Muzyczka xD

niedziela, 1 listopada 2015

Wszystko się kiedyś kończy.

Wyobraźcie sobie dziewczynę. Ma 15 lat, i raczej nie różni się niczym od innych. Dopiero co odkrywa siebie. Robi wszystko, by odnaleźć powołanie. I wtedy je znajduje. Wiem, że może nie jest to odpowiednia chwila na pożegnanie. Jednak jeśli już się żegnać, to ze wszystkim naraz. Wiem, co większość z was dzisiaj odczuwa. Wiem, co odczuwa mój idol, którego zyskałam dzięki jednemu serialowi, który dla wielu jest niczym. Chce wam podziękować, że byliście przy mnie przez całą moją działalność. Że mnie wspieraliście. Może czasami was denerwowałam, za co bardzo przepraszam. Nie byłam idealna, i nigdy nie chciałam taka być.
Teraz, kiedy siedzę i wylewam łzy, musiałam sobie o was przypomnieć. O was, z myślą że pomimo tego, że ostatnio was zaniedbuje, jesteśmy rodziną. Jedną, wielką rodziną. I ja zostanę jej członkiem. Jednak nie w takiej formie, jak dotychczas. Jestem na etapie odkrywania, że to co robiłam przez wiele lat nie daje mi już tak wielkiej satysfakcji. Serce mi pęka, gdy tylko o tym pomyślę. Miałam napisać coś oryginalnego, i pożegnać się w jakiś piękny sposób. Ale nie mam siły. Nie mam siły kompletnie na nic. A czuje, że muszę zrobić to dzisiaj. Dzisiaj, gdy nikt nie zauważy, że odchodzę. Kiedy wszyscy jesteście zajęci końcem naszego fioletowego świata.
Gdy mam 17 lat, poczułam, że to wcale nie jest to, co chce robić w życiu. Po roku architektury krajobrazu, wczułam się w nią zupełnie. Nie myślę prawie o pisaniu. W głowie mam jedynie praktyki, biologie, której nauka w tym roku tak ciężko mi idzie, oraz... rysowanie. Nigdy nie czułam się w tym dobrze, bo wiem że nigdy nie dojdę w tym do perfekcji. Jednak ostatnio poczułam, że nie muszę być perfekcyjna. Wystarczy, że wiem, co chce przekazać. A przekazywanie czegokolwiek poprzez pisanie ostatnio słabo mi idzie. Coraz gorsze oceny za wypowiedzi pisemne, mój język staje się coraz bardziej ubogi, czytam coraz mniej książek. Nie mam na nie czasu. Nawet gdy zaplanuje sobie, że poczytam chwile, przypominam sobie biologie, i ten ogrom materiału, który muszę opanować. I tak mam już taryfę  ulgową. Nie wyobrażam sobie, by nauczycielka jeszcze bardziej mi to ułatwiła. A chce się nauczyć.
Zastawiam wam do przemyślenia całe dwa lata, które tu byłam. Może je zmarnowałam, może nie. Dorastałam razem z wami.  Nie chciałam, by moje życie wyglądało normalnie. Wymagałam od siebie więcej. Jednak teraz myślę, że jeśli się postaram, uzyskam coś cenniejszego, niż pisanie. Może kiedyś tu wrócę. Nie obiecuje. Chce, byście wiedzieli, że to były najpiękniejsze dwa lata mojego życia. Najbardziej rozwijające lata. Te które ukształtowały mój charakter. Dziękuje.

niedziela, 25 października 2015

6

- Nigdy za nim nie tęskniłeś? - spytała nagle, po dość długiej ciszy. Musiałem chwile się zastanowić...
- Nie mógłbym tęsknić za kimś, kogo nigdy nie było w moim życiu. Może i często czegoś mi w życiu brakowało, ale chyba jednak nie jego... Raczej uczyć, którym powinni obdarzać mnie rodzice, a których nie zaznałem, i to przez niego. Mama nie miała czasu się mną zajmować, chciała jak najlepiej, wiem o tym. Dlatego raczej wszystko co się działo w moim życiu, może być skutkiem jego jednej decyzji. Gdyby nie odszedł od mamy, byłoby inaczej.
- Lepiej?
- Nie wiem, czy lepiej. Na pewno wiem, że zupełnie inaczej.
Nic więcej nie mówiła. Miałem ochotę dowiedzieć się czegoś o niej, w jakiś sposób wywołać szczerą rozmowę. Jednak zawsze, gdy siliłem się na szczerość, rozmawiamy tylko o mnie. Nie mówi zbyt wiele o sobie. Dlatego dzisiaj postanowiłem, że następnym razem będę milczeć. Może w końcu wysili się, i powie cokolwiek. Jeśli ja potrafię być szczery, chce by ona też mogła.
Wróciliśmy do reszty około 22. Jak zwykle ledwo co udało nam się przejść tak, by opiekunowie nas nie zauważyli. Raz nam już się dostało za tak późne powroty. O dziwo, mama wiedziała o tym już następnego dnia rano. Tak jakby ktoś od razu do niej dzwonił. Może ktoś tu mnie szpieguje...? Bo nie sądzę, by opiekunowie dzwonili do niej z każdą błahostką. Za dużo nas tu jest, żeby się tym wszystkim przejmować. Pomimo tego że jej powiedzieli że wracam późno (ktokolwiek to zrobił) i nie wiadomo gdzie się szlajam, i tak wracam późno. Chociaż obiecałem jej, że już będę grzeczny. Naiwnie w to wierzy...

Następne dni wyszły tak, że prawie wcale nie mieliśmy dla siebie chwili wolnego. Gdy nie było już zajęć, zawsze ktoś  coś ode mnie chciał. Tak jakby na silę starali się odciągnąć mnie od tych spacerów. Rozumiem, że nie chcą nikogo tutaj zgubić, jednak wydaje mi się że jesteśmy już z Violettą na tyle zorientowani w terenie, że nie ma mowy o tym byśmy szybko się zgubili. A jeśli już się zgubimy, to i tak kiedyś wrócimy z powrotem. Po tych paru dniach nareszcie znalazł się czas, w którym razem mogliśmy się przejść. Oczywiście nie marnowaliśmy okazji. Tym razem szliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie odezwało się nawet przez moment. Usiedliśmy nad jakimś jeziorem.

____
Przepraszam, że tak mało. Nie mam siły pisać. Może dam radę napisać coś wcześniej, niż za te dwa tygodnie. Postaram się. Przepraszam, naprawdę. Mam teraz trudno w szkole, jutro jeszcze praktyki (chociaż zimno...) i po prostu nawet w weekendy jestem zajęta. Mam nadzieje że zrozumiecie.

sobota, 10 października 2015

5

"Czuje się tylko nawozem pod roślinę, jak często przekwita na grobie zwiędłej miłości. To rzadka roślina, a nazywa się szczęście."

To jest chyba pierwszy raz, gdy czuje, że mam kogoś  bliskiego  w Buenos Aires. Zbliżamy się do siebie z dnia na dzień coraz bardziej. Czuje, że mogę powiedzieć jej wszystko. Czyżbym w końcu znalazł tutaj bratnią duszę? Boje się tylko, że zacznie mnie ignorować jak wrócimy... Zostało jeszcze półtora miesiąca. Myślę, że w te półtora miesiąca za bardzo się do niej przywiążę. Nie wiem czy to normalne. Znam ją już jakiś czas, a dopiero teraz poznaje ją lepiej.
- Idziemy? - spytała Violetta, gdy już byliśmy po obiedzie. Nie miałem dzisiaj ochoty robić kompletnie nic, jednak zgodziłem się jeszcze rano iść z nią nad jezioro. Jestem ciekaw, co powie na to opiekun... O ile oczywiście powiemy mu, że idziemy. Często zdarzało nam się oddalać, nie mówiąc nikomu dokąd idziemy i kiedy wrócimy. Często też jakoś nie zauważali, że nas nie ma. Jak dobrze, że nie ma tu aż tyle bliskich nam osób, Inaczej już dawno chyba mama by mnie stąd zabrała. Nie chce, żebym się tu gdzieś zgubił. O dziwi, zawsze gdy się oddalam, zaraz dzwoni i mówi że mam na siebie uważać. Jakby jakiegoś szpiega tutaj miała, albo zainstalowała mi jakiegoś GPS'a. Jakoś po niej bym się tego nie spodziewał... Tym razem nie było inaczej. Też zadzwoniła. Gdy po rozmowie schowałem telefon do swojej kieszeni, zaraz usłyszałem pytanie Violetty.
- Znowu twoja mama?
- Tak. Znowu kazała mi na siebie uważać. - zaśmiałem się. - Może jak się oddalam, ma jakieś przeczucie i od razu dzwoni?
- To by było trochę dziwne. Zastanawia mnie, po co w ogóle tyle razy dzwoni. Do mnie tata dzwoni raz w tygodniu, i wystarczy.
- Ona już taka jest. Przyzwyczaiła się, że jestem przy niej. Przez te kilkanaście lat zajmowała się mną sama. Nigdy nie rozstawała się ze mną dłużej, niż na jeden dzień. - zaśmiałem się. Zdawałem sobie sprawę z tego, że może za bardzo się przywiązuje, bo niedługo dorosnę, przeprowadzę się, i będę daleko od niej. Jeśli będzie miała wtedy do mnie dzwonić codziennie, chyba oszaleje.
- Jest dużo matek wychowujących samemu swoje dziecko, jednak i tak wydaje mi się że twoja wyjątkowo się martwi...
- Czy ja wiem, czy się martwi? Bardziej pilnuje... Może odkąd mieszkam tutaj jestem grzeczny, ale w Hiszpanii zdarzało mi się narozrabiać. Raz, gdy się z nią pokłóciłem, uciekłem z domu, z myślą że idę szukać ojca. Znalazła mnie po paru dniach. Dopiero później zdałem sobie sprawę, jak bardzo musiała się w tamtym momencie o mnie martwić.
- Serio wymyśliłeś, że poszukasz ojca? - zaśmiała się. Tak, mi też to teraz wydaje się zabawne.
- Miałem różne, dziwne pomysły. Wiedziałem, że mój tata w Hiszpanii nie jest. Jakby tamtego dnia mnie nie znalazła, czuje że musiała by mnie potem szukać na innym kontynencie. - zaśmiałem się. - Mój tata mieszka gdzieś w Argentynie, i doskonale o tym wiem. Nie wiem niestety gdzie dokładnie, i kto to. Zresztą, nawet znudziło mi się już myślenie o nim. Jeśli by chciał, już dawno by przy mnie był. - wzruszyłem ramionami.
- I takie podejście jest dobre. Nie powinieneś zabiegać o miłość kogoś, kto nie zasługuje na to byś ty go kochał. Chyba wie, że ma syna?
- Musi wiedzieć, jeśli przez te kilkanaście lat przysyła mamie pieniądze... Jednak rozmawiać ze mną jeszcze nigdy nie chciał.

sobota, 26 września 2015

4

"Może o to właśnie chodzi w życiu. Żeby ktoś przy Tobie był, na dobre i na złe... Zawsze... Kiedy ciemno, źle, gdy świeczka się nie pali... Pomimo, mimo i wbrew.. Nawet gdy wydaje nam się, że nikogo nie potrzebujemy, bo jesteśmy tak samowystarczalni... Nieprawda.. Ludzie potrzebują innych ludzi... W pojedynkę nie mogą istnieć..."

