiedział po czym po prostu sobie wyszedł.

piątek, 13 września 2013

Kolarze dla zwycięzców.

Za 4 miejsce :


Starałam się i mam nadzieje że ci się spodoba xD

Za 3 miejsce :
Tutaj ci jeszcze te Elene dodałam, mam nadzieje że mnie za to nie zabijesz xD

Za 2 miejsce :
W serduszkach <3

Za 1 miejsce :
Wybrałam zdjęcie z buziakiem od Fede ;3 Fajne jest, co nie? :D

Wyniki konkursu.

Zważając na to że dostałam 4 One Shoty, postanowiłam podzielić się z wami wszystkimi. Zacznę od czwartego miejsca. Zanim Wam go tutaj dodam, napisze że naprawdę mi się podobał... Jednak autorki kolejnych trzech miały świetne pomysły. Pierwsze miejsce zajmie ten naprawdę oryginalny :D
No więc, 4 miejsce Pysia ;* (to także jakieś wyróżnienie, bo strasznie mi się podobał :D) :
O DIEGO I MARTINIE.
Kolejny zwykły i słoneczny dzień w Beunos Airies. Dziewczyna postanowiła ubrać się dzisiaj w sukienkę chociaż nigdy tak się nie ubierała. Jak była gotowa, zeszła na dół gdzie zjadła szybko śniadanie i wyszła z domu by nie spóźnić się do Studio. Po drodze spotkała swojego chłopaka Pablo, a także Lodovice, Mechi, Albe, Facundo, Ruggero, Xabiego, Jorge, Valerie, Cande i Samuel'a, wszyscy jej powiedzieli, że ślicznie wygląda. Jak byli już w szkole był właśnie ten chłopak, który się z niej naśmiewał. Jej chłopak od razu zaczął ją pocieszać, a ona tylko się w niego wtuliła. Poszli na zajęcia, które minęły dosyć szybko. Martina umówiła się z swoim chłopakiem na randkę o 15. Kiedy była już w domu była 14, przywitała się z swoim bratem Francisco, który właśnie wyszedł z kuchni, a jej mamy znów nie było. W swoim pokoju przebrała się w bluzkę i sukienkę, a na nogi założyła koturny. Gotowa wyszła z domu o 15.45 i poszła w umówione miejsce czyli park. Jak tam zaszła poczuła cios w serce, bo zauważyła jak Pablo całuje się z jej najlepszą przyjaciółką Mercedes. Podeszła do nich z płaczem i powiedziała
- Jak mogłeś - uderzyła go z liścia, a do niej powiedziałam - A ty ? Byłaś moją najlepszą przyjaciółką, a ty całujesz się z moim chłopakiem. Przepraszam byłym - mówiłam to z łzami w oczach i odbiegłam od nich. Słyszała jeszcze jak mówili "Tini to nie tak. Zaczekaj". Ona nie zważała na nich i dobiegła aż do ławki na której usiadła, a swoją twarz schowała między kolana i jeszcze bardziej się rozpłakała. Gdy tak już siedział dosyć 3 godziny, wtedy usłyszała ten głoś, który jej dokuczał, ale jak podniosła głowę do góry i zobaczył jak wyglądam zaczął się troszczyć. Jak na niego spojrzała jeszcze raz i się mu przyjrzała musiała to zrobić, więc się do niego przytuliła, a on zaczął ją głaskać po ramieniu, lecz Tini, jednak po chwili się od niego oderwała, pożegnała się z nim i poszła do domu, bo było już dość późno. Jak znalazła się w domu nadal płakała, więc szybko pobiegła do pokoju, unikając Francisco, który jak ją zobaczył chciał z nią porozmawiać, ale ona go wyminęła i szybko znalazła się w pokoju, a tam się zakluczyła, bo nie chciała z nikim dzisiaj rozmawiać. Leżąc tak i płacząc zasnęła bardzo szybko.
Następnego dnia
Ona obudziła się dość wcześnie, a mianowicie o 6, a zajęcia miała dopiero na 10. Poleżała z jakieś pół godziny w łóżku, a potem postanowiła się przebrać. Gdy odkluczyła drzwi ujrzała swojego brata, który spał przy nich. Postanowiła go obudzić, ale jeszcze wcześniej usiadła koło niego. Kiedy Francisco się obudził ona od razu go przytuliła. Byli w uścisku z dobrze 20 minut, ale Tini musiała się z niego wyswobodzić, bo chciała się przebrać. Ucałowała go jeszcze w polik i poszła do łazienki. Siedziała tam z dobre 2 godziny, ale było to pierwszy raz, bo musiała jakoś ogarnąć swoje oczy, gdyż były całe spuchnięte, ale w końcu jej się udało. Na śniadaniu była o 9. Jak tylko je zjadła, była 9.30, więc powolnym krokiem poszła do szkoły, a po drodze spotkała swoich przyjaciół i wśród nich tą dwójkę, która ją najbardziej zraniła. Gdy Ruggero zauważył to, że Pablo i ona się nie przywitali musiał zapytać
- Ej co jest między wami ?
- Niech oni Ci powiedzą - Martina mu odpowiedziała i pokazała na Mechi i Pablo, a ona sama przyspieszyła kroku i już po 5 minutach znalazła się w szkole, a tam czekała na nią nie miła niespodzianka koledzy Diego,
violetta-y-diego-se-besan-o.gif
który wczoraj się o nią martwił, dokuczali jej, ale on nie zrobił tego samego tylko stanął w jej obronie, a ona na to zrobiła wielkie oczy i postanowiła skierować się do jednej z sal, gdzie nikogo jeszcze nie było. Po chwili jednak chłopak tam przyszedł i zaczął ich tłumaczyć, a ona z nie wiadomo jakiego powodu go pocałowała, lecz szybko się od niego oderwała i wybiegła z sali, ale także ze szkoły i pobiegła do domu. Przy szkole widziała jeszcze swoich przyjaciół i słyszała jak Diego ją jeszcze woła, ale ona na to nie zwarzała i biegła dalej. Jak znalazła się w domu od razu chciała pobiec do swojego pokoju, ale nie pozwolił jej na to jej brat, gdyż chwycił ją za rękę i nie pozwolił jej na to. Francisco myślał, że ona płakała, a ona wręcz przeciwnie był uśmiechnięta. Brat zapytał
- Jesteś szczęśliwa, a chciałaś biec do pokoju ?
- Jestem, bo pocałowałam chłopaka, który podobał mi się od jakiegoś czasu, ale byłam z Pablo, którego kochałam, ale uciekłam od niego, bo nie wiem czy on czuję do mnie to samo - odpowiedziała mu
- Czekaj, kochałaś Pablo ? - zapytał szatyn
- Tak, bo całował się wczoraj z Mechi, co mnie bardzo zabolało, ale może to i lepiej - odpowiedziała szatynka i przytuliła się do Francisco. Rozmawiali sługo, aż zadzwonił dzwonek do drzwi i Tini poszła odtworzyć, a w drzwiach ujrzała jego. Zdziwiła się po powinien być na lekcjach, ale jak spojrzała na zegarek skapnęła się, że jest już 16, ale także zdziwiła się, że skąd miał jej adres
- Cześć. Możemy się przejść i porozmawiać ? - zapytał Diego
- Hej. Jasne. - odpowiedziała i krzyknęła jeszcze do brata - Wychodzę - wyszła z domu i skierowała się razem z chłopakiem w stronę parku. Jak tam byli ona znów zobaczyła to czego nie chciała, ale jednak zobaczyła. Gdy brązowo oki chłopak to zauważył zapytał
- To dlatego byłaś smutna - ona nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową i ruszyła w dalszą drogę, ale w miedzy czasie zapytała
- Czemu mnie w szkole broniłeś i o czym chciałeś rozmawiać ?
- Bo wczoraj zrozumiałem, że źle postępuję dokuczając tobie, ale także innym. Porozmawiać chciałem o naszym pocałunku - odpowiedział Diego
- Przepraszam za niego, ale tak wyszło - powiedziała Martina i jak chciała znów coś powiedzieć chłopak przerwał jej pocałunkiem, a ja się od niej oderwał powiedział
- Ja się nie gniewam. Podobało mi się i wiedz, że Cię kocham. Podobałaś mi się od bardzo dawna, a dokuczałem dlatego, że byłem zazdrosny i przepraszam za to
- Podobam Ci się - zapytała ciemno włosa
- Tak - odpowiedział, a po chwili dodał jeszcze - Kocham Cię - ta nic nie odpowiedziała, ale wpięła się w jego usta, a ten pocałunek trwał bardzo długo. Jak już od siebie się oderwali ona powiedziała
- Też Cię kocham - po tym chłopak chwycił ją za rękę i ruszyli w dalszą drogę.

