Muzyczka xD

niedziela, 28 czerwca 2015

4 - Wiek nie ma znaczenia...

"Miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. Po prostu kochaj."

- Od kiedy w taki sposób wita się ze swoją ukochaną dziewczyną? - zmarszczyła brwi, przyglądając mi się. Spuściłem wzrok.
- Przepraszam. Mówiłem ci przecież, byś nie przyjeżdżała. Po wakacjach wróciłbym do Madrytu i miałabyś mnie przez parę miesięcy tylko dla siebie.
- Stęskniłam się, dobrze wiesz. No nie złość się na mnie. Tylko przyjechałam, nie popełniłam żadnego przestępstwa.
- Ale nie posłuchałaś mojej prośby. Prosiłem cię o to kilka razy, kochanie... Dobrze, nieważne. Mam nadzieje że nie pomyślałaś nawet o tym, by poznać moich rodziców? No i jak mnie tutaj znalazłaś?
- No... Dzwoniłam do ciebie, ale ciebie nie było w domu, więc odebrała twoja mama. - świetnie... Jak wrócę, chyba mnie zamorduje za to że nic jej nie powiedziałem. - Powiedziała mi że cie nie ma, i gdzie mniej więcej mam cię szukać. No nie rób takiej miny. Wiesz że jej nie lubię.
- Nie pytała cie, kim dla mnie jesteś, co nie? - spytałem, opanowując złoszczenie się na nią. Powinienem ją zrozumieć. Chwyciłem jej dłoń, od razu kierując się na dalszy spacer.
- Myślę, że się domyśliła i nie musiała pytać. - odezwała się, od razu ruszając ze mną.
- Świetnie, w takim razie w domu będę miał przesłuchanie. Nauczy mnie to może wyłączać telefon jak wychodzę. Nie wiem co ją w ogóle interesuje moje życie. Pewnie jeszcze zaraz tutaj przylezie, żeby cie poznać.
- Nie sądzę... Ej, ale nie przyjechałam żeby oglądać twoją naburmuszoną minkę. Uśmiechnij się.
- Uśmiechnę się, jak powiesz że przywiozłaś papierosy. - zaśmiałem się - Wiesz, że nie będą zachwyceni, że pale.. Więc nie brałem ich ze sobą. Ale jeszcze chwila, i nie wytrzymam po prostu.
- Nie mam, wiesz że nie palę. I ty też powinieneś przestać. Te dwa miesiące dobrze ci zrobią. Wiesz, że to źle działa na głos, a ty w końcu śpiewasz.
- Mój głos teraz mnie nic nie obchodzi. - stwierdziłem. - Następnym razem jak zechcesz przyjechać, to bądź tak dobra i przywieź mi papierosy.
- Podobno nie pozwalasz mi przyjeżdżać. - zauważyła.
- A jednak tu jesteś.
- Przeszkadzam ci? -  wyrwała dłoń z mojego uścisku i skrzyżowała ramiona na piersi. Wywróciłem oczami.
- Nie, tylko... Potrzebuje czasami być sam.
- Będziesz sam, kiedy powrócisz do nauki. - stwierdziła - Masz się jeszcze bardziej starać w tym roku, już ja tego dopilnuje.
- Chyba jeszcze przemyślę tą przeprowadzkę do ciebie...
- Wolisz internat? - zaśmiała się. Miała rację. Trochę mnie już męczyło mieszkanie w takim miejscu.
- Dooobra, masz rację. Gdzie idziemy? Chce ci się tak łazić? Do tego mam wrażenie, że zaraz znowu zacznie padać... - spojrzałem na niebo i zaśmiałem się, po raz kolejny widząc same chmury. - Mogę ewentualnie pójść z tobą do domu... Niech już będzie, że przedstawię cię rodzicom. Nie będę musiał tłumaczyć chociaż kim dla mnie jesteś. - zaśmiałem się.
- To chodźmy. - entuzjastycznie przyjęła moją propozycję. Zaśmiałem się, ruszając z nią w kierunku swojego domu. Mama nie będzie zachwycona gdy ją zobaczy, tyle wiem...
- Tylko proszę cię, ani słowa o tańcu. - odezwałem się w połowie drogi. Przystanęła.