Od mojego spaceru z Violettą minęło trochę czasu. Jakoś od tamtego momentu czuje, że mam z kim tutaj porozmawiać. Dziwne. Jeszcze tydzień, dwa tygodnie temu było tak, jakbyśmy się nie znali. Najwyraźniej tutaj oboje jesteśmy za bardzo samotni, by wybrzydzać w towarzystwie. Mamy bardzo dużo wolnego czasu, a samotność nie jest raczej przyjemna. Inaczej wygląda to w domu, a inaczej tutaj. W domu, gdy mam wolną chwilę, zwykle staram się skontaktować z moimi przyjaciółmi z Hiszpanii. Tu mam tego czasu za dużo. Zaraz po tym, jak uda mi się porozmawiać z mamą (co zwykle łatwe nie jest, bo często nie odbiera telefonu) i z przyjaciółmi, okazuje się że tego czasu mam jeszcze bardzo dużo. A co wtedy robić? No właśnie... Musiałem znaleźć sobie jakiekolwiek towarzystwo, żeby nie oszaleć. To w końcu całe dwa miesiące... Zaczynam powoli żałować, że zdecydowałem się na wyjazd. Towarzystwo Violetty nie jest złe, jednak wiem jak będzie jak wrócimy. Znowu będzie tak, jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy. Nie ważne jak bardzo zdążymy się do siebie zbliżyć w ciągu tych dwóch miesięcy. Nie chce poczuć, że znalazłem bliską osobę, a potem znowu nie mieć kontaktu z rówieśnikami w Buenos Aires.
Dzisiaj zapowiadał się kolejny nudny dzień. Nie miałem zajęć, co wiązało się z całkowicie wolnym dniem. Z samego rana zadzwoniłem do mamy, bo chyba tylko wtedy da się do niej dodzwonić. Potem postanowiłem wyjść na spacer, by nie siedzieć cały dzień w tym nudnym pomieszczeniu, udając że cokolwiek robię. Podobała mi się ta okolica. Cisza, spokój. W sam raz dla mnie. Dlaczego więc nie mógłbym wykorzystać swojego czasu na spacery? Zanim jednak zdążyłem się oddalić, dogoniła mnie Violetta.
- Idziesz na spacer? Mogę iść z tobą? - spytała, posyłając w moją stronę ogromny uśmiech. Postanowiłem się zgodzić. Przecież spacerować można nie tylko w samotności. A może i lepiej w towarzystwie? Nawet słuchanie muzyki podczas spaceru mi się już znudziło. Może tym razem nie będzie to spacer w ciszy?
- No to jak się bawisz, jak narazię? - spytała nagle - Cały czas ostatnio widzę cię z telefonem. Nudzi ci się już tu?
- Nie, nie nudzi się... Wiesz, wakacje to moment gdy najbardziej da się dodzwonić do moich przyjaciół. Zwykle nie mam na to nawet czasu.
- Jak to nie masz czasu? Ja znajduję czas na wszystko, co tylko chce. A wiesz, jesteśmy w tej samej szkole, oceny mamy podobne....
- Z tym, że ja na takie oceny muszę przesiadywać długo nad książkami, a niektórym przychodzi to łatwiej. Tak już jest. - odezwałem się. Prawda. Niektórzy nie musieli się tyle uczyć, by mieć takie oceny. Ktoś z gorszą pamięcią, jak na przykład ja, może nad tym siedzieć całe dnie, a i tak nie wszystko zapamięta.
- Na twoim miejscu już dawno chyba bym odpuściła. Powinieneś poukładać sobie tutaj życie, a nie ślęczeć nad książkami.
- Wiesz, czasami wydaje mi się że tylko to, że mam dobre oceny, karzę mojej mamie jeszcze zwracać na mnie uwagę. Dobrze się uczę, nie sprawiam problemów, synek idealny. - zaśmiałem się. Nigdy tak naprawdę nie próbowałem w sytuacji nauki przeciwstawić się mamie. Byłem pewien że w tej sytuacji wie co zrobić, by dla mnie było to lepsze. Ślęczę więc nad tymi książkami, dopóki wszystkiego nie wbije sobie do głowy.
- Moim zdaniem niektórzy rodzice przesadzają z tym gonieniem do nauki. Uczymy się dla siebie, nie dla nich.
- Właśnie dlatego powinniśmy wziąć się w garść i opanować całkowicie szkolny materiał. - skomentowałem. Co ja gadam, przecież większość tego co jest w szkole do niczego w życiu mi się nie przyda. Na przykład taka matematyka. Po co mi to?
- Nie wszyscy muszą być profesorami, Diego. Ulice też ktoś powinien zamiatać. - pokazała mi język, na co ja zaśmiałem się.
- Może i racja. Jednak nie wszyscy mają takie podejście jak ja, więc spokojnie, do zamiatania ulicy też kogoś się znajdzie.

****
Przepraszam was że tak krótko i bez sensu. Następny tydzień szykuje się ciężki, i nie mam czasu nawet na to długie pisanie. Biorę się za roślinki. :)
Możecie mi życzyć powodzenia na poniedziałkowych praktykach. Idę do kogoś, kto zna moich rodziców. Jak coś schrzanię, będzie ostro. ;-;

sobota, 12 września 2015

3

Przez prawie cały spacer nie odezwała się do mnie ani jednym słowem. Wyszło prawie tak samo, jakbym poszedł sam. Musiałem coś zrobić, by przerwać tą dość krępującą ciszę. W końcu nie postanowiłem iść z nią, żeby cały czas milczeć. Nie wiedziałem, w jaki sposób zacząć rozmowę, a ona chyba nawet nie pomyślała, by w jakiś sposób mi w tym pomóc. O czym mógłbym rozmawiać z Violettą? Z dziewczyną, którą znam tyle czasu, ale prawie wcale z nią nie rozmawiałem. Nie mam z nią przecież nic wspólnego. Nic, z wyjątkiem tańca. A jak niby miałbym wkręcić taniec do rozmowy? Nie mam zielonego pojęcia. W tym momencie zdaje sobie sprawę, że łatwiej rozmawia mi się z mamą, niż z rówieśnikami. Może dlatego, że prawie nie mam czasu na spędzanie chociaż paru minut z przyjaciółmi? Inaczej wyglądało to w Hiszpanii, a inaczej wygląda tutaj. Już się do tego przyzwyczaiłem. Tam miałem czas na naukę i przyjaciół. Tutaj mam czas na naukę, pasje, pomoc mojej mamie... i nie zostaje mi już ani minuty na przyjaciół. Może dlatego czuje się tu tak osamotniony, i jak na razie to mama uchodzi za moją przyjaciółkę? Z jednej strony to dobrze, bo powiem jej wszystko, wysłucha mnie... Ale to nie to samo. Z tego zamyślenia wyrwały mnie nagłe słowa Violetty. Spojrzałem na dziewczynę.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Mogłabyś powtórzyć? - zapytałem. Dziewczyna posłała mi lekki uśmiech, za chwilę odzywając się.
- Pytałam właśnie, o czym tak myślisz.
- Tak naprawdę, o niczym konkretnym. Myślałem o Hiszpanii, i o tym co dzieje się teraz. Jest jednak znacząca różnica.
- Trudno było wyjechać do innego kraju, zostawić wszystko za sobą? - spytała nagle. Zastanowiłem się dłuższą chwilę.
- Nie należało to do najłatwiejszych, jednak nie była to moja decyzja. Tak zadecydowała mama, a ja tylko się podporządkowałem. Zdawałem sobie sprawę, że jej na tym zależy, w końcu mogła zostawić za sobą wszystko, co związane z Madrytem. Nie zamierza tam na razie wracać, najwyraźniej tu jest jej dobrze.
- A ty jesteś szczęśliwy, że tu jesteś? - spojrzałem na nią, po tym pytaniu. Skąd te nagłe zainteresowanie moim życiem?
- W Hiszpanii miałem przyjaciół, Takich, których znałem prawię o zawsze. Trudno było się z nimi pożegnać, jeszcze trudniej jest utrzymywać z nimi kontakt będąc tutaj. Ale nie narzekam... Mamę tak naprawdę również w pewnym stopniu straciłem, bo coraz rzadziej ma dla mnie czas. Myśli że zrekompensuje mi to tańcem... No i jakoś wychodzi na to, że na razie jest dobrze. Dopóki ma w ciągu dnia jakąś godzinę, żeby ze mną porozmawiać. - zaśmiałem się. W Hiszpanii było zupełnie inaczej... Pracowała mniej, ale i tak miałem z nią gorszy kontakt, niż teraz.
- Nie wyobrażam sobie jeździć z jednego kontynentu na drugi. - stwierdziła, nagle - Jak już mieszkam w jednym miejscu, myślę że powinnam tutaj zostać. Z resztą, uwielbiam Argentynę.
- No widzisz, ja już mniej. Niby nie jest tak źle, ale i tak brakuje mi tego, co w Hiszpanii. Do tego wakacje tutaj są w miesiącach, które kojarzą mi się zimą w Hiszpanii. Gdy tu jest strasznie gorąco, tam jest zimno. Nie mogę się przyzwyczaić...
- Nie dziwie ci się, w końcu całe życie mieszkałeś tam... Byłam w Hiszpanii parę razy. Piękny kraj, ale... Chyba nie mogłabym zamieszkać tam na stałe.
- A niby to dlaczego? Normalny kraj, jak każdy inny.
- Czy ja wiem...? Ma w sobie coś magicznego, co przyciąga, jednak mnie bardziej przyciąga właśnie Argentyna. Myślę że to dlatego, że się tu urodziłam. Są ludzie, którzy nie wyobrażają sobie mieszkać gdzie indziej, niż ich ojczyzna. Są też tacy, co chcą mieszkać gdziekolwiek, tylko nie w kraju, w którym się urodzili...

sobota, 5 września 2015

Informacja.

Zw względu na to że zaczął się rok szkolny, mam coraz mniej czasu. Mój plan lekcji nie wygląda najlepiej, czyli luz będę miała tylko w poniedziałek (gdzie pomimo 8 godzin lekcji, są one w miarę znośne) i piątek. Z tym, że w poniedziałek tylko 3 godziny będzie dane mi siedzieć w klasie, 5 pierwszych jest moim koszmarem - rozpoczynającymi się lekcjami praktycznymi. Istnieje możliwość, że po tym poniedziałku nic nie napiszę. W piątek też niekoniecznie coś napiszę, bo jestem padnięta po całym tygodniu, i pomimo tego że kończę o 12 nie mam na nic siły. Weekend staram się przeznaczyć głównie na książki, spotkania z przyjaciółmi, rodzinę czy szukanie roślin potrzebnych do zielnika (co proste nie jest, bo teraz serio niewiele kwitnie ;-;). Mam nadzieje, że nie obrazicie się, jeśli rozdział będzie dodawany co dwa tygodnie. Zwykle będzie to piątek, lub sobota. Następnego możecie się spodziewać 12 września, czyli w sobotę. Postaram się napisać jak najlepszy, żeby nie było pretensji :D

czwartek, 27 sierpnia 2015

2

"Żyjemy tak jak śnimy – samotnie."

- Mam nadzieje że wytrzymasz beze mnie te dwa miesiące. - odezwałem się, stojąc już przed autokarem. Za chwilę mieliśmy wyjeżdżać. Tak bardzo już chciałem być na miejscu. Nienawidzę dłuższych podróży autokarem, czy nawet samochodem. Gdy byłem dzieckiem miałem chorobę lokomocyjną. Pierwsza moja wycieczka szkolna okazała się koszmarem dla nauczycieli. Nie wiem czemu, ale ciągle zaczynam się śmiać, gdy sobie to przypominam. Wtedy nie było mi raczej do śmiechu.
- Myślę, że wytrzymam. Tylko masz do mnie codziennie dzwonić. - odezwała się moja mama. Nie potrafiłem się z nią rozstać. Czasami gdy myślę, że kiedyś będę się musiał od niej wyprowadzić, psuje sobie humor na cały dzień. Jest moją matką, ale również przyjaciółką, której o wszystkim mogę powiedzieć, i na którą zawszę mogę liczyć. Dzięki niej jestem kim teraz jestem.
- O to się nie martw. Gdy znajdę czas, będę dzwonił. - powiedziałem. Za chwile zauważyłem, że wszyscy już wsiadają. Tylko ja tak długo się żegnam z mamą? Ogólnie, chyba tylko ja przyjechałem z którymś z rodziców. Ludzie są dziwni. Większość nie docenia tego, co ma. Spojrzałem na godzinę w telefonie. Już powinniśmy odjeżdżać.
- Tylko nie wariuj tam za bardzo. Chce cię odzyskać w jednym kawałku. - zaśmiała się, widząc że już chce iść. Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi, po czym zdecydowałem jednak się do niej przytulić, zanim pojadę.
- No już, leć. To tylko dwa miesiące. - zaśmiała się - Kocham cię.
- Ja ciebie też. Cześć, Zadzwonię później. - powiedziałem, wchodząc już do tego autokaru. 2 miesiące będę robił to, co kocham. Wreszcie. Szkoła strasznie mnie wymęczyła. Staram się utrzymywać wyniki na tym samym poziomie co w Hiszpanii, jednak tutaj mam więcej do zrobienia.
Gdy byłem już w autokarze, usiadłem z tyłu, sam. Wgapiałem się w okno. W końcu zdecydowałem się założyć słuchawki i włączyć muzykę, ze względu na to że szykowałem się na długą podróż. Do tej pory staram się ogarnąć w miarę chorobę lokomocyjną, i powinienem siedzieć gdzieś z przodu. Jednak tam wszystkie miejsca były zajęte. Będę musiał jakoś to przeżyć. Gdy tak siedziałem, nagle dosiadła się do mnie Violetta. Lekko mnie to zdziwiło. Dopiero po chwili zauważyłem, że po prostu nie miała gdzie usiąść. Wszystkie miejsca były już zajęte. Po chwili już jechaliśmy. Nie wyciągnąłem z uszu słuchawek. Widziałem, że i Violetta jest czymś zajęta. Gdy dojechaliśmy na miejsce, chciałem jak najszybciej wydostać się z tego piekielnego pojazdu. Chyba nigdy nie polubię podróży. Do wieczora mieliśmy czas wolny na rozpakowanie się, czy pochodzenie po okolicy, Pokój na szczęście miałem z kimś normalnym, więc nie musiałem się martwić o spokój. Po tym jak się rozpakowałem, wyszedłem się przejść. Gdy tylko trochę odszedłem od miejsca, w którym mieliśmy spędzić te dwa miesiące, zauważyłem idącą samotnie Violette. Sam nie wiem nawet czemu, ale postanowiłem tym razem do niej podejść. Całe dwa miesiące nie wytrzymałbym nie odzywając się do nikogo, a jednak ci z którymi dogadywałem się najlepiej nie przyjechali. Sam nawet zastanawiałem się, czy w tej sytuacji nie zrezygnować, jednak z nieznanego mi powodu to było jedyne miejsce, gdzie mama chciała puścić mnie samego. Nie chciałem spędzić calutkich wakacji w domu, nawet jeśli tutaj miałbym być sam. Może uda mi się lepiej dogadać z resztą osób.
- Cześć, mogę ci potowarzyszyć, czy wolisz spacerować sama? - spytałem, gdy byłem już obok Violetty. Spojrzała na mnie, jakby zdziwiona że w ogóle się do niej odezwałem.
- Skoro i tak już idziemy w tą samą stronę... To możemy iść razem. - odezwała się, ruszając na dalszy spacer. Od razu ruszyłem z nią. Dobrze, że mnie nie zbyła. Może chociaż z nią uda mi się normalnie rozmawiać.

niedziela, 16 sierpnia 2015

...