Trzecie miejsce :
Iza :) Przy twoim sama się wzruszyłam. Zastanawia mnie skąd wy macie takie pomysły, bo ja nie mam :C
O DIEGO I VIOLETTCIE (uznajmy xd) 
'Anioł wrócił do nieba'

Diego od razu ruszył do Violetty, żeby razem poszli do studia.
Droga nie była długa, ponieważ mieszkali blisko siebie. Szedł spokojnie po osiedlu, był ranek więc było dość cicho.
Obok niego przejechała karetka, na sygnale. Nie myślała zbytnio o tym tylko szedł dalej w stronę domu Violetty,
skręcił w uliczek żeby dojść szybciej. Był już pod domem Violetty.
Zobaczył tą karetkę, szybko wszedł do środka. Zobaczył Olge która płacze.
-Co się stało? - spytał szybko zaniepokojony.
-Violetta.. nie żyje. - gosposia zaczęła głośno płakać.
Diego poczuł ból w sercu, łzy leciały mu z oczu, nie wiedział co zrobić, chciał się obudzić, miał nadzieje że to sen,
najgorszy koszmar. Płakał jak dziecko, wybiegł z tego domu.
Szedł przed siebie, nie patrząc na nic. Bo bez niej nic nie miało dla niego sensu.
Usiadł na łące na której pierwszy raz pocałował Violette.
Nie mógł opanować łez, nawet nie chciał próbować.
Czuł w sobie pustkę, ból i miłość którą tak darzył Violette.
-Proszę Cię, niech to będzie tylko sen! - zaczął krzyczeć patrząc w niebo. Na twarz spadły mu krople deszczu,
jakby Violetta płakała nad nim. Przesiedział tu cały dzień.
-Diego, chodź do domu. - usłyszał głos swojej mamy. Nie chciał wstawać,
chciał tu siedzieć, tu gdzie siedział z Violettą. -Diego chodź, musisz coś zjeść, jutro jest jej pogrzeb,
chcesz ją pożegnać w takim stanie? - chłopak wstał z ławki i poszedł za mamą to samochodu,
zawiozła go do domu. Wszedł do swojego pokoju, zaczął oglądać ich wspólne zdjęcia,
jacy byli szczęśliwi, ile mieli planów, wszystko zaczęło mu się przypominać. Każda chwila z Violettą.
-Jeszcze wczoraj tu byłaś. - powiedział do zdjęcia Violetty.
-Jeszcze wczoraj byliśmy szczęśliwi. - chłopak znowu płakał, tak bardzo ją kochał.
Nie spał w nocy, z samego rana był gotowy na pogrzeb. Musiał ją pożegnać.
Pojechał tam wcześnie, był tam tylko tata dziewczyny, który widać było że też źle się trzyma,
byli ze sobą bardzo związani. Usiadł tylko bez słowa. Było coraz więcej ludzi, ze studia, rodzina, nawet rodzice Diego przyszli.
Francesca weszła do środka, zobaczyła Diego podeszła i mocno go przytuliła,
chłopak zaczął głośno płakać. Usiedli i siedzieli tam bez słowa, to im było najciężej i ojcu Violetty,
oni byli najbliżej dziewczyny. Wszyscy poszli na cmentarz, ostatni raz pokazali Violette,
gdy ją zamknęli było słuchać głośny płacz. Violetta miała masę przyjaciół.
Diego usiadł obok jej grobu, nie chciał z nikim rozmawiać, siedział tam bez ruchu, tylko jedna samotna łza spłynęła po jego bladym policzku.
Został tam sam, znów wszystkie wspomnienia wróciły, dobre i złe.
Wstał z miejsca, ruszył przed siebie. Powolnym krokiem skierował się w stronę domu. Wrócił do domu, położył się spać.

-Diego.. - chłopak podniósł się z łóżka, zobaczył Violette dziewczynę którą tak bardzo kocha.
-Violu - ręką chciał dotknąć jej twarzy, nie udało mu się, była jak duch. Zaszkliły mu się oczy.
-Diego, obiecaj mi że nie zrobisz sobie nic głupiego.
-Ale ja nie chce żyć bez Ciebie.
-Musisz żyć przynajmniej Ty. Pamiętaj że zawsze będę przy Tobie, tutaj. -wskazała na serce Diego. - Musisz o mnie zapomnieć.
-Nigdy o Tobie nie zapomnę, nigdy nie przestanę Cię kochać, nigdy nie będę z nikim innym, nie chce żyć bez Ciebie, nie dam rady.

Diego gwałtownie podniósł się z łóżka. To był sen, w którym miał ostatnią szansę na rozmowę z Violettą.
Teraz chciał być tylko przy niej. Wziął bluzę i wyszedł z domu,
zobaczył jakichś gości w kapturach postanowił do nich podejść.
-Czego tu chcesz? - spytał jeden podchodząc do niego, Diego specjalnie uderzył go w twarz.
Rzucili się na niego. Gdy leżał na ziemie ledwo żywy.
-Ostatnie słowo?
-Dziękuję. - nie wiedzieli co zrobić.
-Za co nam dziękujesz?
-Będę z nią w niebie.
-Bredzi dobij go.
-Nie, posadźcie go. - posłusznie posadzili chłopaka pod ścianą.
-Zabijcie mnie! - zaczął krzyczeć przed płacz Diego. -Ja nie chce żyć bez niej, zabijcie mnie!
-Co się stało? - spytał raptownie jeden z nich.
-Ona umarła. - chłopak jeszcze bardziej płakał. W sercu jednego z nich zrobiło się źle,
wiedział że musi mu pomóc, gdyby go zostawili mógłby zrobić coś głupiego. Usiadł obok niego, powiedział tylko jedne słowa.
-Anioł wrócił do nieba.

(krótki, ale ostatnie słowa mnie wzruszyły ;c)