- A to dlaczego? - spytała. Przez chwile zastanawiałem się, czy powiedzieć jej wszystko. W końcu jednak odezwałem się, nic nie tłumacząc.
- Nie wolno mi - wzruszyłem ramionami, ciągnąc za sobą Clare. Nie mogliśmy teraz stać i gadać, nie chce wrócić do domu mokry a miałem wrażenie że zaraz zacznie padać.
- Chodzisz do muzycznej szkoły, i nie możesz tańczyć? - zdziwiła się. - Dlaczego nic o tym nie wiem?
- Bo i ty byś mi zabroniła, a tego nie chce. - uśmiechnąłem się blado - Z tych zajęć jestem tak naprawdę zwolniony, ale gdzieś mi wcięło zwolnienie...
- Kombinator. - stwierdziła nagle. - Gdzie masz to zwolnienie?
- Włożyłem do jakiegoś zeszytu. Kit ze zwolnieniem. Wiesz że kocham taniec, i z niego nie zrezygnuje. Więc proszę cię, byś nie wspominała o tych lekcjach ani słowem. Gdy już weszliśmy do domu, lekko mnie zamurowało. W salonie, na kanapie, siedziała Violetta, spokojnie rozmawiając z moją mamą i pijąc kawę. No cóż, i po co ja wracałem? Violetta zerknęła w moim kierunku i uśmiechnęła się lekko.
- Podobno poznałeś już Violette. - odezwała się nagle moja mama.
- Tak, spotkałem ją już pierwszego dnia. To my nie przeszkadzamy, idziemy do pokoju. - powiedziałem, od razu ciągnąc Clare na górę.
- Czekaj. - usłyszałem słowa mojej mamy - Może najpierw przedstaw nam koleżankę? Siadajcie, nie rozmawiamy o niczym konkretnym, więc możecie posiedzieć z nami.
Niechętnie poprzestałem na jej propozycję, zaraz siadając na kanapie, obok Violetty, a obok mnie siedziała Clara. Już widzę to wspaniałe popołudnie...
Zaraz po tym jak odprowadziłem Clarę, która niestety już dzisiaj musiała wyjechać, wróciłem do domu. Od razu chciałem iść do pokoju, jednak mama znowu mnie zatrzymała. Niechętnie usiadłem z nimi.
- Kto to był? - usłyszałem w końcu pytanie - Nie wyglądaliście jak zwykli znajomi.
- Moja dziewczyna. Od kiedy interesuje cię moje życie? - spytałem, prosto z mostu.
- Jeśli nic nie mówisz mi przez telefon, to jak ma mnie interesować? Jest dużo starsza? Ile ma lat?
- Nie powinno cię to interesować.
- Powinno. Od kiedy się z nią spotykasz?
- Od prawię dwóch lat. Koniec przesłuchania, mogę iść?
- Dwa lata, i jeszcze nic nam nie powiedziałeś? Powtórzę pytanie, ile ona ma lat? Nie wyglądała napewno na 17.
- Bo 17 nie ma. - wzruszyłem ramionami. - Ma 23 lata. Mogę iść?
- Spotykasz się z o tyle starszą dziewczyną?!
- Dlaczego robisz mi przesłuchanie przy Violettcie? - spytałem, zaraz zerkając na dziewczynie, która niepewnie przyglądała się mojemu wyrazowi twarzy. Zapanowała niezręczna cisza.
- Myślę, że powinieneś powiedzieć o tym ojcu. Ciekawe, jak zareaguje. - odezwała się nagle matka. Violetta, nie chcąc wtrącać się w naszą dyskusje, zakomunikowała że wychodzi.
- Nie powiem mu. - wzruszyłem ramionami.
- Lepiej powiedź, jeśli traktujesz te dziewczynę poważnie. Albo inaczej, jeśli ona traktuje cię poważnie. Jest 6 lat starsza, wiesz w ogóle co robisz?
- Wiem. Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Reakcja ojca również mnie nie obchodzi. - powiedziałem. Chyba za głośno, bo usłyszał to, wchodzący właśnie do domu, mój "ojciec".
- Co znowu zrobiłeś? - usłyszałem głos swojego ojca.


