Muzyczka xD

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział V

Violetta. 
- Co za chłopak się za tobą przypałętał? - spytał Tomas, gdy byłam już razem z Diego niedaleko studio. Nie spieszyło mu się, więc był spory kawał od nas. - Znowu ten cały Diego?
- Tak... Jak widzisz, robię za jego niańkę. 
- Przystojny jest. - wtrąciła się Camila - Wolny? 
- Nie mam pojęcia. Ale lepiej go nie atakujcie, bo się wystraszy. - zaśmiałam się. Jednak Francesca i Camila od razu do niego pobiegły - Cóż... Widzę że dziewczyny się nim zajmą. 
- I bardzo dobrze, nie będzie łaził za tobą. Pewnie i tak wcale byś z nim nie rozmawiała, zgadłem? - zapytał Tomas. Tak, w sumie to ma rację. Ten chłopak... No cóż, nie powiem że się przyczepił, bo widać po nim że chciałby być w innym miejscu. Najchętniej teraz wysłałabym go do domu... Ale cóż, może chociaż spacer dobrze mu zrobi? Spojrzałam na chłopaka, który właśnie rozmawiał z moimi przyjaciółkami. Widać że ma towarzystwo. To mu wystarczy. Razem z Tomasem poszłam na zajęcia. 

Diego. 
Tak, oczywiście. Najlepiej zostawić mnie samego i oczekiwać że za chwilę wrócę do domu. I w sumie... Zrobię to. Zaraz po tym jak Francesca i Camila oprowadzą mnie po studio. Jestem bardzo ciekawy czy zmieniło się tutaj coś, oprócz tego że uczniowie nie wszyscy ci sami. Francesca i Camila wydają mi się jednak trochę bardziej chętne do spędzania ze mną czasu. Tylko żeby mnie zaraz nie rozerwały... 
- Camila, a ty nie masz teraz zajęć? - spytała Francesca, najwidoczniej chcąc się pozbyć przyjaciółki. Camila, faktycznie od razu pobiegła do szkoły.  Zostałem sam z Fran. Cóż... Trochę niezręczna sytuacja, albo mi się wydaje. 
- Okey, to ja może wrócę do domu. - powiedziałem i od razu ruszyłem w tym kierunku. Francesca jednak po chwili mnie dogoniła. 
- Nie, nie idź. Dlaczego ci się tak tam spieszy? - spytała. 
- Łóżko na mnie czeka. - zaśmiałem się - Naprawdę nie mam ochoty na spacer po mieście. Zrozum, mama wyciągnęła mnie siłą. 
Po tych słowach, wywróciłem oczami. 
- A trafisz do domu? Może cie odprowadzę? - zaproponowała. Trochę to dziwne... Postanowiłem się zgodzić, inaczej spokoju by mi nie dała. 
- Jakby co, to powiedź Violettcie że już jestem w domu. - powiedziałem, gdy byliśmy już w drodze - I tak nie chcę spędzać ze mną czasu. Lepiej jak siedzę w domu. 
- A nie chodzisz do szkoły? - zapytała Francesca. 
- Nie... Uczę się w domu, ale jak narazie cierpię na brak nauczyciela.
- Serio? Violetta też kiedyś uczyła się w domu. 
- Wiem. - walnąłem bez zastanowienia - To znaczy... em... mówiła mi. 
- Aha... Myślałam że wcale nie rozmawiacie. - powiedziała. Nie mogłem jej przecież powiedzieć że to wszystko mi się śniło. Wyśmiałaby mnie. 
- Zamieniliśmy wczoraj tylko kilka słów. Ona mnie nie lubi, więc wiesz... 
- Nie rozumiem jak można cie nie lubić. Jesteś na serio fajny. - spojrzałem na Francesce. Już na szczęście byliśmy pod moim domem, więc nie musiałem nic odpowiadać. 
- Dobra, to pa. - powiedziałem i natychmiast pobiegłem do drzwi, zostawiając za sobą włoszkę. Od razu pobiegłem do swojego pokoju. Mój mały świat - nadchodzę. Po chwili byłem już w moim strasznie wygodnym łóżku. Tak, już dzisiaj się stąd nie ruszam. 


***
Jest rozdział dzisiaj :D
Jutro też może będzie... Niby mam urodziny, ale cóż, i tak zapewne spędzę je przy komputerze. Nie ma to jak być olewaną przez pół świata... Przynajmniej dzisiaj tak było. 
Dobra, koniec tych żalów :D 
Mam nadzieje że jednak nie będziecie mnie mordować. Połączę ich... kiedyś tam xd

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział IV

Diego.
Po wieczorze nudów na szczęście już wracaliśmy do domu. Chyba bym nie wytrzymał, gdybym miał spędzić tam jeszcze chociaż 5 minut. Gdy w końcu mogłem wbiec do mojego pokoju i rzucić się na łóżko, dopiero poczułem że jestem szczęśliwy. Tak, od dzisiaj łóżko to taki mój mały świat. Wiem że w swoim śnie raczej nie cierpiałem leżeć w łóżku, więc zapewne wcześniej też... Ale ludzie się jednak zmieniają, a ja już od dzisiaj kocham swoje łóżeczko i go teraz nie opuszczę, nawet gdyby mama wyciągała mnie siłą. Niech mi da teraz święty spokój. Jestem nastolatkiem, potrzebuje przestrzeni. Więc od dzisiaj zaszyje się pod kołdrą, ewentualnie w szafie i nigdzie nie dam się wyciągnąć. O tak, tak ma być. Od dzisiaj liczy się dla mnie tylko sen. W końcu nie spóźnię się do szkoły, jeśli do niej nie chodzę, co nie? Jeśli się spóźnię, to normalnie będę mistrzem ^^ 
Po chwili postanowiłem już pójść spać - dość wrażeń na dzisiaj. Wziąłem ubranie, potocznie zwane piżamą, u mnie składające się ze zwykłych dresów i byle jakiej koszulki. Ruszyłem do łazienki. Gdy z niej wychodziłem, spotkałem swoją mamę. 
- Już idziesz spać? - zdziwił się trochę. Kolejny dowód na to że wcześniej unikałem łóżka jak ognia. Teraz z chęcią tez bym go sobie po unikał żeby czuła że jest tak jak dawniej, ale ludzie no, zmęczony jestem. Z resztą... Jestem wiecznie zmęczony. 
- Tak, dobranoc. - powiedziałem, i minąłem ją tak po prostu.
- Dobranoc. - odpowiedziała i ruszyła tam gdzie wcześniej, jak sądzę, do sypialni. Ja już po chwili byłem w moim ukochanym łóżku. Dlaczego wcześniej nie zauważyłem jakie ono jest wygodne?