Drugie miejsce :
ViluPL (nie podpisała się inaczej xD) Twoje opowiadanie również bardzo mi się podoba. I tu ci zdradzę tajemnice, muahahaha XD Twoje opowiadanie przeczytała moja przyjaciółka i pomimo tego że nie ogląda Violetty i pojęcia nie ma kto to Violetta i Diego zrobiło jej się smutno. Nie czytać, jeśli nie chcecie ryczeć xD :
O DIEGO I VIOLETTCIE.
VIOLETTA
Od zakończenia mojej nauki w Stud!o minęły już 3 lata. Nie utrzymuje kontaktu ze starymi znajomymi, może czasem zobaczę ich gdzieś na ulicy, lecz oni mnie nie rozpoznają. To smutne, że ludzie z który,i kiedyś byłam bardzo blisko teraz pewnie nie znają mojego imienia. Może to dlatego, że wyjechałam do Madrytu na 2 lata i wróciłam rok temu ? Tak to na pewno to. ja nie chciałam ich wszystkich porzucać ale nie miałam innego wyjścia. Moje życie waliło się, byłem i pewnie nadal jestem zakochana w pięknookim brunecie. On zapewne mnie nie pamięta, ale ja za to znam każdy zarys jego twarzy jak i ciała, pamiętam jego ciepły głos. A najbardziej w głowie utkwił mi pewien pechowy dzień od którego moje całe życie obróciło się o 180 stopni.
* To była tak z 2 i pół roku temu, właśnie odbywało się ognisko na które byli zaproszeni wszyscy, a w tym on i ja. Był ubrany niby normalnie, a jednak przyciągał wzrok każdej dziewczyny na siebie, a w tym nieszczęsnej mnie. Ja za to byłam ubrana normalnie nie przyciągałam niczego wzroku, no może oprócz jakiegoś psychola, którego nie znam, ale on patrzył się na każdą dziewczynę więc to nie była jakimś wyczynem, że na mnie tez ukradkowo zerkał. Ognisko rozpoczęło się dosyć spokojnie wszyscy śpiewaliśmy i śmialiśmy się nikt się niczym nie martwił, oprócz mnie. Mnie zżerała zazdrość, bo on obejmowałam jakąś blondynę, która pierwszy raz widziałam na oczy, zapewne jego dziewczyna. tak to bolała, chodź nigdy nie zamieniłam z nim żadnego zdania tylko przelotne "cześć co tam ?" I nic po z a tym to jednak mnie to zabolało, bardzo zabolało. Czułam się tak jakby miliony małych igiełek najpierw wbijały mi się  w serce, a później rozrywały je na drobne kawałeczki. To było okropne uczucie, ale ja nic na nie nie poradzę. Francesca rzuciła pomysł zagrania w butelkę wszyscy przytaknęli oprócz mnie. tak mnie, ponieważ wiedziałam, że kiedyś wypadnie na Diego i będzie musiał pocałować tą blondynę, a tego bym już nie zniosła. Możliwe, ze bym wybuchła lub rzuciła się na nią z pazurami, a to by było totalne upokorzenie i to jeszcze na jego oczach. Co on by sobie o mnie wtedy pomyślał ? Na pewno to, że pewnie jestem jakimś psycholem lub coś w tym stylu. Ale jednak jedna ja na 20 innych osób nie dała rady i zaczęliśmy grać w tą nieszczęsną butelkę. Najpierw wypadło na Ludmillę,  a ta miała pocałować Federico, o dziwo nie sprzeciwiała się tylko na raz poszła w te pląsy i pocałowała go dosyć namiętnie co odwzajemnił, a chłopacy jak to oni zaczęli gwizdać, gdy ludmi odlepiła się od Fede cała spłonęła rumieńcem jak i on. Następnie wypadło na tą blondynę, miała ona za zadanie coś tam zatańczyć, ale ja na nią w ogóle nie patrzyłam, bo myślałam, ze rzygnę jak tylko zrobiła pierwszy ruch biodrami. Zakręciła i wypadło na Leóna, miał on za zadanie zrobić mi masaż, nie powiem przyjemne zadanie, no przynajmniej dla mnie. León zakręcił i wypadło na niego, tego samego o którego jestem cholernie zazdrosną, choć sama nie wiem czemu. Gdy usłyszałam zadanie dla niego z ust Leóna, w gardle stanęła mi taka wielka gula. Jego zadaniem było mnie pocałować. W środku cała tańczyłam z radości, a na zewnątrz kryłam się pod maską obojętności. To co odpowiedział Diego na wyzwanie Szatyna z czekoladowymi oczami, ukuło mnie w samo serce. On powiedział "NIE" Te słowa brzęczały jeszcze przez chwilę w mojej głowie po czym zaczęło mi się w niej strasznie kręcić i straciłam przytomność. Słyszałam doskonale wołanie Camilli, Naty, Fran i Ludmi żebym się obudziła oraz jak León wrzeszczał najprawdopodobniej na bruneta, a słowa które płynęły z jego ust brzmiały następująco :
- Ty idioto ! Nie wiesz, że ona cię kocha ? Tym swoim debilowatym "NIE" zraniłeś ją prosto w serce... - I coś tam jeszcze wrzeszczał. Wychwyciłam też krzyk Diego który brzmiał mniej więcej tak :
- Ona mnie co ?!? - A potem straciłam całkowicie świadomość co się ze mną dzieje. Następnego dnia obudziłam się w szpitalu pod kroplówką, okazało się, że zemdlałam co później przerodziło się w zawał serca. Od zawsze miałam z nim problemy. Już jako dziecko przeżyłam swój pierwszy zawał to było wtedy jak dowiedziałam się, że mama nie żyję. Pamiętam, że to bolało mnie tak jak to. A może to boli mnie bardziej ? W sali na krześle siedziała, a raczej spała Fran. tak moja kochana Fran, która zawsze przy mnie była  w każdej sytuacji. Koło mojego łóżka leżała karteczka od doktora, że mogę już wychodzić, ponieważ nic takiego się nie stało. Nic takiego się nie stało ? Moje serce połamało się na milin malutkich kawałeczków ale to nic takiego. Wstałam z łózka tak aby nie obudzić śpiącej brunetki i skierowałam się ku toalecie aby odziać się w ciuchy. Gdy byłam już ubrana w miętowe leginsy i dłuższą beżową bluzkę, wyszłam na paluszkach sale, ale przed tym napisałam karteczkę do Fran. Były na niej napisane te oto słowa :
"Wybacz i wiem, że mnie za to znienawidzisz, ale postanowiłam uciec od moich problemów. tak.. Wyprowadzam się, mianowicie  z tego powodu, że to jednak nie jest miejsce dla mnie. Nie chodzi o to, że nie znalazłam tu przyjaciół, wręcz przeciwnie znalazłam i to najlepszych na świecie, ale ja ni mogę. Po prostu nie mogę tak dalej żyć. uczucie, że mężczyzna, którego kocham nad życie ma mnie  w 4 literach jest zabijające. Wybacz mi... Odchodzę.." gdy to pisałam kilka gorących łezek spadło wprost na kartkę. Gdy wychodziłam już z korytarza usłyszałam tylko krótki krzyk rozpaczy, który należał do Fran. to musiało ją zaboleć jak i resztę gdy się dowiedzą, ale cóż ja cierpiałam już od samego początku u jakoś jeszcze żyję, a znając życie oni na pewną zapomną o mnie przy najbliższej okazji.*
Ten dzień był 2 najgorszym dniem mojego życia, pierwszy to dzień w którym dowiedziałam się, że mama nie żuję z opowiadań Olgi, gdy się o tym dowiedziałam najpierw zaczęłam krzyczeć potem płakać, a następnie dostałam mojego pierwszego zawału. Odziedziczyłam je po mamie ona też miała problemy z sercem. Wtedy lekarz powiedział, że to nie powinno zdarzyć się po raz 2 ale jednak się mylił, to powróciło i to ze zdwojoną siła, a ja postanowiłam, że nie chcę przeżywać tego po raz 3 więc uciekam, uciekam stąd jak najdalej, bo nie chcę cierpieć jeszcze bardziej niż dotychczas.
Następnego dnia wybrałam się na spacer po Buenos Aires, słonecznym Buenos Aires. Tak bardzo słonecznym. Dzisiaj słońce świeciło bardziej niż dotychczas. Ten dzień zapowiadał się po prostu doskonale. Po trochę dłuższym spacerku usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam wsłuchiwać się w śpiew ptaków, jakże one pięknie dzisiaj ćwierkotały. Nagle poczułam czyjąś dłoń na mojej, gwałtownie odsunęłam rękę i otworzyłam oczy. Ujrzałam właśnie go. We własnej osobie, nic się nie zmienił, te same oczy, te same oczy, ten sam nos i te same usta, których nie byłam godna zasmakować. Nic nie zrobiłam tylko gapiłam się w niego jak w najpiękniejszy obrazek. On stopniowo zaczął się do mnie przybliżać. Ciarki przeszły całe moje ciało. Był już niebezpiecznie blisko, czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. I stało się. Nasze wargi złączyły się w najpiękniejszym pocałunku jaki mogłam sobie wyobrazić. Muskał moje usta delikatnie, a za razem namiętnie. Oddawałam każdy jego pocałunek. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Nie chciała. Za Chiny nie chciałam aby się kończyła. Ale niestety nic nie trwa wiecznie. odsunął się stopniowo ode mnie, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz na wspomnienie tego co stało się przed chwilą.
- Tęskniłem - Wyszeptał prawie niesłyszalnie do mojego ucha, a ja miałam tylko nadzieje, że to nie kolejny z moich fantazyjnych snów z nim w roli głównej, a muszę przyznać zdarzały się takie. Ale to była za prawdziwe aby to był sen. jego usta były idealnie skrojone, dokładnie takie jakie sobie wyobrażałam.
- Za mną ? - Spytałam lekko unosząc brwi do góry na znak, że nie wierzę.
- Tak... - Wyszeptał po czym lekko musnął moje usta i odszedł bez słowa. Ja wróciłam do mojego fantazyjnego świata i zaczęłam wspominać jego idealne usta. Moje rozmyślenia zakończył SMS właśnie od niego. A jego treść dobiła mnie kompletnie.
" Ty na serio dałaś się nabrać ? jesteś kompletną idiotką ! Nic dla mnie nie znaczysz ! Po prostu wykonałem moje zaległe wyzwanie ! Haha, no nie mogę !"
W pewnym momencie coś we mnie pękło. Wstałam jak tylko najszybciej umiałam z tej nieszczęsnej ławki i zaczęłam biec, sama nie wiem gdzie. Wiedziałam tylko, że nie chcę już żyć. Bo to za bardzo boli. Udałam się na najwyższy most w Buenos Aires, pamiętam jak przychodziłam tutaj z tata i mamą jak byłam mała i razem podziwialiśmy piękne morze. Właśnie mama, tak bardzo mi jej brakuję. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej wdrapałam się na poręcz mostu, wzięłam głęboki oddech już miałam skoczyć kiedy ktoś mnie złapał i odwrócił w swoją stronę. Był to on ten sam, który przed chwilą nastawił mnie do tego czynu. Zaczął tłumaczyć, że to nie on wysłał tego SMS, ze to ta blondyna, tak właśnie ona od początku jej nie lubiłam. Lecz jak wyszeptałam ciche "Kocham Cię" w jego stronę po czym dodałam "Idę do ciebie mamo czekaj na mnie cierpliwie" i pochyliłam się do tyłu tym samym spadając w przejrzysta taflę wody. W locie poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie. Był to on wyszeptał do mojego ucha "Zawsze razem" po czym złączył nasze usta w pocałunku i oboje wtuleni w siebie zasnęliśmy na wieki...