niedziela, 21 czerwca 2015

3 - Samotność od czasu do czasu jest dobra.

"Przyczyną miłości jest dobro, a to, co jest dobre, definiuje się przez wiedzę; i można kochać to tylko, o czym się wie, że jest dobre."

Słyszeliście kiedyś, że nawet w tłumie ludzi można czuć się samotnym? Może nie jestem w tłumie ludzi, to tylko rodzice. Jednak samotny się czuje. Nie rozmawiam z nimi wcale, pomijając krótkie powitanie każdego ranka. Czasami dobrze mi robi taka samotność. Jednak gdy już się zrelaksuje, poczuje jak kiedyś, gdy bylem dzieckiem, zadzwoni telefon. Piekielne urządzenie, które tak bardzo jest mi potrzebne gdy jestem daleko od domu, a które w tym momencie mam ochotę najzwyczajniej w świecie wyrzucić przez okno. Sięgnąłem po ten dość mało potrzebny mi w tym momencie przedmiot, i spojrzałem na ekran. Westchnąłem, widząc kto dzwoni. Czy ona kiedyś da mi święty spokój? Przed wyjazdem prosiłem ją, by ograniczała się z dzwonieniem do mnie. Czyżby przekaz nie dotarł, i będę musiał go powtórzyć? Nie lubię dwa razy mówić tego samego, wie o tym. Odebrałem w końcu ten telefon, przykładając go do ucha.
- Clara, prosiłem o coś... - zacząłem, nie dała mi mówić dalej.
- Wiem, przepraszam... Po prostu się już stęskniłam. Żałuje, że nie pojechałam z tobą.
- Wiesz że nie mogłaś - westchnąłem ciężko - Po pierwsze, pracujesz. Po drugie, moi rodzice nie wiedzą że mam dziewczyna, i lepiej by tak zostało. Zaraz rozpoczęłyby się niepotrzebne kłótnie, nie chce tego.
- Yhym... Mogę przyjechać, chociaż na parę godzin? Nie zauważą mnie nawet.
- Czemu jesteś taka pewna? Nigdy nie widziałaś tego miejsca.
- Nie chcesz mnie widzieć?
- To znaczy... Clara, proszę. Dwa miesiące i wracam.
- To długo. - stwierdziła.
- Nie myśl o rozłące, to minie szybciej. I nie wydzwaniaj do mnie... Poczekaj, aż ja zadzwonię. Kocham cię, cześć.
Nie dając jej dojść do słowa, odłożyłem telefon. Dlaczego nie chciałem, by przyjeżdżała? Proste. Rodzice zgodzili się na moją naukę muzyki, ale nie tańca, a jednak to głównie tam robię. Clara na pewno by się wygadała, nie wie że nie wiedzą że tańczę. Chyba by mnie więcej już do Madrytu nie puścili. Jeszcze dodając do tego fakt, że moja dziewczyna jest... Powiedźmy że ciut starsza ode mnie, chyba by oszaleli. Szczególnie ojciec. Nie jest ze mną spokrewniony, a się czepia. Spojrzałem za okno. Pogoda wcale nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. To jest chyba jedyne, co mnie tutaj hamuje.