*Rano*

- Diego, wstawaj. - powiedziała moja mama, wchodząc do mojego pokoju. Wejście smoka normalnie. Diego nie ma, pojechał na wymarzone wakacje. Schowałem  głowę pod kołdrą. - Jaki się leń z ciebie zrobił. Wcześniej o 7 rano byłeś już na nogach. 
Po jej uwadze tak naprawdę nic nie zmieniło się w moim życiu. Nadal starałem się ponownie zasnąć, chowając głowę pod kołdrą. Może da mi wreszcie święty spokój?
- Wstawaj, bo muszę iść do pracy. 
- Drzwi wyjściowe zdaje mi się w innym kierunku, i żeby się otworzyły nie potrzebują koniecznie mnie. - stwierdziłem. Nie zamierzałem wstawać. Cały dzień w łóżku, to mi się podoba. 
- Ty idziesz ze mną. Wstawaj i schodź na śniadanie. 
No nie, tego już za wiele! -.- 

Violetta. 
Zeszłam na dół na śniadanie z samego rana. W końcu potem miałam iść do studio, wolałam nie zaspać na pierwsze zajęcia. Pierwsze słowa, które usłyszałam po zajściu na dół brzmiały "Pokarzesz dzisiaj Diego miasto". A gdzie "Dzień dobry" albo chociażby "Cześć"? I dlaczego akurat ja mam organizować czas temu chłopakowi? Jest dziwny... Nie chcę z nim spędzać nawet minuty dziennie. Nie dyskutowałam jednak, bo tata za chwilę zniknął w swoim gabinecie.
Ruszyłam do Olgi do kuchni. 
- Okey, w takim razie kiedy przylezie ten dziwak? - spytałam, wyciągając sobie sok z lodówki. - Nie chciałabym spóźnić się na zajęcia. 
- Weźmiesz Diego do studio? Nie wiem czy to dobry pomysł. - usłyszałam tym razem od Ramallo. 
- Nie mam zamiaru zawalać zajęć przez kogoś takiego, okey? Już i tak wystarczy że muszę być jego niańką. 
- Nie niańką. Jego matka po prostu nie chce by nudził się sam w domu. Przeżyjesz to jakoś. Ale wydaje mi się że branie go do szkoły muzycznej jest idiotycznym pomysłem. Jego ojciec zajmuję się muzyką, może i on wcale o tym nie pamięta, ale jednak. Może sobie przypomni?
- I dlatego mam nie iść na zajęcia? Przestań Ramallo, jeśli już muszę z nim, to chociaż w studio. 
Po chwili przyszedł już Diego. Widać że on też nie był zadowolony. Oboje więc spędzimy ten dzień w niezręcznej ciszy. 
- Zgaduję że ty wolałbyś być teraz w łóżku. Ja też bym chciała być w innym miejscu. Więc rusz ten tyłek i się pospiesz, bo zaraz się spóźnię. - powiedziałam bez zbędnego powitania i wyszłam z domu, omijając chłopaka. Wysłał tylko szybkie "Dzień dobry" w kierunku Ramallo i Olgi, po czym ruszył za mną. Dobrze że chociaż nie zachciewa mu się robić nic ciekawego... I dobrze, bo nie zamierzam łazic z nim po mieście. 


***
Nie mordujcie za złą Violettę :D
Pozmieniałam im trochę charaktery.. a co tam xd
Macie Dielari na koniec * . * 

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział III

http://ask.fm/Patrycjaxdxdxdxdxd/answer/111128897061 <- Nie możesz wejść na bloga? Zajrzyj tutaj.



Diego. 
- Wszystko w porządku? - spytała Olga, zaraz po tym gdy Violetta zniknęła mi z oczu. Moja Violetta? Niemożliwe. Wygląda tak samo... Ten sam głos, który tak uwielbiam. Te piękne oczy w które mógłbym wpatrywać się godzinami.
- Tak, wszystko w porządku. - powiedziałem, nie odrywając jednak wzroku od miejsca w którym zniknęła dziewczyna.
- To była Violetta. - postanowiła poinformować mnie gosposia. - Piękna, no nie? Wpatrywałem się w nią jak obrazek. Nie produkuj się, ma chłopaka.
Gdy usłyszałem słowa Olgi, natychmiast spojrzałem w jej stronę. Poczułem się naprawdę dziwnie. Serce pękło na małe kawałeczki. Tak. To był na pewno tylko i wyłącznie mój sen, więc nie powinienem się tak czuć. Jednak... Była moim tlenem. Bez niej jest strasznie pusto, smutno.
- Pójdę się przejść. - powiedziałem, od razu wstając z miejsca.
- Czekaj. Miałam cie nigdzie nie puszczać samego. Zaczekaj na Violette. - powiedziała. Nie ma mowy, nie będę spacerował idąc obok niej i wiedząc że nie będzie już nigdy moja. Ponownie usiadłem.
- To ja jednak zostanę. - powiedziałem, wpatrując się przed siebie. Po chwili Violetta zeszła znów na dół. Zaczęła pomagać w czymś Oldze, a ja siedziałem, prawie wcale nie zwracając uwagi na otaczającą mnie rzeczywistość. Nienawidzę tej rzeczywistości. Jakim cudem różni się ona aż tak od mojego snu?

Violetta. 
I to jest niby ten chłopak, o którym mój ojciec mówił? Yhym... Jest super dziwny. Tak mi się przynajmniej wydaje. Gdy tylko weszłam, patrzył na mnie tak jakby jeszcze nigdy człowieka nie widział. Olga po chwili gdzieś wyszła, tylko na chwile. Jedak to że zostałam sama z chłopakiem nie bardzo mi się podobało. Sama chciałam jak najszybciej opuścić pomieszczenie, jednak dziwnie byłoby mi zostawić chłopaka samego. Pomimo tego że był dziwny, wydawał mi się taki... Bezbronny? Zdezorientowany? Coś było nie tak... Nie tak raczej wygląda normalny nastolatek. Usiadłam obok niego. On tylko zerknął na mnie i szybko odwrócił wzrok.
- Coś jest nie tak? - spytałam po chwili.
- Dlaczego każdy mnie o to pyta?! - usłyszałam w odpowiedzi.
- Bo wszyscy widzą że coś jest nie tak. Masz na imię Diego, tak? - spytałam. Nie przedstawił się, więc nie znam jego imienia - Nie martw się, wiem co czujesz. Kiedyś ojciec też bał się zostawiać mnie samą w domu. Ale mu przeszło.
- Czy ty naprawdę też myślisz że mama traktuje mnie jak dziecko? - spytał, patrząc na mnie. Nie rozumiem go, naprawdę. Po prostu wstał i wyszedł. Po chwili wróciła Olga.
- Gdzie Diego? - spytała.
- Wyszedł. - powiedziałam, biorąc sobie jabłko z koszyka. Ja mam się nim przejmować?
- Jak to wyszedł?! Tak po prostu sobie poszedł?! - spytała Olga.
- No tak... Pewnie zaraz tu wróci.
- Ale wiesz że on wcale nie zna miasta? Jest tu od kilku dni. - poinformowała mnie Olga. Pomimo tego, nadal nie mam ochoty za nim biec.
- Poradzi sobie. - wzruszyłam ramionami.
- No nie wiem... Violetta, ale wiesz że on ma amnezje? - spytała. Zamurowało mnie. I puściłam go tak samego? No dobra... chyba sobie poradzi.
- Żartujesz Olga, co nie? - spytałam. Chłopak faktycznie wyglądał tak jakby czuł się zagubiony w tym całym świecie, ale że amnezja?
- Nie. Czy ja kiedykolwiek żartuje? Kompletnie nic nie pamięta.
Zastanawiałam się chwilę czy jednak po niego nie iść. Nie, poradzi sobie. Nie jest dzieckiem, a ja nie jestem jego niańką, co nie?