I PIERWSZE MIEJSCE :
Sisi (numerów nie pisze xd) Twoje mi się strasznie podoba :3

OPOWIADANIE (UWAGA!) O MAXIM I NATY! 
Siedemnastolatka o długich, ciemnych, kręconych włosach, weszła do domu trzaskając głośno drzwiami. Matka przygotowująca w kuchni obiad aż podskoczyła. Wytarła ręce ścierką i wyszła do holu, gdzie dostrzega swoją córkę całą zapłakaną.
- Słonko, co się stało? – zapytała przejęta, na co dziewczyna tylko zaszlochała i czym prędzej pobiegła na górę zamykając się w pokoju. Kobieta zmarszczyła lekko brwi, zdjęła z siebie fartuch i poszła za córką. Zapukała delikatnie do białych drzwi królestwa dziewczyny.
- Carmen? Otwórz mi, proszę – odezwała się łagodnym głosem. Odpowiedziało jej łkanie – Kochanie?
- Otwarte jest! – krzyknęła w końcu jej córka. Kobieta niepewnie weszła do środka. Dostrzegła nastolatkę siedzącą na łóżku, skuloną, z głową schowana w poduszkę. Podeszła do niej i usiadała obok. Przyciągnęła ją do siebie i przytuliła. Siedziały tak, póki młodsza z nich nie uspokoiła się nieco.
- Co się stało? – zapytała w końcu matka, spoglądając na brudną od tuszu do rzęs, twarz swojej córeczki. Otarła jej mokre policzki i czule pogłaskała po głowie, tak jak to robiła, gdy Carmen była dzieckiem.
- Jonny on… - pociągnęła nosem – Widziałam go z jakąś blondynką. Szli w parku i się obejmowali – wybuchła ponownie płaczem, wtulając się w ramie swojej rodzicielki.
- Kochanie… rozmawiałaś z nim chociaż? Wiesz kim była ta dziewczyna?
- Nie musze. To pewne, że mnie zdradza – wychlipała. Kobieta westchnęła cicho. Nie wiedziała co ma powiedzieć córce. Nagle przyszedł jej do głowy pomysł.
- Carmen? Opowiadałam ci kiedyś o sobie i twoim ojcu? – zapytała, bo w sumie nie przypominała sobie, by nastolatka znała tą historię.
- Nie. Wiem tylko, że miałaś osiemnaście lat gdy się urodziłam, co dość logicznie wynika z obliczeń – mruknęła, wycierając mokre policzki.
- To teraz ci opowiem. Ale nie będzie to historia usłana różami – oznajmiła matka. Szybko wstała i pobiegła do sypialni, skąd zabrała stary pamiętnik. Wróciła do córki, usiadła na jej łóżku. I zaczęła czytać.
11 luty
Istnieje taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Jest on w sercu, nawet gdy na twarzy maluje się uśmiech. Taki właśnie smutek ogarnia mnie już od tak długiego czasu.
„Podobasz mi się Naty i to bardzo”- te właśnie słowa wciąż jak echem odbijają mi się w głowie. Mogło minąć półtora roku, ale ja czuje się jakby to było dopiero wczoraj. Jakby to wczoraj Lena zawitała do Studia i pomogła mi postawić się Jej. Jakby to wczoraj On mnie pocieszał. Jakby to wczoraj Ona wszystko zniszczyła. A może to ja to zniszczyłam…? Chociaż czy można zniszczyć coś, co nawet nie zdążyło zaistnieć?
Jest mi źle. Może i nie jestem już na każde Jej skinienie, chodź wciąż się z nią „przyjaźnię”. Może i Ona zaczyna się zmieniać. Może i jestem bliżej Ich. Ale co z tego, jeśli widzę Jego z inną?
Ogarnia mnie wtedy taki smutek, który zaciska na moim sercu ciernisty łańcuch. Czuję jak miliony igieł wbija mi się w klatkę piersiową, paraliżując. Mimo to nie płaczę. Nie umiem. Czy to źle?
13 luty
Zawsze rozbawiał mnie fakt iż Leon ma urodziny w Walentynki. Chodź tak naprawdę nienawidziłam tego święta, to przynajmniej mogłam wtedy (oczywiście po ogromie randek przyjaciela) cieszyć się z nim jego urodzinami. Tego roku ma być podobnie. Urządzamy mu przyjęcie. Zaczyna się ono o 18:00, bo do tego czasu ma spędzić ten dzień z Violettą.
W sumie to już nie mogę się doczekać. Może duża część z nas nie ma jeszcze pełnych osiemnastu lat (ja kończę je dopiero w lipcu), ale Marco i Diego, którzy skończyli je w styczniu, mają załatwić alkohol. Nie jestem przekonana, czy jest to najlepszy pomysł, ale to w końcu osiemnastka mojego przyjaciela. Najwyżej później będą zdychać, bo ja nie zamierzam pić ani kropli…
15 luty
… Nie wiem co mam napisać. Może lepiej będzie, jeśli po prostu to opowiem.
Szłam powolnym krokiem w stronę domu Francesci, bo to właśnie tam miała odbyć się impreza. Byłam tam już tego dnia, jednak wróciłam się przygotować. Teraz zostało jakieś pół godziny do przyjęcia, więc nie śpieszyłam się zbytnio.
W końcu dotarłam na miejsce i zapukałam do drzwi. Otworzyła je roześmiała Włoszka z wypompowanym balonem na głowie. Na ten widok zachichotałam. Weszłam do środka, a później do salonu, gdzie Andres, Napo, Braco i Marco pompowali już ostatnie balony. Diego rozstawiał alkohol i kieliszki, Ludmiła mu pomagała. Nie było jeszcze tylko, rzecz jasna Violetty i Leona oraz Camili i Maxiego.
- Naty, chodź i pomóż mi z tymi świeczkami! – usłyszałam krzyk Fran dochodzący z kuchni. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam pomóc koleżance.
*Później, w trakcie imprezy*
Miałam nie pić, a zamiast tego… Cóż, może nie byłam tak upita jak Violetta, która gadała z kaktusem albo Leon i Andres przesłuchujący fotel, ale trzeźwa raczej także nie byłam. Przez Niego.
Bezczelnie siedział na kanapie na drugim końcu pokoju i obściskiwał się z Camilą. Nie mogłam na to patrzeć, po prostu nie mogłam. Wypiłam do dna szklankę z jakimś drinkiem zrobionym przez Diego i wstałam z fotela, przewracając przy okazji jakiś wazon. Duża części towarzystwa spojrzała na mnie zaskoczona, ale ja tylko wzruszyłam ramionami i wyszłam z pokoju. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem.
Wyszłam na werandę i od razu uderzył mnie podmuch zimna. Zadrżałam, ale zamiast wrócić do środka, przysiadłam na schodkach. Nie wiem ile trwało, aż ktoś mi przerwał. Podniosłam wzrok, słysząc skrzypienie drzwi. Moim oczom ukazała się Camila… Miałam ochotę rzucić się na nią i wyrwać jej wszystkie rude kłaki, ale powstrzymałam się i obdarzyłam ją jedynie chłodnym spojrzeniem, co odwzajemniła. Nie lubiłyśmy się, chociaż nikt o tym nie wiedział.
- Czego chcesz? – warknęłam, gdy usiadła obok mnie.
- Uświadomić cię w czymś – odpowiedziała tym samym tonem, na co ja prychnęłam.
- Mówi, tylko szybko. Nie chce mi się na ciebie patrzeć – mruknęłam.
- Masz się odczepić od Maxiego – jej ton zrobił się jeszcze ostrzejszy, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz – Widzę jak na niego patrzysz i nie podoba mi się to. On jest MOIM chłopakiem, kocha MNIE – jej oczy ciskały pioruny w moją stronę. A ja? Cóż, w takich sytuacjach moja pewność siebie nagle się pojawiała.
- A ja chcę ci przypomnieć, że on zakochuje się w każdej napotkanej dziewczynie. Zaczęłaś się ubierać jak kobieta to ją w tobie dostrzegł, ale nie myśl, że na długo. Zaraz pozna kogoś nowego i cię zostawi. To właśnie czyni z niego frajera, a nie mężczyznę, Camilo – wysyczałam jej w twarz. Jakoś nie potrafiłam używać wobec niej skrótu. Brzmiał ona tak… miło i słodko, a w końcu ona wcale taka nie była. Wstałam i weszłam do środka.
Jednak prawda była bolesna. Zakochałam się na zabój w imitacji faceta. Porażka.
*Około trzeciej*
Co prawda Fran była nieźle wstawiona, ale na szczęście była w stanie pokazać mi jakiś pokój, gdzie mogłam się położyć. Miałam już dość. Tego dnia za dużo się działo, a ja wolałam spokój i ciszę.
Przysiadłam na dużym, dwuosobowym łóżku, wyłożonym czarną, satynową pościelą. Stwierdziłam, że to pewnie sypialnia rodziców Włoszki. Teraz była jednak wolna, bo pojechali oni do Włoch.
Westchnęłam cicho i zauważyłam drzwi prowadzące do łazienki. Szybko tam weszłam. Musiałam wziąć prysznic.
Długo tam siedziałam, ale gdy wyszłam spod niego, owinęłam się białym, puchatym ręcznikiem. Swoje ubrania na zmianę zostawiłam na zewnątrz. Wyszłam z łazienki i stanęłam jak wryta. Obok drzwi stał…
- MAXI! – pisnęłam, a on spojrzał na mnie dość nieprzytomnie. Był pijany. Chociaż chyba nie tak bardzo jak reszta – Co ty tu robisz? – zapytałam pośpiesznie, rumieniąc się mocno.
- Fran kazała mi tu przyjść, bo nie chce mi się tam siedzieć – usłyszałam jego głos, który nie brzmiał ani trochę tak jakby był upity. Ale był. Wiedziałam to.
Milczałam dłuższą chwilę, próbując się nie rumienić, ale mi to nie szło. Nagle poczułam dłoń na swoim gołym ramieniu. Podniosłam głowę i moje spojrzenie skrzyżowało się z jego. Już po chwili poczułam jego wargi na moich. Dłonie, które pieściły moje nagie łopatki.
Oderwałam się nagle od niego.
- Co ty robisz? – wyspałam – Jesteś z Camilą – stwierdziłam. Na to on prychnął.
- Ale jej nie kocham – przyznał pewnie, unosząc mój podbródek. Czułam od niego woń alkoholu. I pewnie gdybym była trzeźwa, powstrzymałabym to, co się działo, ale przecież nie byłam.
Już po chwili drzwi do pokoju zostały zamknięte, a ręcznik upadł na podłogę.
*Rano*
Gdy się obudziłam, musiałam chwilę się zastanowić gdzie jestem i co się stało. Dopiero po chwili dotarło do mnie wszystko, co działo się wczoraj. Serce zabiło mi mocniej. Podniosłam się gwałtownie. Leżał obok mnie, spał spokojnie.
Powoli, tak by go nie obudzić, wstałam i ubrałam się jak najszybciej. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do salonu. To co tam zastałam przechodziło ludzkie pojęcie. Violetta i Ludmiła leżały razem na stole i przytulały się. Francesca spała na kanapie, ale nie miała na sobie bluzki, która wisiała na żyrandolu. Marco chrapał na podłodze, zaraz przy kanapie, a w zębach trzymał różę.
Diego przytulał do siebie pustą butelkę po jakimś trunku. Andres spał pod stołem, a we włosach miał tort. Na fotelu leżał Napo, skulony i ssący kciuk. Leon zaś… cóż, jego tu nie było. Podobnie jak Camili. Weszłam do kuchni i wtedy dostrzegłam Verdasa, który połową swojego ciała wystawał za okno. Chciało mi się śmiać i nawet przemknęło mi przez myśl, żeby ich obudzić, ale odpuściłam sobie. Pewnie będą wykończeni.
Zaparzyłam więc sobie kawy i usiadłam przy stoliku. Gdy popijałam czarny płyn, do pomieszczenia zawitała Camila. Już na wejściu rzuciła się na mnie. Odepchnęłam ją i wstałam.
- O co ci chodzi? – zapytałam półszeptem. Nie chciałam budzić reszty.
- O co mi chodzi? Gdzie wczoraj zniknęłaś z MOIM chłopakiem? Leży na górze całkiem nagi – jej głos przepełniony był jadem. Miałam ochotę jej powiedzieć, że on jej nie kocha, że nie chce z nią być. Ale zamiast tego milczałam, co dało jej podobną odpowiedź. Rozumianą jednak odrobinę opacznie…
- Przespałaś się z nim!? – podniosła nieco głos, ale raczej nie na tyle żeby ktoś się obudził – Ty szmato!- złapała mnie za włosy i mocno je pociągnęła. Z całej siły ją odepchnęłam.
- Nie dotykaj mnie! – syknęłam – I się uspokój bo kogoś obudzisz! – spojrzałam na nią wściekła. Co ona sobie myślała, przecież nikt nie wiedział, że się nie lubimy.
Nagle zadzwonił jej telefon. Odebrała go szybko i przewróciła oczami.
- Tak mamo, już idę – mruknęła i się rozłączyła. Następnie spojrzała na mnie wrogo – Musze już iść, ale jeszcze się policzymy – wysyczała i wyszła. Stałam tam tak, ze szklanymi oczami. Spałam z Maxim. Maxi mnie rozdziewiczył. Takie myśli przelatywały przez moją głowę, a ja za każdą chwilą miałam większą ochotę się rozpłakać.
- Naty? – usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i ujrzałam zupełnie przytomnego Leona.
- Leon, czy ty…
- Słyszałem – oświadczył, a po moim policzku spłynęła łza. Podszedł do mnie szybko i przytulił do siebie. Zawsze tak robił gdy byłam smutna. Był moim najlepszym przyjacielem, kimś w kim zawsze miałam i w kim zawsze będę mieć oparcie. Odsunęłam się od niego po chwili.
- Idź już do domu – stwierdził – Odpocznij, wyśpij się. Przyjdę jeszcze dziś do ciebie – uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w czoło. Te małe gesty sprawiały, że czułam się lepiej. Był dla mnie jak starszy brat, który nigdy nie pozwoli mi się załamać, który będzie mnie bronił i nie pozwoli mnie skrzywdzić.
- Dobrze. Do zobaczenia – pocałowałam go w policzek i wyszłam.
Dokładnie tak to było. Nie jestem już dziewicą. Spałam z Nim. I co ja mam teraz zrobić…?