- Co ty tu jeszcze robisz? - zdziwiła się moja mama, gdy na chwile weszła do mojego pokoju.
- Leżę sobie. Pogoda kiepska, gdzie mam iść? - spytałem, na chwile przerywając słuchanie ulubionej muzyki i wyciągając z uszu słuchawki.
- Pogoda cię zwykle nie zatrzymywała. - stwierdziła.
- Dorosłem. Nie chce się przeziębić i musieć tutaj siedzieć dłużej. - posłałem jej nikły uśmiech, znowu zakładając słuchawki. Mama odpuściła sobie rozmowę ze mną. Wzięła co chciała i opuściła mój pokój. Poczekam aż przestanie padać, i pójdę. Nie chce tu siedzieć całe dnie.
Na szczęście, już po godzinie wyszło słońce, co umożliwiało mi spacer. Zanim rodzice się zorientowali, mnie już nie było w domu. Z resztą, jak zawsze. Gdy tak sobie chodziłem, ze słuchawkami w uszach, nagle dogoniła mnie Violetta.
- Co tak sam chodzisz? - spytała - Mogę się dołączyć do spacerku?
Spojrzałem na dziewczynę, wyciągając z uszu słuchawki. Posłałem w jej kierunku delikatny uśmiech. Clara by mnie zabiła, za to co zaraz powiem.
- Oczywiście. W końcu niedawno mówiłem, że nie lubię samotności. - zaśmiałem się, chowając telefon ze słuchawkami do kieszeni bluzy, uprzednio wyłączając muzykę. - Jak z nogą? Już nie boli?
- Jak widzisz, nie. Muszę chyba jednak ograniczyć to łażenie po drzewach, bo czuje że kiedyś sobie naprawdę coś zrobię.
- Wiesz, też kiedyś tak łaziłem. I połaziłbym sobie pewnie jeszcze, gdyby nie to że będąc w Madrycie nie bardzo miałem na to możliwości, i teraz pewnie bym nie potrafił na to drzewo wleźć. - zaśmiałem się. Mieszkając w Madrycie okropnie się zmieniłem... Ale czuje, że to dobrze.
- No widzisz, ile tracisz. Nie myślisz czasem, żeby tutaj wrócić?
- Nie, nie chce... Uczę się tam, mam przyjaciół... Nie chciałbym tego teraz zostawiać. Sam zapewne wiesz, o czym mówię. Rozstanie było trudne, prawda?
- Może i tak... Ale myślę, że dobrze mi zrobiło. Nadal mam kontakt z przyjaciółmi, a samotność od czasu do czasu jest dobra, nie sądzisz?
- Może i tak. Jednak nie mógłbym sam mieszkać w takim miejscu. - stwierdziłem. - Lubie ludzi, muszę mieć z kim porozmawiać.
- A w Madrycie mieszkasz sam...?
- Do tej pory mieszkałem w internacie, więc nie sam. - zaśmiałem się - A na ten rok najprawdopodobniej przeprowadzę się do swojej dziewczyny.
 - To dziwne, że jej i twoi rodzice się na to zgadzają. - stwierdziła nagle.
- Jej rodzice nie mają nic do powiedzenia, jet=st już dorosła. A moi niech żyją ze świadomością, że nadal mieszkam w tym internacie. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Masz starszą dziewczynę? Cóż... I zapewne twoi rodzice nic o tym nie wiedzą?
- Skąd wiesz? - trochę się zdziwiłem.
- Mam nadzieje, że poradzisz sobie w Madrycie, gdy już tam zamieszkasz. - powiedziała, ignorując moje pytanie. - Muszę już iść. Pa.
Po tych słowach, szybko odeszła. Stałem, wpatrując się w odchodzącą dziewczynę. Jednak długo nie było mi dane cieszyć się samotnością.
- Zgadnij kto to? - usłyszałem dobrze mi znany głos, i poczułem zimne dłonie zakrywające mi oczy.
- Co ty tu robisz? - zdziwiłem się. Przecież mówiłem, by nie przyjeżdżała... 

wtorek, 16 czerwca 2015

2 - Rozmowa

"Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu, w twe życie, do twego serca."

Dziewczyna na szczęścia odpuściła, i powiedziała dokąd mam ją zanieść. Mieszkała dosyć blisko. Musiała się wprowadzić niedawno...
- Kiedy się tu przeprowadziłaś? - spytałem, po dłuższej chwili drogi w milczeniu. Dziewczyna długi czas mi nie odpowiadała. W końcu jednak się odezwała.
- Nie, dopiero parę miesięcy. Dlaczego pytasz?
- Mieszkam niedaleko - wyjaśniłem - Ale w domu jestem dość okazjonalnie. Dlatego pewnie nie widziałaś mnie wcześniej.
- Naprawdę mieszkasz niedaleko? Wydawało mi się że osoby w naszym wieku by się tu zanudziły. A w ogóle, to jestem Violetta. - przedstawiła się. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że jednak należałoby się przedstawić. Rozmawiałem z dziewczyną, a ona nawet nie znała mojego imienia.
- Ja jestem Diego. Wiesz... Myślę, że to miejsce jest na tyle wyjątkowe, by nie można było się tu nudzić. W dodatku, inteligentne osoby się nie nudzą. - zażartowałem, posyłając dziewczynie uśmiech. Chyba jej tym nie rozbawiłem, bo wciąż z obojętnym wyrazem twarzy gapiła się przed siebie.
- Mówiłeś, że jesteś w domu okazjonalnie... Długo tutaj będziesz? - zapytała, po dłuższym milczeniu.
- Całe wakacje. Uczę się w Madrycie, więc później nie będę za bardzo miał okazji tutaj wracać na weekend.
- W Madrycie? Tak daleko? Widzisz, a jednak uciekasz od tego miejsca. - stwierdziła.
- Nie uciekam od miejsca, tylko od ludzi. Z resztą... Nie będę ci opowiadał. Lubie to miejsce, naprawdę. Uwielbiam. Ba, kocham. Tłumaczę się rodzicom, że chce spełniać marzenia... I tak naprawdę to robię, jednak mam często nawet podczas tych miesięcy wakacji dosyć ich obecności. Nie zrozumiesz...
- Zrozumiem, mieszkam tutaj sama. - powiedziała, za chwile na mnie zerkając. - Też czasami mam dosyć rodziców. Z tym, że moi mieszkają w Madrycie. Uciekamy na taką samą odległość.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Nie rozumiem, co tutaj robisz, skoro jesteś z Madrytu. Ja na twoim miejscu bym tam został. - stwierdziłem - Stolica daje dużo więcej możliwości. Mieszkam tam od trzech lat, i jak narazie czuje się tam dobrze...
- I nie czujesz, że to jest twoje miejsce na ziemi? Z dala od ludzi, w ciszy, spokoju? - spytała, przyglądając mi się. Samotność tutaj zwykle mi przeszkadzała. Uwielbiałem towarzystwo, chociaż sam też potrafiłem zorganizować sobie zajęcie.
- Nie lubię samotności. - stwierdziłem w końcu - Czasami dobrze robi, jednak przez całe życie... W takich warunkach można oszaleć.