Diego.
W końcu mogę być sam. Moja mama przesadza. Znam doskonale to miasto. Wszystko jest dokładnie tak jak w moim śnie. Nic się nie różni. Może poza tym że Violetta ma chłopaka, a ja jestem tutaj samotnym durniem, nawet nie chodzącym do szkoły. Tak naprawdę chyba powinienem podpytać mamy dlaczego nie chodzę do szkoły i jakoś poinformować ją że chciałbym zacząć. Bo w końcu nie będę całej wieczności spędzał w domu. Po jakimś czasie postanowiłem tam wrócić. Może moja mama jeszcze nie domyśliła się że mnie nie ma. Dotarłem tam bez problemu. Zapukałem do drzwi, oczywiście tych od kuchni. Gdybym wszedł normalnie, chyba by się domyśliła. Olga tam siedziała, rozmawiając z Violettą.
- Widzisz, mówiłam ci że trafi z powrotem. - odezwała się Violetta.
- Ktoś tu nie wierzył w to że mam w głowie GPSa? - spytałem, siadając obok brunetki.
- Radziłabym ci uważać, bo twoja mama nieźle się wkurzyła. Chyba szlabanik będzie. - odezwała się Violetta. Siedzieliśmy tak jakiś czas. Nagle w drzwiach pojawił się ten sam osobnik co wcześniej odprowadził Violettę. Usłyszałem tylko :
- Okey, to ja idę. Pa Olga. - zaraz po tych słowach, Violetta znikneła w drzwiach. Teraz jestem pewien - nie mam szans.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział II

Diego.
- Jesteś już gotowy? - spytała moja mama, wchodząc do pokoju. Właśnie siedziałem na ziemi, grając w jakąś grę na telefonie. - Diego! Za 15 minut musimy wychodzić, a ty jeszcze tak siedzisz. W tej chwili wstawaj i się przebieraj!
Spojrzałem na swoją mamę, odkładając telefon. Okey, jak chce. Będę dzisiaj najbardziej nieznośną osobą. Ciekawe czy nadal będzie tak chciała mnie ze sobą zabierać. Ruszyłem do swojej szafy, od razu wyjmując pierwsze lepsze ubrania. Mama opuściła mój pokój. Przebrałem się i już po chwili musiałem z nią wychodzić. Siedziałem w samochodzie, gapiąc się bezmyślnie w okno. Kojarzyłem te okolice. Ze snu... Tak, na pewno ze snu. Tylko... Przechodziłem tędy wiele razy, albo mi się wydaje. W pewnym momencie moja mama zatrzymała samochód na podjeździe przed dobrze znanym mi domem. Dom państwa Castillo? Albo mi się wydaje... Moja mama wysiadła. Ja jednak nadal siedziałem, wpatrzony w budynek.
- W porządku? - zapytała mnie, gdy jednak postanowiłem wysiąść.
- Tak... Wszystko okey.
- Na pewno? Może jednak wrócimy do domu...?
- Mamo, wszystko w porządku. Chociaż powrót do domu jest całkiem kuszącą propozycją.
- Dobra, nie denerwuj mnie już i chodź. - powiedziała, od razu idąc do drzwi. Posłusznie ruszyłem za nią, nie chcąc stać przed domem. Szczególnie dlatego że zapowiadało się na deszcz. Moja mama zapukała do drzwi. Stałem za nią. Tak szczerze, nie za bardzo miałem ochotę na wizytę w tym domu. Po prostu... Nie ogarniam tego wszystkiego. Jeszcze nie ogarniam, może kiedyś ogarnę. Po chwili ktoś otworzył drzwi. Zamurowało mnie. W drzwiach stała... Olga? Za dużo tych zbiegów okoliczności. Wpuściła mnie i mamę do środka. Mamę od razu zaprowadziła do gabinetu tego faceta z którym miała pracować. Szczerze, wole nie wiedzieć kto to. Było jeszcze wcześnie, domyślałem się że będzie jeszcze dłuuuugo z nim rozmawiała. Ze względu na to że nie mogłem tam z nimi siedzieć, ruszyłem do kuchni z Olgą. Oczywiście musiała mnie tam zaciągnąć. Nudno... Bardzo nudno.
- Kolejne dziecko trzymane pod kloszem? - usłyszałem nagle. Pokręciłem głową.
- Tak naprawdę, nie mam pojęcia. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nic nie ogarniałem... No cóż, tak już jest.- Ale wydaje mi się że u mnie aż tak źle to nie jest.
- Jasne... Masz 17 lat a matka boi się zostawić cie samego w domu do późna. Dla mnie to jest ciut dziwne. - drążyła temat gospodyni. Nie...
- To skomplikowane, proszę pani. Kiedyś jej przyjdzie. Mam przynajmniej taką nadzieje. Nie za bardzo wiem jaka ona jest. - przyznałem po chwili. Olga spojrzała na mnie.
- Jak to nie wiesz? - zdziwiła się. Dziwnie to brzmi, nie znam własnej matki.
- Tak, wiem. Ona też ma zamiar mnie do jakiegoś psychiatry wysłać. - zaśmiałem się - A tak naprawdę, kompletnie nic nie pamiętam.
- Aaa... No chyba że tak. Co się stało? - spytała. Czuje się jak na jakimś przesłuchaniu.
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami - Po prostu... Nagle budzę się w szpitalu. Tyle. Ale to chyba jeszcze nie oznacza że nie poradzę sobie kilka godzin sam w domu.
- No nie wiem, Diego. Ktoś kto kompletnie nic nie pamięta jednak powinien być pilnowany, zanim odwali coś głupiego. Kto wie co byś zrobił. Jaki ostatni moment, przed tą pobudką pamiętasz?
- Właśnie żaden... Może dlatego mamie tak odbija z pilnowaniem mnie.
- Spokojnie, jeszcze sobie wszystko przypomnisz. - Olga uśmiechnęła się do mnie. Siedziałem tak jeszcze długo. Naprawdę długo. Aż w końcu... Przez drzwi w kuchni weszła... Violetta? Zaraz, ale co to za debil, co ją obejmuje?

Violetta. 
- O, Violetta. Wreszcie jesteś. - Olga ucieszyła się gdy mnie zobaczyła. Mój wzrok wpadł na całkowicie nieznajomego mi chłopaka siedzącego i wpatrującego się we mnie. Cóż... To trochę dziwne. Pożegnałam się z Tomasem, który mnie odprowadził a potem jeszcze raz spojrzałam na chłopaka.
- Coś nie tak..? - zapytałam. Chłopak pokręcił głową.
- Em... Przepraszam. - mruknął pod nosem i spuścił wzrok.
- Okey... Olga, to ja pójdę się przebrać i za chwilę tutaj wrócę. - powiedziałam i uciekłam na górę. Ten chłopak jest dziwny.


***
Ostatni rozdział dodany przed moim egzaminem xD Ogromny stres... Nie ogarniam samej siebie XD zobaczcie moją rozmowę z Alex (muszę słonko, przepraszam xD)

Ja:
JESTEM
POJEBANA XDDD

Aleksandra :
czemu ?

Ja:
Mam zamiar wstać w środę najpóźniej o 6 żeby posłuchać Yo soy asi kilka razy XD

Aleksandra:
hahahhahaa ja też bym tak zrobiła xD

Ja:
Bo ty jesteś pojebana, mamusiu XD PO KIMŚ TO MAM XD


Mamusiu tłumaczyć nie będę xD
Alex, tobie dedykuje ten rozdział XD
No i Nikolettcie. Ona musi mieć tutaj dedykacje, wraz z życzeniem powodzenia na egzaminie ;3