Ze względu na to że jest cisza, nie napiszę niczego, dopóki nie będzie tutaj przynajmniej 5 komentarzy. (od różnych osób).
Chce wiedzieć, że mam dla kogo dodawać. Dziękuje, to tyle.

środa, 12 sierpnia 2015

1

~ "Dobrze jest znaleźć sobie hobby, które tak człowieka wciąga, i sprawia, że z radością czeka się na kolejny tydzień, zamiast ponuro liczyć dni." ~

Kolejny dzień w Buenos Aires, który zaczął się dla mnie denerwującymi promieniami słońca wdzierającymi się przez okno do mojego pokoju. Myślę, że powinienem w końcu zainwestować w zasłony, by pospać dłużej niż 6 godzin. Zdecydowanie wolałem mieszkać w Madrycie. Rozumiem, dlaczego mama chciała się tutaj przeprowadzić. Nie mam jej tego za złe. Można nawet powiedzieć, że jestem zadowolony. Tutaj mam naukę tańca, w soboty teatr, a gdy tylko mogę, odwiedzam stajnie za miastem, by na chwile zapomnieć o wszystkich irytujących mnie częściach tego kraju. W Hiszpanii zajmowałem się głównie nauką, byłem ostro pilnowany przez mamę. Tutaj nie ma dla mnie czasu, więc czuje że jestem wolny, i bardziej spełniony.
Spojrzałem na zegar. Zostało mi dużo czasu do wyjścia. Cholerne słońce. Ruszyłem się z łóżka. Dzisiaj miał być ostatni dzień w szkole. W końcu wakacje. Cieszy mnie to, że wyjeżdżam już jutro, i wrócę tu dopiero na nowy rok szkolny. Pojechałbym do Madrytu, gdyby nie to, że mama nie ma zamiaru wysyłać mnie samego na inny kontynent, a nie ma dla mnie kompletnie czasu. Jak zwykle zresztą.
Zwlokłem się na dół. Przywitała mnie dziwna cisza. Oczywiście, mamy już nie było. Jestem ciekaw, czy zostanie jutro żeby się ze mną pożegnać, czy po prostu zostawi mi kartkę. Doskonale wie, i mam nadzieje że pamięta, że jutro wyjeżdżam na warsztaty taneczne. Są one dość daleko od Buenos Aires, więc nie zobaczę się z nią dłuższy czas. Będzie miała w końcu spokój.
Nie miałem za bardzo ochoty myśleć o swojej matce. Od razu wziąłem się za robienie sobie śniadania. Miałem jeszcze dużo czasu, więc pomyślałem że wyjdę wcześniej i pójdę dłuższą drogą. Lubiłem czasami to robić. Dłuższa droga była o wiele ciekawsza, piękniejsza. Nie była aż tak zmieniona przez ludzi. Zaraz po zjedzeniu przygotowanego na szybko śniadania, i ogarnięcia się na tyle by móc bez wstydu pokazać się ostatniego dnia szkoły, wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi na klucz, po czym schowałem klucz do torby. Od razu ruszyłem do szkoły.
Cieszyło mnie, że to już ostatni dzień. Czasami naprawdę mam dosyć siedzenia paru godzin w towarzystwie parudziesięciu klonów. Droga zajęła mi więcej niż myślałem, jednak zdążyłem akurat na rozpoczynające się zakończenie roku. Jak zwykle, usiadłem gdzieś z tyłu, prawie niezauważony.

Dzień minął mi szybko. Po zakończeniu roku wróciłem do domu, od razu przebierając się, i wychodząc. Musiałem ruszyć się do szkoły tańca, gdzie mieliśmy ostatnie zajęcia przed jutrzejszym wyjazdem. Jak zwykle, nie bardzo miałem ochoty po raz kolejny zobaczyć tam Violetty. Chodziła ze mną do szkoły, ale denerwowała mnie. Zresztą, jest taka jak inni. Wole nawet na nią nie patrzeć. Gdy już wróciłem do domu, musiałem tylko się spakować. Wieczorem zadzwoniłem do mamy, której oczywiście nie było jeszcze w domu, pytając kiedy wróci. Obiecała, że będzie w nocy. Świetnie, więc jeśli rano pójdzie do pracy, nie ma w ogóle mowy o pożegnaniu. Czy ona jeszcze pamięta, że ma syna?