Na tym skończyła się nasza rozmowa. Byliśmy już przed domem dziewczyny. Odstawiłem ją na ziemie, zaraz chcąc iść do domu. Zanim odszedłem, usłyszałem od niej tylko ciche podziękowanie. Wróciłem do domu, na chwile wstępując do kuchni i biorąc sobie cokolwiek do zjedzenia. Ruszyłem do swojego pokoju, nie chcąc natknąć się na tatę. Z mamą nie miałem żadnych problemów, ale on... Doprowadza mnie często do szału. Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nazywam go ojcem. Nie jest moim prawdziwym ojcem. i o tym dowiedziałem się dopiero te trzy lata temu. Jakoś to zniosę, teraz przynajmniej rozumiem dlaczego traktuje mnie tak oschle.
Zaraz po wkroczeniu do swojego pokoju, usiadłem na swoim łóżku i zerknąłem na telefon, który cały dzień leżał sobie na półce. Sięgnąłem po niego, od razu orientując się że mam nieodebrane połączenia. Odpuściłem sobie oddzwanianie, pomimo tego że dzwoniła do mnie Clara. Powinna wiedzieć że gdy jestem tu, czuje się jak w innym świecie. W Madrycie nie rozstaje się z telefonem. Tutaj nie jest mi on wcale potrzebny. Zero kontaktu ze światem, czas odpocząć.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

1 - Poznanie.

"Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, za­wied­li się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Ta­ka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie. "