Rozdział I

Diego. 
- Ile jeszcze razy mam powtarzać że wszystko ze mną w porządku?! - spytałem, naprawdę lekko wściekły. Nikt mnie nie rozumie. I w sumie, nie dziwie się. Spytałem o Violette. Padło pytanie "Jaka Violetta?". Gdy spytałem o rodzeństwo, stwierdziła że nie mam rodzeństwa. No pięknie, coś jest nie tak...
- Właśnie wydaje mi się że nie wszystko jest w porządku. Napewno nie masz gorączki? - spytała, sprawdzając już o raz kolejny. Moja mama... No właśnie, jedyna osoba którą jeszcze pamiętam. I to z identycznym charakterem, możliwe?
- Nie, nie mam gorączki. Mamo! - powiedziałem od razu podnosząc się z łóżka. Zanim jednak to zrobiłem, zdążyła mnie powstrzymać. Wywróciłem oczami. - Mówiłem mamo, nic mi nie jest. Mogę już wstać? Wypuścili mnie już ze szpitala, czyli wszystko jest w porządku.
- No nie wydaje mi się. Dziwnie się zachowujesz i tyle.
- Lekarz powiedział wyraźnie że straciłem pamieć, tak? Dasz mi teraz spokój? Nie pamiętam nic, pewnie dlatego uważasz że "dziwnie się zachowuje".
- Nie pamiętasz nic, tak? To gdzie właśnie jesteśmy?
- W Madrycie, niestety. - powiedziałem, od razu wstając z łóżka. - Widzisz, jest dobrze. To pamiętam. Nie pamiętam nic z... normalnego życia. Pamiętam wszystkie szczegóły ze snu. I tak naprawdę, chętnie bym do tego snu wrócił.
- Zastanów się nad tym co mówisz, synku. - aha... jak jeszcze raz walnie zdrobnienie, to nie wiem co zrobię - Wszyscy strasznie się o ciebie martwili.
- Wszyscy? To znaczy kto? Tylko ty? - spytałem. Odkąd się obudziłem, tylko ona ze mną rozmawiała. Było pewne - miałem tylko ją. A może jednak nie...?
- Ty naprawdę nic nie pamiętasz. Pakuj się lepiej. - powiedziała, od razu chcąc opuścić mój pokój. Zaraz... pakuj się? Ale o co chodzi? Chyba zauważyła że nic nie rozumiem. Zatrzymała się w drzwiach - Wyjeżdżamy do Buenos Aires. No na co czekasz? Bierz walizkę i pakuj swoje rzeczy.
Zamurowało mnie. Nie. Tylko nie Buenos Aires. Nie wytrzymam tam, siedząc bez Violetty. Bez mojego powietrza.
- Nie ma mowy. Zostaje w Madrycie. - zaprotestowałem. Mama spojrzała na mnie, jakby miała mnie za chwilę zabić wzrokiem.
- Rozmawialiśmy już o tym, tak? Ja będę tam pracować. A u ciebie to i tak nie ma za dużego znaczenia.
- Zabierasz mnie w połowie roku szkolnego.
- O tym że uczysz się w domu też nie pamiętasz? - spytała - No już, pakuj się. I bez dyskusji. Diego, kocham cię, ale nie zamierzam ustawiać wszystkiego tak jak tobie się podoba. Z resztą... Tam na pewno poczujesz się lepiej niż tutaj.
Po tych słowach, wyszła. Nie zostało mi nic innego jak się spakować. Faktycznie. Po co miałbym tutaj zostawać, skoro i tak nie mam tutaj nikogo bliskiego? Jeśli nie chodzę do szkoły, to nie mam znajomych. W ogóle zastanawia mnie kto mnie uczy. No i... dlaczego uczę się w domu? To jest taki świat odwrócony do góry nogami. Nie wiem czy się połapie.

*Kilka dni później*

Violetta.
- Może pójdziemy gdzieś razem po zajęciach? - spytała Francesca, idąc razem ze mną do studio.
- Niestety dzisiaj nie da rady, Francesco. Tata zaprosił na kolację dzisiaj kogoś z kim będzie współpracował, muszę być w domu... Niestety.
- A niby dlaczego musisz być  w domu? To tak jak spotkanie biznesowe. - odezwał się tym razem Tomas. - Też bym cie najchętniej zgarnął dzisiaj wieczorem.
- Jeśli będzie wolna, idzie ze mną. - wtrąciła się Francesca.
- I tak mnie nie wyciągniecie. - zaczęłam się śmiać - Tata twierdzi że ona przyjdzie z synem... A powiedźmy że istnieje jeszcze taki ktoś kto kompletnie nie radzi sobie w życiu i trzeba im pomagać w każdej sytuacji, więc nie zostawi go samego. Zanudziłby się gdyby miał tam z nimi siedzieć.
- Nie wiem dlaczego mówisz że "istnieją jeszcze osoby które nie radzą sobie w życiu", Violetta. Nawet go nie znasz. - stwierdziła Fran - Jest w naszym wieku, tak?
- Podobno tak... Dlatego właśnie nie rozumiem dlaczego niby ktoś go musi aż tak pilnować.

Diego. 
- Nie ma mowy mamo, ja tam nie pójdę. - powiedziałem. Ile jeszcze razy mam jej tłumaczyć że wole posiedzieć w domu i nie robić nic, niż siedzieć z nią nie wiadomo ile i nudząc się jak nie wiem co.
- Nie zostawię cie tutaj samego, rozumiesz? - spytała.
- Mówiłaś że uczę się w domu, tak? W takim razie muszę mieć jakiegoś nauczyciela czy coś. Właśnie chyba powinien tu być, nie wydaje ci się?
- Przyjedzie dopiero za kilka dni, a ty pójdziesz ze mną. Rozumiemy się? Ostatnio coraz częściej ci odbija. Kiedyś byłeś inny, wiesz o tym?
- Nie wiem, nie pamiętam. - wzruszyłem ramionami - Wiem że nigdzie nie idę.
- Diego... Przestaje cie rozumieć. - powiedziała, siadając obok mnie - Jesteśmy rodziną, tak? Mamy tylko siebie. Nie róbmy sobie nawzajem na złość, bardzo cie proszę.
- No dobra. Niech będzie... Pójdę. Ale dlaczego nie chcesz zostawić mnie samego? Nie jestem już dzieckiem i w ogóle...
- Przypomnę ci że kompletnie nic nie pamiętasz i po prostu nie potrafię zostawić cie tutaj samego. Pomimo tego, że już nie jesteś dzieckiem. A teraz się przebieraj, nie będziesz cały dzień w łóżku leżał.
- A może jednak będę ? - zaśmiałem się - Tak fajnie tutaj jest...
- Wstawaj i nie wymyślaj. - powiedziała po czym wyszła z mojego pokoju. Świetnie. Nie dość że siedzę w mieście z tego, jak już się zdążyłem zorientować, debilnego snu, to jeszcze przesiedzę w milczeniu jakieś 2 godziny, może i nawet dłużej... A w ogóle, zaczynam zastanawiać się czy ja z jakieś porcelany nie jestem czy coś. Nawet na 5 minut mnie samego w domu nie zostawi. Zrozumcie tu ją. Musiałbym jakoś ogarnąc swoje życie poza tym snem, bo na serio nie ogarniam NIC.

Prolog.

Historia, która skończyła się gdy jeszcze się nie zaczęła. Głupie urojenia w głowie jednego z wielu ludzi na ziemi. Jeden człowiek, wcale nie liczący się dla otoczenia. Tylko w śnie miał szansę na normalne życie? Tak, to był tylko sen. Piękny sen. Sen który z ogromną chęcią by powtórzył. Zrobiłby wszystko, byle powtórzyć ten idealny sen. 


***
Patrycja odkupiła swoje winy. XD Mam nadzieje że po prologu ogarniacie mniej więcej o co chodzi. Ja już tak jakoś mam, że od niedawana zaczynam od połowy a w 1 rozdziale wracam do początku XD Stuknięta ja. Będzie jednak Dieletta. Ten kto mieszka niedaleko, nie musi się do mnie fatygować XD 

sobota, 19 kwietnia 2014

Życzenia święteczne + 50 000 wyświetleń *.*

Taka tam stuknięta Patrycja oderwała się na chwile od rysowania po jajkach (muahaha xD) żeby złożyć wam życzenia świąteczne. Nie będzie to jakaś głupia formułka z internetu, bo po pierwsze nie chce mi się szukać a po drugie kto by chciał to czytać? Po prostu miejscie wrażenie że złożyłam wam życzenia i tyle. No więc.. XD Smacznego jajka? Może być? Czy nie lubicie jajek? XDD No i 50 tysięcy wyświetleń... Wolno nabijane, ale jak cieszy. Ukazuje że jeszcze ktoś to czyta :D No i informacja, o której nie wspomniałam w tytule posta. Jeśli będziecie chcieli mnie po niej zabić, zaczekajcie do wtorku, okey? XD No więc myślałam o tym żeby kompletnie zmienić tego bloga. Pierwszy sezon z Dielettą już się skończył, więc czemu by w drugim nie walnąć innej pary? Chodzi mi tutaj o ... Dielari xD Niektórzy już może zauważyli że od jakiegoś czasu (od baaaardzo długiego czasu, ale się z tym pięknie ukrywam xD) uwielbiam tą właśnie pare. I co? Mam kopać sobie grób? XD Raczej nikt z was nie mieszka w Toruniu, i troche pożyje, co nie? Tak czy iinaczej, jeszcze raz smacznego jajka (jak ja nie lubie składać życzeń) i poczekajcie z morderstwem do wtorku. Papa xd Dominguez'owa.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Epilog.