Pierwszy dzień upragnionych wakacji zaczął się prawie identycznie, co inne. Obudzony przez słońce, od razu ruszyłem się z łóżka. Jednak dzisiaj nie byłem aż tak w złym humorze. Spędzę całe dwa miesiące, na łonie natury, robiąc to co uwielbiam. Czy może być coś piękniejszego? Nie sądzę. Tym razem, gdy zszedłem na dół, nie powitała mnie kompletna cisza. Usłyszałem, jak mama krząta się po kuchni. Od razu ruszyłem w tamtym kierunku.
- Już myślałam, że nie wstaniesz. - odezwała się do mnie. A ja myślałem, że jej nie będzie. Nie mówiłem tego jednak. Wiem, że wszystko robi byśmy mieli jak najlepiej. Zdaje sobie sprawę że odkąd odszedł od niej mój ojciec, było ciężko. Teraz mamy lepiej, dzięki jej ciężkiej pracy. Nie mogę mieć jej niczego za złe.
- Tutaj się nie da długo spać. - stwierdziłem, z lekkim śmiechem, przypominając sobie zaraz o irytującym słońcu.
- I tak zwykle wstawałeś z samego rana. - powiedziała, po czym wzruszyła ramionami - O której wyjeżdżacie?
- Na 9 mamy być... Mam jeszcze trochę czasu. Przynajmniej jedna dobra strona. Dzięki temu słońcu zawsze zdążę się ogarnąć. - zaśmiałem się. Zjadłem śniadanie wraz z mamą, a następnie ruszyłem do łazienki, by się w miarę ogarnąć. Następnie poszedłem do pokoju, sprawdzając jeszcze czy wszystko wziąłem. Potrafiłem sprawdzać parę razy. Jestem strasznie zapominalski. Wolałbym tym razem zabrać wszystko. Już około 9 byłem przed szkoła tańca. Tym razem zawiozła mnie moja mama, mówiąc że chce się pożegnać, jeśli ma nie widzieć mnie te dwa miesiące. Tak naprawdę chyba nigdy na dłużej mnie nigdzie samego nie wysyłała.


~~~~~~~~
~ Powstała nowa zakładka "Zapytaj bohatera". Stara została usunięta.
~ Przypominam o tym blogu : http://todo-termino.blogspot.com/

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

0

~ "Pisarz to nie człowiek. A jeżeli już - to taki, w którym jest wielu ludzi naraz, choć za wszelką cenę stara się być jedną osobą. Z pisarzem jest jak z aktorem tragicznie uciekającym od włas­ne­go obrazu w lustrze; kręci się, wygina, odchyla do tyłu - i napotyka odbicie swojej twarzy w kryształowym żyrandolu." ~

Nastaje moment w życiu, gdy każdy chce dopasować się do otoczenia. Tylko nieliczni zostają sobą. Głównie to oni zostają odrzucani przez społeczeństwo. Bo są inni, bo nie pasują. Bo robią to, na co oni mają ochotę. Mają własne zdanie. Do grona właśnie takich ludzi należał Diego. Z tym, że on nigdy nie przejmował się tym, co myślą o nim inni. Żył własnym życie. Tańczył, śpiewał, występował w teatrze. Z każdą chwilą dążył do realizacji swoich marzeń. Nie wszyscy wiedzieli, jaki jest. W szkole zazwyczaj nie rozmawiał z innymi. Siedział w koncie, rysował coś bądź pisał. Nie zamierzał się dostosowywać do innych, i nie wymagał tego od swoich znajomych. 

Violetta była jego całkowitą odmiennością. Nie zwracał na nią uwagi, bo widział, że próbuje dostosować się do towarzystwa. Ale po co? To jest niezrozumiałe. Powinno się być tym, kim się jest. Nie zwracając uwagi na opinie innych. 

Interesowali się tym samym. Myśleli prawie identycznie. W końcu musiało wydarzyć się coś, co ich połączy. 

środa, 5 sierpnia 2015

...

Uważam za bez sensu kontynuowanie tej historii. Nie wiem co pisać, a i wy tego nie czytacie... Pytanie brzmi tylko, czy chcecie inną? Jeśli nie, blog zostanie zamknięty.

piątek, 31 lipca 2015

8 - Konflikt pokoleń?

Myślałem, że ucieczka z domu będzie w tej sytuacji najlepszym pomysłem. Jednak jak zwykle musiałem się pomylić. Pierwszy dzień mieszkania u Clary zaowocował naszą kłótnią. Do tego ciągłe telefony od rodziców... Mam wrażenie że zaraz poślą za mną jakiś pościg. W teatrze za to wszystko wychodzi świetnie. Pomimo tego, że muszę współpracować z panną Alonso, która jak narazie jest na etapie ignorowania mnie. Muszę chyba załatwić sobie koszulkę z napisem "Tak kochanie, ty zawsze masz racje". Może nie musiałbym jej wtedy nawet słuchać? Wcześniej parę razy u niej nocowałem, ale jakoś nigdy jeszcze aż tak bardzo sie nie pokłóciliśmy.  Może to przez ten stres, co będzie gdy wrócę do domu?
Właśnie mieliśmy próbę w teatrze, a reżyser tłumaczył Clarze, że ja ja też stoję na tej scenie, gdy wszedł mój tata. Może jeszcze mnie nie zauważył? Wtapiam się w tło? Dobrze by było, bo kameleonem nie jestem, i mnie zauważył. Widziałem, że opanowuje złość. W końcu odezwał się, spokojnym głosem.
- Przepraszam, czy mógłbym na minutkę zabrać mojego syna? Musze z nim porozmawiać. - odezwał się w kierunku reżysera, który tylko kiwnął głową. Zszedłem ze sceny, od razu idąc z ojcem. Wyszliśmy za drzwi, by nie przeszkadzać w próbie.
- Mogę wiedzieć, co ty odwalasz? - spytał, od razu gdy zamknąłem za sobą drzwi. - Jeśli ci na tym zależało, mogłeś nam chociaż powiedzieć.
- Nie pozwoliłbyś mi tutaj przyjechać. Znam cie doskonale.
- Wcale mnie nie znasz. Powiedź mi lepiej, gdzie się zatrzymałeś i dlaczego nie odbierasz telefonu ani ode mnie ani od matki.
- Nie odbieram, bo od razu byście mnie stąd zabrali. To naprawdę dla niej... dla mnie ważne. Zrozum, proszę. Jak na razie zatrzymałem się u Clary. Wrócę do domu, jak już to zakończę, a potem możesz sobie robić co chcesz.
- Wrócisz do domu teraz, zaraz po tym jak zrezygnujesz z tego całego przedstawienia. Zgadzaliśmy się na szkołę, nie na teatr, i udawanie że jest się dorosłym.
- Nie musisz na wszystko się zgadzać. Robię co chce, o ile jeszcze zauważyłeś. A teraz przepraszam, wracam na próbę.
Nie dając mu dojść do słowa, zniknąłem za drzwiami sali, od razu idąc na scenę, gdzie zaraz miała zacząć się próba. Może i byłem dzisiaj trochę bezczelny, ale niech robi co chce, a ja nigdy nie będę go słuchał. Tym bardziej w takiej sytuacji, kiedy robię coś co kocham, z osobą którą kocham. (Która, co prawda, dzisiaj mnie ignoruje).

***
Rozdziały stały się nudne, wiem o tym. Jakoś tracę chęć na pisanie tego. Jak powinnam to zakończyć? Jednym rozdziałem z Dielettą?...

środa, 15 lipca 2015

7 - Jesteś nam potrzebny.

Napiszę na początku, bo nie wiem czy czytacie koniec. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Jeśli nie ukarze się w piątek (ewentualnie w nocy z piątku na sobotę, lub w sobotę wcześnie rano) możecie się go spodziewać za około półtora tygodnia, w porywach dwa tygodnie.  

*** 
- Ale chyba nie jest ci tu aż tak źle? - zapytała, idąc obok mnie. Pokręciłem głową.
- Nie, narazie idzie wytrzymać. Jednak podczas tych lat w Madrycie, stwierdziłem że mieszkanie na wsi nie jest dla mnie dobre. Potrzebuje towarzystwa, rozrywki... Dobrej szkoły, możliwości rozwijania swoich umiejętności. Tutaj to wszystko będzie tak trudno znaleźć. Jeszcze dojazdy do szkoły... Pewnie będę jeździł z ojcem, ale jakoś mi się to nie uśmiecha. Dlaczego w ogóle ty się tutaj przeprowadziłaś? 
- To długa historia. - powiedziała, odwracając wzrok. Usiadła na brzegu jeziora. Zaraz poszedłem w jej ślady. 
- Możesz mi opowiedzieć. Mamy czas. Nie spieszy mi się do domu. - odezwałem się. Jednak ona chyba nie bardzo miała ochotę o tym mówić. Nie odzywała się. Była zamyślona, więc postanowiłem nie przerywać jej tego momentu. Mogła sobie wyobrazić że jest sama, a nie ze mną. Wiem, że moje towarzystwo często wkurza. Siedzieliśmy tak w ciszy dłuższy czas. Potem wróciliśmy do swoich domów. Dziwne, bo nie czułem, jakbym siedział tam sam, a nie odezwała się do mnie ani słowem, od czasu pytania dlaczego się tutaj przeprowadziła. Gdy wszedłem do domu, mojego ojca jeszcze nie było. Dziwne, bo zwykle jest o tej porze. Zjadłem kolację, domyślając się że pewnie jak przyjdzie nie będzie tu za wesoło. Po zjedzeniu od razu ruszyłem do swojego pokoju. Znowu dzwoniła Clara. Jak ja mam z nią rozmawiać, jak ja jej mam w ogóle powiedzieć, że zostaje tutaj? Czemu on musi niszczyć wszystko? Znowu zadzwoniła. Tym razem postanowiłem odebrać. 
- Znowu gdzieś wyszedłeś? - spytała, zaraz po tym jak odebrałem - Dzwonie do ciebie cały dzień. 
- Coś się stało...? - spytałem, lekko zdezorientowany. Miała dziwny ton głosu 
- Nie, ale jesteś nam tutaj potrzebny. 
- Tutaj, znaczy gdzie?
- No w Madrycie. Pamiętasz, że było ogłoszone przedstawienie, były próby i w ogóle, ale się nie odbyło? Miałeś główną rolę. Przestawienie się odbędzie, i to niedługo, a jeszcze te próby i w ogóle... 
- Clara, nie dam rady... Musicie znaleźć za mnie zastępstwo. 
- Ja rozumiem, że masz wakacje, ale to jest naprawdę bardzo ważne. 
- Wiem, ale nie mogę. Tata mi nie pozwoli... Nie wrócę do Madrytu już w ogóle. 
- Diego, to jest dla mnie naprawdę ważne. Pogadaj z nim. 
- Przecież wiem, że mi nie pozwoli, cokolwiek zrobię. 
- Proszę. 
- Clara, nie da rady. 
- Proszę. 
Zastanowiłem się chwilę. Przecież nie zorientuje się gdzie jestem, jak wyjadę zanim się obudzą. 
- Dobra, niech ci będzie. Przyjedziesz po mnie, czy mam przyjechać autobusem?
- Przyjadę. Kiedy mam być?
- Rano. Ale naprawdę wcześnie rano. A najlepiej jeszcze w nocy. 
- Chyba nie zamierzasz uciekać...?
- Podobno to dla ciebie ważne. 
- Dobra, ja się nie wtrącam. Tylko... Nie chce, żeby potem twoi rodzice mieli do mnie pretensje. 
- O to się nie martw. Chyba nie spodziewałaś się, że dam się tak łatwo tutaj zatrzymać? - zaśmiałem się. 
- Dlaczego w ogóle nie chce cię puścić na kolejny rok do Madrytu? - zainteresowała się. Sporo w końcu już tam siedziałem, i zostały mi tylko dwa lata nauki... Zmarnować tyle czasu. 
- Bo się dowiedział o tobie... Ale nieważne. Wiesz, że mnie się tak łatwo zatrzymać nie da. 
- Nie chce, żebyś uciekał. Nie łatwiej z nimi porozmawiać? 
- Są chyba bardziej uparci niż ja. Przynajmniej ojciec. 

czwartek, 9 lipca 2015

6 - Nie poddam się tak łatwo.

"Konflikt, który tkwi w samej strukturze grupy rodzinnej, wynika stąd, że młodzi chcą się z niej wydostać, a starzy pragną ich w niej zatrzymać."

Czasami mam wrażenie, że on mi to wszystko robi na złość. Nie pomogły błagania, ani nawet prośba, by to matka z nim porozmawiała. To na pewno jest na złość. Pozostaje tylko nadzieja, że zapomni i mi daruje. W końcu nie zrobiłem nic złego. Nie napadłem na bank, nie zabiłem człowieka. To tylko związek. O miłość nie można się przyczepić. Chyba tylko on tak potrafi. Zszedłem na dół, by spokojnie zjeść z nimi śniadanie. Oczywiście panowała nieprzyjemna atmosfera. Z ojcem i tak nie rozmawiam, a wczoraj postanowiłem się do niego już wcale nie odzywać. Zostanę chyba przy tym, że nie jest to mój ojciec, i nie może niczego mi zabronić, a w szczególności nie nauki w szkole, do której tak trudno było mi się dostać. Nie zatrzyma mnie w domu, nawet siłą. Gdy tak spokojnie jadłem, mając nadzieje że za chwile opuści pomieszczenie, nagle odezwał się. 
- Biorę jutro w pracy wolne, i pojedziemy razem do Madrytu. Przy mnie zrezygnujesz z tej szkoły. - zakomunikował. Nawet na niego nie spojrzałem. Jutro to już tu mnie nie będzie. Nie wiem czy zdaje sobie sprawę z tego, że nie dam mu sobą rządzić. 
- Nie zamierzam z tej szkoły zrezygnować. - odezwałem się. - Na pewno nie dlatego, że ty mi karzesz. Mama zgodziła się na moją naukę tam, a ty nie masz nic do powiedzenia. 
- Jestem twoim ojcem, pamiętasz?
- Nie jesteś. I nigdy nie byłeś. - powiedziałem, po czym wstałem od stołu. - Nie rób ze mnie idioty, proszę. Nigdy nie chciałeś mnie wychowywać. Zrobiłeś to tylko ze względu na matkę. 
Od razu chciałem iść do swojego pokoju. Zatrzymał mnie jednak. 
- Mógłbyś na chwile zapomnieć, że nie jestem twoim ojcem? Wychowałem cię, i kocham jak własnego syna. Chce dla ciebie jak najlepiej. 
- Wątpię, by zakaz chodzenia do dobrej szkoły był dla mnie najlepszy. - uśmiechnąłem się sztucznie. 
- Zrozum mnie, proszę Diego. 
- A ty zrozum mnie. Clara nie jest zła. Jestem z nią od dwóch lat, wiem że mogę jej ufać. I ufam jej. Bardziej niż tobie. 
Znowu chciałem go wyminąć, jednak znowu mnie zatrzymał. 
- Możesz nas zostawić samych? - zapytał mojej matki, która chyba nie chciała się z nim kłócić, bo wstała i wyszła. 
- Myślałem że jesteś odpowiedzialny, dojrzały... Dlatego puściliśmy cie do Madrytu. Ale nie zamierzam czekać, aż ta dziewczyna cię zostawi, i będziesz cierpieć. Zostajesz tutaj. Tak trudno zrozumieć? 
- Tak, trudno to zrozumieć. Dlaczego nie chcesz, bym był szczęśliwy? Myślisz że zostawiając mnie tutaj sprawisz, że zerwę z Clarą?