20 luty
Od razu przejdę do rzeczy.
Ferie. Chyba to najlepsze co mnie spotkało. Nie miałam najmniejszej ochoty wiedzieć Go codziennie. Szczególnie, że mnie ignorował. I zawsze gdy go widziałam, całował się z Camilą, jakby specjalnie by mnie zranić.
Ferie trwające od szesnastego lutego do pierwszego marca. Dwa tygodnie, a później znów te tortury.
-Naty! Otwórz mi te drzwi, no! – do mojego pokoju od jakiegoś pokoju dobijał się Leon. W końcu westchnęłam, wstałam z łóżka i otworzyłam je. Spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem, wszedł do środka, zamykając pomieszczenie. Praktycznie od razu rzucił się do mnie by mnie przytulić.
- Jak się czujesz? – zapytał gdy się ode mnie odsunął. Wzruszyłam tylko ramionami. Był poniedziałek, pierwszy dzień wolnego, a ja nie miałam najmniejszej ochoty ruszać się z domu.
- Nijak – mruknęłam, siadając na łóżku. Zrobił to samo i przyjrzał mi się zmartwiony.
- Naty, nie możesz tak żyć… - oznajmił i dotknął delikatnie mojej ręki.
- Leon ja… po prostu nie chcę na niego patrzeć. Ani na nią. Nie wiem dlaczego to się stało, ale to, że mnie ignoruje mnie rani. A ja nie chcę wiecznie cierpieć – głos mi się załamał. Leon był wkurzony i wiedziałam to. Chyba na Maxiego. A przynajmniej tak mi się zdawało.
- Idę do niego! Tak przecież nie może być! A jakbyś… nie wiem, na przykład w ciąże zaszła? Też by to tak lekko traktował?! – Verdas wstał i już miał biec do Maxiego, gdy krzyknęłam za nim.
- Leon, poczekaj! Nie jestem przecież w ciąży. Dziewictwo jak dziewictwo… może i to coś cennego, ale skoro dla niego nic nie znaczy, to nawet nie warto na niego zwracać uwagi – stwierdziłam po chwili. Mój przyjaciel westchnął ciężko i wrócił na swoje miejsce – Do tego, gdybym… gdybym tego nie chciała, to bym przecież go powstrzymała – stwierdziłam.
- Byłaś pijana! – krzyknął Leon.
- On też – odpowiedziałam spokojnie. Chłopak przewrócił oczami.
 – Ale ty nie ignorujesz faktu, że to się stało a on tak!
- Oj, dobra, Leon, daj już spokój – westchnęłam.
*21 luty*
- Nie ciągnij mnie no! – jęknęłam cicho, gdy Leon złapał mnie za rękę i pociągnął bym szybciej szła.
- To przyśpiesz – zaśmiał się. Pierwszy raz od jego urodzin udało mu się wyciągnąć mnie gdzieś indziej niż do mojego ogrodu, jego domu lub ewentualnie Resto, ale tylko kiedy nie było tam Jego. Czasem odwiedzała mnie też Violetta czy Francesca, ale tylko ta pierwsza wiedziała co stało się na imprezie. Była podobnego zdania co Leon, czyli obraziła się na Maxiego i Camilę. Stwierdziła też, że nigdy nie poznała takiego oblicza rudej.
Szyliśmy właśnie do baru karaoke.
Gdy tam dotarliśmy, był już. I Ona też. Siedzieli obok siebie na skórzanej kanapie. On obejmował ją w talii,  a ona leżała na jego ramieniu. Uśmiechali się. Tak, jakby nie było tego wieczoru, tej imprezy.
- Cześć wam! – usłyszałam nagle głos Marco, gdy zajęłam miejsca pomiędzy Violettą, a Francescą. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Lubiłam go, był bezproblemowym chłopakiem. Zaraz za nim przyszedł Diego, który mimo swojej dość niemiłej przeszłości, był naprawdę spoko gościem. Później doszła do nas również Ludmiła.
W sumie ten wieczór minął nam szybko i całkiem miło, mimo iż za każdym razem gdy Camila i Maxi się całowali, miałam ochotę się rozpłakać albo zwymiotować.
- Naty, zaśpiewasz ze mną? – usłyszałam nagle głos Violetty. Spojrzałam na nią zaskoczona i już miałam odmówić, gdy zobaczyłam w jej oczach prośbę. Uśmiechnęłam się więc i chwytając ją za rękę weszłyśmy na scenę. Zaśpiewałyśmy Junto a Ti. Gdy byłam na scenie poczułam dziwną siłę. Coś niezwykłego. Wtedy uświadomiłam sobie, że musze iść dalej i nigdy się nie załamywać. Musiałam nabrać pewności siebie i nigdy więcej nie dać tak sobą pomiatać. Ten jeden dzień, a jedna piosenka, ta jedna przyjaciółka… nie, siostra, zmieniły tak wiele.
6 marca
Stukot naszych obcasów rozniósł się po pustym korytarzu. Właśnie wraz z Violettą szłyśmy z łazienki, gdzie przed kilkoma minutami się udałam. Nagle, podczas zajęć z Angie zrobiło mi się niedobrze i musiałam jak najszybciej zwrócić śniadanie.
- Wszystko dobrze? – zapytała przejęta przyjaciółka. Pokiwałam powoli głową – Jesteś blada. Lepiej będzie jak wrócisz już dziś do domu. Pójdę z tobą – stwierdziła i zabrała mnie do Pabla, który dał nam zwolnienie. Razem wróciłyśmy do mojego pustego domu. Rodzice wyjechali na kilka dni z Leną do babci, a ja kiepsko się czułam już od dłuższego czasu, więc zostałam w domu.
Wraz z Violą siedziałyśmy w salonie i piłyśmy herbatę. Dziewczyna przyglądała mi się uważnie i jakby nad czymś się zastanawiała.
- Coś się stało, że mi się tak przyglądasz? – zapytałam i upiłam łyk z kubka.
- Zrób test ciążowy – słysząc te słowa zakrztusiłam się płynem, który właśnie miałam w ustach. Gdy się opanowałam, spojrzałam na Violettę jak na kosmitę.
- Żartujesz? Przecież to niemożliwe… - stwierdziłam kręcąc głową.
- Czy aby na pewno? – zapytała unosząc brwi do góry – Naty, źle się czujesz odkąd… no, od urodzin Leona. To jest możliwe – powiedziałam, łapiąc mnie za rękę. Serce zabiło mi mocniej.
- Nie, Violu, nie, nie – zaczęłam powtarzać jak w transie – To jest… ale ja… - myślałam, że wybuchnę płaczem.
- Zrób test – powiedziała tylko przyjaciółka podając mi ową rzecz. Spojrzałam na nią zaskoczona – Miałam pewne podejrzenia już od dłuższego czasu – wzruszyła ramionami. Wstałam i powędrowałam do łazienki. Szybko uwinęłam się z testem i odłożyłam go na szafkę. Wyszłam z  pomieszczenia.
- I co? – zapytała Viola,  a ja westchnęłam.
- Nie wiem, boję się sprawdzić. Ty to zrób – pisnęłam. Dziewczyna przewróciła oczami i poszła do łazienki. Po chwili wróciła.
- I jak?
- Sama zobacz – podała mi test, a ja przełknęłam głośno ślinę. Drżącymi dłońmi zabrałam przedmiot. Niepewnie spojrzałam na niego i oniemiałam.
- Naty… - zaczęła Castillo, ale przerwał jej mój wybuch płaczu. Wynik pozytywny.
Jestem w ciąży. Co teraz?