Uwielbiam wracać do domu, po wielu miesiącach poza nim. Mam wtedy święty spokój, to mój czas na odpoczynek. Z dala od zgiełku miasta, w którym musiałem zamieszkać ze względu na szkołę. Tutaj nikt nie traktuje mnie inaczej. Myślę, że w tej sytuacji przeprowadzka do stolicy na stałe byłaby najgorszym pomysłem. Obiecałem rodzicom, że gdy spełnię marzenia, wrócę chociaż na jakiś czas. Tak szybko zgodzili się na moją przeprowadzę, tak daleko... Zgodzili się wysłać mnie do szkoły w Madrycie, bym się uczył, rozwijał. Ale byłem sam, tak daleko od nich. W miejsce, w którym zostawiłem wszystko przyjeżdżałem tylko na wakacje. A te wakacje znowu nastały. Jestem w połowie drogi do spełnienia najbardziej skrytych marzeń, jednak za każdym gdy wracam tutaj mam ochotę wszystko to rzucić i tu zostać. To tylko dwa miesiące w ciągu roku, w których mam przy sobie bliskie osoby, trzeba więc jak najlepiej je wykorzystać. Zaraz po przywitaniu się z rodzicami, ruszyłem do swojego pokoju. Ostawiłem walizkę w kont, od razu rzucając się na miękkie łóżko.
- Nie ma to jak w domu. - mruknąłem pod nosem, zaraz wstając i zabierając się za rozpakowanie walizki. Zajęło mi to dość dużo czasu. Zaraz po tym szybko się przebrałem, i opuściłem dom. Nie zamierzałem całego dnia spędzić w domu. Rzadko w ogóle to robiłem, kiedy byłem tutaj. W pobliżu nie mieszkał nikt w moim wieku, z kim mógłbym się zaprzyjaźnić i spędzać czas, pomimo tego poznałem dobrze już tą okolicę i potrafię sam się czymś zająć. Nie jestem już dzieckiem, więc nie robię tego co kiedyś, jednak siedzenie na brzegu jeziora z zeszytem i ołówkiem od dłuższego czasu wychodzi mi na dobre. To tutaj narodziła się druga z moich pasji - rysowanie. Pierwszą jest muzyka, którą zajmuje się w Madrycie. Pomimo tego, że moja matka zaczyna twierdzić, że jest tu strasznie pusto beze mnie, nie chce tego jakoś kończyć. Uczę się w Madrycie odkąd skończyłem 14 lat. Niechętnie mnie tam puścili, tłumacząc że stolica jest za daleko i spokojnie mogę się uczyć w mieście niedaleko. Jednak wtedy w moim życiu zaczęło dziać się zbyt wiele, chciałem być daleko, sam. Zrozumieli, od tamtego czasu mieszkam w jednym z internatów w Madrycie. To tam mam normalne życie. Tu przyjeżdżam tylko na święta, no i na wakacje. Stolica daje mi zapomnieć o tym, co działo się tutaj... To jest nieważne, nie chce akurat w tym momencie o tym myśleć. Powinienem zająć się teraz tym co uwielbiam. W końcu doszedłem do ukochanego jeziora, siadając zaraz na brzegu. Kochałem to miejsce. Było tak jakby moje. Nikogo tu jeszcze nie spotkałem, zawsze byłem sam. Moi rodzice do tej pory nie wiedzą, gdzie potrafię przesiadywać całe dnie. Raz miałem ochotę nawet przesiedzieć tutaj noc... Nigdy nie chciałem jednak dodawać mojej mamie zmartwień, więc spokojnie wracałem wieczorem do domu.
Z plecaka, który miałem przy sobie wyciągnąłem zeszyt, w którym czasami pisałem piosenki, i rysowałem. Zaraz po tym, wyciągnąłem ołówek, którego jak zwykle musiałem dłużej szukać. Nie zastanawiałem się długo, co narysować. Zawsze szybko coś przychodziło mi do głowy, i po prostu rysowałem. Jednak tym razem nie dane mi było zakończyć rysunki. Usłyszałem jakieś hałasy z lasu, który znajdował się niedaleko. Zastanawiałem się czy to zignorować i rysować dalej, czy jak najszybciej stąd zniknąć. Zainteresowałem się jednak, co tam jest, więc nie skorzystałem z żadnej z opcji które pierwsze przyszły mi do głowy. Schowałem zeszyt do plecaka, po czym wstałem od razu idąc w kierunku hałasu, który usłyszałem. Jeśli coś mi się stanie, mama mnie jeszcze chyba dobije, ale nie myślałem o tym. Coś kazało mi tam pójść. Szedłem między drzewami, rozglądając się uważnie by nie przegapić źródła hałasu. Nie przegapiłbym...
- Co ty tu robisz? - spytałem, przyglądając się dziewczynie siedzącej na ziemi, i trzymającej się za nogę. Od razu podszedłem, pomagając jej wstać. Była mniej więcej w moim wieku... Nadal nie wiem, co robi tutaj sama.
- Spadłam z drzewa, nie widzisz? - spytała, oschłym tonem, nie chcąc nawet przyjąć mojej pomocy.
- Po co w ogóle właziłaś na to drzewo? - spytałem, rozbawiony jej zachowaniem.
- To już nie jest twoja sprawa. - burknęła, wymijając mnie i idąc do domu, oczywiście kulejąc przy tym.
- Może dasz sobie pomóc, i odprowadzę cię do domu? - spytałem, jednak nie uzyskałem odpowiedzi - Mogłaś zwichnąć sobie kostkę, ta twoja upartość tylko pogorszy sytuacje.
Mówiłem, jednak dziewczyna mnie nie słuchała, tylko szła dalej. Wywróciłem oczami, od razu idąc do niej, i nie zważając na jej protesty biorąc ją na ręce.
- Daleko mieszkasz? - spytałem, idąc w kierunku wyjścia z lasu.
- Co ty wyprawiasz? Puść mnie! - protestowała, jednak teraz ja ją ignorowałem.
- Pytałem o coś.

czwartek, 4 czerwca 2015

Prolog

To ten moment, ta chwila, gdy czujesz, ze możesz wszystko. Spełniłeś najskrytsze marzenia, jednak nie dostrzegasz, że czegoś w Twoim życiu brakuje. Brakuje osoby, która czekałaby na Ciebie w domu, z kolacją. Brakuje kogoś, kto byłby dumny z Twojego sukcesu. Na początku nie dostrzegasz tej "dziury" w Twoim sercu. Jednak kiedyś nastanie moment, gdy miłość Tobą zawładnie.


***
Ta da, Patrycja pisze od nowa. Inne opowiadanie. Ale wciąż o Dielettcie :3

Obserwatorzy

Chat~!~