- Związki na odległość z reguły nie wytrzymują. - wzruszył ramionami.
- W każdej chwili może do mnie przyjechać. Do tego, ja naprawdę ją kocham, i ty mi tego nie zniszczysz.
- Dobra... Jak w ogóle ją poznałeś?
- Jest siostra mojej znajome - skłamałem. Po co miałem mówić mu prawdę, skoro na tej prawdzie obrywam? - Mogę już iść do pokoju?
- Możesz. - powiedział - Ale jutro i tak jedziemy do Madrytu. Nie wykręcisz się. A potem zapiszesz się do innej szkoły, bliżej.
- Sprawia ci przyjemność znęcanie się nade mną? 
- Nie znęcam się nad tobą. Jak na razie tylko proszę, byś mi się nie sprzeciwiał, bo nic ci to nie da.
- Nigdzie z tobą nie pojadę. A już na pewno nie do Madrytu. - powiedziałem, wymijając go. Zatrzymał mnie znowu, chociaż przed chwilą powiedział że już mogę iść do pokoju.
- Pogadamy o tym jeszcze wieczorem. Nie chce tracić na ciebie nerwów jeszcze przed pójściem do pracy. - dopiero po tych słowach mnie puścił. Zamknąłem się u siebie w pokoju. Nie zamierzałem wychodzić. Niech wszyscy dadzą mi święty spokój. Położyłem się do łóżka, podłączając słuchawki do telefonu i włączając swoją ulubioną muzykę. Pewnie byłbym teraz na zewnątrz, gdyby nie to że znowu pada. Ta pogoda tutaj mnie dobija. Po dłuższym czasie bezmyślnego leżenia i gapienia się w sufit, słuchając muzyki z mojego telefonu, postanowiłem ruszyć się z pokoju. Ojca już chyba nie ma w domu. Gdy zszedłem do salonu, zobaczyłem swoją mamę siedzącą na kanapie z Violettą. Coraz częściej się tutaj pojawia.
- Cześć... - przywitałem się, niepewnie, od razu chcąc iść do kuchni. Ruszyłem się z pokoju chyba tylko głównie dlatego, że byłem głodny.
- Ooo, ruszyłeś się w końcu z pokoju. - odezwała się moja mama - Violetta przyszła do ciebie. Pomyślałam, że jednak możecie spędzić razem trochę czasu. Może się zaprzyjaźnicie, skoro masz tu zostać.
- Ty też myślisz, że tutaj zostanę? - spojrzałem na swoją mamę. Oboje myśleli że się poddam. Nie ma w ogóle mowy.
- Wiesz, że lepiej mu się nie sprzeciwiać, kochanie... Przestało padać, możecie gdzieś się przejść. Przyjdzie potem na obiad. - powiedziała, zostawiając mnie samego z Violettą. Może faktycznie potrzebowałem towarzystwa?
- Przepraszam... - odezwała się nagle. Zdziwiły mnie jej słowa,
- Za co?
- To ja doradziłam ci, byś im wszystko powiedział. To był chyba głupi pomysł. Ale nie smuć się tutaj, no. Chodź się przejść. Korzystajmy z lata. - powiedziała, i nie dając mi nic powiedzieć, od razu ruszyła do drzwi. Poszedłem za nią. W końcu ile można siedzieć w domu.


***
Blog przez jeden dzień był zablokowany. Aktualnie panuje na nim brak możliwości dodawania komentarzy przez osoby anonimowe. Poproszę o wyrażanie swojego zdania nie z anonima, dziękuje. 

czwartek, 2 lipca 2015

5 - Czasami trzeba spróbować zrozumieć drugą osobę.

"Życie ludzkie jest jak bieg po okręgu, człowiek uciekając przed samotnością, chroni się w ramiona ludzi, po czym poznając ich obłudę i zło, ucieka w samotność."

- Masz zamiar tak siedzieć i nic nie mówić? - spytał, wnioskując po moim milczeniu że nic nie powiem.
- Zostawię was samych. - odezwała się moja matka. Spojrzałem na nią błagalnie, by nie zostawiała mnie tutaj z nim, jednak zdawała się nie zauważyć mojego wzroku. Wstała, i po prostu opuściła salon.
- Co masz mi do powiedzenia? - spytał, krzyżując ramiona na piersi. Spuściłem wzrok.
- To nie jest ważne, tato. Naprawdę. Przysięgam, że nic nie nabroiłem. To moje życie prywatne. Mogę iść do pokoju?
- Skoro twoja matka uważa, że powinienem wiedzieć, to mów.
- To jest moja prywatna sprawa! - zaprotestowałem - Niczego ci nie powiem.
- Wydaje mi się, że straciliśmy dobry kontakt przez twój wyjazd.
- Nigdy nie mieliśmy dobrego kontaktu. - uśmiechnąłem się sztucznie, wstając z kanapy - Pozwolisz, że pójdę do swojego pokoju?
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać.
- Ja skończyłem. - wzruszyłem ramionami, idąc na górę. Od razu zamknąłem się w pokoju. Nie da mi teraz spokoju...

Od samego rana nie ma mnie w domu. Tym razem nie zostałem nawet na śniadanie. Postanowiłem unikać ojca, jak tylko mogę, przez cały mój pobyt tutaj. Chyba narazie beze mnie wytrzymają. Pójdę coś zjeść, jak on wyjdzie do pracy. 
Dzisiaj była dość ładna pogoda, więc siedziałem na dworze, znowu rysując. Było to moje ulubione zajęcie, zdecydowanie. Dużo lepsze niż kłótnie z nimi. Gdy tak siedziałem dłuższy czas, usłyszałem kroki. Odwróciłem się, jednak to była tyko Violetta.
- Co tu robisz? - spytała, siadając obok mnie. - Twoja mama cię szuka.
- Wie, że kiedyś wrócę. - powiedziałem, wpatrując się w kartkę papieru.
- Było aż tak źle? - spytała. Pokręciłem głową.
- Nic mu nie powiedziałem. Trochę boli mnie to, że ukrywam przed nimi dziewczynę, taniec, to co naprawdę robię w Madrycie... Ale to moje życie. Oni już nawet nie są jego częścią. Za rok tu już nie przyjadę. Nie mam po co.
- Nie myślisz że dziwnie tak żyć, nie mając z kim porozmawiać?
- Mam dziewczynę. - przypomniałem - I wielu przyjaciół, w Madrycie.
- Rodzice to jednak najbliższe osoby. Przemyśl to. I lepiej o wszystkim im powiedz. - poradziła mi. - Muszę już iść, ale mam nadzieje że jeszcze się spotkamy.
Uśmiechnęła się do mnie, po czym wstała i po prostu poszła. Zastanowiłem się chwile. Miała rację. Rodzice to jednak rodzice. Niechętnie wstałem, chwytając do ręki zeszyt i ołówek, po czym ruszyłem w kierunku domu. Tata jeszcze nie poszedł do pracy, więc miałem okazję z nimi porozmawiać.
- Znalazła się zguba. - ojciec postanowił skomentować moje pojawienie się w domu.
- Wyszedłem na spacer, już mi nie wolno?
- Chyba wczoraj zapomniałem dodać, że nigdzie nie wychodzisz, dopóki nie dowiem się co przede mną ukrywasz. - zakomunikował.
- To ja ci powiem. - uśmiechnąłem się - Zacznę od gorszego elementu. Chodzę na zajęcia z tańca w szkolę, i nie interesuje mnie co o tym myślisz.
On się jakoś tym za bardzo nie przejął. Bardziej mama.
- Twój wybór. - wzruszył ramionami - Tylko później nie chciej od nas pieniędzy na leczenie, przez swoją głupotę.
- Druga sprawa, to... Mam dziewczynę. - to też za bardzo go nie wzruszyło.
- I to takie przerażające?
- Lepiej przyznaj się, ile ta dziewczyna ma lat. - wtrąciła się nagle moja mama, opuszczając salon.
- Ile? - zainteresował się ojciec. - Przyznajmy, że jak ma te 15 to jeszcze przemilczę. Żeby tylko nie młodsza.
- Nie, spokojnie. Nie młodsza. 15 też nie ma... Ma więcej.
- Czego ty się tak bałeś to powiedzieć? - spytał - Normalne, że w tym wieku interesujesz się dziewczynami. Poznam ją kiedyś?
- Wczoraj tutaj była...
- Nadal wyglądasz jakoś na przerażonego. - zauważył. - Siadaj i mów całą prawdę do końca.
Niechętnie usiadłem na kanapie, zerkając na dywan. Nie chciałem za bardzo mówić o tym tacie. Wie, że mam dziewczynę, i jest spoko.
- Pamiętasz, jak mówiłeś mi żebym czasami nie przesadzał ze znajomościami w Madrycie? Znajomi ze szkoły, i tyle...
- No tak... A ta dziewczyna nie jest ze szkoły?
- W zasadzie, to... - zastanowiłem się chwilę, czy mu powiedzieć. Uzna mnie za nieodpowiedzialnego. Szczególnie, że zaufałem osobie o tyle lat starszej ode mnie. Właśnie dlatego się boję. Boje się, że dowie się że wcale nie słuchałem go po przyjeździe do Madrytu - Ona już dawno skończyła szkołę.
- Czekaj... Ile ta twoja dziewczyna ma lat? - nagle uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Dwadzieścia trzy... - powiedziałem, dość niepewnie. Spojrzałem na jego minę. Nie wyrażała praktycznie nic.
- Diego...
- Nie, proszę. Nie zaczynaj. - wstałem, od razu chcąc iść do pokoju.
- Nie wrócisz już do Madrytu, nie ma mowy. - zakomunikował nagle. Spojrzałem na niego.
- Nie zrobisz mi tego. - pokręciłem głową.

niedziela, 28 czerwca 2015

4 - Wiek nie ma znaczenia...

"Miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. Po prostu kochaj."

- Od kiedy w taki sposób wita się ze swoją ukochaną dziewczyną? - zmarszczyła brwi, przyglądając mi się. Spuściłem wzrok.
- Przepraszam. Mówiłem ci przecież, byś nie przyjeżdżała. Po wakacjach wróciłbym do Madrytu i miałabyś mnie przez parę miesięcy tylko dla siebie.
- Stęskniłam się, dobrze wiesz. No nie złość się na mnie. Tylko przyjechałam, nie popełniłam żadnego przestępstwa.
- Ale nie posłuchałaś mojej prośby. Prosiłem cię o to kilka razy, kochanie... Dobrze, nieważne. Mam nadzieje że nie pomyślałaś nawet o tym, by poznać moich rodziców? No i jak mnie tutaj znalazłaś?
- No... Dzwoniłam do ciebie, ale ciebie nie było w domu, więc odebrała twoja mama. - świetnie... Jak wrócę, chyba mnie zamorduje za to że nic jej nie powiedziałem. - Powiedziała mi że cie nie ma, i gdzie mniej więcej mam cię szukać. No nie rób takiej miny. Wiesz że jej nie lubię.
- Nie pytała cie, kim dla mnie jesteś, co nie? - spytałem, opanowując złoszczenie się na nią. Powinienem ją zrozumieć. Chwyciłem jej dłoń, od razu kierując się na dalszy spacer.
- Myślę, że się domyśliła i nie musiała pytać. - odezwała się, od razu ruszając ze mną.
- Świetnie, w takim razie w domu będę miał przesłuchanie. Nauczy mnie to może wyłączać telefon jak wychodzę. Nie wiem co ją w ogóle interesuje moje życie. Pewnie jeszcze zaraz tutaj przylezie, żeby cie poznać.
- Nie sądzę... Ej, ale nie przyjechałam żeby oglądać twoją naburmuszoną minkę. Uśmiechnij się.
- Uśmiechnę się, jak powiesz że przywiozłaś papierosy. - zaśmiałem się - Wiesz, że nie będą zachwyceni, że pale.. Więc nie brałem ich ze sobą. Ale jeszcze chwila, i nie wytrzymam po prostu.
- Nie mam, wiesz że nie palę. I ty też powinieneś przestać. Te dwa miesiące dobrze ci zrobią. Wiesz, że to źle działa na głos, a ty w końcu śpiewasz.
- Mój głos teraz mnie nic nie obchodzi. - stwierdziłem. - Następnym razem jak zechcesz przyjechać, to bądź tak dobra i przywieź mi papierosy.
- Podobno nie pozwalasz mi przyjeżdżać. - zauważyła.
- A jednak tu jesteś.
- Przeszkadzam ci? -  wyrwała dłoń z mojego uścisku i skrzyżowała ramiona na piersi. Wywróciłem oczami.
- Nie, tylko... Potrzebuje czasami być sam.
- Będziesz sam, kiedy powrócisz do nauki. - stwierdziła - Masz się jeszcze bardziej starać w tym roku, już ja tego dopilnuje.
- Chyba jeszcze przemyślę tą przeprowadzkę do ciebie...
- Wolisz internat? - zaśmiała się. Miała rację. Trochę mnie już męczyło mieszkanie w takim miejscu.
- Dooobra, masz rację. Gdzie idziemy? Chce ci się tak łazić? Do tego mam wrażenie, że zaraz znowu zacznie padać... - spojrzałem na niebo i zaśmiałem się, po raz kolejny widząc same chmury. - Mogę ewentualnie pójść z tobą do domu... Niech już będzie, że przedstawię cię rodzicom. Nie będę musiał tłumaczyć chociaż kim dla mnie jesteś. - zaśmiałem się.
- To chodźmy. - entuzjastycznie przyjęła moją propozycję. Zaśmiałem się, ruszając z nią w kierunku swojego domu. Mama nie będzie zachwycona gdy ją zobaczy, tyle wiem...
- Tylko proszę cię, ani słowa o tańcu. - odezwałem się w połowie drogi. Przystanęła.
- A to dlaczego? - spytała. Przez chwile zastanawiałem się, czy powiedzieć jej wszystko. W końcu jednak odezwałem się, nic nie tłumacząc.
- Nie wolno mi - wzruszyłem ramionami, ciągnąc za sobą Clare. Nie mogliśmy teraz stać i gadać, nie chce wrócić do domu mokry a miałem wrażenie że zaraz zacznie padać.
- Chodzisz do muzycznej szkoły, i nie możesz tańczyć? - zdziwiła się. - Dlaczego nic o tym nie wiem?
- Bo i ty byś mi zabroniła, a tego nie chce. - uśmiechnąłem się blado - Z tych zajęć jestem tak naprawdę zwolniony, ale gdzieś mi wcięło zwolnienie...
- Kombinator. - stwierdziła nagle. - Gdzie masz to zwolnienie?
- Włożyłem do jakiegoś zeszytu. Kit ze zwolnieniem. Wiesz że kocham taniec, i z niego nie zrezygnuje. Więc proszę cię, byś nie wspominała o tych lekcjach ani słowem. Gdy już weszliśmy do domu, lekko mnie zamurowało. W salonie, na kanapie, siedziała Violetta, spokojnie rozmawiając z moją mamą i pijąc kawę. No cóż, i po co ja wracałem? Violetta zerknęła w moim kierunku i uśmiechnęła się lekko.
- Podobno poznałeś już Violette. - odezwała się nagle moja mama.
- Tak, spotkałem ją już pierwszego dnia. To my nie przeszkadzamy, idziemy do pokoju. - powiedziałem, od razu ciągnąc Clare na górę.
- Czekaj. - usłyszałem słowa mojej mamy - Może najpierw przedstaw nam koleżankę? Siadajcie, nie rozmawiamy o niczym konkretnym, więc możecie posiedzieć z nami.