Zacznę od tego, że epilog będzie pisany z perspektywy narratora. Prolog drugiego sezonu również. Zobaczymy jak to wyjdzie. Zapraszam do czytania.

***

Jedna chwila. Moment, w którym całe życie pewnej pary legło w gruzach. Ostatnie co pamięta chłopak to krzyk. Krzyk dziewczyny, którą tak bardzo kochał. Nie zdawał sobie sprawy, że głos który w tej chwili słyszy może zaniknąć już na zawsze. Już nigdy może go nie usłyszeć. Wiele błędów popełnionych w życiu, sprawiło że teraz leży na trawie. Co się dzieje w jego głowie? Pojawia się każdy moment jego związku z Violettą. Każdy, bez wyjątku. Po raz kolejny widział jak płaczę, jak się śmieje. Ich pocałunek. Ten pierwszy. I każdy kolejny. Moment w którym ona dowiaduje się o jego chorobie. Widzi po raz kolejny jej smutek w tym momencie. Nic nie może zrobić. Nic a nic. Aż w końcu dobiega do momentu w którym upada na trawę. Widział w tym momencie jej twarz. Przerażenie, które wcale go nie dziwiło.

A co działo się w głowie Violetty? Wielka burza. Wszyscy, którzy są niedaleko biegną do Diego. A ona stoi. Stoi, wpatrując się w chłopaka leżącego na zielonej trawie. Wiedziała że to nie może być koniec.

I nie był. To był dopiero początek. Początek wszystkiego. Początek miłości. Miłości która będzie się ciągnęła przez wieki.

"Nic nas nie rozdzieli" - słowa, które nagle zabrzmiały w głowie dziewczyn. Początek, nie koniec, którego spodziewał się każdy


***
Krótki, denny i w ogóle ;-;
Ale... Zabieram się już za prolog. Jak pisałam, dopiero po moich egzaminach :D Poczekacie sobie xd Jestem tuż po napisaniu tekstu na komputerze XD Zobaczymy czy pani od polskiego mnie zastrzeli za to że źle piszę. Chodzi o technikę pisania... Wiem, nie umiem xD

Aaaa ! Jeszcze podpis, bo mi już kradną xD

Dominguez'owa xd

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 60 - "No i w domu"

Violetta. 
- Jak to go nie ma?! - usłyszałam wrzask nauczyciela. Słyszeli go chyba wszyscy w promieniu kilometra... Cóż, powinnam mu powiedzieć wcześniej. A ja głupia myślałam że wróci szybko. - Od kiedy go nie ma?
- Od rana... No normalnie. Nie ma. Wstałam, a jego już nie było.
- I do tej pory nie wrócił?! - kolejny wrzask. Aż przestaje mieć ochotę z nim rozmawiać... - Dzwoniłaś do niego?
- Zostawił telefon. - wyjaśniłam od razu.
- Jak ja go znajdę... - powiedział i od razu gdzieś pobiegł. Chyba do Pablo... Postanowiłam iść za nim.
- Pablo, uczeń nam zniknął. - powiedział, gdy w końcu trafił na dyrektora studio. Siedział z Angie, Jackie i Beto przy jakimś stoliku i rozmawiali.
- Jak to zniknął? Który? - zdziwił się Pablo.
- To jasne, że Diego. - wtrąciła się Jackie - To jest chyba najmniej odpowiedzialna osoba w studio. Do tego tylko tym jednym chłopakiem, nasz Gregorio by się przejmował. Synek w końcu najważniejszy.
- Znowu chcesz się kłócić? - odezwała się Angie - Chce wam tylko przypomnieć że zniknął nam jeden z uczniów. I niezależnie od tego, czy jest synem Gregorio, powinniśmy go poszukać.
- Racja Angie. Ja i Gregorio poszukamy go w okolicy, wy zostańcie tu z uczniami. - powiedział Pablo.
- Ja też chce go poszukać! - powiedziałam. Nie było mowy bym została, kiedy oni będą szukać tego nieodpowiedzialnego idioty. Chce go sama ochrzanić.
- Dobra... Pójdziesz z Gregorio, jeśli tak ci zależy.
Po chwili już ruszyliśmy. Szłam z Gregorio, w zupełnie innym kierunki niż Pablo. Może któreś z nas go znajdzie...

Diego. 
Jeszcze jakieś 5 kroków i normalnie wyląduje na ziemi. Łażę już chyba z 8 godzin, a nadal na horyzoncie nie ma NIC. Dziwi mnie w ogóle, że nikt nie przejeżdża tą drogą. Trochę to wszystko przerażające, a za parę godzin zrobi się ciemno i będzie jeszcze gorzej. Usiadłem w końcu w byle jakim miejscu, by coś zjeść. Wydawało mi się wręcz niemożliwe, by iść kilka godzin bez przerwy. Do tego bez leków, które powinienem wziąć z samego rana. Tak naprawdę, nie brałem ich już chyba od prawie dwóch tygodni. Violetta przestała mnie pilnować, więc ich nie biorą - tyle wyciągnąłem z plecaka kanapki. Jak ja się cieszę, że planowałem powrót na wieczór. Mam chociaż co zjeść. Pogoda nie była aż taka zła. Jak narazie świeciło słońce, było dość ciepło. Miałem już naprawdę dość tej wędrówki. Nienawidzę tego... Po prostu nienawidzę. Nigdy nie lubiłem daleko chodzić. Ten spacer był tylko po to, by zrobić komuś na złość. I zrobiłem na złość sobie, bo zapewne już byłbym w domu, gdybym chociaż znał drogę powrotną. Moje ogarnięcie w terenie jest do bani. Po chwili ruszyłem w dalszą drogę. Dziwne uczucie, które towarzyszyło mi podczas ostatniego omdlenia na zajęciach z tańca, znowu zaczęło do mnie powracać. Na szczęście bez braku przytomności. Chyba już nigdy bym tam nie wrócił, gdybym tutaj zemdlał czy coś. Kto by mnie tu w końcu znalazł? A mi się nie chce już dalej iść... W pewnym momencie, ujrzałem w końcu jakieś budynki. Tak! W końcu! Pozostaje nadzieja, że ktoś da mi tutaj skorzystać z telefonu. O ile będę na tyle ogarnięty, by pamiętać numer. W głowie miałem nadal numer Violetty i numer mojej matki, więc jakby co, nie jest źle. Gdy wszedłem w ten teren zabudowany, znalazłem jakąś kawiarnie, gdzie pozwolili mi skorzystać z telefonu. Wystarczy powiedzieć że się zgubiłem, nie ma problemu. Było już około 21, nie wiem jakim cudem w ogóle jeszcze coś jest otwarte.  Zadzwoniłem do Violetty. Odebrała dość szybko.
- Halo? - spytała. Jej głos... Jak ja uwielbiam jej głos. W końcu odezwałem się po dłuższej chwili.
- Cześć Violetta... Przepraszam... - powiedziałem, zanim zdążyła mi przerwać.
- Gdzie ty do cholery jesteś, pajacu?! - zaczęła na mnie wrzeszczeć.
- Skarbie, spokojnie... - powiedziałem, po chwili wyjaśniając jej gdzie trafiłem. Powiedziała że przyjedzie po mnie. Z moim ojcem. Ta...  Świetnie. Ochrzan w samochodzie. I to podwójny. Ale cóż, ja już chce do domu. Powiedziałem jej jeszcze przez telefon, by wzięła moje tabletki. Oczywiście za to też zaczęła na mnie wrzeszczeć. Już się chyba na to uodporniłem, bo wcale mnie nie ruszyło. Czekałem na nich przed tą kawiarnią. Dość dziwnie się czułem... Jednak zaraz mieli po mnie przyjechać, więc nawet jeśli miałbym zemdleć, pojawiliby się obok. Do tego byłem gdzieś gdzie mieszkali ludzie - ktoś by to zauważył. Chyba. Chociaż większość zapewne olałaby nastolatka leżącego na ulicy. "Pewnie pijany" - pomyślałby każdy, kto by przeszedł jeśli nie widziałby momentu mojego upadku. Po chwili jednak był już mój ojciec i Violetta. Wsiadłem do samochodu. Wcale się nie odzywałem, czekając na kazanie. Jakoś dziwnie całą grogę żadne nic do mnie nie powiedziało. Poobrażali się wszyscy, czy jak? Gdy byliśmy już w domu, od razu poszedłem do łóżka. Oczywiście ojciec musiał mnie tam zaprowadzić, bo ledwo trzymałem się na nogach. Tak, ten spacer to był zły pomysł. Źle się czuje... Położyłem się na łóżku i po prostu zasnąłem.