13 marca
*10 marca*
- Musisz mu to w końcu powiedzieć – stwierdziła Violetta, dopijając swój koktajl. Wzruszyłam ramionami.
- Nie ma sensu. Jest z Camilą szczęśliwy. Co mi to da? – stwierdziłam i spojrzałam na drzwi, w których pojawiała się owa dwójka.
- Musi wziąć odpowiedzialność za to co zrobił! W końcu też miał w tym swój udział – oburzyła się Viola, na co lekko kopnęłam ją pod stołem i wskazałam dyskretnie na drzwi.
- Zamknij się, bo cię usłyszą – mruknęłam, na co ona prychnęła głośno.
- Niech usłyszą! Mnie to nie obchodzi – chyba miała ochotę wstać i iść tam żeby wszystko wypaplać, ale mój srogi wzrok ją speszył – Przepraszam – powiedziała ciszej – Po prostu nie mieści mi się to w głowie. Jeśli zrobił dzieciaka, to niech poniesie konsekwencje – stwierdziła, ale na nasz pech, Maxi i Camila właśnie przechodzili obok.
- Co? Kto komu zrobił dziecko? – wtrącił się chłopak, na co Violetta oniemiała. Zaraz jednak przyodziała sztuczny uśmiech. Wiedziałam, że jest sztuczny, ale oni chyba nie i oto chodziło.
- A, to nic! Rozmawiamy tylko o takiej nowej telenoweli, którą Olga ogląda – wybrnęła z sytuacji. Czasem zastanawiałam się jak to możliwe, że moja przyjaciółka tak dobrze kłamie. Była świetną aktorką, bo para zaraz nas zostawiła i poszła w swoją stronę. Nachyliłam się do Violi przez stolik.
- Chodźmy już może. Nie mam ochoty na nich potrzeć – stwierdziłam, a ona zaśmiała się i przytaknęła.
  *Następnego dnia*
-Listownie? – zapytali jednocześnie, a ja pokiwałam głową, wskazując na list, który trzymałam w dłoni. Viola i Leon westchnęli.
- W takim razie daj mi przekazać ten list – „poprosił” Leon, na co ja szybko pokręciłam głową.
- To daj mi go. Ja przekaże i przy okazji powiem mu coś od siebie… I spokojnie, nie będę się na niego drzeć – dodała Violetta, widząc moją niepewną minę. Pokiwałam głową i podłam jej kopertę. Byliśmy właśnie w Studio. To znaczy ja wpadłam tylko na chwilę. Wciąż nie czułam się dobrze. Przyszłam tylko dać list Maxiemu. List, który miał go informować o tym, że zostanie tatusiem. Zdobyłam się na to tylko dzięki rodzicom, którym powiedziałam o tym poprzedniego wieczoru. Nie krzyczeli, nie wyrzekli się mnie. Tylko przytulili i powiedzieli jak bardzo mnie kochają.
Stanęłam obok Leona i obserwowałam Violettę, która podchodzi do Maxiego i daje mu list. Chłopak zmarszczył czoło, ale wzruszył ramionami i już miał go schować, gdy Viola pewnie poprosiła bo przeczytał to teraz. Widziałam jak przewraca oczami i otwiera kopertę. Widziałam jak wyjmuje kartkę, jak zaczyna czytać. Jak zmienia się jego wyraz twarzy z każdą linijką, którą czytał. Aż w końcu jak patrzy na mnie, zaszokowany. Łzy popłynęły mi po policzkach i wybiegłam stamtąd. Nie chciałam go wiedzieć, słyszeć, gadać z nim.
Moje nogi same poniosły mnie na polanę, której nie znał nikt. A tak mi się przynajmniej zdawało.
Usiadłam pod rozłożystym drzewem. Ziemia była chłodna, ale nie zwróciłam na to uwagi. Łzy spływały po moich policzkach, a ja z obojętną miną patrzyłam przed siebie.  
I nagle to. Ten znajomy dotyk, którego wtedy tak zachłannie pragnęłam. Przyszedł. Znalazł mnie. Był tu. Ze mną, nie z nią.
- Natalia? – usłyszałam jego głos. Przeszły mnie dreszcze. Otarłam mokre policzki i spojrzałam mu w oczy. W tamtym momencie byłam gotowa wszystko mu wybaczyć. Pokochałam go. Byłam żałosna, bo go kochałam. I kochałam to dziecko, które nosiłam pod sercem. I wiedziałam, że choćby nie wiem co, będę je kochała. I kochała jego. Nie uwolnię się od tego.
Milczałam. On także. Usiadł obok mnie. Przesunął dłonią po moim ramieniu. A później dotknął delikatnie brzucha.
- Czy… Czy tu naprawdę… jest… jest nasze dziecko? – wykrztusił z siebie jakby niedowierzając. Kiwnęłam głową. Zabrał dłoń i złapał moją twarz w obie. Przesunął kciukami po mokrych policzkach.
- Nie jestem już z Cami – oznajmił. Serce zabiło mi mocniej i pojawił się w nim promyk nadziei – Przepraszam – szepnął – Przepraszam cię za wszystko. Byłem tak głupi. Zniszczyłem ci życie. Raniłem cię. Ale obiecuję ci… - urwał na chwilę – Przysięgam ci Natalio, że to się nigdy nie powtórzy. Kocham cię – serce wyskoczyło mi z piersi, a ja sama po prostu dałam ponieść się emocjom. Pocałowałam go. Nie musiałam chyba mu mówić co czuje. Wszystko wyraziłam  właśnie tym pocałunkiem. Wybaczyłam mu. Za bardzo go kochałam.
- Mamo, ale… ale jak to? Tak właśnie zaszłaś ze mną z ciążę? Wiedziałam, że pewnie byłam wpadką, ale myślałam, że byliście razem – przerwała matce Carmen. Natalia pokręciła przecząco głową.
- Nie, nie byliśmy wtedy razem – stwierdziła – To wszystko prawda. To mój pamiętnik.
- Ale w gruncie rzeczy wszystko się dobrze skończyło – stwierdziła nastolatka, wzruszając ramionami.
- Tak, ale jeszcze nie w tym momencie – przyznała matka, uśmiechając się lekko.
- Jak to? To co było dalej? – zapytała zaciekawiona. Kobieta przekartkowała pamiętnik i znalazła kolejny wpis.
15 lipca
Bycie o złamanym sercu jest jak posiadanie złamanego żebra. Na zewnątrz wygląda na nic złego, ale każdy oddech boli.
Powiedziałabym, że nie mam dla kogo życie, ale to maleństwo pod moim sercem, było powodem mojej egzystencji.
Bo jego już nie ma. I będzie. Nie chcę by był. A może chcę? Sama już nie wiem…
- Maxi, proszę cię! – jęknęłam ze śmiechem. Chłopak już od dobrych kilku minut mnie łaskotał – No przestań! – chłopak w końcu dał mi spokój i  spojrzał na mnie rozbawiony. Pochylił się i ucałował mój sporej wielkości brzuszek. Uśmiechnęłam się czule i przytuliłam do niego.
- Kocham was – szepnął mi do ucha.
To wydaje się takie nierealne. Te wspomnienie bolało. I tylko dlatego…
Siedziałam na kanapie w salonie i czekałam na Maxiego. Miał wyjść tylko do sklepu, a nie było go już jakiś czas. Może coś się stało – pomyślałam.
Wstałam i zakładając na siebie jakieś balerinki. Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.
Szłam uliczkami i nagle… to. On i Ona. Przytuleniu.
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie. Po jakimś czasie byłam już w domu. Spakowałam jego walizkę i wystawiłam ją za drzwi. Przyczepiłam do niej tylko kartkę „Wracaj do swojej dziwki. Natalia”
Później zamknęłam się w sypialni i płakałam.
Czemu muszę wiecznie cierpieć. Życie na pewno nie jest sprawiedliwe.