Niechętnie poprzestałem na jej propozycję, zaraz siadając na kanapie, obok Violetty, a obok mnie siedziała Clara. Już widzę to wspaniałe popołudnie...
Zaraz po tym jak odprowadziłem Clarę, która niestety już dzisiaj musiała wyjechać, wróciłem do domu. Od razu chciałem iść do pokoju, jednak mama znowu mnie zatrzymała. Niechętnie usiadłem z nimi.
- Kto to był? - usłyszałem w końcu pytanie - Nie wyglądaliście jak zwykli znajomi.
- Moja dziewczyna. Od kiedy interesuje cię moje życie? - spytałem, prosto z mostu.
- Jeśli nic nie mówisz mi przez telefon, to jak ma mnie interesować? Jest dużo starsza? Ile ma lat?
- Nie powinno cię to interesować.
- Powinno. Od kiedy się z nią spotykasz?
- Od prawię dwóch lat. Koniec przesłuchania, mogę iść?
- Dwa lata, i jeszcze nic nam nie powiedziałeś? Powtórzę pytanie, ile ona ma lat? Nie wyglądała napewno na 17.
- Bo 17 nie ma. - wzruszyłem ramionami. - Ma 23 lata. Mogę iść?
- Spotykasz się z o tyle starszą dziewczyną?!
- Dlaczego robisz mi przesłuchanie przy Violettcie? - spytałem, zaraz zerkając na dziewczynie, która niepewnie przyglądała się mojemu wyrazowi twarzy. Zapanowała niezręczna cisza.
- Myślę, że powinieneś powiedzieć o tym ojcu. Ciekawe, jak zareaguje. - odezwała się nagle matka. Violetta, nie chcąc wtrącać się w naszą dyskusje, zakomunikowała że wychodzi.
- Nie powiem mu. - wzruszyłem ramionami.
- Lepiej powiedź, jeśli traktujesz te dziewczynę poważnie. Albo inaczej, jeśli ona traktuje cię poważnie. Jest 6 lat starsza, wiesz w ogóle co robisz?
- Wiem. Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Reakcja ojca również mnie nie obchodzi. - powiedziałem. Chyba za głośno, bo usłyszał to, wchodzący właśnie do domu, mój "ojciec".
- Co znowu zrobiłeś? - usłyszałem głos swojego ojca.


niedziela, 21 czerwca 2015

3 - Samotność od czasu do czasu jest dobra.

"Przyczyną miłości jest dobro, a to, co jest dobre, definiuje się przez wiedzę; i można kochać to tylko, o czym się wie, że jest dobre."

Słyszeliście kiedyś, że nawet w tłumie ludzi można czuć się samotnym? Może nie jestem w tłumie ludzi, to tylko rodzice. Jednak samotny się czuje. Nie rozmawiam z nimi wcale, pomijając krótkie powitanie każdego ranka. Czasami dobrze mi robi taka samotność. Jednak gdy już się zrelaksuje, poczuje jak kiedyś, gdy bylem dzieckiem, zadzwoni telefon. Piekielne urządzenie, które tak bardzo jest mi potrzebne gdy jestem daleko od domu, a które w tym momencie mam ochotę najzwyczajniej w świecie wyrzucić przez okno. Sięgnąłem po ten dość mało potrzebny mi w tym momencie przedmiot, i spojrzałem na ekran. Westchnąłem, widząc kto dzwoni. Czy ona kiedyś da mi święty spokój? Przed wyjazdem prosiłem ją, by ograniczała się z dzwonieniem do mnie. Czyżby przekaz nie dotarł, i będę musiał go powtórzyć? Nie lubię dwa razy mówić tego samego, wie o tym. Odebrałem w końcu ten telefon, przykładając go do ucha.
- Clara, prosiłem o coś... - zacząłem, nie dała mi mówić dalej.
- Wiem, przepraszam... Po prostu się już stęskniłam. Żałuje, że nie pojechałam z tobą.
- Wiesz że nie mogłaś - westchnąłem ciężko - Po pierwsze, pracujesz. Po drugie, moi rodzice nie wiedzą że mam dziewczyna, i lepiej by tak zostało. Zaraz rozpoczęłyby się niepotrzebne kłótnie, nie chce tego.
- Yhym... Mogę przyjechać, chociaż na parę godzin? Nie zauważą mnie nawet.
- Czemu jesteś taka pewna? Nigdy nie widziałaś tego miejsca.
- Nie chcesz mnie widzieć?
- To znaczy... Clara, proszę. Dwa miesiące i wracam.
- To długo. - stwierdziła.
- Nie myśl o rozłące, to minie szybciej. I nie wydzwaniaj do mnie... Poczekaj, aż ja zadzwonię. Kocham cię, cześć.
Nie dając jej dojść do słowa, odłożyłem telefon. Dlaczego nie chciałem, by przyjeżdżała? Proste. Rodzice zgodzili się na moją naukę muzyki, ale nie tańca, a jednak to głównie tam robię. Clara na pewno by się wygadała, nie wie że nie wiedzą że tańczę. Chyba by mnie więcej już do Madrytu nie puścili. Jeszcze dodając do tego fakt, że moja dziewczyna jest... Powiedźmy że ciut starsza ode mnie, chyba by oszaleli. Szczególnie ojciec. Nie jest ze mną spokrewniony, a się czepia. Spojrzałem za okno. Pogoda wcale nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. To jest chyba jedyne, co mnie tutaj hamuje.

- Co ty tu jeszcze robisz? - zdziwiła się moja mama, gdy na chwile weszła do mojego pokoju.
- Leżę sobie. Pogoda kiepska, gdzie mam iść? - spytałem, na chwile przerywając słuchanie ulubionej muzyki i wyciągając z uszu słuchawki.
- Pogoda cię zwykle nie zatrzymywała. - stwierdziła.
- Dorosłem. Nie chce się przeziębić i musieć tutaj siedzieć dłużej. - posłałem jej nikły uśmiech, znowu zakładając słuchawki. Mama odpuściła sobie rozmowę ze mną. Wzięła co chciała i opuściła mój pokój. Poczekam aż przestanie padać, i pójdę. Nie chce tu siedzieć całe dnie.
Na szczęście, już po godzinie wyszło słońce, co umożliwiało mi spacer. Zanim rodzice się zorientowali, mnie już nie było w domu. Z resztą, jak zawsze. Gdy tak sobie chodziłem, ze słuchawkami w uszach, nagle dogoniła mnie Violetta.
- Co tak sam chodzisz? - spytała - Mogę się dołączyć do spacerku?
Spojrzałem na dziewczynę, wyciągając z uszu słuchawki. Posłałem w jej kierunku delikatny uśmiech. Clara by mnie zabiła, za to co zaraz powiem.
- Oczywiście. W końcu niedawno mówiłem, że nie lubię samotności. - zaśmiałem się, chowając telefon ze słuchawkami do kieszeni bluzy, uprzednio wyłączając muzykę. - Jak z nogą? Już nie boli?
- Jak widzisz, nie. Muszę chyba jednak ograniczyć to łażenie po drzewach, bo czuje że kiedyś sobie naprawdę coś zrobię.
- Wiesz, też kiedyś tak łaziłem. I połaziłbym sobie pewnie jeszcze, gdyby nie to że będąc w Madrycie nie bardzo miałem na to możliwości, i teraz pewnie bym nie potrafił na to drzewo wleźć. - zaśmiałem się. Mieszkając w Madrycie okropnie się zmieniłem... Ale czuje, że to dobrze.
- No widzisz, ile tracisz. Nie myślisz czasem, żeby tutaj wrócić?
- Nie, nie chce... Uczę się tam, mam przyjaciół... Nie chciałbym tego teraz zostawiać. Sam zapewne wiesz, o czym mówię. Rozstanie było trudne, prawda?
- Może i tak... Ale myślę, że dobrze mi zrobiło. Nadal mam kontakt z przyjaciółmi, a samotność od czasu do czasu jest dobra, nie sądzisz?
- Może i tak. Jednak nie mógłbym sam mieszkać w takim miejscu. - stwierdziłem. - Lubie ludzi, muszę mieć z kim porozmawiać.
- A w Madrycie mieszkasz sam...?
- Do tej pory mieszkałem w internacie, więc nie sam. - zaśmiałem się - A na ten rok najprawdopodobniej przeprowadzę się do swojej dziewczyny.
 - To dziwne, że jej i twoi rodzice się na to zgadzają. - stwierdziła nagle.
- Jej rodzice nie mają nic do powiedzenia, jet=st już dorosła. A moi niech żyją ze świadomością, że nadal mieszkam w tym internacie. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Masz starszą dziewczynę? Cóż... I zapewne twoi rodzice nic o tym nie wiedzą?
- Skąd wiesz? - trochę się zdziwiłem.
- Mam nadzieje, że poradzisz sobie w Madrycie, gdy już tam zamieszkasz. - powiedziała, ignorując moje pytanie. - Muszę już iść. Pa.
Po tych słowach, szybko odeszła. Stałem, wpatrując się w odchodzącą dziewczynę. Jednak długo nie było mi dane cieszyć się samotnością.
- Zgadnij kto to? - usłyszałem dobrze mi znany głos, i poczułem zimne dłonie zakrywające mi oczy.
- Co ty tu robisz? - zdziwiłem się. Przecież mówiłem, by nie przyjeżdżała... 

wtorek, 16 czerwca 2015

2 - Rozmowa

"Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu, w twe życie, do twego serca."

Dziewczyna na szczęścia odpuściła, i powiedziała dokąd mam ją zanieść. Mieszkała dosyć blisko. Musiała się wprowadzić niedawno...
- Kiedy się tu przeprowadziłaś? - spytałem, po dłuższej chwili drogi w milczeniu. Dziewczyna długi czas mi nie odpowiadała. W końcu jednak się odezwała.
- Nie, dopiero parę miesięcy. Dlaczego pytasz?
- Mieszkam niedaleko - wyjaśniłem - Ale w domu jestem dość okazjonalnie. Dlatego pewnie nie widziałaś mnie wcześniej.
- Naprawdę mieszkasz niedaleko? Wydawało mi się że osoby w naszym wieku by się tu zanudziły. A w ogóle, to jestem Violetta. - przedstawiła się. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że jednak należałoby się przedstawić. Rozmawiałem z dziewczyną, a ona nawet nie znała mojego imienia.
- Ja jestem Diego. Wiesz... Myślę, że to miejsce jest na tyle wyjątkowe, by nie można było się tu nudzić. W dodatku, inteligentne osoby się nie nudzą. - zażartowałem, posyłając dziewczynie uśmiech. Chyba jej tym nie rozbawiłem, bo wciąż z obojętnym wyrazem twarzy gapiła się przed siebie.
- Mówiłeś, że jesteś w domu okazjonalnie... Długo tutaj będziesz? - zapytała, po dłuższym milczeniu.
- Całe wakacje. Uczę się w Madrycie, więc później nie będę za bardzo miał okazji tutaj wracać na weekend.
- W Madrycie? Tak daleko? Widzisz, a jednak uciekasz od tego miejsca. - stwierdziła.
- Nie uciekam od miejsca, tylko od ludzi. Z resztą... Nie będę ci opowiadał. Lubie to miejsce, naprawdę. Uwielbiam. Ba, kocham. Tłumaczę się rodzicom, że chce spełniać marzenia... I tak naprawdę to robię, jednak mam często nawet podczas tych miesięcy wakacji dosyć ich obecności. Nie zrozumiesz...
- Zrozumiem, mieszkam tutaj sama. - powiedziała, za chwile na mnie zerkając. - Też czasami mam dosyć rodziców. Z tym, że moi mieszkają w Madrycie. Uciekamy na taką samą odległość.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Nie rozumiem, co tutaj robisz, skoro jesteś z Madrytu. Ja na twoim miejscu bym tam został. - stwierdziłem - Stolica daje dużo więcej możliwości. Mieszkam tam od trzech lat, i jak narazie czuje się tam dobrze...
- I nie czujesz, że to jest twoje miejsce na ziemi? Z dala od ludzi, w ciszy, spokoju? - spytała, przyglądając mi się. Samotność tutaj zwykle mi przeszkadzała. Uwielbiałem towarzystwo, chociaż sam też potrafiłem zorganizować sobie zajęcie.
- Nie lubię samotności. - stwierdziłem w końcu - Czasami dobrze robi, jednak przez całe życie... W takich warunkach można oszaleć.

Na tym skończyła się nasza rozmowa. Byliśmy już przed domem dziewczyny. Odstawiłem ją na ziemie, zaraz chcąc iść do domu. Zanim odszedłem, usłyszałem od niej tylko ciche podziękowanie. Wróciłem do domu, na chwile wstępując do kuchni i biorąc sobie cokolwiek do zjedzenia. Ruszyłem do swojego pokoju, nie chcąc natknąć się na tatę. Z mamą nie miałem żadnych problemów, ale on... Doprowadza mnie często do szału. Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nazywam go ojcem. Nie jest moim prawdziwym ojcem. i o tym dowiedziałem się dopiero te trzy lata temu. Jakoś to zniosę, teraz przynajmniej rozumiem dlaczego traktuje mnie tak oschle.
Zaraz po wkroczeniu do swojego pokoju, usiadłem na swoim łóżku i zerknąłem na telefon, który cały dzień leżał sobie na półce. Sięgnąłem po niego, od razu orientując się że mam nieodebrane połączenia. Odpuściłem sobie oddzwanianie, pomimo tego że dzwoniła do mnie Clara. Powinna wiedzieć że gdy jestem tu, czuje się jak w innym świecie. W Madrycie nie rozstaje się z telefonem. Tutaj nie jest mi on wcale potrzebny. Zero kontaktu ze światem, czas odpocząć.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

1 - Poznanie.

"Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, za­wied­li się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Ta­ka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie. "

Uwielbiam wracać do domu, po wielu miesiącach poza nim. Mam wtedy święty spokój, to mój czas na odpoczynek. Z dala od zgiełku miasta, w którym musiałem zamieszkać ze względu na szkołę. Tutaj nikt nie traktuje mnie inaczej. Myślę, że w tej sytuacji przeprowadzka do stolicy na stałe byłaby najgorszym pomysłem. Obiecałem rodzicom, że gdy spełnię marzenia, wrócę chociaż na jakiś czas. Tak szybko zgodzili się na moją przeprowadzę, tak daleko... Zgodzili się wysłać mnie do szkoły w Madrycie, bym się uczył, rozwijał. Ale byłem sam, tak daleko od nich. W miejsce, w którym zostawiłem wszystko przyjeżdżałem tylko na wakacje. A te wakacje znowu nastały. Jestem w połowie drogi do spełnienia najbardziej skrytych marzeń, jednak za każdym gdy wracam tutaj mam ochotę wszystko to rzucić i tu zostać. To tylko dwa miesiące w ciągu roku, w których mam przy sobie bliskie osoby, trzeba więc jak najlepiej je wykorzystać. Zaraz po przywitaniu się z rodzicami, ruszyłem do swojego pokoju. Ostawiłem walizkę w kont, od razu rzucając się na miękkie łóżko.