Violetta.
- Mówie wam, że on jeszcze coś gorszego odwali. - odezwałam się. Siedziałam z Francescą, Camilą, Federico i Leonem przy jednym ze stolików, jedząc właśnie śniadanie. Diego jeszcze spał. Nikt z nas nie miał serca go budzić. Wezmę mu coś na śniadanie do pokoju.
- Może i masz racje. Jak na 18 lat, zachowuje się naprawdę nieodpowiedzialnie. W ogóle nie zwraca uwagi na swoje zdrowie. - odezwała się Francesca - Olewa to że prosiłaś go razem z Gregorio by leżał w łóżku. Przecież mógł jeszcze coś gorszego odwalić z tą nogą. Jeszcze kuleje?
- Tak. - z odpowiedzą wyprzedził mnie Federico - Ale też go zrozumcie. Jego ojciec traktuje go jak jakieś małe dziecko, które nie może nigdzie pójść same, bo zrobi sobie krzywdę.
- Bo tak jest, Fede. - odezwał się Leon, który wcześniej starał się nie włączać w naszą rozmowę.
- Nieprawda, wrócił cały z wczorajszego spaceru. - powiedziała Francesca. Nie miała zamiaru zgadzać się z chłopakami.
- Może i cały, niekoniecznie zdrowy... Muszę go naprawdę pilnować z tymi tabletkami. Okey, pójdę do niego. Może już nie śpi. - powiedziałam i wstałam. Wzięłam śniadanie, które miałam zanieść chłopakowi i ruszyłam do domku który zajmowałam wraz z moim chłopakiem, Federico i Ludmiłą. Weszłam już po chwili do pokoju. Diego jeszcze spał. Naprawdę musiał być wyczerpany. Dość długi miał ten spacer. Usiadłam obok niego na łóżku. Przyglądałam się śpiącemu chłopakowi. Obudził się dopiero po jakieś godzinie. Spojrzał na mnie.
- Violetta... - odezwał się, po czym na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Przepraszam cię.
- Nie musisz mnie już przepraszać, Diego. Tylko więcej takiego czegoś nie odwalaj. - powiedziałam. Chłopak usiadł na łóżku. Był taki jakiś... Słaby? Nie wyspał się, czy mi się wydaje? Nawet jeśli, zje i położy się znowu spać.
- A teraz powiedź mi. Kiedy po raz ostatni brałeś leki? - spytałam. No właśnie. Ostatnio Olga kupiła mu nowe opakowanie. Nadal jest nietknięte, a innego nie ma.
- Em... No... Em... Ja... No... Już dawno... - udało mu się powiedzieć po chwili.
- Diego, czy ty naprawdę nie rozumiesz? - spytałam - Olewasz wszystko. Nie interesuje cie to że jesteś dla nas ważny i się o ciebie martwimy. Odwalasz tylko numer za numerem. Ile ty masz lat, co? 13?
- Violetta, przepraszam... - spuścił wzrok. Ile ja jeszcze razy usłyszę od niego to jedno słowo?
- Dobra. Nieważne. Zjedź śniadanie i kładź się znowu. I żadnego "ale" - powiedziałam, widząc że chce się odezwać. Dzisiaj nie ma protestowania. Wieczorem wszyscy ruszyliśmy na ognisko. To były uroki wsi. Tutaj możemy rozpalić ognisko. Diego siedział z nami. Jakoś nie potrafiłabym zostawić go samego w domu na cały wieczór. Do tego, nie da się go tyle utrzymać w łóżku. Siedzieliśmy więc śpiewając jakieś głupie piosenki, wydurniając się. Tak, nasze ulubione zajęcie. Nauczyciele siedzieli przy stoliku, trochę dalej od nas. Diego cały wieczór się nie odzywał. Dobrze wiedziałam, że źle się czuje. Nie mówił tego, ale chyba każde z nas to widziało. Jego ojciec bez przerwy go obserwował.
- Diego, wszystko w porządku? - zapytała w końcu Francesca. To pytanie chcieliśmy zadać wszyscy, jednak nikt się nie odważył.

Diego. 
Jedyne przyjemne uczucie jakie towarzyszyło mi w tym momencie to palce Violetty nadal złączone z moimi. Jej dotyk łagodził wszystko. Wszystkie nieprzyjemne odczucia. Gdy usłyszałem pytanie Francesci, kiwnąłem głową.
- Tak... Wszystko w porządku. - powiedziałem. Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Violetta jednak się nie uspokoiła. Nadal siedziała jakoś tak niespokojnie.
- Wziąłeś leki? - zapytała po dłuższej chwili milczenia. Ups...
- Zapomniałem. - odezwałem się, a ona spojrzała na mnie. Federico jakby czytając w jej myślach, sam ruszył po nie do naszego domku. - Nie są mi potrzebne.
Cisza. Zapadła cisza, która dla nas wszystkich była dołująca. Mimowolnie przymknąłem oczy. Wziąłem głęboki oddech.
- Ja już pójdę. - wstałem. Jednak po chwili wylądowałem znów na miękkiej trawie.