- Co? Jak to możliwe… To… tak samo jak z Jonnym i tą blondyną – pisnęła córka, na co matka pokiwała głową.
- Słuchaj dalej – powiedziała tylko kobieta.
20 lipca
Siedziałam w gabinecie ginekologicznym i czekałam na swoją kolej. W końcu przyszła, a ja weszłam do środka. Usadowiłam się na fotelu i lekarz już miał wykonać mi USG, gdy do środka wpadł On.
- Przepraszam, ale miałem pewne problemy z dojazdem – oznajmił. Podszedł do mnie i stanął obok, tak by widzieć monitor. Nie patrzyłam w jego stronę.
Lekarz wykonał USG. Widziałam swoje dziecko. Swoje maleństwo. Słyszałem bicie jego serca. Nie znałam płci, ale wiedziałam, że w każdym wypadku będę kochać to dziecko.
Potem podziękował nam i wyszliśmy. Jak najszybciej opuściłam budynek, jednak on mnie dogonił. Bez słowa złapał mnie za rękę i przytulił. Nie protestowałam. Poczułam się… dobrze. Wiedziałam, że robi to z litości, ale nie miałam ochoty o tym myśleć.
- To nie jest tak, jak myślisz – stwierdził po chwili. Odsunęłam go od siebie.
- Nie jestem ślepa Maxi. Widziałam was – oznajmiłam mu i już miałam odejść, gdy jakaś inna ręka mnie zatrzymała. Odwróciłam się i zobaczyłam Ją. Patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami, a w jej spojrzeniu nie czułam już jadu ani złości. Tylko skruchę.
- Naty… on mówi prawdę. Przyszłam tam wtedy tylko po to, by was za wszystko przeprosić. Byłam tam z Violettą ona to potwierdzi. Spotkałam Maxiego i przeprosiłam go, a ona mi wybaczył i przytulił po przyjacielsku. Nic więcej – powiedziała, a w jej oczach zebrały się łzy.
- Ona mówi prawdę – powiedziała Violetta, która nagle pojawiał się obok mnie wraz z Leonem i Diego – Zresztą Cami jest z Diego – powiedziała, kładąc mi rękę na ramieniu. Spojrzałam na rudą.
- Naty, ja wiem, że wyrządziłam ci mnóstwo krzywdy… ale przepraszam. Zmieniłam się – widziałam, że mówi prawdę. I pękłam. Przytuliłam ją.
Później odeszła wraz z resztą, zostawiając mnie i Maxiego samych.
- Przepraszam – powiedziałam w końcu. Chłopak pokręcił głową.
- Nie ma o czym mówić. Kocham cię Naty. Kocham cię nad życie. I pamiętaj o tym. Nigdy bym cię nie zdradził. Ale rozumiem, że mogłaś tak zareagować – podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie – Kocham cię – i pocałował mnie. Poczułam dreszcze od czubka głowy, od koniuszków palców u stóp. Nagle odsunął się ode mnie i ukląkł na jedno kolano.
- Natalio… wiem, że jestem największym idiotą i frajerem jaki chodzi po tej planecie. Ale cię kocham. Wyjdziesz za mnie? – oświadczył mi się. Na szpitalnym parkingu, po tym jak się dopiero co pogodziliśmy. Ale to się dla mnie nie liczyło. Liczył się tylko on.
- TAK ! – krzyknęłam. Na moim palcu znalazł się piękny pierścionek, a ja wpadłam w jego ramiona.
20 grudnia
Spojrzałam w lustro. Moje ciemne loki opadłaby na odkryte ramiona. Moją talię delikatnie zaciskał biały gorset. Od bioder w dół rozciągał się biały materiał sukni. Okręciłam się tak by zobaczyć siebie z każdej strony.
- Wyglądasz pięknie – usłyszałam głos Violetty. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam. Ona także była prześliczna, ze swoim malutkim brzuszkiem, w czarnej sukience i na wysokich obcasach. Ona jak to ona, wiedziała doskonale czego chciała i już od miesiąca była panią Verdas. I była w trzecim miesiącu ciąży. Może to dziwne, bo byłyśmy młode, ale… ale co z tego. Pal sześć innych ludzi i ich opinie.
Dziewczyna podeszła do mnie i odwróciła mnie przodem do lustra. Zabrała z szafeczki welon i w milczeniu zaczęła wpinać go w moje włosy. Spojrzałam na jej odbicie. Zabawnie wyglądała gdy się skupiała, tak śmiesznie marszczyła wtedy nos.
Gdy welon znalazł się na swoim miejscu, odwróciłam się do niej przodem. Praktycznie od razu padłyśmy sobie w ramiona. Oboje załkałyśmy cicho.
- Te quiero, hermanita (tłum. Kocham cię, siostrzyczko) – szepnęłam jej na ucho.
- Yo también te quiero. Te quiero mucho (tłum. Ja ciebie też. Bardzo cię kocham) – odpowiedziała. Trwałyśmy tak w uścisku bardzo długo. Gdy się od siebie oderwałyśmy obie zachichotałyśmy.
- Chodź, poprawimy sobie makijaż. – zaśmiała się Viola. Nagle do pokoju weszła Fran z moją córeczką na rękach.
- Mała już się chyba nie może doczekać. Ciągle się śmieje – stwierdziła rozbawiona Włoszka. Zabrałam jej dziewczynkę i przycisnęłam ją do piersi. Carmen była moją miesięczną księżniczką, oczkiem w głowie tatusia i najpiękniejszym dzieckiem na świecie. Do tego tak grzecznym. Praktycznie w ogóle nie płakała, oczywiście poza momentami gdy czegoś chciała, zasypiała bardzo szybko i spała całą noc. Wyjątkowe dziecko.
- Oddam ją twoim rodzicom,  w końcu musisz iść się skończyć szykować, a później w kościele raczej nie możesz jej mieć ze sobą – powiedziała Francesca. Pocałowałam małą w czółko i oddałam koleżance.
*Nieco później*
Spojrzałam na Maxiego, stojącego obok mnie. Za chwilę mieliśmy wygłosić przysięgi. I na zawsze być już razem.
- Tak – usłyszałam jego aksamitny głos.
- Tak – powtórzyłam po chwili i ja. Na moim palcu znalazła się złota obrączka, a chłopak pochylił się i pocałował mnie czule.
Stało się. Jestem panią Ponte. Od teraz, już na zawsze.
Moja matka powiedziała mi kiedyś: „Spotkasz pewnego dnia kogoś, kto całkiem odmieni twoje życie. Odnowi twoją wiarę w ludzi, we własne siły, poczucie wewnętrznej siły…”
Kiedy mówiła kogoś, nie zdawałam sobie sprawy, że nie będzie to jedna osoba.
Leon – od małego mnie wspierał, kochał jak siostrę, troszczył się o mnie. Zawsze mogłam na niego liczyć. Rozbawiał mnie gdy byłam smutna. Nigdy mnie nie zostawił i zawsze był po mojej stronie.
Violetta – mimo iż początkowo byłyśmy wrogami… to stałyśmy się siostrami. Kocham ją. I nic nigdy tego nie zmieni.
Carmen – kocham tą małą całym sercem. To sens mojego życia. I wiem, że może być ciężko, bo przecież musze się uczyć. Swoją drogą zdecydowałam, że będę studiować w akademii muzycznej w Buenos Aires. Wracając, Carmen jest tak wspaniała, że mimo jakichkolwiek problemów jakie mi sprawiła, to tak bardzo ją kocham.
No i On. Maxi. Wywrócił moje życie do góry nogami, zmienił jego biegł o sto osiemdziesiąt stopni, sprawił, że jestem kim jestem. Ranił mnie i prawie mnie stracił. Ale jednak…
A później ja, przez własną głupotę, prawie straciłam go.
Mimo wszystko myślę, że to tylko nas wzmocniło. Kocham. To chyba za mało by wyrazić to, co czuję.