- Nie ma to jak w domu. - mruknąłem pod nosem, zaraz wstając i zabierając się za rozpakowanie walizki. Zajęło mi to dość dużo czasu. Zaraz po tym szybko się przebrałem, i opuściłem dom. Nie zamierzałem całego dnia spędzić w domu. Rzadko w ogóle to robiłem, kiedy byłem tutaj. W pobliżu nie mieszkał nikt w moim wieku, z kim mógłbym się zaprzyjaźnić i spędzać czas, pomimo tego poznałem dobrze już tą okolicę i potrafię sam się czymś zająć. Nie jestem już dzieckiem, więc nie robię tego co kiedyś, jednak siedzenie na brzegu jeziora z zeszytem i ołówkiem od dłuższego czasu wychodzi mi na dobre. To tutaj narodziła się druga z moich pasji - rysowanie. Pierwszą jest muzyka, którą zajmuje się w Madrycie. Pomimo tego, że moja matka zaczyna twierdzić, że jest tu strasznie pusto beze mnie, nie chce tego jakoś kończyć. Uczę się w Madrycie odkąd skończyłem 14 lat. Niechętnie mnie tam puścili, tłumacząc że stolica jest za daleko i spokojnie mogę się uczyć w mieście niedaleko. Jednak wtedy w moim życiu zaczęło dziać się zbyt wiele, chciałem być daleko, sam. Zrozumieli, od tamtego czasu mieszkam w jednym z internatów w Madrycie. To tam mam normalne życie. Tu przyjeżdżam tylko na święta, no i na wakacje. Stolica daje mi zapomnieć o tym, co działo się tutaj... To jest nieważne, nie chce akurat w tym momencie o tym myśleć. Powinienem zająć się teraz tym co uwielbiam. W końcu doszedłem do ukochanego jeziora, siadając zaraz na brzegu. Kochałem to miejsce. Było tak jakby moje. Nikogo tu jeszcze nie spotkałem, zawsze byłem sam. Moi rodzice do tej pory nie wiedzą, gdzie potrafię przesiadywać całe dnie. Raz miałem ochotę nawet przesiedzieć tutaj noc... Nigdy nie chciałem jednak dodawać mojej mamie zmartwień, więc spokojnie wracałem wieczorem do domu.
Z plecaka, który miałem przy sobie wyciągnąłem zeszyt, w którym czasami pisałem piosenki, i rysowałem. Zaraz po tym, wyciągnąłem ołówek, którego jak zwykle musiałem dłużej szukać. Nie zastanawiałem się długo, co narysować. Zawsze szybko coś przychodziło mi do głowy, i po prostu rysowałem. Jednak tym razem nie dane mi było zakończyć rysunki. Usłyszałem jakieś hałasy z lasu, który znajdował się niedaleko. Zastanawiałem się czy to zignorować i rysować dalej, czy jak najszybciej stąd zniknąć. Zainteresowałem się jednak, co tam jest, więc nie skorzystałem z żadnej z opcji które pierwsze przyszły mi do głowy. Schowałem zeszyt do plecaka, po czym wstałem od razu idąc w kierunku hałasu, który usłyszałem. Jeśli coś mi się stanie, mama mnie jeszcze chyba dobije, ale nie myślałem o tym. Coś kazało mi tam pójść. Szedłem między drzewami, rozglądając się uważnie by nie przegapić źródła hałasu. Nie przegapiłbym...
- Co ty tu robisz? - spytałem, przyglądając się dziewczynie siedzącej na ziemi, i trzymającej się za nogę. Od razu podszedłem, pomagając jej wstać. Była mniej więcej w moim wieku... Nadal nie wiem, co robi tutaj sama.
- Spadłam z drzewa, nie widzisz? - spytała, oschłym tonem, nie chcąc nawet przyjąć mojej pomocy.
- Po co w ogóle właziłaś na to drzewo? - spytałem, rozbawiony jej zachowaniem.
- To już nie jest twoja sprawa. - burknęła, wymijając mnie i idąc do domu, oczywiście kulejąc przy tym.
- Może dasz sobie pomóc, i odprowadzę cię do domu? - spytałem, jednak nie uzyskałem odpowiedzi - Mogłaś zwichnąć sobie kostkę, ta twoja upartość tylko pogorszy sytuacje.
Mówiłem, jednak dziewczyna mnie nie słuchała, tylko szła dalej. Wywróciłem oczami, od razu idąc do niej, i nie zważając na jej protesty biorąc ją na ręce.
- Daleko mieszkasz? - spytałem, idąc w kierunku wyjścia z lasu.
- Co ty wyprawiasz? Puść mnie! - protestowała, jednak teraz ja ją ignorowałem.
- Pytałem o coś.

czwartek, 4 czerwca 2015

Prolog

To ten moment, ta chwila, gdy czujesz, ze możesz wszystko. Spełniłeś najskrytsze marzenia, jednak nie dostrzegasz, że czegoś w Twoim życiu brakuje. Brakuje osoby, która czekałaby na Ciebie w domu, z kolacją. Brakuje kogoś, kto byłby dumny z Twojego sukcesu. Na początku nie dostrzegasz tej "dziury" w Twoim sercu. Jednak kiedyś nastanie moment, gdy miłość Tobą zawładnie.


***
Ta da, Patrycja pisze od nowa. Inne opowiadanie. Ale wciąż o Dielettcie :3

piątek, 8 maja 2015

Info.

Ktoś pewnie zauważył, że przez baaardzo krótki czas blog był prywatny. Teraz nie jest, bo szkoda mi tego opowiadania... jednak nie będę go już dalej pisać. Nie mam kompletnie weny, nie daje rady napisać na tego bloga dosłownie nic. Za to, założyłam nowy blog.
Zapraszam na http://todo-termino.blogspot.com/

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział XIV (1/2)

Diego. 
Pomimo tego że wyszedłem z domu w świetnym humorze, wracałem już przygnębiony. Teraz marze  tylko o tym, by być już  w domu, w swoim łóżku i nie przejmować się niczym. Chyba jednak zostanę do tej soboty w swoim pokoju. Wszystko, byle już nie spotkać Violetty. Czy ona nie zdaje sobie sprawy z tego że swoimi słowami potrafi sprawić mi przykrość? Tylko ona nie potrafi cieszyć się że wróciłem, a to właśnie na niej najbardziej mi zależy. Gdy wszedłem, nie zauważyłem ojca. Pewnie siedzi jeszcze w studio. Jak zwykle, mam siedzieć sam w  domu. Nie chce złościć taty, więc z domu się nie ruszam. Położyłem się na kanapie, włączając telewizor. Oglądałem jakieś bezsensowne telenowele, myśląc że jeszcze chwila i oszaleje. Tata wrócił dopiero wieczorem.
- I jak po dzisiejszym dniu? Zmieniłeś zdanie co do wyjazdu? - zapytał, zaraz po tym jak się ze mną przywitał.
- Nie, teraz jeszcze bardziej chce wyjechać. Nie idę jutro do studio, nie zamierzam kolejny raz natknąć się na Violette.
Tata spojrzał na mnie, po czym westchnął, zaraz siadając obok mnie.
- O co chodzi tym razem?
- Wiesz, jak ona mnie traktuje? Jakby między nami nic nie było. Nie widzi, że tym może mnie ranić. Może i ja ją raniłem, ale przyznaje się do tego, i nie robiłem tego celowo. A ona... Nie chce mi się nawet o tym gadać.

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział XIII

Diego. 
Dzisiaj wstałem z łóżka w wyjątkowo dobrym humorze. Nie trzeba było mnie 15 minut przekonywać, bym ruszył się z łóżka. Pogoda panująca za oknem  jeszcze bardziej przekonywała mnie, że warto wstać. W Hiszpanii zapewne teraz nie miałbym co liczyć na słońce, chociaż i zimą często się zdarzało. Za minusowe temperatury jednak na razie podziękuje, i pocieszę się tymi paroma dniami w Argentynie. Już po chwili byłem na dole, uszykowany na kolejny dzień w szkole. Nawet jeśli niedługo znowu mam wyjechać, nie chce bezczynnie siedzieć w domu, jeśli mogę robić coś innego.Szybko zjadłem z ojcem śniadanie, po czym razem ruszyliśmy do szkoły. Rozstaliśmy się przy wejściu. Od razu ruszyłem na zajęcia. Tam spotkałem właśnie Francesce.
- Słyszałam, że nie idzie ci rozmowa z Violettą. - odezwała się pierwsza.
- Nie bardzo mnie to teraz dotknęło. W weekend i tak wracam do Madrytu, możesz pożegnać ją za mnie.
- Jak to... Czemu wracasz?
- Tata zgodził się na mój powrót, więc wracam. Wszyscy dobrze wiemy, że tam będę szczęśliwszy. Mam do tego prawo.
- No, masz racje... Ale... Wszyscy za tobą strasznie tęskniliśmy, a jak wracasz, to po tygodniu wracasz...
- Kto niby tęsknił? Proszę, nie rozśmieszaj mnie. Chce pogadać z Violettą, a ona ma mnie gdzieś... To na niej najbardziej mi zależy, wiesz o tym?
- Wiem, ale... nie możesz wyjeżdżać, bo jedna osoba nie chce z tobą rozmawiać.
- Sam dobrze wiem, co powinienem a czego nie.
W tej chwili do sali weszła Violetta. Spojrzałem na nią i szybko spuściłem wzrok.
- Słyszałam, wiesz? Głupio mi, że przeze mnie chcesz wyjechać... Jednak dlaczego mam mieć poczucie winy? Prędzej czy później i tak byś to zrobił.

sobota, 28 marca 2015

Rozdział XII

Diego. 

- Jesteś w domu? - zdziwiłem się, gdy wszedłem do domu po zajęciach i zobaczyłem swojego ojca.
- Tak, jak widzisz jestem. Po pierwsze, chciałem sprawdzić czy od razu wrócisz. A po drugie, chciałem się dowiedzieć jak poszła rozmowa z Violettą. Porozmawiasz ze mną chociaż ten raz szczerze, czy znowu udasz że nikogo nie potrzebujesz i nadal będziesz mnie zbywał?
- Z Violettą? Gorzej, niż myślałem że pójdzie. - powiedziałem i niechętnie usiadłem na kanapie, obok swojego ojca - Ona nie chce mnie znać, tato. Mogę wrócić do babci? Proszę... Wiesz, że kocham Hiszpanię.
- Diego... - zaczął, dziwnym tonem. Już wiedziałem, że się nie zgodzi... - Porozmawiaj o tym z twoją babcią. Jeśli przyjmie cię z powrotem, a ty obiecasz że będziesz grzeczny, nie będziesz wracał o nocach i oczywiście nie będziesz palił, droga wolna. Możesz jechać. Nie chce być dla ciebie wrogiem.
- Obiecuje. I dziękuje. - powiedziałem, i szybko go przytuliłem, po czym wstałem z kanapy. - To... Mogę telefon? Chce jak najszybciej do niej zadzwonić.
- Weź mój... Tylko nie rozmawiaj za długo. - powiedział i  podał mi swój telefon. Od razu go wziąłem, biegnąc do pokoju. Dawno nie rozmawiałem z babcią... Dlatego, że nie dał mi telefonu. Byłem pewien, że babcia zgodzi się znowu mnie przygarnąć, więc już niedługo będę znowu w Madrycie. Szybko odebrała telefon, myśląc oczywiście po że to mój tata. Po przywitaniu i powiedzeniu, jak bardzo się za sobą tęskni, powiedziałem w końcu zacząć temat.
- Aaaa... Jakby tata zgodził się, bym wrócił, to przyjęłabyś mnie z powrotem?
- Diego, oczywiście że tak. Czasami ci odbija, ale przecież cie kocham.
- To świetnie, bo się zgodził. Kiedy mogę przyjechać? - spytałem. Zaraz w odpowiedzi usłyszałem ucieszony głos mojej babci.
- Jak najszybciej. Strasznie tu pusto bez ciebie.
- To... Jeszcze pogadam z tatą, a potem zadzwonię do ciebie, kiedy dokładnie wracam. Kocham cię, pa. - powiedziałem po czym rozłączyłem się. Po chwili oddałem już ojcu telefon.
- I co? - zapytał, biorąc ode mnie urządzenie i chowając je do kieszeni spodni.
- I wracam. Kiedy mogę?
- Założę się, że chcesz jak najszybciej. W takim razie jeszcze dzisiaj postaram się zarezerwować ci bilet na samolot. Będzie mi cie tutaj brakować, wiesz? Nie chce jednak, byś był tutaj nieszczęśliwy. Będąc w Madrycie poczujesz się lepiej. Jednak nie chce słyszeć o żadnych twoich wybrykach, dotarło?
- Dotarło. - powiedziałem, z szerokim uśmiechem. - Zostajesz już dzisiaj w domu...?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Bo... Mieszkam u ciebie od paru dni, a jeszcze nie spędziliśmy w ogóle czasu razem... Więc może dzisiaj? I tak nie mam nic do roboty, bo dałeś mi szlaban...
- Okey, i tak nigdzie się już dzisiaj nie wybierałem. To co byś chciał takiego robić?
- Najlepiej tylko porozmawiać. Brakuje mi tych szczerych rozmów z jednym z rodziców...

piątek, 20 marca 2015

Rozdział XI

Diego. 
- Nie śpisz jeszcze? - usłyszałem swojego ojca, akurat wchodzącego do domu. 
- Jak widzisz, nie śpię. Możemy pogadać...? 
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? Idź lepiej już do łóżko, bo rano masz zajęcia.
- Chce tylko porozmawiać. Potem grzecznie pójdę do łóżka.
- Dobra, w takim razie mów. - powiedział, siadając obok mnie na kanapie - Ale nie ma mowy o oddani telefonu czy laptopa.
- Nie... Mam tylko taką prośbę... Pozwoliłbyś mi w weekend wyjść, czy mam siedzieć cały dzień w domu? Proszę, pozwól mi wyjść z domu. Potrzebuje kontaktu ze światem.
- Chcesz się spotkać z Alexem, prawda? - zapytał - Wiesz, że nigdy się na to nie zgodzę.
- Nie, nie z Alexem. Z Violettą... O ile się zgodzi. Muszę naprawić te znajomość, skoro zabraniasz mi spotykać się z moimi przyjaciółmi.
- Okey... Jeśli chodzi o Violette, to się zgadzam. A teraz biegnij już spać, bo znowu będziesz mi marudzić rano, że niewyspany jesteś.
- Już idę. - wywróciłem oczami i wstałem - I dziękuje. Tym razem na pewno cie nie okłamie, spokojnie.
Ostatnie zdanie wypowiedziałem, bo już wiedziałem że pewnie myśli, że znowu chce się spotkać z Alexem. Zbyt często mi nie ufa... A ja może zbyt często kłamie? Nie chce, by myślał że może mną rządzić. Ale teraz nawet mi się wydaje, że przesadzam. Czasami powinienem poczuć, że jednak jesteśmy rodziną. Trochę uszanować jego zdanie, nawet jeśli myślę inaczej,,, Nie mogę tyle się z nim kłócić.  Ale on czasami też mógłby uszanować moje zdanie.