***
Pati dodaje ostatni rozdział tego sezonu, kłaniać się :3 XD
Wiem - negatyw :D
Ale zrozumcie, ja już tak mam. 2 sezon już nie będzie taki smutny, obiecuje. Chociaż początek może być taki że we wszystkie mnie mordujecie XD Nie chciałam po prostu robić tego samego co jest wszędzie. Czyli szczęśliwa parka, ślub itp.
To jest całkiem urocze, ale jak to się czyta wszędzie, robi się nudne :D
Będzie jeszcze tylko smutny epilog. Pierwsze rozdziały 2 sezonu też za szczęśliwe nie będą, nie mordujcie mnie za to. Czekajcie na epilog! :3
A wiecie co wam powiem? Mieliśmy jakieś testy psychologiczne w szkole (króliczek doświadczalny jestem :D), kazała nam zastanowić się nad jakimś momentem naszego życia. Pozytywny, lub negatywny. Potem podchodziła, pytała się jaki to moment (pozytywny, czy negatywny, nie dokładnie) i dawała kartkę, na której kazała nam napisać jaki to moment, co robili wtedy inni, swoje odczucia itp. Miałam negatywny. Widzicie, ja tak po prostu już mam :D Jak już coś piszę, musi to być coś negatywnego. Pozytywnego bym nie opisała. Chyba że bym opisała moje uczucia jak zobaczyłam "Pati królową" w czacie na Zwiastunowej Wyspie, haha XD
Dobra, papa :D
Przybędę do was potem z epilogiem :3
Potem, albo w środę XD

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 59 - "Chyba się nie zgubie"

Violetta.
Obudziłam się około 8 rano. Zobaczyłam że Diego nie ma obok mnie. Pewnie poleciał do telewizora, bo razem z Federico oglądają jakieś głupie bajeczki dla dzieci. I to z samego rana, nudzi im się chyba. Ubrałam się i poszłam do Federico. Jednak on siedział sam, wgapiając się w telewizor.
- Nie ma z tobą Diego? - spytała, trochę zdziwiona. To gdzie on jest?
- Nie ma. Myślałem że śpi. Nie ma go w pokoju?
- No nie ma... Okey, potem do niego zadzwonię. Chodź na śniadanie, bo się spóźnimy.
Po chwili razem z Federico już poszliśmy. Niestety, tam Diego też się nie pojawił. Zadzwoniłam do niego jak już byliśmy  w domu. Jednak zostawił telefon.
- Nie chciało mu się pewnie z nami siedzieć. - odezwał się Federico - Niedługo do nas wróci.

Diego.
Szedłem tak przed siebie, wcale nie zwracając uwagi na to gdzie idę. Tak czy inaczej, trafie do nich z powrotem, więc nie ma co się martwic. Chyba trafię... A jak nie trafie, to i tak tata znajdzie mnie na końcu świata. Ruszyłem przed siebie, w swoją drogę. Dopiero po chwili zorientowałem się że doszedłem na skraj lasu. Zastanawiałem się chwilę : Zawrócić, czy iść dalej? W końcu postanowiłem pójść dalej. Nie spieszyło mi się z powrotem. Wiedziałem że czeka na mnie "wielki ochrzan" ze strony Violetty, taty, a może i nawet mamy. Kto wie, kiedy zachce jej się zadzwonić. Spojrzałem na zegarek. Była dopiero 9 rano. Gdybym teraz zawrócił, wróciłbym na wieczór... Zresztą, idę dalej. I tak już daleko zaszedłem. Po pół godziny, usiadłem na jakieś polanie. Postanowiłem zjeść śniadanie. Wyciągnąłem z plecaka jakieś kanapki. Zacząłem szukać telefonu, aż zorientowałem się że go nie mam. Zostawiłem go? Violetta mnie zabije, to jest pewne. Zjadłem szybko kanapkę i ruszyłem z powrotem, by za bardzo nie martwić Violetty. Po jakieś godzinie, a może i nawet dwóch (?) w końcu zorientowałem  się że chyba już dawno powinienem wyjść z tego lasu. Tak... A jednak się zgubiłem. Jedno jest pewne. Jak będę szedł prosto, przed siebie, w końcu stąd wyjdę. No i tutaj się nie myliłem. Po jakiś 2 godzinach, w końcu wyszedłem. Tylko... Gdzie ja jestem? Napewno nie wszedłem tutaj... W pobliżu tak naprawdę nie było nic, oprócz ulicy która ciągnęła się w nieskończoność. Chciałem iść... Tylko w którą stronę? Chyba jednak tata i Violetta mieli racje. Zdecydowanie mieli racje. Gdybym ich posłuchał, teraz leżałbym sobie w ciepłym łóżeczku i chociaż udawał że śpie, żeby wszyscy dali mi święty spokój. Wszyscy, oprócz Violetty oczywiście. Potrafiłem z nią rozmawiać nawet wtedy, gdy byłem wściekły na cały świat. Nie umiałem wściekać się na nią. To mój anioł... Nie wiem czy bez niej bym sobie poradził. I mam nadzieje że nigdy nie będę musiał tego sprawdzać. Anioł stróż w ludzkiej skórze. Po prostu mój. Słodziutki anioł, którego nikomu nie oddam. Tak się o niej rozmyśliłem, że nie zorientowałem się nawet kiedy ruszyłem. Poszedłem w prawo. Możliwe że to właśnie tam gdzie jest to miejsce, w którym odbywała się nasza wycieczka. Chociaż szczerze w to wątpię. Jeśli jednak znajdę w najbliższym czasie jakieś miasto i miejsce w którym jest telefon, będę mógł poinformować gdzie jestem. Problem tkwi w jednym. Nie wziąłem ze sobą tabletek. Żeby nie myśleć że źle się czuje, stwierdze że najlepiej to nie jest. Ale wydaje mi się że w końcu dojdę gdziekolwiek, a jak nie, to mnie znajdą. Mama znajdzie mnie na końcu świata, tak naprawdę... Więc nie ma czym się przejmować.

Violetta.
- Gregorio! - krzyknęłam, biegnąc do nauczyciela tańca. Jest już 16, a Diego nadal nie ma. Należy w końcu poinformować jego ojca, że go nie ma.
- Co się stało, Violetto? - zapytał, odwracając się w moją stronę.
- Diego nie ma.


***
Bam, bam, bam xD
Krótko i nie ma tutaj nic ciekawego. :D Przedostatni rozdział. Ostatni mam już napisany. Teraz jeszcze epilog i gotowe :D No i... (tutaj powinny być fanfary :D) mam już zwiastun 2 sezonu! Wielkie podziękowania dla Nath. Po prostu zakochałam się w tym zwiastunie. Tak pięknie to zrobiła... Nawet tak sobie nie wyobrażałam :D Oto zwiastun :
https://www.youtube.com/watch?v=j7vsi5w0jkw#t
Niestety, nie chcę się wgrać tak normalnie. Nie wiem co dzisiaj z blogerem, ale okey :D
Myślę że po tym zwiastunie, zrozumiecie co będzie się działo w 2 sezonie.
Znowu gdy weszłam na notkę na blogu autorki zwiastunu i od tak zerknęłam na czat, widzę że nie chcieliście dać dziewczynie spokoju xD Nie będę w ogóle komentowała tego "Pati królową" XDDD Tak się śmieje, że prawie z łóżka lecę XD

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 58 - "Długi spacer?"