To już ostatni mój wpis. Teraz życie będzie toczyć się swoim torem. A ja? Cóż, jestem szczęśliwa. Ludzie są jak morze, czasem łagodni i przyjaźni, czasem burzliwi i zdradliwi. Ale ja kocham morze. I kocham ludzi.
Natalia Ponte, dumna „siostrzyczka”, żona i matka.
W pokoju zapadła cisza.  Ale tylko chwilowa.
- Widzisz słonko… Ja prawie zaprzepaściłam wszystko, tylko przez swoją impulsywność. Powinnaś porozmawiać z Jonnym. Może okaże się, że to nie to co myślisz – powiedziała matka.
- Mamo… ta historia… i to… - przerwała Carmen – Jesteś niezwykła – szepnęła przytulając matkę – Tyle wytrwałaś. Tyle zniosłaś. Nie wiem czy ja bym potrafiła .
- Oczywiście, że tak. W końcu jesteś moją córką – zaśmiała się kobieta, odsuwając od siebie córkę i całując ją w czoło – A teraz leć, zanim będzie za późno – dziewczyna poderwała się i wybiegła z pokoju. Natalia zaśmiała się cicho i spojrzała na pamiętnik.
Zabrała z szafki długopis.
Po latach wiem…
Że było warto tyle przejść. Mam wszystko. Spotkałam tych, którzy są najważniejsi.
Me gano la vida. (tłum. wygrałam życie)
- Prawda – odezwał się głos obok jej ucha. Obróciła głowę i dostrzegła twarz swoje męża. Roześmianą jak zawsze – Ja także je wygrałem. Bo mam ciebie. Bo mam was – wyszeptał jej do ucha i przytulił ja do tyłu – Kocham cię – pogłaskał ją po brzuchu,  w którym rozwijało się dziecko.
- Ja ciebie też – odpowiedziała, kładąc swoją dłoń na jego. Nagle do pokoju wpadł dwunastoletni chłopczyk, Carlos
-  Mamo, tato! Ciocia, wujek, Tomas i Ariana przyszli! – oznajmił im z szerokim uśmiechem. Małżeństwo zeszło na dół, gdzie zastali Leona, Violettę, szesnastoletniego Tomasa i dwunastoletnią Arianę.
- Tomi, zajmij się nimi – powiedziała Viola, posyłając nastolatka na górę z dwunastolatkami. Chłopak pokiwał głową, a Carlos zaprowadził ich do swojego pokoju by pograć w gry.
Dorośli zaś rozdzielili się na dwie grupy. Mężowie poszli szykować obiad, a żony usiadły w salonie. Natalia ówcześnie zabrała swój stary pamiętnik z pokoju córki, a teraz podoła go Violi.
- Tyle wspomnień – stwierdziła Violetta, kartkując notes.
- Opowiedziałam dziś Carmen jak to było ze mną i Maxim – oznajmiła Naty.
- Naprawdę? – pani Verdas już miała coś dodać, gdy do domu wpadła Carmen.
- Dziękuję – pisnęła, rzucając się matce na szyję – Ta dziewczyna to tylko jego kuzynka, nawet jego mama to potwierdziła! Idę zaraz na randkę – i pobiegła się szykować. Wtedy mężczyźni zawołali swoje partnerki na kolację.
Jedząc ją Natalia stwierdziła, że lepszego życia nie mogła sobie nawet wyśnić.










Nie wiem czy dziewczyny mają swoje blogi (jeśli macie to napiszcie ;D). Postanowiłam jeszcze zrobić kolarze, fajnie nie? Wstawię je potem xD

Obserwatorzy

Chat~!~