Następnego dnia z samego rana wstałem sam. Tym razem tata nie musiał wyciągać mnie z łóżka. Jak najszybciej chciałem porozmawiać z Violettą, nie mogłem już wytrzymać leżenia w tym łóżku. Od razu po ogarnięciu się, zacząłem przygotowywać śniadanie. Postanowiłem ten raz trochę podlizać się ojcu i sam coś zrobić. Zjadłem, i zostawiłem dla niego, po czym szybko opuściłem dom mojego ojca. Wiedziałem że Violetta zapewne już idzie w kierunku studio. Chciałem z nią porozmawiać zanim jeszcze zaczną się zajęcia. I udało mi się. Akurat gdy byłem przed jej domem, ona wychodziła.
- Co tutaj robisz? - zapytała, nawet się ze mną nie witając.
- Przyszedłem po ciebie. Chce pogadać. - powiedziałem, od razu podchodząc do dziewczyny.
- Diego, nie. Nie ma mowy. Nie będziemy rozmawiać, spotykać się, nie będziemy się przyjaźnić. Mam nadzieje, że wreszcie rozumiesz.
- Myślałem... Że wczoraj wszystko już sobie powiedzieliśmy. Wiem, że mnie kochasz. Przypomnij sobie, jak zachowywałaś się wczoraj.
- Diego, proszę cię, nie wmawiaj mi tego. - powiedziała, od razu chcąc mnie wyminąć.
- Możesz okłamywać siebie, ale nie okłamuj mnie. - powiedziałem, zatrzymując ją.
- To ty okłamujesz nas wszystkich, Diego. Chcesz taki być? Chcesz wszystkich ranić? Czy po prostu zwracasz na siebie uwagę, bo zauważyłeś że nikt cie tak nie kochał jak twoja matka, przed której miłością uciekałeś?
- O czym ty mówisz?
- Wiem, jaki jesteś. I wiem, że gdzieś tam w tobie siedzi ten Diego, którego kocham. Kiedy już się wydostanie na zewnątrz, to do mnie zadzwoń. - powiedziała, znowu chcąc odejść.
- Nie chcesz zaakceptować mnie takim, jakim jestem?
- To nie jesteś ty... - powiedziała po czym po prostu poszła.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział X

Diego.
- Violu, przecież tu jestem. Cały czas ten sam. - powiedziałem, na co ona pokiwała głową.
- Nie, Diego zmieniłeś się i to na gorsze. Jesteś zupełnie kimś innym. - spojrzałem na nią, w jej oczach był smutek, wyraźny smutek.
- Nieprawda. Violu, ja... - nie zdążyłem dokończyć, bo w tej chwili do sali wszedł mój ojciec.
- Diego, zajęcia trwają już od 10 minut, a ty tu sobie rozmawiasz z Violettą? Na zajęcia i to już. - rozkazał, na co ja w
estchnąłem i poszedłem na te jego zajęcia. Po chwili do sali weszła też Violetta, i wtedy byli już wszyscy, a ojciec wreszcie zaczął lekcję. Nie mogłem się w ogóle skoncentrować i myliłem wszystkie kroki. W głowie cały czas miałem słowa Violetty. Może naprawdę się zmieniłem? Ale na gorsze? Nie...to niemożliwe. Wewnątrz mnie jest cały czas ten sam Diego, co przed wyjazdem do Madrytu...tylko trzeba go na nowo odkryć, a to może zrobić jedynie Violetta. Po dwóch jakże cudnych godzinach, lekcja się skończyła i wszyscy powoli opuszczali sale.
- Violetta, zaczekaj. - powiedziałem podchodząc do dziewczyny.
- Przepraszam Diego, ale się śpieszę. - powiedziała i mnie wyminęła, jednak ja nie dałem za wygraną. Chwyciłem jej rękę i przyciągnąłem ją do siebie, po chwili splatając ze sobą nasze palce. Spojrzałem jej prosto w oczy, ale ona spuściła wzrok na podłogę.
- Naprawde aż tak się zmieniłem? - zapytałem, z uwagą przyglądając się dziewczynie i lekko głaszcząc kciukiem jej dłoń. Skinęła twierdząco głową.
- Nie jesteś tym samym Diego, nie tym którego kocham. Zmieniłeś się. - powiedziała, patrząc w podłogę.
- Violetta, może masz rację...zmieniłem się, ale kocham cię nadal tak samo mocno. - spojrzała na mnie i pokiwała głową.
- Nie wiesz co mówisz...
- A właśnie, że wiem. - powiedziałem, chwytając jej drugą łapkę i przykładając ją do mojego serca. - Czujesz jak bije?
- Czuję, ale to chyba normalne, że serce bije. - stwierdziła, patrząc na swoją dłoń.
- No tak, ale ono wali jak szalone, czujesz? - spytałem, a ona twierdząco skinęła głową. - No właśnie...moje serce zawsze tak wariuje, gdy jesteś blisko. Ono bije tylko dla ciebie, wiesz? - na twarzy Violetty pojawił się delikatny uśmiech. Spojrzała na mnie i błądziła wzrokiem po mojej twarzy, po chwili jej wzrok zatrzymał się na moich oczach.
- Naprawdę? - spytała niepewnie.
- Naprawdę. - odpowiedziałem - Kocham cię. Violetta, strasznie cię kocham.
Już miałem ją pocałować, gdy ten moment przerwał nam oczywiście mój ojciec. Niechętnie odsunąłem się od dziewczyny, za chwile  wykonując polecenie swojego ojca, czyli idąc na zajęcia. Jeśli tak mają wyglądać najbliższe miesiące, to ja podziękuje. Nie potrzebuje go. Wcale go nie potrzebuje... Więc po co mam u niego mieszkać? Mam udawać, że jest moim kochanym tatusiem? To się robi naprawdę śmieszne... Jednak protestowanie w tej chwili na nic się nie zda. Wymyślił sobie szlaban... Jestem tutaj dopiero parę dni, a już tyle razy zdążył mnie zdenerwować. Tak jakby tylko to było jego celem. Po wszystkich zajęciach znowu miałem wrócić do domu, a on oczywiście powiedział że przyjdzie później. Całe dnie mam siedzieć samemu w domu? I tylko dlatego mnie tu ściągnął? Myśli, że w ten sposób da radę mnie wychować? Śmieszne. Naprawdę. Jestem ciekaw, co zrobi gdy kiedyś się od niego wyprowadzę i na stałe zerwę kontakt. Czy ja kiedykolwiek potrzebowałem ojca? Do tego, tylko teraz zachowuje się jak ojciec. Wcześniej go przy mnie nie było. Nigdy. Mama opowiadała mi tyle, po tym jak straciłem pamięć... Nie było go nigdy. Nie było go, gdy leżałem w szpitalu, gdy szedłem do szkoły, gdy pierwszy raz występowałem na scenie. Osoba która była przy mnie w tych momentach, nie żyje. Dlaczego więc miałbym słuchać kogokolwiek? Z mojego założenia wychodzi, że w tym momencie jestem sierotą. Nie mogę nazwać ojcem osoby, którą znam trochę ponad rok...
Siedząc znowu sam w pustym domu, bezmyślnie wpatrując się w telewizor, nabrałem jeszcze większej ochoty, by jak najszybciej wyjechać do Hiszpanii. Tam miałem z kim porozmawiać po powrocie ze szkoły. Miałem komu się wyżalić, czułem że jest przy mnie osoba, której na mnie zależy. Najpierw mama, potem babcia. Tutaj... Chyba jeszcze nigdy nie czułem się aż tak bardzo samotny. Wymaga że się zmienię. Ale nie próbuje mi w tym pomóc. Zostawiając mnie samego w domu na pół dnia, i zabraniając wyjść, tylko pogłębia moją nienawiść do niego. O ile w ogóle jest to jeszcze możliwe...

***
Tak, tak - znowu pisała Klaudia :D I to jej możecie dziękować za ten piękny moment Dieletty, a mnie zabić za zepsucie go w nieodpowiednim momencie (muahahahaha :D) 

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział IX cz. 2

Diego.
Rano tata zawiózł mnie do studia, mówił że dziś już się nie wykręcę. Chcąc, czy nie chcąc musiałem iść na zajęcia, tym bardziej że dzisiaj dwie godziny zajęć spędzę z moim jakże kochanym tatusiem. Pierwszą lekcję miałem z Beto, więc ruszyłem do sali, nie było tam jeszcze nikogo z wyjątkiem Violetty i Francesci. Podszedłem do dziewczyn, żeby się przywitać, jednak Violetta rzuciła na mnie tylko spojrzenie i wyminęła mnie, po chwili wychodząc z sali. Spojrzałem na Francesce, która wzruszyła ramionami.
- W końcu zrozumie, że ci na niej zależy... - poklepała mnie po ramieniu, z lekkim uśmiechem.
- Mhm... - wymamrotałem i sam też wyszedłem z tej sali. Zauważyłem Viole idącą korytarzem, zapewne przede mną uciekała.
- Violetta, czekaj! - krzyknąłem do dziewczyny, jednak ta nie zwróciła na mnie uwagi i szła dalej przed siebie. Podbiegłem do niej i złapałem jej nadgarstek, tym samym odwracając ją w moją stronę. - No poczekaj, chce tylko porozmawiać.  
- Nie mamy o czym. - Szepnęła, patrząc w podłogę, tak jakby bała się spojrzeć mi w oczy.
- A właśnie, że mamy. Dlaczego taka jesteś?
- Jaka? Jaka jestem? - Zapytała, lekko marszcząc brwi.
- Taka obojętna wobec mnie. Czemu mnie unikasz?
- Nie unikam cie, po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać, rozumiesz? - powiedziała, próbując wyrwać nadgarstek z mojego uścisku.
- Violetta, oszukujesz samą siebie. - Szepnąłem, lekko kręcąc głową.
- Nie rozumiem... - zmarszczyła brwi i uniosła na mnie wzrok.
- Oboje dobrze wiemy, że tęskniłaś za mną bardziej niż inni. I nie udawaj, że tak nie jest.
- Nieprawda, wcale za tobą nie tęskniłam. Możesz mnie puścić? - zapytała, próbując wyrwać swój nadgarstek z mojego uścisku.
- Wróciłem, i mamy szansę to wszystko naprawić. Dlaczego nie chcesz?
- Bo nie jesteś tą osobą, którą tak bardzo kocham. Przepraszam Diego, naprawdę muszę już iść. - powiedziała, po czym po prostu odeszła, zaraz po tym jak zrezygnowany puściłem jej nadgarstek. Przeklęte miasto. Po długiej chwili gapienia się w miejsce, gdy z oczu zniknęła mi Violetta, ruszyłem do sali. Wczoraj chyba wystarczająco nagrabiłem sobie u ojca. Może wymyśli sobie pomysł, żeby jeszcze bardziej mnie ukarać. O ile się da, bo tak naprawdę zabrał mi już wszystko, co tylko mógł, a z domu tak czy inaczej mnie nie wypuszcza.

Po pierwszej lekcji, zobaczyłem Violette. Siedziała sama w sali. Widziałem, że jest smutna. Nie mogłem tego tak zostawić, na pewno.
- Coś się stało...? - spytałem, przyglądając się dziewczynie. - Nie lubię, gdy jesteś smutna.
Dziewczyna tylko na mnie spojrzała. Nie odpowiedziała. Znowu nie chciała ze mną rozmawiać?
- Przepraszam. - udało mi się wykrztusić po dłuższym czasie. Pierwszy raz, od bardzo dawna, postanowiłem kogoś szczerze przeprosić - Nie chce, byś myślała, że nie kontaktowałem się z tobą, bo cie nie kocham. Nie kontaktowałem się, bo nie chciałem, byś jeszcze bardziej za mną tęskniła, a i ja o tęsknocie chciałem zapomnieć.
- Nie chodzi tu tylko o to, że się nie kontaktowałeś. - odezwała się - Diego, którego znałam, nie myślał tylko o sobie.  Był bardziej odpowiedzialny. Nie sprawiał problemów osobom, które go kochają, i chcą dla niego jak najlepiej.
Powiedź mi, gdzie jest ten Diego? Gdzie jest Diego, którego kocham?

***
Rozdział pisany nie całkiem przeze mnie. Jedną połowę pisałam ja, jedną Klaudia  po moim długim marudzeniu, żeby mi napisała :D Która co pisała to już możecie sobie zgadywać, haha xd

środa, 25 lutego 2015

Rozdział IX cz. 1

Diego. 
Po spotkaniu z Alexem, wróciłem do domu wieczorem. Byłem wręcz pewien, że tata jeszcze nie wrócił. Wszedłem do domu, od razu ruszając do salonu. I tu dopiero się zdziwiłem...
- Już jesteś? - spytałem, przyglądając się swojemu ojcu, który najprawdopodobniej tutaj na mnie czekał.
- Tak, już jestem. Gdzie byłeś? Podobno źle się czujesz, miałeś zostać w domu. Nie mogę uwierzyć, że po raz kolejny mnie okłamałeś. Kiedykolwiek się czegoś nauczysz? Myślisz że w tej sytuacji twoja matka byłaby z Ciebie dumna? Pięciolatek jest bardziej odpowiedzialny, niż ty. Doskonale zdajesz sobie sprawę, jaki jest Twój stan zdrowotny, i bezczelnie to wykorzystujesz.
- Bo zamknąłeś mnie w domu jak w klatce! Zabrałeś mi telefon, laptopa, zakazałeś wychodzić z domu, mogę kontaktować się z ludźmi tylko w szkole? Nie myślisz, że to już jest przesada? Ja wiem, że ty chcesz jak najlepiej. Ale nie zamierzam bez względu na wszystko Cię słuchać. Nawet, jeśli masz racje.
- Nie możesz wychodzić z domu, bo masz szlaban, i wiesz doskonale dlaczego. Wystraszyłeś i mnie, i swoją babcię. Do tej pory nie rozumiesz, że zrobiłeś źle. I mogę się założyć, że to wszystko wymyślali tylko twoi koledzy. Dlatego nie chce, byś miał z nimi kontakt.
- Są moimi przyjaciółmi. Będę robił to, na co mam ochotę. Nie myśl, że masz prawo mną rządzić. - powiedziałem, omijając go. Od razu chciałem ruszyć do swojego pokoju. Jednak zatrzymał mnie.
- Oddaj najpierw.
- Co takiego mam ci oddać? - udałem, że nie rozumiem, odwracając się w jego stronę.
- Papierosy, które dał ci Alex. I telefon, który mi wykradłeś, przy okazji. - powiedział, wyciągając rękę po wspomniane rzeczy. Nie chcąc się już kłócić, oddałem mu telefon.
- Od Alexa nic nie dostałem. - skłamałem. Chyba mi nie uwierzył, ale już odpuścił. Na szczęście. Mam dosyć tego człowieka, jak na jeden dzień. Kiedy jeszcze przypomnę sobie te momenty, jak dopiero co dowiedziałem się, że jest moim ojcem... Nie zajmował się wychowaniem mnie, więc wydawało mi się, że jest lepszy. Mama często przesadzała. Jednak nigdy nie odcięłaby mnie kompletnie od świata. Takie zachowanie jest jakimś dowodem bezsilności? Mama przyzwyczaiła się do moich humorów, łatwiej znosiła to, jak się zachowuje. Do tego, przy niej byłem zupełnie inny.

Obserwatorzy

Chat~!~