Diego.
Niestety, uwzięli się na tego lekarza, więc musiałem jechać. Oczywiście z tatą i Violettą. Może chociaż nie zatrzymają mnie w łóżku? Jak powie że nic mi nie jest, to dadzą mi święty spokój. Wieczorem już byliśmy na miejscu.
- Widzisz? Mówiłem że lekarz jest niepotrzebny. - powiedziałem, próbując dojść do domu nie kulejąc, ale oczywiście mi nie wychodziła.
- Tak czy inaczej, posiedzisz sobie jutro w pokoju. Może przestanie cie bolec.
- Ale tato, jesteśmy na wycieczce! - powiedziałem. Wcale nie zamierzałem siedzieć w łóżku. Co to, to nie.
- Wolisz żebym zadzwonił do twojej mamy? Ona od razu cie stąd zabierze, wiesz jaka jest.
- To był cios poniżej pasa... I tak nie będę leżał. - powiedziałem, wchodząc do pokoju. Wiedziałem że nie zadzwoni do mamy. Nie jest chyba aż tak wredny, przynajmniej nie dla mnie. Violetta po chwili zjawiła się obok mnie.
- Wiesz że nic mi nie jest ? - spytałem. Ona tylko kiwnęła głową.
- Ale fajnie się patrzy jak się denerwujesz. Do tego jednak kulejesz...
- Oj tam... Może trochę mnie boli, do jutra minie.
- Mam nadzieje. Bo wiem że tak czy inaczej sobie pójdziesz, nie wiadomo gdzie.
- Widzę że już mnie świetnie znasz.
- Ale zabierzesz mnie ze sobą?
- Oczywiście. - zaśmiałem się. - Bez ciebie to ja nie zamierzam sobie iść.
Chociaż... Tak naprawdę Violetta od razu zaciągnęłaby mnie do domu. A tak miałbym chwilę spokoju od nich wszystkich. Ale czy to w ogóle możliwe? Zaraz by się ktoś pojawił obok. Chyba że pójdę naaaaprawdę daleko. I w nocy, wtedy nie zauważą że sobie poszedłem... Po chwili do pokoju wpadł Federico.
- Ratunku! - wrzasnął, chowając się za Violettą. Do pokoju wpadła Ludmiła, od razu zaczynając gonić Włocha po pomieszczeniu.
- Co odwaliłeś? - spytała Violetta, powstrzymując śmiech. Tak, ta sytuacja wyglądała całkiem zabawnie. Przynajmniej z mojej perspektywy. Federico raczej nie miał za dobrze.
- Nic... - powiedział, tym razem wskakując na łóżko i próbując schować się za mną.
- Wcale, ale się boisz. - zacząłem się śmiać.
- Bo ona jest straszna.
W końcu nie dowiedzieliśmy się co się stało, bo wybiegli. Po chwili położyłem się z Violettą już spać. W końcu było późno, a o 22 cisza nocna. Zdecydowanie za szybko... Nie mogłem jednak zasnąć. Postanowiłem że jednak pójdę się przejść. Zamierzałem wrócić dopiero następnego dnia wieczorem, więc zabrałem coś do jedzenia, przebrałem się i poszedłem.






_____
Żyje, żyje xD Spokojnie, nie panikować XD Jest jedna malutka zmiana w planach. Rozdziałów będzie 60. Potem epilog. Nowy sezon oczywiście się szykuje :3 Ale ja - mądra wasza i kochana XDD - postanowiłam że zacznę go dopiero pod koniec tego miesiąca, czyli po egzaminach xD Ale zwiastun, który zamówiłam powinien pojawić się wcześniej. Postaram się napisać dzisiaj jeszcze 59, 60 rozdział i jak dobrze pójdzie, również epilog. Ale dzisiaj tego nie dodam, jakby co :D
Co do zwiastunu... Wchodzę dzisiaj na bloga, na którym zamawiałam (zwiastunowa-wyspa.blogspot.com) i wiecie co? Ktoś się już chyba niecierpliwi XD
Spokojnie, zwiastun będzie niedługo, na pewno przed opublikowaniem prologu. Nie ma co się bać. I tak wiele się z niego nie dowiecie :D

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 57 - "Ale boli!"

Violetta. 
Wycieczka mijała nam całkiem spokojnie. Jednak nie są organizowane zajęcia, z racji tego że nie ma gdzie ich robić. I bardzo dobrze. Jak narazie świetnie się bawimy z przyjaciółmi i to jest najważniejsze. Akurat jestem z Francescą, Camilą, Diego i Federico nad jeziorem. Chłopaki już się tak nie kłócą, bo Fede nie zabiera rzeczy Diego. I tak ma być. Więc siedzimy tak i praktycznie nic nie robimy. Nuuuudy. Diego gapi się w niebo, jakby czekając aż spadnie jakiś meteoroid. Diego to jednak Diego. Nawet jak się go woła - gapi się w niebo.
- Ziemia do Diego. Już nie wrócisz do kosmosu. - powiedziałam i zaczęłam mu machać ręką przed twarzą.
- A wiesz że jak byłem mały chciałem zostać astronautą? - zapytał. Słysząc jego słowa, zaśmiałam się. - Mówię serio. Fajnie by było polecieć na księżyc.
- A jak ja byłam mała, to chciałam być księżniczką. - odezwałam się. Zorientowałam się dopiero w tym momencie że wszyscy już poszli. Chyba jednak razem z Diego byłam na księżycu.
- Jesteś księżniczką. Moją księżniczką. - odezwał się, po czym spojrzał na mnie. Uśmiechnął się. Jak ja uwielbiam ten jego uśmiech. Wyraża wszystko... - Gdzie wszystkich wywiało? Wreszcie jesteśmy sami.
Powiedział i uśmiechnął się do mnie. Praktycznie cały czas podczas tej wycieczki jesteśmy sami, chyba że akurat pojawi się któreś z naszych przyjaciół lub jego ojciec. Ale jemu oczywiście ciągle mało czasu spędzonego ze mną. Uśmiechnęłam się do niego.Zrobiło się trochę zimno. Ale chyba nie dla Diego, bo zdjął swoją koszulę i okrył mnie nią. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie cały czas. Obserwował każdy mój ruch.
- Już nie patrzysz w niebo? - spytałam i zaśmiałam się. Przytuliłam się do niego.
- Jesteś ładniejsza niż niebo, wole patrzeć na ciebie.
Siedzieliśmy jeszcze tak jakiś czas, dopóki nie zaczęło padać. Nie chcieliśmy tak siedzieć w deszczu. Gregorio zabiłby nas oboje. Szliśmy tak, trzymając się za ręce. Po jakimś czasie, gdy byliśmy już niedaleko, Diego się poślizgnął na jakieś kałuży, a ja poleciałam wraz z nim bo oczywiście nie puścił mojej ręki. Oboje leżeliśmy na ziemi, chwilę ogarniając co się stało, a potem zaczęliśmy się śmiać jak głupi. Zauważył nas Gregorio. Nie wiem co on robi w tym deszczu. Może nas szuka?
- Co wy robicie? - spytał. Mój chłopak od razu wstał, ale chwilę potem upadł. Usłyszałam z jego ust wiązankę przekleństw, pierwszy raz odkąd go poznałam.
- Co się stało? - zapytałam.
- Noga mnie boli. - powiedział tylko krótko. Od razu wstałam, a Gregorio pomógł wstać Diego.
- Ty to nie możesz nigdzie wyjść żeby sobie krzywdy nie zrobić. - stwierdził i już po chwili szliśmy w kierunku domku. Oczywiście Gregorio pomagał Diego jakoś iść.

Diego. 
- Powinniśmy z nim jechać do lekarza. Niech mu opatrzy te nogę. - powiedział Federico.
- Ile jeszcze razy mam wam powtarzać że nic mi nie jest i do jutra mi przejdzie? - zapytałem. Oczywiście na jeden dzień jestem już uwięziony w łóżku. Na co najmniej jeden dzień, bo nie wiadomo co będzie jutro.
- Gregorio i tak zapewne cie zabierze do lekarza. Poszedł tylko do Pablo. - powiedziała Violetta.
- Albo mi się wydaje albo wy wszyscy za bardzo panikujecie jak coś mi się stanie.
- Albo mi się wydaje, albo ty za często robisz sobie krzywdę. - stwierdziła Ludmiła, która właśnie mijała otwarte drzwi do pokoju mojego i Violetty - Może zamieszkasz w szpitalu na stałe?
Po tych słowach po prostu sobie poszła. Jak ona czasami mnie denerwuje...



***
Rozdział wyszedł krótki i ... dziwny? xD
Wiem, wiem. Nie miejcie mi tego za złe. Ledwo żyje. Umieram. Cierpie. Ząb mnie znowu boli XDD Muszę chyba znaleźć lepszą dentystkę. Wiecie ile pisałam ten rozdział? Ze cztery godziny na pewno ._.

Obserwatorzy

Chat~!~